Rozdział 26 - Rousseau
Pierre doskonale wiedział, że już wkrótce po powrocie do Paryża przyjdzie mu się przemienić, ale nie sądził, że nadejdzie to tak szybko. Mimo to był zadowolony — chciał jak najszybciej opanować swoją moc, a wiedział, że same rozmowy z Shouyi nie wystarczą. Bogini udzieliła mu jednak jednej bardzo ważnej porady: w opanowaniu tej energii powinien przede wszystkim skupić się na kontroli emocji. Bardzo byłby rad, gdyby Brigitte teraz towarzyszyła mu w walce, jednak jej obecność wzbudzała w nim całą gamę uczuć, a gdyby coś jej się stało... Pokręcił głową. Nie, nie powinien o tym myśleć. Dobrze, że Brigitte zgodziła się zaczekać. Chwila odpoczynku dobrze jej zrobi. A on da radę skupić się wyłącznie na walce.
Teraz twarz omiatało mu chłodne powietrze, gdy skakał po dachach za Muchą pokazującą mu drogę. Przez głowę przemknęło mu, że prościej byłoby użyć Teleportacji, w końcu teraz już nie musiał się odmieniać, by użyć jej ponownie... Chociaż nie, nie powinien tego robić. Dopóki nie zyska kontroli, robienie czegokolwiek, co mogłoby go zbyt nadwerężyć, było po prostu głupie. A poza tym przecież nie zabrałby Aurélie ze sobą, ona i tak musiałaby tam dotrzeć w zwykły sposób. No, o ile skakanie po dachach było bardzo zwykłe.
Przez większość drogi zastanawiał się, co ujrzy. Ciekawił go nie tylko jak widać wyjątkowo niebezpieczny złoczyńca, ale także superbohaterowie. Od czasu, gdy pojawili się Biedronka i Czarny Kot, w Paryżu bywał niezwykle rzadko i wiedział o nich tylko to, co zobaczył w wiadomościach i parę rzeczy, o których wspomniał mistrz Fu (a temat paryskich bohaterów poruszał niezbyt często). A jeszcze była Mucha... Jak widać, pojawiła się niedawno i jeszcze nie miała za dużo doświadczenia. Wydawała się nie być do końca pewna swoich ruchów i słów. Pierre'owi przypomniał się on sam, gdy dotarł do Paryża. Ku jego zaskoczeniu mistrz Fu pozwolił mu wtedy zatrzymać Miraculum Pająka i uczyć się używać jego mocy. W tamtych czasach był równie niepewny co Aurélie, jeśli nawet nie bardziej. W końcu nawet nie wiedział, skąd miraculum ma, a ona musiała dokonać czegoś bohaterskiego, inaczej by na nie nie zasłużyła. Gdy nauczy się wszystkiego o mocach, jakie daje je biżuteria, może się stać naprawdę groźnym przeciwnikiem...
Ledwo pomyślał, że po tej akcji chciałby bliżej zapoznać się z nową bohaterką, ona przystanęła. To musiało być tutaj. Pod dachem, na którym stali, rozciągał się Place de Vosges — część drzew i jedna z ławek zostały zniszczone, jednak tak poza tym nie dałoby się zauważyć, że grasuje tu złoczyńca.
— To nie dokładnie tutaj — odezwała się Aurélie, po czym wskazała na dach po drugiej stronie parku. — Złoczyńca znajduje się tam, tylko uznałam, że lepiej będzie nie wpadać bezpośrednio do jego pułapki.
Pierre skinął głową, po czym zapytał:
— Jak myślisz, co kombinuje?
— Jak odlatywałam, chciał spopielić Biedronkę i Czarnego Kota ognistymi kulami. No, mnie też, ale mu umknęłam.
— To nie wygląda, jakby ciskał w nich kulami... — zauważył Pierre. Owszem, jakiś ogień tam płonął, jednak wcale nie spadał niczym deszcz meteorytów. Był raczej spokojny... o ile ogień taki może być.
— Podkradnijmy się bliżej — zaproponowała Mucha. — Tylko tak, żeby nas nie zauważył.
A więc zeskoczyli z dachu i gdyby nigdy nic przeszli przez park. Pierre miał nadzieję, że złoczyńca jest zbyt skupiony na swoich morderczych planach wobec Biedronki i Czarnego Kota, żeby zajrzał do parku. Choć dobra, może niech się nie skupia na tych planach aż tak, bo jeszcze zabije superbohaterów, zanim on i Mucha zdążą im pomóc.
Ale w sumie jeśli by ich spopielił, miraculów raczej by nie zdołał uratować, więc Władca Ciem by ich nie zdobył — przemknęło Pierre'owi przez myśl.
Kiedy podeszli dostatecznie blisko, zrozumieli, co Rousseau uczynił. Otoczył Biedronkę i Czarnego Kota swoim płomieniem. Mówił coś do nich; po chwili rozróżnili słowa:
— Jeśli nie oddacie mi miraculów, rozkażę temu ogniowi was spalić. Wtedy wezmę sobie te klejnociki, które tak chroniliście, spopielę cały Paryż, a potem zaniosę je Władcy Ciem, by mógł zrobić to, co chce, cokolwiek to jest. Mało mnie to obchodzi... A może najpierw zaniosę miracula, a potem będę wszystko palić, żeby ich nie uszkodzić, nieważne w sumie...
— Chwila — szepnęła Mucha. — Nie robi mu różnicy, czy najpierw da miracula Władcy Ciem, czy będzie palić Paryż... A skąd wie, że on pozwoli mu zatrzymać jego moce?
— Może myśli, że uda mu się przechytrzyć Władcę Ciem? — zasugerował Pierre. — A w sumie, jeśli go teraz nie powstrzymamy, to i tak nie będzie to miało szczególnego znaczenia, bo któryś z nich i tak wszystko zniszczy.
— Ta... Tylko co mamy zrobić?
Najwyraźniej nie mając pomysłu, Aurélie ponownie wpatrzyła się w złoczyńcę, Pierre zrobił to samo. Ku jego zdumieniu Biedronka i Czarny Kot nie wyglądali na chętnych do walki. Przeciwnie, ze spuszczonymi głowami coś do siebie cicho mówili; wyglądało to, jakby chcieli się poddać. W końcu Czarny Kot skinął głową bez entuzjazmu i odwrócił się w stronę Rousseau.
— Skoro tak, to masz rację — powiedział, teraz już głośno. — Wygrałeś. Oddam ci swoje miraculum.
Podniósł prawą rękę, tę, na której serdecznym palcu połyskiwał czarny pierścień. Powoli, odrobinę drżąc, przysunął do niej drugą dłoń. Jego palce znajdowały się o centymetry... teraz już milimetry od miraculum.
Pierre prawie nie zauważył, że Biedronka podrzuciła do góry swoje jojo, wołając: „Szczęśliwy Traf!".
Gdy jednak to do niego dotarło, zrozumiał, że Czarny Kot od początku nie zamierzał oddawać miraculum. Całkiem sprytne, ale czy skuteczne? Może chwila dywersji sprawi, że złoczyńca spóźni się sekundę i nie zostaną spopieleni?
Biedronka trzymała w rękach czerwony wąż w czarne kropki. Jego zastosowanie było oczywiste, ale tak samo jak Pierre musiała zrozumieć, że nic jej po wężu, jeśli nie ma w nim jak polecieć woda. Chłopak zadziałał błyskawicznie — zauważył kątem oka, że Czarny Kot zaczął machać kijem w nadziei, że odpędzi ogień, a sam w tym momencie wyrzucił do przodu swoją sprężynkę, tak że oplotła się wokół węża i wyrwała go z ramion Biedronki.
— Co jest?! — zawołała bohaterka, wyraźnie spanikowana.
Mucha też nie rozumiała całej tej sytuacji.
— Co ty wyprawiasz?! — wrzasnęła na Pierre'a, nie przejmując się tym, że teraz Rousseau na pewno ich zauważy. — Chcesz ich pozbawić szansy na wygraną?
— Wręcz przeciwnie — odparł Pierre szybko, nie miał czasu wyjaśniać swojego szybko powstałego planu. — Trzymaj. — Wcisnął jej w rękę końcówkę węża.
Westchnął, wiedząc doskonale, co go teraz czeka. Miał nadzieję, że się uda.
— Teleportacja!
Tak jak zaplanował, znalazł się w powietrzu. Wąż był rozciągnięty do granic możliwości, ale niedługo utrzymywał się ten stan, ponieważ Pierre niestety nie umiał powstrzymać spadania. Miał jednak nadzieję, że uda mu się przeczesać wzrokiem teren, odnaleźć hydrant i przeteleportować się tam, zanim spadnie na ziemię i stanie się krwawym plackiem.
Wśród drzew nie ma, przy ławkach też nie... Kamienice wokół parku? Tam też nie. Szybciej... Piekarnia Tom & Sabine? Bingo! Chodnik przy piekarni, to jest to! Pierre niemal nie dosłyszał swojego wrzasku, tak skupiony był na swoim celu.
Wylądował przy niepozornym hydrancie, który teraz jednak był jedyną szansą superbohaterów. Myślał tylko o tym, żeby mu się udało, że nawet nie wiedział, co właściwie zrobił. Tak czy siak, udało mu się podłączyć wąż i dopiero teraz zorientował się, że stoi niebezpiecznie blisko superzłoczyńcy. A także, że superzłoczyńca zauważył jego. Teraz ma przerąbane.
— O, kolejny robak postanowił się przyłączyć do zabawy? — zapytał Rousseau. — Kim jesteś, pająkiem? A zresztą, nieważne. Żaden robak nie przepada za ogniem.
Machnął ręką w stronę Pierre'a, a przed nim wyrosła ściana ognia. Nie wydawała się szczególnie groźna, lecz było czuć od niej buchający żar. Och, miał nadzieję, że Mucha zrozumie, co się dzieje... Odkręcił zawór hydrantu.
Nietrudno było zauważyć wodę płynącą w wężu. Aurélie zorientowała się dopiero, gdy poczuła, że chce się on wyrwać z jej rąk. Zdumiona własną szybkością działania, natychmiast skierowała końcówkę węża ku Rousseau. Jednak stąd woda nie trafiała do złoczyńcy, więc po sekundzie zastanowienia wzbiła się w powietrze.
— A masz! — nie powstrzymała okrzyku, gdy wycelowała strumieniem wody prosto w twarz ich przeciwnika.
Ten zdezorientowany potknął się i upadł. Kto by pomyślał, że taki niebezpieczny złoczyńca może zostać pokonany w tak banalny sposób? Jednak Biedronka i Czarny Kot nie mieli jak się do niego dostać, w końcu cały czas stali w kręgu ognia. A Mucha nie mogła go ugasić, zbyt zajęta topieniem Rousseau.
— Pająku! — zawołała, mając nadzieję, że Pierre ją usłyszy. — Chodź tu!
Na jej zawołanie, tuż przed Rousseau zmaterializował się znikąd bohater w czarnym stroju. Spojrzał na złoczyńcę, ale zupełnie nie wiedział, co robić. Aurélie po chwili przypomniała sobie, że ten nigdy nie walczył z ofiarą akumy.
— Znajdź jakiś wyróżniający się przedmiot i go zniszcz!
Wtedy wzrok Pająka padł na bejsbolówkę ich wroga. Nie był pewien, czy to ona jest kluczem do pokonania Rousseau, ale czuł, że tak właśnie może być. Pomagając sobie kolejnym przeteleportowaniem, zdjął mu ją z głowy i cisnął w szalejący wokół ogień.
Bejsbolówka spłonęła, nie został po niej żaden ślad, nawet akuma. Mucha przez chwilę zastanawiała się, czy to właśnie tam ukrył się motylek i czy Pierre się nie pomylił, ale już po chwili złoczyńcę spowił czarny dym, ukazując spod niego Rousseau już w normalnej postaci.
— Co tu się stało? — wymamrotał chłopak. — I czemu lejecie mnie wodą?
— Sorki. — Aurélie odciągnęła wąż tak, by już go nie polewał. — Byłeś zaakumowany i nie było innego sposobu, żeby ci pomóc... — Odwróciła się do Pająka i powiedziała do niego: — Daj wąż Biedronce, niech naprawi zniszczenia.
— Zaakumowany? — powtórzył Rousseau. — Przez Władcę Ciem? Jak ja mogłem się tak dać? Niemożliwe...
— Nie martw się. — Mucha przywołała na twarz swój najmilszy uśmiech, mając nadzieję, że nie odstraszy nim chłopaka. — Władca Ciem próbował cię wykorzystać do swoich celów, ale nie udało mu się.
— Ta, nie udało mu się.
Rousseau powoli się podniósł. Stanął na nogach nieco niepewnie, ale już po chwili miał się całkiem dobrze.
— Dzięki czy coś — odezwał się jeszcze.
Po czym ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
W międzyczasie Biedronka użyła swojej mocy, a małe biedroneczki latające we wszystkie strony w try miga ugasiły ogień i naprawiły wszystkie nieszczęsne ławki i stoliczek na tarasie, które padły ofiarą złoczyńcy.
Aurélie nie zwracała na to jednak uwagi. Ten atak był zupełnie inny od wszystkich. I mimo że Rousseau został pokonany, nadal czuła swego rodzaju niepokój. A może tylko się jej zdawało?
Zwróciła się w stronę Biedronki, Czarnego Kota i Pająka.
— Kim ty niby jesteś? — usłyszała głos tej pierwszej. — Nie wierzę... Ostatnio przybywa tylu superbohaterów zupełnie bez zapowiedzi! I jeszcze ty — wskazała Muchę — skąd go znasz? Chciałabym doczekać się jakichś wyjaśnień!
— Prawdę mówiąc, też do końca nie wiem, co tu się dzieje — przyznała Mucha. — Mistrz Fu ma nam dużo do wyjaśnienia.
— Znasz mistrza? — Biedronka uniosła brwi.
— To on dał mi miraculum, więc czemu miałabym go nie znać? — odpowiedziała Aurélie pytaniem.
— Masz rację — powiedziała niespodziewanie bohaterka w kropkowanym stroju. — Mistrz ma nam naprawdę sporo do wyjaśnienia.
Tę rację zdecydowanie spotęgował fakt, że właśnie w tej chwili Pająk zemdlał na ich oczach.
***
Rousseau przemierzał samotnie ciemne uliczki, na tyle rzadko uczęszczane, że nie zdziwiłby się, gdyby tylko on wiedział o ich istnieniu. Jakaś jego część podpowiadała mu jednak, że tak nie jest — na tym świecie nie ma niczego, co moglibyśmy mieć naprawdę na własność. Tak więc te uliczki nie były jego, ale też on do niczego ani nikogo nie należał. A szkoda, gdyby miał kogoś, kto posiadłby go całkowicie, może poczułby się spokojniejszy?
To nie była jedyna myśl, która w tej chwili zaprzątała jego głowę. Powiedział Musze, że nie pamiętał zaakumowania, lecz to była nieprawda. No dobra, nie pamiętał całkowicie, ale miał przebłyski wspomnień. Jednego był pewien — nie cała moc, którą miał w tym momencie, pochodziła od Władcy Ciem. Ba, tylko niewielka jej część była zasługą akumy. Czuł, że jeśli się skupi, uda mu się obudzić tę resztę.
Uśmiechnął się usatysfakcjonowany, gdy na jego dłoni zatańczyły języczki ognia.
I wtedy właśnie poczuł, że nie jest sam. Odwrócił się, mając nadzieję, że ujrzy tego, kto też tam był. Ale nikogo nie zobaczył. Nadal jednak czuł tę dziwną obecność. Ruszył dalej, tym razem jednak w jego sercu zasiała się obawa.
I, w momencie, gdy miał minąć róg, w końcu kogoś zauważył. Postać nie była wysoka, nawet niższa od niego. Jej twarz i ciało były skryte pod obszerną peleryną z kapturem. Rousseau instynktownie się zatrzymał.
— K-k-kim jesteś? — zapytał drżącym głosem. Sam sobie się dziwił, że w ogóle zdołał z siebie wykrzesać jakiś dźwięk.
— To nieistotne, kim ja jestem — odparła postać ochrypłym głosem. Rousseau nawet nie umiał się po nim domyślić, jakiej płci jest jego rozmówca. — Istotne jest to, kim ty jesteś. A jesteś kimś niezwykle interesującym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro