Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25 - Nie igraj z ogniem

Teraz Aurélie zdecydowanie miała kłopoty. Rozpoznanie Rousseau nieco zbiło ją z tropu, więc nie do końca skojarzyła, w którym momencie cisnął w taras jakąś ognistą kulą. Byłoby po niej, gdyby Biedronka nie wykazała się refleksem i nie zepchnęła jej na bok.

— Uważaj trochę! — syknęła Biedronka.

— Przepraszam... — wymamrotała na to Aurélie. — Znam go — dodała, jednocześnie wstając i otrzepując strój. — To ten chłopak, którego chciał porwać Ikar.

Oceniła szkody, jakie ognisty pocisk wyrządził w tarasie. Podłoga była nieco osmalona, a część desek połamana. Stolik został zmieniony z powierzchni. Cudem było to, że nic się nie zapaliło.

— Ciekawe, że wspominasz o Ikarze — odezwał się Rousseau. — Wiesz co? Bardzo dobrym pomysłem byłoby się na nim zemścić...

— Zemścić? Za to, że był pod wpływem akumy, jak i ty? — Biedronka pokręciła z niedowierzaniem głową. — Opamiętaj się, Władca Ciem wykorzystuje cię do własnych celów! Nie musisz się mścić!

— Nie muszę, ale chcę. — Twarz Rousseau wykrzywiła się w złowieszczym uśmiechu. — On też nie musiał mnie porywać. Jednak nim zajmę się potem, najpierw wyeliminuję was i Czarnego Kota, wtedy już nikt mi nie przeszkodzi.

I, zupełnie bez ostrzeżenia, wycelował w stronę bohaterek kolejną ognistą kulę. Tym razem Mucha jednak była w pełnej gotowości i jednocześnie z Biedronką przeskoczyła przez balustradę. Zaczepiła gumę o najbliższą latarnię, aby złagodzić upadek i wylądowała pod drzwiami piekarni. Spojrzała na Biedronkę, zastanawiając się, jaką strategię obrać. Bohaterka w kropkowanym stroju nie odzywała się, a i tak nie zdążyłaby nic powiedzieć w ciągu sekundy wolnej od ataku. Bowiem już chwilę później spadał na nie deszcz piłek skąpanych w ogniu. Były to bowiem piłki, co Aurélie zrozumiała, gdy jedna z nich przeleciała niebezpiecznie blisko jej nosa.

Ale czemu piłki? Z tego co pamiętała, Rousseau nigdy nie lubił sportu. Chwila... Może to właśnie była przyczyna? Czyżby ktoś go wyśmiał? Nie było to jednak aż tak zastanawiające, jak zimne wyrachowanie złoczyńcy. Z tego co pamiętała, ofiary akumy zwykle działały pod wpływem emocji i bardziej myślały o osobistych celach niż o miraculach. A on... Gdy mówił o zemście na Ikarze, w jego głosie pobrzmiewało rozbawienie! A do tego był w stanie odłożyć atakowanie cywili, by pokonać ją i Biedronkę. Wnet zrozumiała, że wcześniejsze wybuchy służyły jedynie przyciągnięciu ich uwagi.

Jemu wcale nie chodziło o wzbudzenie popłochu wśród ludzi. Przede wszystkim chciał zwabić do siebie bohaterów, aby zdobyć ich miracula. A potem, gdy już dostarczy je Władcy Ciem, będzie mógł do woli terroryzować Bogu ducha winnych obywateli... Mucha wzdrygnęła się, gdy wyobraźnia podsunęła jej obraz, w którym ona, Biedronka i Czarny Kot leżą, wyczerpani, pozbawieni miraculów i mogą tylko patrzeć na chaos, który ogarnia Paryż, a potem cały świat...

— Biedronko, może użyjesz Szczęśliwego Trafu i raz-dwa zrobimy porządek z tym ognikiem? — zawołała do niej, gdy grad piłek na chwilę ustał.

Biedronka skinęła głową i już otwierała usta, aby wypowiedzieć formułkę, gdy coś pchnęło ją w bok. Ku swojemu zdumieniu ujrzała Czarnego Kota, który podnosił się z ziemi, wymachując swoim kijem.

— Obawiam się, że nie wystarczy być gorącym, by igrać z tym ogniem! — Czarny Kot mrugnął do Biedronki.

Mucha nie mogła zbyt długo oglądać zalotów chłopaka, bo gdyby to zrobiła, zostałaby zmieciona z powierzchni ziemi jak nieszczęsny stolik z tarasu państwa Dupain-Cheng. Unikając kolejnych ataków, myślała gorączkowo, co mogłaby zrobić. Nie czuła, żeby mogła się przydać tutaj, uciekając przed pociskami, które w każdej chwili mogły ją spopielić. Nie, lepiej było pokonać ich źródło... To Rousseau był za to wszystko odpowiedzialny, to jego trzeba było powstrzymać.

— Latanie!

Jej okrzyk był praktycznie niesłyszalny wśród świstów piłek, regularnych okrzyków któregoś z superbohaterów i psychopatycznego śmiechu Rousseau. Udało się jej wzbić w powietrze niezauważoną i dopiero, gdy znalazła się na poziomie oczu złoczyńcy, ten zaszczycił ją spojrzeniem.

— Proszę, proszę, muszka chce mi uciec. — Nie przerywał bombardowania Biedronki i Czarnego Kota, choć teraz robił to bardziej niedbale, wzrok mając utkwiony w Aurélie. — Ale jeśli myśli, że jej się to uda, to jest w wielkim błędzie.

W jego ręku znikąd pojawiła się skakanka, którą w mgnieniu oka obwiązał niczego nie spodziewającą się Muchę. Ręce przywarły jej do tułowia, na szczęście skrzydła na jej plecach pozostały wolne, więc nie zaczęła natychmiast spadać. Chociaż... To Rousseau trzymał skakankę od drugiej strony, szalony pomysł, który zrodził się w jej głowie, może zadziałać!

Całą siłą woli, jaka jej pozostała, zmusiła się, by nie myśleć o tym, że jeśli to nie zadziała, może się boleśnie rozbić o ziemię, po czym pozwoliła, aby skrzydła przestały utrzymywać ją w powietrzu. Grawitacja szybko dała o sobie znać — poczuła nagłe szarpnięcie, gdy skakanka rozciągnęła się między nią a Rousseau. Przez chwilę czuła to napięcie, gdy nagle zelżało: poczuła, że spada zupełnie swobodnie. Zamrugała szybko oczami, by móc dobrze zobaczyć, co się właściwie wydarzyło. Nie, to niemożliwe...

Rousseau puścił skakankę w momencie, gdy zrozumiał, że jeśli będzie ją trzymał, spadnie razem z Aurélie. Stał bezpiecznie na tarasie i wrócił do ciskania piłkami ognia w trójkę superbohaterów, a ona spadała, mając tylko kilka metrów do rozbicia się. Skupiła się, aby na nowo poderwać się do lotu i nie przejmując się tym, że ma skrępowane ręce, podleciała tak wysoko, żeby Rousseau nie chciał trudzić się próbami jej spopielenia. Z tej perspektywy widziała nieco dachów i paryskich ulic... W najbliższej okolicy nikt się nie kręcił; ludzie na pewno zauważyli zagrożenie ze strony złoczyńcy i pochowali się w domach. Ale w innych częściach miasta... Tam życie towarzyskie musiało rozkwitać. A Lucien, niczego nieświadom, siedział w domu lub był gdzieś z Véronique. Nawiasem mówiąc, ciekawe, co porabiał mistrz Fu, gdy akurat nie udzielał enigmatycznych wskazówek jej lub innym superbohaterom...

Właśnie, mistrz Fu! Pierre i Brigitte na pewno zdołali bezpiecznie dotrzeć do jego domu, a przecież też byli posiadaczami miraculów. Może oni będą w stanie coś wskórać? Biedronka i Czarny Kot nieprędko opędzą się od tych płonących piłek, o ile wcześniej te ich nie spopielą, a ona nie ma żadnego sposobu, aby im pomóc.

Zanim cokolwiek było w stanie wybić jej tę myśl z głowy, poszybowała w kierunku mieszkania mistrza Fu, chcąc nie chcąc, nadal splątana skakanką.

***

Mistrz Fu jakby się spodziewał, że Pierre i Brigitte przybędą właśnie teraz, ponieważ natychmiast uraczył ich kubkami gorącej herbaty i tacą pełną herbatników. Pogryzając ciasteczko maczane w herbacie jeszcze niezdatnej według Brigitte do picia, dziewczynie przeszło przez głowę, że mistrz może miał zawsze pod ręką zapas wrzątku...

Gdy tylko przekroczyli próg, chciała natychmiast zacząć opowiadać o wszystkim, co z Pierre'em widzieli, jednak staruszek przerwał jej słowotok w momencie, w którym dopiero pokrótce relacjonowała nieudane poszukiwania poprzez całą Skandynawię. Nieco zawiedziona, siedziała teraz na macie na podłodze. Pogrzebała jednak w torbie i wyjęła z niej Miraculum Kozicy skradzione tamtemu Odnowicielowi.

— Zgaduję, że opowieść o tym, jak zdobyliśmy to miraculum, też mam zostawić na potem? — odezwała się, wręczając mistrzowi Fu opaskę.

Ten uśmiechnął się i pokiwał głową, po czym znalazł w szkatule miejsce na akcesorium. Brigitte spojrzała na Pierre'a. Chłopak siorbał herbatę, najwyraźniej nie zwracając uwagi na fakt, iż jest piekielnie gorąca. Wyglądał na pogrążonego w rozmyślaniach. Brigitte domyślała się, co mu chodzi po głowie, bo od ich spotkania z Shouyi myślał tylko o tych wszystkich bogach. Ona sama była niezmiernie ciekawa, jak mistrz Fu zareaguje na wieść o półboskim dziedzictwie Pierre'a.

Na razie jednak to wszystko musiało poczekać. Brigitte wiedziała, że mistrz chce zorganizować ich spotkanie z paryskimi superbohaterami i wyjaśnić wszystkim wszystko — dopiero wtedy ona i Pierre będą mogli się podzielić swoją historią.

Zastanawiając się nad tym wszystkim, początkowo nie usłyszała dziwnego stukania. Pierre i mistrz Fu natychmiast zwrócili głowy w stronę źródła, jej chwilę zajęło zrozumienie, że ktoś puka w okno od zewnątrz. Chwila... Co? Niby po co ktoś miałby pukać w okno?

A potem zrozumiała. To była dziewczyna w czarnej masce i czarno-srebrnym stroju, z jej pleców wyrastała pojedyncza para skrzydeł, a długi brązowy warkocz opadał luźno. Nie wiedziała, czemu Aurélie robi to, co robi, ale jakiś powód mieć musiała. Może była nim skakanka, którą dziewczyna była opleciona, przez co musiała wygiąć się nieco, aby w ogóle zapukać.

Mistrz Fu otworzył szybko okno, a Aurélie wcisnęła się do środka. Opadła na podłogę, po czym odezwała się, cicho posapując:

— Flyy, przestań bzyczeć.

Strój superbohaterki zniknął, a obok dziewczyny zawisła zapewne Flyy, kwami przypominające muchę, teraz zupełnie wyczerpane. Ku zaskoczeniu wszystkich, skakanka nadal ją obwiązywała. Brigitte zrozumiała, że Aurélie sama się z niej nie wyplącze i ulitowała się nad nią, ratując ją z tej nieco żałosnej sytuacji.

— Ma mistrz może rodzynki? — Dziewczyna wyszczerzyła zęby w nieśmiałym uśmiechu, gdy tylko odzyskała swobodę ruchów.

Fu skinął głową i poszedł odszukać pożywienie Flyy, a Aurélie przycupnęła na ziemi. Jak widać, postanowiła chwilę odetchnąć, zanim zdecyduje się wyjawić im powód swojej niespodziewanej wizyty. Jej kwami, już po chwili, ucieszone zajadało się rodzynkami.

— Jest kolejna ofiara akumy — stwierdziła tonem niemal zdawkowym. — To Rousseau z mojej klasy. I najwyraźniej obrał sobie za cel spopielenie mnie razem z Biedronką i Czarnym Kotem.

— Ognisty złoczyńca? — zainteresowała się Brigitte, siadając naprzeciw niej; Pierre patrzył przez okno, nie mając zbytnio kontaktu z rzeczywistością. — Gdyby nie to, że chce was zabić, to bym powiedziała, że super. Odkąd byłam mała, chciałam mieć ogniste moce!

Aurélie puściła jej uwagę mimo uszu.

— Próbowałam go zaskoczyć, ale niezbyt mi się to udało. Podleciałam w górę i wiedząc, że i tak za niedługo się odmienię, uznałam, że wpadnięcie tutaj będzie najlepszym możliwym rozwiązaniem.

— A co z Biedronką i Czarnym Kotem?

— Dalej unikają ognistych piłek Rousseau, ale obawiam się, że za niedługo może im zabraknąć sił. Wiem, że — tu głos jej zadrżał — że jestem beznadziejną superbohaterką. Uciekłam tam, niezbyt próbując ich od tego uwolnić.

— Jakbyś tam została, spopieliłby i ciebie. — Brigitte poklepała ją po ramieniu.

Chyba już rozumiała, do czego Aurélie zmierza. Przybyła tutaj, bo wiedziała, że znajdzie mistrza, ją i Pierre'a. Zapewne chciała poprosić ich o pomoc. Doskonale! Będzie mogła sprawdzić swoje umiejętności w starciu z wysłannikiem Władcy Ciem! Trochę o nim słyszała od Fu, lecz jeszcze nigdy nie miała okazji zmierzyć się z ofiarą akumy. A przypuszczała, że będzie to nie mniej interesujące niż walka z posiadaczem Miraculum Kozicy czy próba przeniknięcia przez wybiórczo niematerialne widmo Shouyi.

— To gdzie jest ten złoczyńca? — Brigitte zerwała się z podłogi.

— To chyba ja powinienem o to zapytać — odezwał się nagle Pierre. Najwyraźniej wcale nie był tak zagłębiony w swych myślach, by nie słuchać rozmowy Brigitte i Aurélie.

Obie dziewczyny zwróciły głowy w jego stronę. W fioletowych oczach Pierre'a czaił się błysk, który oznaczał tylko jedno: chłopak jest gotowy do akcji.

— Co masz na myśli? — zapytała z niepokojem Brigitte.

— Chcę pomóc Biedronce i Czarnemu Kotu w walce z Rousseau.

— Ale przecież wiesz, że nie możesz! — zaprotestowała dziewczyna. — Nie pamiętasz już, co się stało? Nie panujesz nad swoją mocą, nie wiesz, ile energii pozbawi cię ta przemiana!

— A może ta walka pomoże mi nad tą mocą zapanować? — Głos Pierre'a pozostawał spokojny. — A poza tym czy to ważne? Postanowiłem sobie, że zrobię wszystko, by pokonać zło, nawet jeśli ceną za to będzie moje życie.

— To jest ważne! — krzyknęła Brigitte. — Ja na przykład nie chcę, żebyś umarł!

— A ja nie chcę, żeby tobie cokolwiek się stało — odparł cicho Pierre. — Według słów Aurélie ten ognisty złoczyńca jest naprawdę niebezpieczny. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym dopuścił do tego, żeby zrobił ci krzywdę...

Brigitte zamilkła. Na powierzchnię jej świadomości wypłynęło wspomnienie różowej chmury, która ją uwięziła i Pierre'a, od którego biła straszliwa moc... Wiedziała, że chciał ją po prostu chronić, ale to było po prostu przerażające. Nie mogła nigdy więcej pozwolić, aby utracił nad sobą kontrolę. Wiedziała też, że jeśli pójdzie walczyć z Rousseau, Pierre pójdzie razem z nią, nieważne jak bardzo by tego nie chciała. A jeśli ona nie pójdzie, Pierre i tak zdecyduje się walczyć. Wychodziło więc na jedno: tak czy siak, chłopak nie będzie siedział tu bezczynnie. Ona też nie chciała zostać tutaj i czekać, aż inni uporają się z problemem. Ale... czy to upieranie się ma sens? Pierre miał rację — w każdej chwili może się jej coś stać. A jeśli ona zostanie ranna, Pierre na pewno tego nie odpuści. A to może wpłynąć źle również na niego, jeśli straci kontrolę i uwolni za dużo mocy...

— Dobra — w końcu przerwała panującą ciszę. — Zostaję.

— Naprawdę? — zapytał z niedowierzaniem Pierre. — Przecież przed chwilą...

— Naprawdę. Wiem, że chcesz mnie chronić — uśmiechnęła się. — I chyba faktycznie powinnam nieco odpocząć po tych wszystkich niebezpiecznych przygodach.

— To skoro tak — zwrócił się do Aurélie — to chyba musisz mi pokazać, dokąd powinienem się wybrać.

Aurélie skinęła głową. Jakby na komendę, oboje jednocześnie wypowiedzieli formułki przemiany. Już jako Pająk i Mucha (co za ironiczne połączenie, pomyślała Brigitte) wyskoczyli przez okno, po czym pomknęli po dachach prosto w objęcia ognia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro