Rozdział 22 - Wyznanie
Niedzielne popołudnie było chyba dobrą porą na rozmyślania o życiu.
Aurélie nadal zupełnie nie rozumiała tego, co wydarzyło się wczoraj u mistrza Fu ani słów Brigitte. A po tym wszystkim on nawet nie raczył jej niczego wyjaśnić, twierdząc, że pora na to przyjdzie, gdy Pierre i Brigitte przybędą do Paryża.
„Tłumaczenie wszystkiego wiele razy nie ma sensu", tak wtedy powiedział. „Gdy przyjdzie czas, wezwę zarówno ciebie, jak i Biedronkę z Czarnym Kotem, a wtedy dowiesz się tego, czego pragniesz".
Dlatego właśnie, zupełnie nie mając co robić, siedziała na łóżku bez celu. Myślała zarówno o miraculach, jak i o tym, że jeszcze nie odważyła się skontaktować z Alexandre, aby przeprosić go za ucieczkę. Wiedziała jednak, że raczej tego nie uniknie i prędzej czy później będzie musiała stanąć twarzą w twarz z przeznaczeniem.
Nagle usłyszała cichą muzyczkę; chwilę zajęło jej zorientowanie się, że to dzwonek jej telefonu. Ciekawe, kto to. Jeszcze parę tygodni wcześniej zupełnie by się zdziwiła, ale teraz zastanawiała się tylko, czy to może nie Sende postanowiła ją nawiedzić. To było nawet prawdopodobne.
Ale nie, okazało się, że to Alexandre próbuje się do niej dodzwonić.
Aurélie westchnęła ze zrezygnowaniem. Oto nadeszło przeznaczenie. Drżącą ręką odebrała połączenie.
— Halo? — zająknęła się nieco.
— Cześć... — Ton Alexandre wydawał się nieco mniej pewny siebie niż wcześniej. — Pewnie mnie teraz nienawidzisz za wczoraj, ale chcę porozmawiać.
— Nienawidzę? — powtórzyła Aurélie ze zdziwieniem. — Nie, to nie tak...
— Naprawdę? W każdym razie, stoję pod kamienicą, w której mieszkasz...
Ach, no tak. Podczas ich bardzo długiej piątkowej rozmowy Aurélie wyjawiła Alexandre swój adres, to wyjaśniało, skąd wiedział, gdzie powinien trafić.
— Chciało ci się tu przyjść, skoro nawet nie wiedziałeś, co mogę sobie pomyśleć? — Szkoda, że Alexandre nie widział, jak kręci głową z niedowierzaniem. — Naprawdę, jesteś niemożliwy — dodała z rozbawieniem.
— To... Może zejdziesz tu do mnie? Tylko weź ze sobą kurtkę, nie tak jak ostatnim razem.
— Okej — zgodziła się i poczekawszy, aż Alexandre się rozłączy, odłożyła telefon.
Spojrzała po sobie, ciesząc się, że nawet w takich dniach jak ten była względnie ubrana, a jedyne, czego potrzebowała do wyjścia na zewnątrz to buty i kurtka. Nałożyła na siebie zimowe ubrania i rzuciła przez ramię, że wychodzi, żeby Lucien nie martwił się niepotrzebnie.
Alexandre nie wyglądał inaczej niż zazwyczaj, ale gdy tylko go zobaczyła, poczuła, że na jej policzki wstępuje rumieniec. Odwróciła wzrok, mając płonną nadzieję, że w ten sposób uda się jej ukryć zażenowanie.
— Mam coś na twarzy, że nie chcesz na mnie patrzeć? — zagaił chłopak.
Aurélie nie potrafiła zdusić śmiechu.
— Wybacz — odparła przepraszającym tonem — to jakoś tak wyszło...
— Chciałbym porozmawiać o wczoraj. Bo widzisz, trochę mnie poniosło. Chyba nie powinienem cię wtedy całować.
— Jak to nie? — Aurélie zdobyła się na to, by spojrzeć mu w oczy. — Żałujesz tego?
— Nie, to nie tak! Tylko pomyślałem, że chyba jednak tego nie chciałaś... Powiem inaczej: nie powinienem był robić tego tak szybko.
— To znaczy? Nie jesteś pewien, czy co...
— Nie o mnie chodzi, a o ciebie. Gdy uciekłaś, zrozumiałem, że nie byłaś na to gotowa i postąpiłem stanowczo za szybko. Powinienem zacząć w odpowiedniej kolejności.
— Chyba nie łapię, co masz na myśli. — Aurélie zmarszczyła brwi.
Och, czy ona zawsze musiała być taką porażką? Tak naprawdę to powoli zaczynała się domyślać, do czego dąży Alexandre, ale nie potrafiłaby się do tego przyznać. To było zbyt dziwne, aby mogło być prawdziwe. A ona... Czy ona tego oczekiwała? Już tego nie wiedziała. Nadal nie była pewna, co właściwie do niego czuje. To wszystko działo się stanowczo za szybko!
— Powinienem najpierw ci powiedzieć, co czuję. Wtedy mogłabyś zdecydować, czy nadal chcesz mieć ze mną cokolwiek wspólnego, a tak to czuję się, jakbym narzucił ci swoją wolę.
— A... Co czujesz?
— Może i byłem dużo razy zauroczony, ale gdy jestem przy tobie, to jest to zupełnie coś innego. Wtedy rozumiem, że jesteś jedyną, przy której chcę być.
Dziewczyna zamrugała parę razy oczami. Przesłyszała się? Nie, Alexandre naprawdę to powiedział. Czy to było to, co myślała, że było? Wyznanie miłości? Trochę romansów się naczytała i wiedziała, jak różne potrafią być miłosne wyznania, ale w życiu by się nie spodziewała, że wcale nie tak dużo czasu minie, zanim usłyszy to skierowane właśnie do niej, jeszcze w tak trudnym dla niej czasie. Poniekąd poczuła się nawet szczęśliwa.
— Ja... — I znowu się zająknęła! Dlaczego? — Nie wiem, co powiedzieć... To... To dla mnie zupełnie nowe, nie wiem, co zrobić...
— Nie spiesz się — uspokoił ją Alexandre. — Teraz już wiem, że nie powinienem być taki nachalny. Powiedziałem ci to, na czym mi zależało, ty sobie to na spokojnie przemyśl.
— Dzięki... — wymamrotała Aurélie, przeklinając się za to, że nie umie powiedzieć nic z sensem. — Ach, w ogóle zupełnie zapomniałam cię przeprosić za wczoraj! Naprawdę nie chciałam uciec, tylko jakoś spanikowałam...
— Hm, a skoro już wyszliśmy... To może teraz nie spanikujesz i skoczymy gdzieś? Może do jakiejś kawiarenki...
W głowie Aurélie natychmiast pojawił się obraz kawiarni pani Mamie, a zaraz za nimi Roxy i Sende, których od tamtego czasu nawet nie przeprosiła za swoje odejście. Och, czy teraz będzie winna przeprosiny każdemu, kogo spotka na swojej drodze? Irytujące.
— Dobra, niech będzie. — I tak nie miała lepszych perspektyw na koniec tego dnia. — Chętnie wrzucę coś na ząb.
Alexandre kiwnął głową i ruszyli. Według jego słów zmierzali do miejsca, w którym jego podniebienie zaznało największej przyjemności, jaką widział ten świat. Aurélie była ciekawa, cóż to za miejsce. Czyżby miała odkryć nowy zakątek, w którym będzie mogła pobyć sam na sam ze słodyczami?
Wcale nie szli zbyt długo — już po chwili stali przed ich celem. Aurélie zdumiała się bardzo, ujrzawszy, że nie było to inne miejsce jak cukiernia Sucreceurów. Uśmiechnęła się. Najwyraźniej z Alexandre mieli podobny gust, to dobrze wróżyło.
Weszli do środka, a dziewczyna zastanawiała się, kto ich będzie obsługiwał. Obstawiała, że najprawdopodobniej będzie to pani Sucreceur. Jednak pomyliła się — przy ladzie stał jej mąż. To było ciekawe, ponieważ pan Sucreceur wcale nie tak często obsługiwał klientów, twierdząc, że raczej woli wypiekać dla nich słodkości.
— Dzień dobry — powiedziała jednocześnie z Alexandre.
— To niecodzienny widok, spotkać tu akurat pana — odezwała się już sama, podchodząc do lady.
— Tak... — Pan Sucreceur nie wydawał się zbyt zadowolony. — Moja żona nie może tu stać z, hm, pewnych przyczyn.
— Znasz ich? — zdziwił się Alexandre.
— Tak, tak wyszło, że Sucreceurowie są moimi sąsiadami — wyjaśniła szybko Aurélie.
— A ty kim jesteś, młodzieńcze? — zainteresował się pan Sucreceur. — Zwykle nie przychodzisz tu z nikim — zwrócił się do Aurélie.
— To jest Alexandre, mój, e, przyjaciel.
— Miło mi poznać. — Alexandre uśmiechnął się uprzejmie.
— W każdym razie nie zakładam, że przyszliście tu tylko na pogaduszki — odparł pan Sucreceur. — Czego byście sobie życzyli?
Alexandre namyślił się przez chwilę i wybrał jakieś ciasto z toną bitej śmietany, Aurélie zdecydowała się na to samo. Pan Sucreceur podał im po kawałku i przyjąwszy zapłatę, pogrzebał w kasie, aby wydać resztę. Drgnął jednak, gdy usłyszał, że drzwi za nim się otwierają.
— I żebyśmy nie musieli więcej o tym rozmawiać! — usłyszeli wrzask pani Sucreceur.
Jednak to nie ona stanęła w drzwiach, tylko najwyraźniej zdenerwowany czymś Bruno. Ciekawe, co się stało.
Pan Sucreceur wydał Alexandre resztę, po czym zwrócił się do syna:
— Mógłbyś mnie zastąpić? Chciałbym porozmawiać z twoją matką.
— Tak, tak — odparł od niechcenia Bruno.
Aurélie zawsze dziwiło, jak bardzo Bruno przypomina z wyglądu ojca. Obaj mieli tak samo zmierzwione brązowe włosy i te intensywnie zielone oczy. Chociaż ona też w znacznej mierze przypominała swojego ojca, to jednak w przypadku Brunona zupełnie by się nie zdziwiła, gdyby pan Sucreceur w jego wieku wyglądał dokładnie tak samo jak on.
Ledwo dostrzegła, jak pan Sucreceur chyłkiem opuszcza pomieszczenie. Teraz ona, Alexandre i Bruno zostali sami.
— Hej? — przywitała się, nagle nie czując się zbyt komfortowo.
Bruno wyraźnie nie był w dobrym nastroju, a do tego dziwnie było jej się z nim widzieć, mając Alexandre u swojego boku. Nie wiedziała czemu, ale jakoś niezbyt jej to pasowało.
— Hej — odburknął chłopak. Och, już dawno nie widziała go w takim stanie.
— Aurélie? — odezwał się pytająco Alexandre. — Co się dzieje?
Gdyby ona sama to wiedziała, byłoby cudownie. Zamiast odpowiedzi po prostu pokręciła głową.
— Też jestem ciekaw, co tu się dzieje — odpowiedział na to Bruno i spojrzał na Alexandre spode łba. — Czy to nie ty padłeś wczoraj ofiarą akumy?
— A co to ma za znaczenie? — odparł na to Alexandre. — Nawet jeśli, to co?
— Powiedzmy, że to zwykła ludzka troska.
Aurélie patrzyła to na jednego, to na drugiego, zupełnie nie rozumiejąc, co tu się właściwie dzieje. Nie umiała rozgryźć, co Bruno ma na myśli. Czyżby obawiał się ludzi, którzy kiedykolwiek byli pod wpływem Władcy Ciem? Ale hej, to nie miało sensu, inaczej musiałby w ogóle przestać się zadawać z własną matką!
— W takim razie, kierując się zwykłą ludzką troską, radzę ci, abyś nie mieszał się w nieswoje sprawy — poradził mu Alexandre.
— To samo musisz powiedzieć chyba telewizji.
— Telewizja jest mniej impertynencka, nie wiem, czy zauważyłeś.
— Zauważyłem na pewno, że w obecności kobiet powinniśmy zachowywać się jak prawdziwi dżentelmeni, nieprawdaż? — Bruno uśmiechnął się, lecz uśmiech ten nie objął oczu.
Oj, chyba znienawidzili się od pierwszego wejrzenia. Aurélie jeszcze nigdy nie widziała, żeby Bruno traktował kogoś w ten sposób, ale właściwie dlaczego akurat Alexandre? I czemu ten odpowiadał na jego zaczepki? Już zapomniał, co było, gdy wdał się w dyskusję z Poulinem? Dziewczyna nie miała zamiaru dopuścić do tego, żeby to wszystko skończyło się tak jak wczoraj.
— Alexandre, może zjemy nasze ciastka? — odważyła się w końcu odezwać. — W końcu po to tu przyszliśmy.
— Tak, zjedzcie wasze ciastka — zgodził się Bruno.
Aurélie rzuciła mu spojrzenie w rodzaju: „nie pogarszaj sytuacji", po czym pociągnęła Alexandre ku jednemu ze stolików znajdujących się jak najdalej od lady. Odkroiła mały kawałek ciasta, lecz zanim włożyła go do ust, odezwała się na tyle cicho, by tylko Alexandre ją usłyszał:
— Co w ciebie wstąpiło? Nie pamiętasz już, co było wczoraj?
— Twierdzisz, że jemu udałoby się mnie tak wkurzyć jak Poulinowi? — odparł Alexandre równie cicho. — Co jak co, ale nie zamierzam się mu dać tak łatwo.
— I to znaczy, że musisz się z nim kłócić? Jak nie ciebie, to jeszcze jego mogłaby dopaść akuma, zupełnie o tym nie myślisz!
— A ciebie co to właściwie obchodzi? To nie ty będziesz musiała się z tym uporać, a paryscy bohaterowie.
Och, gdyby wiedział...
— Wiesz, coś ci powiem. Biedronka i Czarny Kot od zawsze wydawali mi się ideałami, tak odległymi, że w życiu nie zastanawiałam się, jak właściwie wygląda ich życie. Jednak gdy pewnego razu spotkałam Biedronkę, wtedy właśnie zrozumiałam, że ona tak samo jak ja jest pod maską zwyczajną dziewczyną. Na pewno ma własną rodzinę, przyjaciół i troski, którym nie może stawić czoła jako superbohaterka. Czarny Kot i Mucha też mają własne życia poza ratowaniem miasta i jeśli tylko możemy, nie dodawajmy im pracy z powodu własnej pychy.
— Nie wiedziałem, że aż tak obchodzą cię paryscy bohaterowie...
— A nawet jeśli nie oni, to sama bym nie zniosła, gdybym musiała patrzeć, jak ty albo Bruno stajecie się ofiarami Władcy Ciem!
— Chyba lubisz tego Bruno — zauważył Alexandre. — Powiedz, kim on dla ciebie jest?
— Mówiłam ci, że Sucreceurowie są moimi sąsiadami, to nie dziwne, że z Brunonem spędziłam praktycznie całe moje dzieciństwo. Jest dla mnie jak brat i bez względu na to, co sobie myślisz, nigdy nie było między nami nic innego.
— Jak brat — powtórzył Alexandre. — W takim razie kim ja dla ciebie jestem? Panu Sucreceurowi powiedziałaś, że jestem przyjacielem, ale wcale nie byłaś tego pewna.
— Ja... — Tak naprawdę nie znała odpowiedzi na jego pytanie. — Przyjaciel to na pewno za mało powiedziane. Jesteś dla mnie kimś więcej. — Kimś więcej? Ale kim? — Nie jestem pewna wielu rzeczy, ale tego jestem pewna. Jesteś dla mnie naprawdę ważny.
— Ważny, mówisz? ale w jaki sposób? Nie chcę żadnych niedopowiedzeń między nami. Dziś rano jeszcze sam nie byłem pewien, ale gdy tylko cię zobaczyłem, zrozumiałem, że naprawdę cię kocham. Dlatego chciałbym, żebyś była ze mną szczera i powiedziała, co właściwie do mnie czujesz.
Aurélie spuściła wzrok, ponownie czując, jak policzki palą ją niemiłosiernie. Poczuła się trochę zirytowana, że Alexandre najpierw mówi jej, aby się nie spieszyła, a teraz ją ponagla. Jednak sama czuła, że za bardzo owija wszystko w bawełnę. Tak jakby nie chciała się przyznać do tego, co czuje, nawet przed samą sobą.
— To samo — wyjąkała w końcu. — Wydaje mi się, że czuję to samo co ty. Że, no wiesz...
Czemu to jedno słowo nie umiało jej przejść przez gardło? Czyżby miało dla niej za dużą moc? Miała niejasne wrażenie, że jak już to powie, nie będzie odwrotu. Wtedy już niczego nie zmieni.
Ostatnie jej słowa były szeptem.
— Kocham cię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro