Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 - Wizyta

Aurélie ostatnio całkiem często czuła się jak totalna porażka, ale teraz chyba przebiła samą siebie.

To wcale nie tak, że nie podobało się jej to, że Alexandre ją pocałował, ale chyba trochę spanikowała. Jeszcze nigdy nie była tak blisko nikogo, a już na pewno nie chłopaka. Zupełnie się nie spodziewała też, że po tak krótkim czasie znajomości mógłby coś takiego zrobić. Lubiła Alexandre, nie mogła temu zaprzeczyć. Jednak była zbyt zszokowana, by cokolwiek wtedy zrobić i tylko stała jak słup soli. A po wszystkim, nie umiejąc mu spojrzeć w oczy, wymamrotała coś, że musi już iść i uciekła w poszukiwaniu jakiegoś zaułka, gdzie mimo wcześniejszego postanowienia przemieniła się w Muchę i używając Latania, powróciła do domu. A teraz, zupełnie nie umiejąc sobie tego wybaczyć, wciskała twarz w poduszkę, tak jakby to mogło w czymkolwiek pomóc.

Co pomyśli Alexandre? Na pewno uzna, że nie chce mieć z nim już nic wspólnego i że go znienawidziła. Wtedy pewnie stwierdzi, że nie ma co marnować czasu na zadawanie się z nią i zaniecha wszelkiego kontaktu. Ale z drugiej strony to on ją pocałował, nie odwrotnie! Musiał się liczyć ze wszystkim, co może się wydarzyć. Czyli może jednak nie odpuści jej sobie? Ale tak czy siak jej wina była niezaprzeczalna. Mogła powiedzieć cokolwiek, a nie uciec bez słowa pożegnania. Będzie musiała go przeprosić chociaż za to.

Ale... Co właściwie powinna mu powiedzieć tak poza tym? Sama nadal nie wiedziała, jakie uczucia w niej wzbudzał. Na pewno go lubiła, ale w jaki sposób? Jak przyjaciela? Natychmiast przypomniały się jej Roxy i Sende, które znała przez podobny czas. Z nimi nie nawiązała takich więzi. Może i mogła powiedzieć, że lubiła je na swój sposób, ale w życiu nie porównałaby tych dwóch dziewczyn do Alexandre. To było zupełnie co innego.

Przyjaciel? O ile Roxy i Sende nie była jeszcze pewna, to przyjacielem mogła na pewno nazwać Brunona. Bruno? On był dla niej niczym brat. Jemu mogła zwierzyć się ze wszystkiego, pomijając jedynie miracula. A co z Alexandre? Jemu też opowiedziała wszystko o sobie. Ale czy był dla niej przyjacielem?

Nie odwzajemniła pocałunku, ale też go nie odepchnęła. Czy to mogło coś oznaczać? Czyżby Alexandre stał się dla niej kimś więcej niż przyjacielem? Ta myśl zupełnie jej nie pasowała. Ona, wiecznie wycofana, miałaby dopuścić kogoś tak blisko siebie? I to tak szybko? Do tego w obliczu tego wszystkiego, co ją ostatnio spotkało? Gdyby ktoś ją o to zapytał, stanowczo by zaprzeczyła. Jednak jej serce mówiło jej coś innego.

Tak, pozwoliła Alexandre się zbliżyć. Tak, zgadzała się na to. I tak, chciała tego. Mimo to niepewność pozostawała. Pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji i zupełnie nie wiedziała, co począć.

Do tego znowu zaczynało ją ogarniać zwątpienie w kwestii miraculów.

Nawet zaczynała się czuć pewnie jako Mucha, to musiała przyznać. Całkiem nieźle poradziła sobie podczas dzisiejszej walki z Modelem, co nieco zacierało jej poczucie beznadziei po starciu z Mechaniczką. Nikomu się nic nie stało, w tym Véronique, która teraz pozostała na przyjęciu cała i zdrowa. Lucien już nie miał się o co martwić. Mimo wszystko zaczynało ją znowu ogarniać przeświadczenie, że to wszystko nie ma sensu.

Te kilka dni nie starczyło, żeby zdążyła się przyzwyczaić do nieobecności ojca, jednak już coraz rzadziej pojawiało się zaskoczenie, gdy nie widziała go przed telewizorem czy przy stole, a raczej rozczarowanie. Nie zdążyła nawet jako Mucha sprawić, aby Paryż był choć odrobinę bezpieczniejszy, a on już podjął decyzję o wyjeździe. Jednak nie ojciec był tu jedyną kwestią.

Mistrz Fu zapewniał ją, że będzie stanowić pomoc dla Biedronki i Czarnego Kota, lecz jak na razie nie widziała w tym racji. Może i udało się jej powstrzymać Ikara i Modela, ale co z tego? Ani trochę nie zbliżyła się do pokonania ich prawdziwego wroga, jakim był Władca Ciem. W takim razie na co było jej miraculum, skoro i tak była bezużyteczna? Czy mistrz Fu zdawał sobie sprawę z tego, że jak na razie nie osiągnął nic, powierzając jej tę moc?

Właśnie, mistrz Fu! Może wizyta u niego pozwoli jej ukoić wątpliwości? Tak naprawdę nie widziała żadnych lepszych perspektyw, a ciągłe użalanie się nad sobą nie za dużo jej pomoże, a jedynie da powód do kolejnych narzekań.

Wstała z łóżka i poczłapała ku przedpokojowi. Z kuchni dochodził zapach obiadu, którego przygotowanie ostatecznie przejął Lucien. Och, kolejna rzecz, której nie umiała dopilnować. Jego też powinna przeprosić.

— Lucien? — odezwała się nieśmiało, zaglądając do kuchni. — Wybacz, że cię tak z tym zostawiłam.

— Nie, nie przejmuj się — odparł chłopak. — I tak czułem, że nie utrzymam cię za długo przy tym obiedzie.

— Naprawdę? Ale jeszcze raz cię przepraszam...

— W każdym razie dobrze, że już wyszłaś z pokoju. Co właściwie się stało, że się tam zamknęłaś?

— Ech, czasami czuję, że to wszystko nie ma sensu. — Nie wiedziała, czy chce mówić komuś o Alexandre, ale to zdecydowanie było zgodne z prawdą. — Wiesz, miraculum i te sprawy...

— Véronique mówi, że jej kuzyn jest bezpieczny, tak samo jak wszyscy pozostali, więc co jest?

— Tak ogólnie... — odparła. — No i zdaje się, że poznałam tego kuzyna Véronique.

— Wyglądasz tak, jakbyś niezbyt go polubiła.

— To nie do końca tak w sumie. Ale chyba nie chcę zbytnio o tym mówić.

Zupełnie nie była na to gotowa, dlatego nie miała zamiaru się do tego zmuszać. Wiedziała, że Lucien to zrozumie i nie będzie naciskał. Być może powie mu w swoim czasie.

— Okej — przytaknął tylko. — A masz jakieś plany na teraz?

— W sumie to nic ważnego...

— Ale?

— Ale chyba bym poszła do mistrza Fu.

Och, Lucien zdecydowanie zbyt łatwo się na wszystko zgadzał, nawet słowa nie powiedział na temat tego, że nie widzi się jej pomagać przy obiedzie. A tymczasem ona już po paru chwilach pukała do drzwi mistrza Fu. Czekała nieco zdenerwowana, aż staruszek pozwoli jej wejść do mieszkania. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy aby jej przyjście tutaj miało w ogóle sens. Może nie było o co się w ogóle martwić? Może jej zadaniem było właśnie używać miraculum do walki ze złoczyńcami i nie zastanawiać się nad niczym więcej?

Ale nie pomyślała o niczym więcej, bo oto drzwi stanęły przed nią otworem. Przeszła przez nie, by razem z mistrzem Fu przysiąść przy ciasteczkach, które jak widać były już przygotowane. Czyżby mężczyzna spodziewał się czyjejś wizyty?

— Może nieco nagle przychodzę, mistrzu... — odezwała się nieśmiało.

— Coś cię trapi?

— Nie... Tak... To znaczy może? Och, sama już nie wiem. Po prostu... Czasami zupełnie nie mam pojęcia, czy to wszystko ma sens.

— To znaczy? Czy to ma związek z Modelem, którego dopiero co udało ci się powstrzymać od pozbawienia miraculów ciebie, Biedronki i Czarnego Kota?

— Nie wiem, może? Ale mistrzu, wiem, że nie mam za dużo doświadczenia jako superbohaterka, ale czy to w ogóle ma sens na dłuższą metę? Nic nie wiemy o Władcy Ciem, a on widząc, jak my walczymy, na pewno dowiaduje się coraz więcej. Czy to nie znaczy, że ma nad nami przewagę?

— Och, gdyby to wszystko było takie proste...

Aurélie nagle wydało się, że jej sąsiadowi przybyło z dziesięć lat w ciągu jednej sekundy. Uderzyło ją to z pełną mocą: jak długo już miał styczność z miraculami? I ile trudów przeszedł w ciągu całego życia?

— Bo widzisz, kiedyś padło podejrzenie na pewną osobę, ale gdy stała się ofiarą akumy, uznaliśmy, że jednak nie może być Władcą Ciem.

— Bo wtedy musiałaby zaakumować samą siebie — domyśliła się Aurélie. — A jak by wtedy niby kontrolowała akumę?

— Cały czas jestem w trakcie odszyfrowywania księgi, którą udało się nam odnaleźć razem z Biedronką, ale niestety nadal nie mamy żadnych konkretniejszych informacji na temat prawdziwej mocy miraculów.

— Księgi? — zainteresowała się Aurélie. — Jest jakaś księga o miraculach?

— O miraculach oraz o wszystkim, co jak dotąd odkrył Zakon Strażników.

— To istnieje jakiś zakon zajmujący się mocą miraculów?

— Niestety już nie. — Mistrz ze smutkiem pokręcił głową. — Pozostały po nich szkatuła z miraculami i księga. Aktualnie zajmuję się jej odszyfrowaniem, lecz trzeba to robić niezwykle dokładnie. Nawet najmniejszy błąd może wszystko zniszczyć, a do tego wolę nie zachowywać pisanego tłumaczenia. Tak na wszelki wypadek.

— A ten kod... To inny język czy system znaków? — Aurélie już w ogóle wolała nie pytać, dlaczego Zakon Strażników przestał istnieć.

— Oba, bowiem księgę spisywano po chińsku, a potem jeszcze zaszyfrowano.

Kod, i to jeszcze z chińskiego. Trzeba było przyznać, iż to już było bardziej zaawansowane. Ale jednocześnie coś fascynującego pojawiało się w tej otoczce tajemnicy... Aurélie miała okropną ochotę zobaczyć tę księgę, jednak nie wiedziała, czy pytanie o nią byłoby grzeczne, dlatego na razie się powstrzymała.

— Czyli że nie wiadomo nic o Władcy Ciem — podsumowała. — Ale czy jest jakikolwiek sposób, żeby go powstrzymać? Skoro nigdy nie pokazuje się ze swojej kryjówki, a my nie mamy żadnych poszlak...

— Niestety nie, jednak staramy się uważnie wypatrywać wszystkiego, co może nam cokolwiek o nim powiedzieć.

— Czyli pozostaje mi pokonywać złoczyńców w nadziei, że doprowadzą nas do Władcy Ciem.

Wzięła ciasteczko, aby zagryźć nagle powstałą suchość w ustach. Mistrz zamilkł, dając jej czas na poukładanie sobie tego w głowie. Tak na dobrą sprawę nie dowiedziała się niczego, co mogłoby jej bezpośrednio pomóc. Władca Ciem był nieuchwytny, a księga, którą mistrz rozszyfrowywał, nie dostarczyła jeszcze potrzebnych odpowiedzi. Czyli prawdopodobnie tym, czego powinna oczekiwać, było szybkie odkodowanie stronic, które mogłoby dać im przewagę. A w międzyczasie powinna pomagać Biedronce i Czarnemu Kotu w powstrzymywaniu ataków Władcy Ciem.

Wayzz przyleciał do nich, prawdopodobnie, aby dotrzymać im towarzystwa. Aurélie nie zwróciła na kwami szczególnej uwagi, dopóki nie zauważyła, że się świeci.

— Co się dzieje? — zapytała ze zdumieniem.

— Inne kwami chce się z nim skontaktować — oznajmiła na to Flyy, która dopiero teraz wychynęła spod jej bluzy. Wcześniej była zbyt obrażona, żeby chociaż dawać znaki życia.

— Ale jakie? Kwami Biedronki lub Czarnego Kota?

— Nie — odparł na to Wayzz, nadal otoczony zielonym blaskiem. — To Umii.

— Umii? — zdziwiła się Flyy. — Czego mogłoby od ciebie chcieć kwami Komara?

— Kwami Komara? — powtórzyła Aurélie bez zrozumienia.

— Czułem, że za niedługo do tego dojdzie — westchnął mistrz Fu. — Wychodzi na to, że już nie mogę dłużej ukrywać pewnych rzeczy. Aurélie, dotknij Wayzza.

Dziewczyna usłuchała i nieśmiało przysunęła rękę, aby palcami musnąć kwami Żółwia. Mistrz Fu nie musiał go dotykać, bo Wayzz po prostu przycupnął na jego ramieniu.

Gdy tylko to zrobiła, nagle ujrzała zupełnie inny obraz. Jej oczom okazało się dosyć mroczne pomieszczenie, rozświetlane nieco dziwnym różowym blaskiem, którego źródło chyba znajdowało się poza zasięgiem jej wzroku. Przed sobą ujrzała dziewczynę, która nie mogła być starsza od Luciena. Po jej spojrzeniu Aurélie wywnioskowała, że jest osobą, która twardo stąpa po ziemi.

— Mistrzu! — odezwała się, a w jej głosie pobrzmiała mieszanina zniecierpliwienia i ekscytacji. Potem jednak najwyraźniej zauważyła Aurélie. — Kto to? — zapytała. — Nie no, jeśli mi powiesz, że przez przypadek się ujawniłam, to będzie wtopa!

— Nie martw się, Brigitte, Aurélie też jest posiadaczką miraculum.

— Serio? Ciebie też w to wciągnęli? Ale nieważne, to może nawet lepiej, będziemy mieć więcej ludzi po naszej stronie.

— Po naszej stronie? — Aurélie nie umiała powstrzymać zdziwienia. — Ale... Co tu się w ogóle dzieje? Chodzi o Władcę Ciem?

— Chciałabym, żeby o niego chodziło — westchnęła Brigitte.

— Wybacz, że ci przeszkodzę — wtrącił się mistrz Fu — ale zanim jeszcze nam to wyjaśnisz, to powiedz, gdzie jest Pierre?

— E, tak jakby mu się zemdlało... A zresztą, on jest częścią tego wszystkiego.

To, kim był ten cały Pierre i skąd mistrz Fu znał jego i Brigitte, Aurélie dodała do listy pytań nieodpowiednich do zadania w tym momencie.

— W każdym razie, przeszukaliśmy część Skandynawii i znaleźliśmy parę miraculów — ciągnęła Brigitte. — Ale to nie jest najważniejsze. Postanowiliśmy poszukać w pobliskich górach, bo chodziły plotki, że są tam ukryte jakieś bogactwa, więc może i jakieś miraculum się znowu znajdzie. Kupiliśmy mapę, lecz w poniewczasie okazało się, że jest fałszywa, a ten, od kogo go kupiliśmy, nas zaatakował, ale na szczęście go pokonaliśmy. I w końcu poprowadził nas do serca gór, bo coraz bardziej zastanawiało nas, co może się tam znajdować. Zupełnie nie uwierzysz!

— Zapewne to nie było miraculum — uznał mistrz Fu. — Inaczej nie byłabyś tym tak zszokowana.

— Nie... To było coś znacznie potężniejszego. To była bogini, do tego uwięziona we własnej bransoletce i twierdząca, że prawdziwym zagrożeniem jest grupa nazywająca siebie Odnowicielami.

— Bogini? — wypaliła Aurélie. — Ale jak to bogini? Czy przypadkiem nie ma tylko jednego Boga?

— Jak ona sama stwierdziła, miracula to zaledwie niewielka część mocy, która krąży po tym świecie. W każdym razie, Odnowiciele chcą przywrócić spokój oszalałej bogini natury, jednak nie wiem jeszcze zbyt dużo. Zabieramy boginię ze sobą, więc gdy wrócimy z Pierre'em, wtedy opowiemy wszystko znacznie lepiej, teraz nie ma na to zbytnio czasu. Wolałam jednak ostrzec cię zawczasu, mistrzu.

— I dobrze zrobiłaś — potaknął mistrz Fu.

— A, i mam pytanie: czy powinnam nakłonić resztę do powrotu?

— Nie sądzę. Twoi rodzice powinni porządnie przeszukać Australię, a co do Coline, uważam, że tym powinniśmy się zająć w inny sposób.

— W inny sposób? — Brigitte uniosła brwi. — Chyba nie rozumiem...

— Coline? — Aurélie znowu nie umiała powstrzymać się od wtrącenia. — Wybaczcie! — Spuściła wzrok z zażenowaniem. — Zawsze jak słyszę to imię, to przypomina mi się moja mama... To pewnie okropnie głupie.

— Nie, nie — uspokoił ją mistrz Fu, następnie ponownie zwrócił się do Brigitte: — Czy to, co już nam powiedziałaś, to wszystko?

— Tak, raczej tak. Już się będę rozłączać. Do zobaczenia!

Aurélie nagle przestała widzieć Brigitte — najwyraźniej Umii przerwała połączenie z Wayzzem. Prawdę mówiąc, nic tu nie rozumiała — od tego, kim właściwie była ta dziewczyna, poprzez fakt, że Władca Ciem nie był według niej jedynym zagrożeniem, aż do tego, że istnieli jacyś bogowie. To było zupełnie nie do pomyślenia!

I jeszcze ta Coline... Może to było zupełnie głupie, ale nagle zaczęło ją zastanawiać, co właściwie jej matka robiła przez te wszystkie lata i gdzie się teraz znajdowała. I pomyślała, że może... że może tą Coline, o której wspomniał mistrz Fu, była właśnie ona? Czy to było możliwe? Czyżby cała ta misja miraculów miała ją doprowadzić do jej odnalezienia?

Musiała się tego dowiedzieć.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro