Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20 - Nie ufaj bransoletkom

Po tym wszystkim, co przeszli, Pierre spodziewałby się ujrzeć w kuferku coś więcej niż różową bransoletkę.

Doskonale wiedział, że moc nie zależy od rozmiaru ani efektownego wyglądu, ale zważając na fakt, że najchętniej by zemdlał, przestał zwracać uwagę na zdrowy rozsądek. Dlatego rozczarowanie musiało się odbić na jego twarzy, na co Brigitte zareagowała spojrzeniem spode łba w rodzaju „Osiągnęliśmy nasz cel, a ty jeszcze śmiesz narzekać?".

Jednak już po chwili wzrok obojga skupił się tylko na ozdóbce, bo ni stąd, ni zowąd zaczęła świecić, ale jej blask wcale nie był oślepiający czy nieprzyjemny. Wkrótce zniknął, ale wraz z nim zniknęła bransoletka i kuferek. Zamiast tego na podwyższeniu siedziała kobieta ubrana w suknię we wszystkich możliwych odcieniach różu. Tak jak wcześniej bransoletka, kobieta świeciła się na różowo.

— Kim jesteś? — zapytała śmiało Brigitte.

— Chyba raczej to ja powinnam zapytać, kim wy jesteście — odparła postać.

Pierre uświadomił sobie, że to był ten sam głos, który usłyszał podczas walki z różowym dymem. No jasne, dym musiał być w pewnym sensie jej manifestacją.

— Szukamy miraculów — oznajmił Pierre bez ogródek. — Ale nie zauważyłem, by jakiekolwiek miracula tu były...

— Miracula, powiadasz? — Kobieta roześmiała się. — Skąd wniosek, że miałabym być strażnikiem miraculów?

— Nic nie wnioskujemy — odparła Brigitte. — Można rzec, że zapuściliśmy się tu przypadkiem.

— Ale nie zawróciliście, gdy poczuliście moją moc. Pewnie nadal myśleliście, że możecie tu znaleźć coś, co was zainteresuje. Ale przykro mi, nie mam zamiaru mieć styczności z niczym, co jest związane z Ziran.

— Z kim? — zdziwił się Pierre. — Nie znamy żadnego Ziran!

— W tej chwili powinieneś powiedzieć „żadnej"... — Postać westchnęła głośno. — Ale to już nieważne. Nie ma tu tego, czego poszukujecie, ale miło mi, że obudziliście tę cząstkę mojej istoty. Już dawno z nikim nie rozmawiałam! — Przeciągnęła się i ziewnęła szeroko, jakby podkreślając, że dopiero co została wybudzona z głębokiego snu. — Nie wiem, czy o tym wiecie, ale życie bogów wcale nie jest takie kolorowe, jakby mogło się wydawać. O ile rzemiosło będzie się przydawać zawsze, o tyle współczuję pomniejszym bóstwom. O nich zapomina się codziennie!

— Jesteś boginią? — Brigitte nie kryła zdziwienia. — Ale... Jak to? Jak to w ogóle możliwe?

— Oj, dziecinko, zastanawiałaś się kiedyś może, skąd wzięły się miracula? Dla was, ludzi, jest to moc niezwykła, ale to zaledwie ułamek siły, która krąży po tym świecie.

— Masz na myśli na przykład twoją własną — odgadł Pierre. — Tę, która krąży po tych górach. Albo... — Pomyślał o tym dziwnym przypływie mocy, który poczuł na górze. Albo o tym, jak dwa razu użył supermocy bez odmiany. Ba, nawet teraz miraculum nadal się nie rozładowało!

— Och, nie tylko moja moc się tu ujawniła! Czuję bardzo blisko siłę Tigili. Ale to niemożliwe, żeby tutaj była. Niby jest boginią wojny, ale jest na tyle kochana, że nigdy nie włazi na moje terytoria!

Bogini wojny? Boskie terytoria? Pierre'owi coraz bardziej kręciło się w głowie. To wszystko było znacznie bardziej zwariowane, niż kiedykolwiek mógłby sobie wyobrazić. I pomyśleć, że kiedyś niemożliwym wydawało mu się istnienie miraculów! I kim była ta Ziran, o której wspomniała kobieta? Kolejną boginią? Która miała związek z miraculami?

— Och, już wiem! To w tobie wyczuwam jej moc. — Wskazała na Pierre'a. — Chyba za rzadko umawiam się z Tigili, że dopiero teraz się dowiaduję, że straciła głowę dla kolejnego człowieka. A powinna wiedzieć, że ludzie, którzy się z nią zadają, nigdy nie kończą dobrze. Zgaduję, że ktoś już zdążył dopaść twojego ojca, co, dzieciaku?

Pierre niezbyt lubił, gdy nazywano go dzieciakiem, choć w oczach bogini jego dziewiętnaście lat to zdecydowanie musiało być mało. Ale czy ona właśnie powiedziała to, co powiedziała? Skąd wiedziała, że jego ojciec zginął? Wrócił myślami do tamtego dnia. Znowu zobaczył to tak, jakby wydarzyło się wczoraj.

Jego ojciec upadł martwy, a on nie miał zielonego pojęcia, co zrobić. Czy tamci mężczyźni wezmą go ze sobą? I co mu zrobią? Każą mu zabijać czyichś rodziców? Nie, nie zgadzał się na to! Kolana się pod nim ugięły. Nie mogąc tego dłużej wytrzymać, wrzasnął z całych sił.

Coś w nim pękło. Poczuł dziwną moc wydobywającą się gdzieś z niego. Czy teraz był w stanie zrobić wszystko? Półświadomie zarejestrował zaskoczone okrzyki mężczyzn, którzy go otaczali.

— Nie myliłeś się, w nim naprawdę jest coś wyjątkowego.

Chłopiec wstał, nie zważając na nic. Teraz uświadomił to sobie z całą mocą. Jego ojciec nie wróci. Został zabity. Przez nich. Teraz za to zapłacą.

Uderzył pięścią w brzuch najbliżej stojącego mężczyznę, a potem zadał mu jeszcze parę ciosów. Nie wiedział, skąd zna takie ruchy, ale coś mu podpowiadało, gdzie powinien trafić, aby osiągnął swój cel. Już po chwili mężczyzna padł na ziemię, a miecz, który ledwo co zdążył wydobyć, padł razem z nim. Pierre sięgnął po broń i zamiast zostawić leżącego w spokoju, wbił ostrze w jego wnętrzności. Nie obchodziły go jego wrzaski błagające o litość, zresztą po parunastu sekundach już ustały.

Dlaczego właściwie to robisz? — odezwał się cichy głosik w jego głowie.

Pierre jednak zupełnie go zignorował i zamachnął się bronią na pozostałych napastników. Jedyne, czego chciał, to zniszczyć ich. Zabić.

— Nie, błagam, nie rób tego! — jęknął ich przywódca, gdy zobaczył miecz tuż przy swoim gardle. — Co ci po tym przyjdzie? Zabiłeś więcej moich towarzyszy tylko w zamian za swojego plugawego ojca! Jeszcze masz szansę! Dołącz do mnie...

Nie zdążył dokończyć zdania, a życie już z niego uszło. Padł na ziemię, tak jak wszyscy jego towarzysze. Pierre dojrzał, że w dłoni nieboszczyk trzyma jakąś brązową ozdobę, chyba kolczyk. Czując, że to ważne, sięgnął po niego. Jednak gdy tylko przedmiot znalazł się w jego dłoni, poczuł, że dziwna moc go opuszcza. Zamrugał oczami i rozejrzał się wokół.

Cała polana usiana była zwłokami, wszędzie znajdowała się krew. Chwila... Czy to on ich wszystkich pozabijał? Jak to możliwe? Przecież był tylko małym chłopcem, a oni grupą dorosłych mężczyzn?

Jednak właśnie w tym momencie zemdlał. Razem z utratą przytomności zniknęła także pamięć o polanie.

— Nie... — mruknął Pierre, powróciwszy do rzeczywistości. Poczuł, że łzy zbierają mu się pod powiekami. — To niemożliwe...

— Pierre, co się dzieje? — zapytała zaniepokojona Brigitte.

— Och, wiecie co? Dziwi mnie, czemu tak szybko o wszystkim zapominacie. Przecież ludzkie wspomnienia są takie łatwe do wyciągnięcia! — Bogini roześmiała się perliście. — Moja obecność najwyraźniej pomogła ci wydobyć te wspomnienia głęboko z twojego wnętrza.

— Ale zupełnie tego nie rozumiem — przyznał Pierre. — Czym jest ta moc? I dlaczego... Dlaczego czuję ją dopiero po tylu latach? I dlaczego zapomniałem o tym wszystkim?

— Jak już mówiłam, ludzie mają niezwykłą tendencję do szybkiego zapominania wszystkiego, co im się przydarzyło. Zwłaszcza tego, czego nie chcą pamiętać. A może byłeś zbyt wycieńczony, by to zapamiętać? Nie wiem. Wiem tyle, że boska moc w rękach ludzi jest niebezpiecznym narzędziem i nawet jeśli ten człowiek jest potomkiem boga, to nadal jest zbyt słaby, by używać takiej siły bez konsekwencji. — Kobieta przerwała, jakby chciała dodać dramatyzmu swoim słowom. — Podejrzewam, że dopiero teraz twoje ciało stało się gotowe, by przebudzić na stałe swoją prawdziwą moc, synu Tigili.

Teraz Pierre już zdecydowanie miał ochotę, aby zemdleć. Może wtedy okazałoby się, że to, co kobieta mówiła o jego pokrewieństwie z boginią wojny, to jedna wielka halucynacja wytworzona przez jego przemęczoną głowę. Jednak mimo iż w ogóle nie chciał tego przyznawać, wierzył w jej słowa. Przede wszystkim dlatego, że miały sens — mogły wyjaśnić to, czego był świadkiem. Dlaczego czuł tę dziwną moc, dlaczego przed laty udało mu się pozabijać wszystkich tych ludzi, którzy go zaatakowali. I przede wszystkim, dlaczego się na niego zasadzili. Cały czas mówili coś o wyjątkowości. Jeśli jego matka naprawdę była boginią, to wtedy wszystko nabierało sensu.

— Zakładając, że to, co mówisz, jest prawdą... — odezwał się — to po co właściwie mi to mówisz?

— A wy po co tu przyszliście? Tak naprawdę nie mam żadnego celu, a od zawsze lubiłam rozmawiać z naiwnymi ludzkimi dzieciakami, które naprawdę wierzą w jakiś boski plan. Teraz to wygląda tak, jakbyście chcieli się dowiedzieć ode mnie czegoś, ale nawet nie wiecie, czego.

— Wiemy, co, tylko ciągle nas zwodzisz! — wybuchła w końcu Brigitte. — Jeśli nie masz nic wspólnego z naszą misją, to dlaczego inni odwodzili nas od dotarcia tutaj? Założę się, że mogłabyś nam pomóc, tylko wcale tego nie chcesz.

Pierre spojrzał na Brigitte i ujrzał jej zwykłą zaciętość. Uśmiechnął się lekko. Przerażona i milcząca nie była sobą; taką bardziej podziwiał.

— Masz rację. — Bogini westchnęła. — Ludzie nigdy nie powinni byli dowiedzieć się o bogach, lecz gdy naruszyli spokój najpotężniejszego bóstwa Ziran, wtedy cała natura zupełnie się zmieniła. Nie mieliśmy się zacząć łączyć z ludźmi, półbogowie mieli nigdy nie powstać. A jednak powstali. Pewna grupa półbogów uznała, że ich celem powinno być przywrócenie Ziran spokoju, lecz żaden z nich nie dowiedział się, jak to zrobić.

— Odnowiciele — domyślił się Pierre. — Jeden z nich ciągle mówił coś o naturze.

— Tak. Nazwali się Odnowicielami, tak jakby naprawdę mogli coś zrobić. Ciągle werbują nowych ludzi, w tym półbogów. I eksperymentują ze straszliwymi mocami, naiwnie licząc na to, że Ziran powróci do dawnej doskonałości.

— Hola, hola, czegoś tu nie rozumiem. — Brigitte wyciągnęła rękę, jakby chciała powiedzieć „stop". — Powiedziałaś, że gdyby nie upadek Ziran, półbogowie nigdy by nie powstali. To dlaczego pragną przywrócenia jej do dawnego stanu?

— Jestem boginią, nie wyrocznią. Nie zaglądam ludziom do głów.

— Jak to nie? — Pierre uniósł brwi, przypominając sobie, jak dopiero co zrobiła coś takiego.

— To jest zupełnie coś innego! To były wspomnienia, które jestem w stanie wyciągnąć, ale to jedynie obraz wydarzeń. Ale nie zaglądam w głębię ludzkich dusz, w tym celu musicie się udać do innego boga.

— I znowu schodzimy z tematu...

— Ach, Odnowiciele! Gdybym miała zgadywać, raczej nie kierują nimi pobudki uważane przez was, ludzi, za szlachetne. Sądziłabym raczej, że liczą na coś w rodzaju nagrody. Bycia docenionym przez Ziran. Ale zapewniam was, Ziran mało kogo lubi. Dlatego wątpię, żeby ich wysiłki na cokolwiek się opłaciły. Aczkolwiek zobaczenie dawnej Ziran byłoby ciekawym doświadczeniem, nawet chętnie bym w tym pomogła.

— Co da to, jak mówisz, przywrócenie Ziran spokoju? — zapytał Pierre. — Bo moglibyśmy się zastanowić, czy chcemy to zrobić.

— Ha! Jeszcze nikt nie wymyślił sposobu na przywrócenie bogini natury do normalności. Naprawdę będę was podziwiać, jeżeli się to wam uda. — Kobieta potarła podbródek. — Ach, właśnie! W sumie to nawet nie wiem, jak to się stało, ale w jakiś sposób Odnowiciele zdołali uwięzić tę część mojej istoty w tej bransoletce, którą widzieliście, zanim się pojawiłam. Będziecie tacy dobrzy i zabierzecie mnie ze sobą? Bo w tej chwili zupełnie nie mam pojęcia, jak się stąd wydostać...

— Ale jesteś boginią — zauważyła Brigitte. — Nie umiesz się wydostać z głupiej bransoletki?

— Gdyby to było takie proste... Ale to nie była zwyczajna bransoletka, tylko jedna z moich własnych, o szczególnych właściwościach. Niezbyt mi się to podoba, ale ogranicza ona moją własną moc. A dosyć długi letarg sprawił, że pozapominałam sporo rzeczy. Pewnie w końcu sobie przypomnę, jak się uniezależnić od tej bransoletki, ale nie teraz.

Kobieta wreszcie podniosła się z piedestału. Pierre ujrzał wtedy, że bransoletka nie zniknęła, tylko cały czas znajdowała się pod jej boskim zadkiem. Dobrze, że bogini nie była fanką kolców, bo byłoby niezbyt wesoło.

— Czuję nieustanne przyciąganie od niej — oznajmiła. — Nie mogę się od niej oddalić zbyt daleko, ale jeszcze nie poznałam granicy.

— A mamy zabrać cię ze sobą, bo? — Brigitte wydawała się niezbyt zadowolona z tego pomysłu. — Niby jakie będziemy mieć z tego korzyści?

— Może takie, że nie będziecie mieć wroga w bogini.

— Słabej bogini, która jest zależna od bransoletki.

— Mam wiedzę, która może się wam przydać.

— Jak na razie tylko raczysz nas boską gadką i ani słowa o miraculach

— Miracula są tylko niewielką częścią tego wszystkiego, myślałam, że już to zrozumiałaś.

— Właśnie, miracula! — Pierre przypomniał sobie o swojej dziwnej przemianie. — Już parę razy użyłem swojej mocy, a nadal się nie odmieniłem. Czy to ma związek z tym wszystkim, o czym mówiłaś?

— Miracula nigdy mnie szczególnie nie interesowały — przyznała kobieta — ale bazują one przede wszystkim na mocy kwami. Jednak znane były przypadki, gdy czerpały z siły życiowej posiadacza, zwłaszcza jeśli okazywał się półbogiem. Przypuszczam, że w tym momencie zupełnie nie kontrolujesz przepływu mocy, dlatego zaraz po przemianie zwrotnej na pewno odczujesz nieprzyjemne skutki. A radziłabym ci ich doświadczyć tutaj, gdzie nikt was nie zaatakuje.

— Czyli co? — tym razem Pierre zwrócił się do Brigitte. — Bierzemy boginię ze sobą?

— Dobra, niech będzie — zgodziła się w końcu dziewczyna, choć niechętnie. — Mistrz Fu powinien z nią porozmawiać. Ale najpierw powinniśmy go o tym poinformować, żeby nie był zaskoczony.

— Okej. — Pierre pokiwał głową. — Ty możesz się skontaktować z mistrzem Fu, a ja chyba powinienem już trochę odpocząć.

Wymamrotał formułkę transformacji zwrotnej. Przed jego twarzą pojawił się Huunta, a on sam już nie był Pająkiem.

Natychmiast poczuł owe nieprzyjemne skutki, o których przed chwilą wspomniała bogini. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa i się pod nim ugięły. Ból głowy, który tak uparcie ignorował, teraz wybuchł z pełną mocą.

— Pierre, nic ci nie jest? — usłyszał głos Brigitte jak przez mgłę.

Nie, tylko potrzebuję chwili — pomyślał.

A potem, z pewnego rodzaju ulgą, osunął się na ziemię bez świadomości.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro