Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 - Chemiczka

Prawdę mówiąc, chemia na ogół nie była ulubionym przedmiotem uczniów Collège Françoise Dupont. Po pierwsze dlatego, że mało kto wiązał swoją przyszłość właśnie z tą dziedziną nauki. Sporo dziewcząt marzyło o karierze w showbiznesie, chłopcy fantazjowali o zostaniu strażakami czy policjantami ratującymi damy w opresji. Uznawali, że chemia na nic im się nie przyda, dlatego zupełnie nie przykładali do niej wagi.

Drugim powodem, siedzącym właśnie za swoim biurkiem, była powszechnie znienawidzona nauczycielka tegoż przedmiotu, pani Mendeleiev. W szkole mało kto ją lubił, a jedną z tych osób na pewno nie był Jean, który właśnie był przez nią odpytywany przy tablicy.

— Pierwsze, o co cię proszę, to żebyś podał mi wzór ogólny soli — powiedziała nauczycielka. — Zapisz mi go na tablicy, a następnie podaj mi przykład soli.

Jean bardzo powoli wziął kredę i przyłożył ją do zielonej, chropowatej powierzchni tablicy. Zawahał się — wszyscy wiedzieli, że jeżeli nic nie napisze, od razu dostanie zero punktów, jednak gdy napisze źle, pani Mendeleiev też nie będzie wobec niego szczególnie łaskawa.

Jest atom metalu i reszta kwasowa — pomyślała Aurélie siedząca w ostatniej ławce. To akurat było dosyć łatwe, jednak Jean nie był najlepszym uczniem w klasie. Wiedziała też, że samym myśleniem nie podsunie mu prawidłowej odpowiedzi, a jeśli spróbowałaby mu podpowiedzieć, to oboje ponieśliby konsekwencje. Może przy odrobinie szczęścia Jean sam sobie przypomni.

Chłopak zaczął pisać na tablicy. Gdy odsunął się, można było zobaczyć tam staranny napis: MR. Czyli sobie całkiem nieźle poradził.

— No, to teraz mi powiedz, co oznaczają te literki.

— M oznacza metal... — Chłopak zająknął się. — A R... Niestety nie pamiętam, proszę pani.

Nauczycielka zapisała coś w swoim notesie, po czym odpowiedziała:

— R to reszta kwasowa, panie Duparc. Z tą wiedzą proszę mi podać przykład soli.

— Chlorek sodu? — bardziej zapytał niż odpowiedział.

Nawet nie idzie mu tak tragicznie — uznała Aurélie. Może Mendeleiev nie będzie tak zdenerwowana i lekcja będzie względnie miła.

Tymczasem Jean zapisał na tablicy wzór chlorku sodu. Pani Mendeleiev pokiwała głową, o czym zaczęła zadawać kolejne pytania. Niestety Jean nie umiał powiedzieć nic o dysocjacji jonowej soli ani o reakcjach zasad z kwasami.

— Siadaj, osiem punktów na dwadzieścia.

Jean westchnął i poczłapał na swoje miejsce w pierwszym rzędzie, gdzie siedział sam. Już podczas ich pierwszej lekcji został tam posadzony, gdyż z kimkolwiek by nie usiadł, ciągle tylko rozmawiał. Aurélie pomyślała, że chłopak ma sporego pecha. Pani Mendeleiev za nim nie przepadała, a do tego korzystała z niemal każdej okazji, by tylko sprawdzić jego wiedzę. I mimo że teraz nie poszło mu tak źle — prawie udało mu się zdobyć pozytywny stopień — jednak w porównaniu ze sporą ilością gorszych ocen, które otrzymywał, będzie musiał włożyć sporo wysiłku w to, żeby je poprawić. I nie tylko on — ponad połowa klasy najgorsze stopnie miała właśnie z chemii. Niemal wszyscy uznawali, że to wina wyłącznie pani Mendeleiev, bo przecież oni sobie na to nie zasłużyli.

Aurélie jednak sądziła, że mimo iż mogliby mieć milszego nauczyciela chemii, to jednak gdyby się uczyli, to mogliby zaliczyć ten przedmiot bez większych trudności. Ona sama nie uważała się za jakąś szczególnie genialną osobę, jednak z chemii zdobywała raczej dobre oceny. Możliwe, iż było to spowodowane po prostu tym, że było to jeden z jej ulubionych przedmiotów, ale bardziej stawiała na to, że zamiast marudzić jak inni, po prostu uczyła się tego, co do niej należało.

Mimo że zwykle na początku lekcji były pytane dwie osoby, tym razem od razu po wpisaniu oceny Jeanowi pani Mendeleiev oznajmiła im, że teraz zaczną nowy temat. Zapisała temat na tablicy i zaczęła tłumaczyć, na czym polegają reakcje metali z kwasami. Klasa odpowiedziała na to robieniem wszystkiego oprócz słuchania. Niektórzy tępo wpatrywali się w ściany i okna, jakby tam była zapisana odpowiedź na wszystkie pytania. Aurore i parę innych dziewczyn pogrążyło się w rozmowie, zapewne na temat chłopców lub ubrań. Jeszcze parę innych osób leżało na ławce, niektóre robiły to dosyć ostentacyjnie, a jeden chłopak pochrapywał cicho, lecz nie na tyle, by nie zwrócić na siebie uwagi nauczycielki.

— Rousseau! — krzyknęła, a chłopak naraz się obudził, uderzając kolanem w spód ławki. — Wymień mi metale mniej aktywne od wodoru.

Jedyną odpowiedzią Rousseau było przeciągłe „Eeee", na co nauczycielka przybrała zdecydowanie nieprzyjemny wyraz twarzy.

— Wiecie co? — zwróciła się tym razem do całej klasy, a ton jej głosu był niebezpiecznie słodki. — Naprawdę rozumiem, że możecie nie przepadać za chemią i woleć inne przedmioty, ale to, co robicie, to zwyczajny brak szacunku do nauczyciela. Mam tego dość. — Przerwała, by rozejrzeć się po twarzach uczniów. Większość, zrozumiawszy, co się dzieje, przybrała poważny wyraz twarzy, jednak do niektórych nie dotarło, że pani Mendeleiev przestała opowiadać o temacie lekcji, i nadal leżała na ławkach. — To się skończy. Od teraz obleję każdego, kto nie będzie umiał odpowiedzieć na pytania z lekcji. A zacznę od Rousseau, który jeszcze przed chwilą spał.

Cudowna lekcja, nie ma co — pomyślała Aurélie. Pani Mendeleiev dotrzymywała obietnic. Teraz mogło być tylko gorzej. Nie żeby było to dla niej zaskoczeniem. I nie żeby dla niej osobiście była to jakaś szczególnie zła sytuacja. Może to z powodu ojca wykładającego chemię na uniwersytecie, ale te wszystkie reakcje i związki chemiczne zawsze łatwo wchodziły jej do głowy.

Pani Mendeleiev tymczasem powróciła do omawiania reakcji metali z kwasami. Jej ostrzeżenie podziałało — więcej osób zaczęło słuchać jej wywodu. Choć oczywiście nadal byli tacy, którzy byli w stanie zasnąć. Jednak to nie trwało zbyt długo, zanim zabrzmiał dzwonek.

Nie minęło dziesięć sekund, gdy wszyscy zaczęli się przepychać przy drzwiach. Każdy chciał jak najszybciej opuścić klasę i będąc na korytarzu, powiedzieć pod adresem pani Mendeleiev parę bardzo nieładnych słów. Wyjątkiem była Aurélie, która wolała się nie wpychać w ten tłum. Zamiast tego spakowała się w spokoju i, gdy klasę opuścili już wszyscy poza nią, skierowała się w stronę wyjścia. Mruknęła także ciche „do widzenia" w stronę nauczycielki, choć nie wiedziała czy ta, siedząca za biurkiem z opuszczoną głową, to dosłyszała.

Ledwo przekroczyła drzwi, jej uwagę zwróciły jakieś dziwne pomruki. Z początku pomyślała, że to ktoś na korytarzu rozmawia tuż przy niej, ale potem zrozumiała, że dźwięki dochodzą z klasy. Zaciekawiona, przybliżyła się. Wiedziała, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale po prostu nie umiała się powstrzymać.

— Nikt nie szanuje nauczycieli w dzisiejszych czasach... — To na pewno była pani Mendeleiev. — Już ja dam tym bachorom popamiętać, nauczą się...

Czyli naprawdę była zła. Aurélie raczej wątpiła, że gdyby była spokojna, mamrotałaby to wszystko na głos. Ale cóż, co dziewczyna miała zrobić? Mimo wszystko nie widziała siebie jako kogoś, kto mógłby pocieszać ludzi, a zwłaszcza nauczycieli. Chyba jedyne, co mogła zrobić, to odejść i udawać, że nic nie słyszała.

Nagle jednak coś się zmieniło. Pani Mendeleiev już nie mamrotała gróźb pod adresem nierozgarniętych piętnastolatków. Zamiast tego wydała zduszony okrzyk. Przez chwilę zapadła cisza, jednak po chwili nauczycielka ponownie się odezwała:

— Masz rację, Władco Ciem. Pomogę ci.

Władco Ciem? Chwila, czy to znaczy, że pani Mendeleiev właśnie padła ofiarą akumy? Ale to oznacza, że właśnie cała szkoła znalazła się w niebezpieczeństwie! Złość nauczycielki plus moce akumy na pewno nie dadzą dobrych efektów.

Aurélie zajrzała przez otwarte drzwi, by się upewnić. Niestety miała słuszność. Pani Mendeleiev nie zmieniła się szczególnie, tylko teraz miała na nosie ochronne okulary laboratoryjne. No, a do tego jej włosy stały się niebieskie. Dziewczyna wolała się nawet nie przekonywać, co jeszcze się zmieniło. Najlepiej było uciekać tak szybko, jak tylko się dało.

Tylko gdyby uciekła sama, to byłoby nie w porządku wobec innych uczniów. Dlaczego ona miała być bezpieczna, podczas gdy inni uczniowie mieliby cierpieć na ataku złoczyńcy? Zwłaszcza że nawet nie było wiadomo, jakie zdolności ma zaakumowana pani Mendeleiev. A poza tym, jakby sobie ot tak wyszła ze szkoły, na pewno wzbudziłoby to podejrzenia. W końcu lekcje kończyły się najwcześniej o drugiej, a teraz jeszcze nawet nie było obiadu. Dlatego najlepszym wyjściem wydawało się ostrzeżenie wszystkich i zorganizowanie ewakuacji.

Ale jak? Bieganie po całej szkole i mówienie wszystkim uczniom po kolei raczej mijało się z celem. I tak nikt by jej nie potraktował na poważnie. Tylko by się zbłaźniła. Nie, trzeba znaleźć lepszy sposób...

Nagle jej wzrok padł na głośnik zamontowany w rogu ściany. To jest to! Radiowęzeł! Najszybszy i najprostszy sposób na ostrzeżenie całej szkoły za jednym zamachem. Teraz jedyne, co musiała zrobić, to dostać się do gabinetu dyrektora, bowiem tam znajdował się sprzęt, i przekonać pana Damoclesa, by dał jej go użyć.

Popędziła do gabinetu tak szybko, jak mogła. Wiedziała, że liczy się każda sekunda. Nie miała pojęcia, czy już teraz pani Mendeleiev nie zdążyła dokonać jakichś zniszczeń. Zadyszana stanęła przed drzwiami i zapukała. Ledwo usłyszawszy zaproszenie dyrektora do środka, otwarła drzwi na oścież i wparowała do środka.

— Panie dyrektorze, musi mi pan dać użyć radiowęzła! — zawołała.

— Radiowęzła? — zdziwił się pan Damocles. — Ale po co ci radiowęzeł? Jego się używa tylko do ogłaszania ważnych rzeczy.

— Ale to jest bardzo ważna rzecz! W szkole grasuje kolejny złoczyńca Władcy Ciem!

— Jesteś pewna? — ciągnął dyrektor. — Skąd niby się wziął?

— To pani Mendeleiev! Sama widziałam.

— A skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? To pewnie jakiś wybryk!

— Skoro pan tak twierdzi. — Aurélie była coraz bardziej zniecierpliwiona. Choć w sumie rozumiała, czemu dyrektor jej nie dowierza, irytowało ją to okropnie. — Ale ja panu udowodnię, że mam rację!

I wybiegła z gabinetu. Skoro pan Damocles chciał dowodu, to go dostanie. I nawet nie musiała szukać daleko. Pani Mendeleiev była dosyć blisko. Aurélie wyciągnęła telefon z kieszeni bluzy i szybko odnalazła opcję kręcenia filmiku. Akurat, gdy włączyła nagrywanie, kobieta odezwała się:

— Jestem Chemiczka! Żaden uczeń nie oprze się mocy chemii!

Zwróciła swoją głowę w kierunku, gdzie stała Aurélie. Dziewczyna czmychnęła pod ścianę, mając nadzieję, że Chemiczka jej nie zauważy. Uznała, że te parę sekund filmiku, które udało się jej nagrać, będzie wystarczającym dowodem. Chciała pójść z powrotem w stronę gabinetu dyrektora, ale pani Mendeleiev uparcie nie spuszczała wzroku z okolicy, w której Aurélie się ukrywała. Wiedziała, że nie może się ruszyć, bo tak najłatwiej zostanie wykryta. Na szczęście nauczycielka musiała nie przyglądać się zbyt uważnie, bo jej nie zauważyła i poszła dalej.

— Uff — odetchnęła cicho dziewczyna i powoli ruszyła tam, gdzie miała.

Doszedłszy do gabinetu, zapukała ponownie. Tak jak wcześniej, rozległo się donośne „Proszę". Weszła do gabinetu i wyciągnęła przed siebie rękę z telefonem, tak by pan Damocles mógł ujrzeć ekran.

— Chciał pan dowodu, to ma pan dowód. — Odtworzyła filmik.

Twarz pana Damoclesa w ułamku sekundy zmieniła się z lekko zaskoczonej na szczerze zdumioną, a potem na przestraszoną.

— S-skąd mam wiedzieć, że to nie jest fotomontaż? — wyjąkał. — Wiem, na co was stać, uczniaki!

— Och, dlaczego nie chce mi pan uwierzyć? To się dzieje naprawdę! — Dziewczynę coraz bardziej denerwowała upartość dyrektora. Czy on to robił specjalnie? — Och, jeśli mi pan nie wierzy, to niech sam zobaczy, co się dzieje! To cud, że Chemiczka jeszcze nie dopadła żadnego ucznia!

Dyrektor zamilkł. Najwyraźniej musiał przemyśleć całą tę sytuację. Po niezbyt długiej chwili westchnął. Najwyraźniej musiał to przemyśleć wcześniej, istniała też opcja, że po prostu bardzo szybko myślał.

— Dobrze, załóżmy, że mówisz prawdę...

— Bo mówię.

— Jeśli ogłosimy to przez radiowęzeł, prawdopodobnie wybuchnie panika.

— Ale uczniowie się uratują, zanim wszyscy zostaną zaatakowani.

— Wtedy Chemiczka będzie wiedzieć, że organizujemy ewakuację i może zablokować wyjście.

— Ale jeśli nic nie zrobimy, to może się stać wszystko!

— Zaczekajmy na Biedronkę i Czarnego Kota — powiedział dyrektor.

— Biedronka i Czarny Kot się zjawią, ale uczniowie powinni wiedzieć o niebezpieczeństwie.

— Dobrze — poddał się wreszcie dyrektor. — Przeprowadzimy ewakuację. Ale nie powiemy uczniom, co się naprawdę dzieje, bo spanikują.

Aurélie kiwnęła głową. Mimo wszystko wolałaby, żeby wszystko zostało powiedziane uczniom, ale musiało ją zadowolić takie rozwiązanie. Tymczasem dyrektor poszedł na tyły gabinetu i uruchomił znajdujący się tam radiowęzeł.

— Uwaga, komunikat do wszystkich nauczycieli i uczniów! Proszę natychmiast opuścić szkołę i stawić się przed jej budynkiem! Nauczycieli uprasza się o zaopiekowanie się uczniami. Powtarzam, wszyscy uczniowie i nauczyciele natychmiast mają opuścić szkołę!

Pan Damocles, zakończywszy wygłaszanie komunikatu, zwrócił się do Aurélie:

— Ty też się staw przed szkołą. Tam wszyscy zaczekamy na Biedronkę i Czarnego Kota.

Aurélie zgodziła się i wraz z dyrektorem opuściła gabinet. Znalazłszy się na holu, zdecydowanym, acz nie zbyt szybkim krokiem zaczęli iść w stronę wyjścia. Nie spodziewali się jednak, że drogę zagrodzi im Chemiczka we własnej osobie.

— Proszę, proszę, kogo my tu mamy — odezwała się tonem przesyconym jadem. — Nasz kochany dyrektor, który nie robi nic z faktem, że połowa uczniów jest zagrożona z chemii.

Z początku Aurélie zastanowiło, dlaczego Chemiczka zatrzymuje ich zamiast reszty szkoły, ale teraz stało się to jasne. Pani Mendeleiev była wściekła także na dyrektora. Ale na nią nie zwróciła uwagi. Czyżby to była idealna okazja do ucieczki? Choć z drugiej strony zostawienie dyrektora w takiej sytuacji wydawało się co najmniej niezbyt miłe. Najpierw uparcie przekonywała go o zagrożeniu, a teraz miałaby go zostawić na pastwę tegoż zagrożenia? Nie, mogła sobie dużo zarzucić, ale przynajmniej działała zgodnie ze swoim sumieniem. Więc zamiast uciec, zaczęła się rozglądać za czymś, co mogłoby pomóc w wydostaniu się z tej sytuacji. Już nawet nie wiedziała, o czym dokładnie rozmawiają Chemiczka z panem Damoclesem, ale nie obchodziło ją to zbytnio, bo znajomość treści tej rozmowy chyba nie za dużo jej pomoże.

Bingo! W rogu boiska rozpościerającego się na większość holu stał kontener z piłkami używanymi podczas lekcji. Aurélie ostrożnie podeszła do niego, tak by nie zwrócić na siebie uwagi Chemiczki. Wiedziała, że nie da rady podnieść całego kontenera, dlatego wyciągnęła z niego piłkę z samej góry. Uśmiechnęła się. Akurat była to piłka do koszykówki, nada się idealnie.

Podeszła nieco bliżej rozmawiających, tak by nie spudłować. Następnie wycelowała i rzuciła. Tak jak zakładała, trafiła Chemiczkę, lecz mimo nadziei na trafienie w głowę piłka uderzyła ją w brzuch. I tak nieźle. Zaakumowana pani Mendeleiev zgięła się wpół, lecz szybko powróciła do siebie. Jedną z jej zdolności na pewno musiało być szybkie dochodzenie do siebie. Aurélie bowiem nie wydawało się, żeby rzuciłą tę piłkę jakoś słabo.

Pani Mendeleiev zwróciła się w stronę Aurélie. Tym razem ją zauważyła. Zresztą takie było jedno z założeń planu wymyślonego na poczekaniu. Teraz przynajmniej dyrektor będzie mógł uciec. To, że ona nie — na to już nie mogła nic poradzić.

— Pożałujesz tego, dziewczyno — odezwała się chemiczka i wzięła do ręki jeden z flakoników trzymanych w przepastnej kieszeni. Zabawne, że Aurélie dopiero teraz je zauważyła.

Nauczycielka otworzyła ją, a jej zawartość zaczęła bardzo szybko zmieniać się w dym niebieski jak jej włosy. Dmuchnęła w niego, a on pomknął w stronę Aurélie.

Dziewczyna przeklinała się, że nie uciekła. Właściwie dlaczego tam stała? Strach musiał ją sparaliżować bardziej, niż przypuszczała. W każdym razie teraz to już nie miało znaczenia. Osunęła się na kolana. Sekundę później oczy same się jej zamknęły. Straciła świadomość.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro