Rozdział 14 - Biblioteka
Gdy Jaqueline się obudziła, wokół niej panowała ciemność. Zastanawiała się, jak to się stało, skoro nie przypominała sobie, żeby gasiła światło. Czyżby ktoś ją odwiedził? Tylko kto? Richard? A może jednak się jej coś tylko wydawało... Może jednak zgasiła światło, tylko o tym nie pamiętała...
Tak czy siak, stwierdziwszy, że póki co nie rozwiąże tej zagadki, postanowiła to światło zapalić. Chwilę jej zajęło przyzwyczajenie się do jasności, a gdy już nie musiała zamykać oczu, rozejrzała się wokół. Powoli przypomniała sobie, co robiła, zanim poszła spać — od sortowania rzeczy brata, aż do odczytania liściku sprzed lat i odkrycia istnienia tajnego działu biblioteki Odnowicieli.
Ach, i tutaj pojawiał się problem... Nie miała zielonego pojęcia, gdzie tego działu szukać, a nawet jeśli by wiedziała, to jak miała się tam dostać? Była pewna, że jest na tyle dobrze strzeżony, że nie uda się jej tam niepostrzeżenie zakraść. A może mogłaby przekonać kogoś, żeby poszedł tam za nią? Tylko kogo? Jak miałaby powiedzieć komuś, że chce uzyskać dostęp do jednego z najważniejszych zaklęć Odnowicieli i nie ściągnąć na siebie natychmiastowo podejrzeń, zresztą słusznych? Nie... Wycieczkę do tajnego działu musi zachować w tajemnicy, chociaż przez chwilę. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. No dobrze, może jedna osoba będzie mogła, ale to już dopiero po fakcie.
Jaqueline była jednak pewna, że nie uda się jej sforsować drzwi do biblioteki, nawet jeśli próbowałaby wszelkiej magii, jaką znała. A mimo wszystko, cóż... Może i podstawowe zaklęcia jej dobrze szły, podobnie jak magia emocjonalna, ale bardziej zaawansowane zaklęcia nie zawsze były w jej zasięgu. Była niemal pewna, że zabezpieczenia ją przerosną. A o uczeniu się samej zaklęcia piętna nawet nie miała co marzyć. Nawet jeśli by się jej udało, jaką gwarancję miała, że uda się jej go użyć? Nie... Nie ona miała się go nauczyć. To nie było jej zadanie.
Wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby po prostu mogła jakoś przeniknąć do tej biblioteki, znaleźć się tam zupełnie znikąd... Oj tak, zdolność teleportacji byłaby tu bardzo pożądana. Tylko oczywiście czary podróży były tymi, które nigdy jej nie wychodziły! To niby skąd ma się tego nauczyć? Jej własna magia odpadała, nikogo innego również o to nie mogła poprosić. Pozostawało tylko jedno. Źródło magii zewnętrznej, które będzie mogła sama kontrolować. A tak się składało, że znała jedno takie źródło. Miracula.
Wtedy właśnie przypomniała sobie wydarzenie sprzed paru miesięcy. Kiedy po raz pierwszy chciała zobaczyć się z Aurélie, spotkała na swojej drodze strażników... I zastanawiała się, czy ich nie wyminąć. Używając do tego niczego innego, jak tylko Miraculum Pająka! Oczywiście! To było rozwiązanie. Jaqueline sięgnęła więc do kieszeni spódnicy i wyciągnęła stamtąd błyskotkę, której jak dotąd wcale nie zamierzała tak naprawdę użyć. Ale teraz... Teraz to była ostateczność.
Przypomniała sobie ostrzeżenie Richarda, zanim wręczył jej miraculum. Nakazał jej, żeby nie używała go pochopnie, a jeśli już będzie do tego zmuszona, to żeby zachowała ogromną ostrożność. Pamiętając to, zacisnęła palce na brązowym kolczyku, aż pojawiło się światło. Jaqueline przezornie odwróciła wzrok, a kiedy było już po wszystkim, jej oczom ukazało się kwami zamieszkujące to miraculum. Huunta rozejrzał się niepewnie po pomieszczeniu, aż wreszcie utkwił swoje cztery pary oczu w Jaqueline.
— Witaj, Huunta — przywitała się z nim Jaqueline.
— Gdzie ja jestem? — odparł Huunta w odpowiedzi. — Kim ty jesteś?
— Czy to istotne? Ważne jest to, że teraz będziesz służyć mnie. Jeśli mi pomożesz, oboje możemy na tym zyskać. Ja znajdę to, czego potrzebujesz, a ty znowu zobaczysz skrawek świata. I być może uda się znaleźć jakiś miły zapas magicznej energii... Wiem, że ją uwielbiasz.
To wyraźnie zainteresowało Huuntę. Jaqueline uśmiechnęła się. Jak dobrze, że Richard opowiedział jej co nieco o kwami! Dzięki temu wiedziała, że Huunta, znany jako pożeracz magii, chętnie służył tym, którzy mieli jej aż nadto, w zamian za odrobinę pożywienia. Była również pewna, że sama kontroluje swoją energię na tyle dobrze, że kwami dostanie jej tylko tyle, ile sama mu da. Doskonale się składało.
— Zgoda — odezwał się wreszcie Huunta.
— Idealnie — uznała Jaqueline.
Spojrzała na kolczyk i zdumiała się, ponieważ zmienił swoją formę bardziej, niż by oczekiwała. Podczas gdy miracula, ukrywając się, zwykle zmieniały jedynie kolor, względnie pozbywały się cech charakterystycznych dla danego zwierzęcia, to Miraculum Pająka zmieniło również kształt. Być może jego magia wyczuła, że Jaqueline nie zdoła go włożyć tam, gdzie powinien normalnie być, czyli do brwi, toteż zauważyła, że przyjął formę czerwonego, okrągłego kolczyka, który spokojnie mogła umieścić w uchu. To właśnie zrobiła, mając nadzieję, że teraz wszystko uda się tak, jak powinno. A jeśli nie, to trudno, to i tak miała być tylko jednorazowa współpraca. O czym Huunta oczywiście wcale nie musiał wiedzieć. Teraz jednak musiała już przestać odwlekać to, co miało być zrobione.
— Huunta, złap w sieć!
Nie powiedziała tego zbyt głośno, aby nikt przez przypadek nie dowiedział się o jej przemianie, ale zawołanie i tak podziałało. Otoczyło ją światło, a gdy znikło, zauważyła, że miała już na sobie strój superbohaterki. Był w większości czarny, z pojedynczymi brązowymi akcentami, a przy jej pasie pojawiła się sprężynka, broń posiadacza Miraculum Pająka. Nie sprężynka jednak ją interesowała. Bardziej obchodziła ją moc Teleportacji.
Jaqueline nie miała pewności, czy zadziała ona, jeśli nie miała do końca pojęcia, gdzie powinna się znaleźć. W końcu nie znała dokładnej lokalizacji tajnego działu biblioteki... Miała jednak nadzieję, że magia miraculów okaże się wystarczająco pomocna. Skupiła się i zebrała energię, tak, żeby Huunta nie zrobił jej żadnego psikusa, bo wcale nie chciała zakończyć swojej przygody na mdleniu. To by jej mogło utrudnić zadanie, a być może w ogóle ją zdemaskować.
— Teleportacja! — zawołała, kiedy była już gotowa.
Powtarzała sobie w głowie cały czas, że chciała trafić do tajnego działu biblioteki Odnowicieli, zakładała też, że prawdopodobnie znajdował się on w pobliżu głównej części. Zacisnęła również powieki i nie śmiała ich otworzyć, dopóki nie poczuła się na nowo stabilnie. Wreszcie przemogła się i zorientowała się, że znalazła się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, choć niedługo takie pozostawało. Jakby wyczuwając jej obecność, lampy zawieszone na ścianach zapłonęły jasnym, choć migotliwym światłem. Wtedy Jaqueline mogła przyjrzeć się lepiej wnętrzu miejsca, w którym się znalazła.
Nie było ono duże na szerokość i długość, lecz sufit znajdował się tak wysoko, że lampy nie zdołały go całkowicie oświetlić. Od niego aż do drewnianej podłogi pięły się półki pełne ogromnych ksiąg i zakurzonych papierów. Jaqueline zorientowała się szybko, że jest to z pewnością biblioteka, lecz nigdy tu nie była, poznała więc, że prawdopodobnie znalazła się w dobrym miejscu. Uśmiechnęła się do siebie — szczęście póki co jej dopisywało. Przeczuwała jednak, że powinna się pospieszyć. Była pewna, że zabezpieczenia przy drzwiach tajnego działu nie są jedynymi, które tu umieszczono i nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś wkrótce odkrył jej obecność.
Nie tracąc czasu, podeszła więc do pierwszej półki. Na jej szczęście podpisano ją i mogła przeczytać, co tu się znajdowało. „Miracula". Informacje o miraculach... Czyli coś, co jej w tej chwili zupełnie nie interesowało. Ruszyła nieco dalej. Mijała mnóstwo podobnych półek, między innymi z napisami takimi jak „Historia", „Bogowie" i tak dalej. Wreszcie jedna z półek została opatrzona napisem „Zaklęcia i klątwy". Jaqueline ucieszyła się — tego zapewne szukała. Spojrzała jednak na sąsiednią półkę i mina jej zrzedła. „Zaklęcia i klątwy, ciąg dalszy". Czyli było więcej półek... No tak, to nie mogło być aż takie łatwe. A nawet nie była pewna, czego właściwie szukała.
Zaczęła więc poszukiwania. Przejrzała szybko pierwszą półkę, by stwierdzić, że księgi są poukładane w miarę tematycznie. Od czarów związanych z magią poszczególnych żywiołów przechodziły do innych elementów przyrody, a później pojawiało się wiele magii bardziej abstrakcyjnych. Kiedy doszła do magii miłosnej, przystanęła. Przyznała, że kusiło ją, by przejrzeć którąś z tych ksiąg i dowiedzieć się więcej o specjalności swego ojca, ale wkrótce opamiętała się. Nie miała na to czasu. Może kiedyś indziej... Może zapracuje sobie na zaufanie Odnowicieli i dostanie się tu po raz kolejny, tym razem jawnie. A jeśli nie będzie innego razu, to tym lepiej.
Przeglądała księgi dalej i kiedy zakończyły się zaklęcia charakterystyczne dla poszczególnych bóstw, kolejna była magia neutralna. Po niej znalazła magię powiązaną z przedmiotami, ale nadal nie było tego, czego szukała. Aż wreszcie...
Kolejna księga nie wyróżniała się szczególnie, Jaqueline mogłaby wręcz przysiąc, że próbowała się ona ukryć przed jej wzrokiem, jakby wiedziała, że szuka jej ktoś, kto nie powinien jej dostać. Napis na grzbiecie, już trochę przetarty, był jednak jasny do odczytania. „Zaklęcia Odnowicieli". Zdziwiło ją nieco, że tak po prostu mówił, czego mogła się spodziewać w środku, ale z drugiej strony to był przecież tajny dział, tylko najbardziej zaufani mieli tu dostęp, co było chyba wystarczającym zabezpieczeniem.
Kiedy Jaqueline ściągnęła księgę z półki, zauważyła, że wcale nie jest taka gruba, jak się jej początkowo wydawało. Właściwie to była dość cienka, zwłaszcza w porównaniu z innymi tomami na półkach. Mimo wszystko wcale nie wydało się jej to dziwne, bo ileż własnych zaklęć mogli wymyślić Odnowiciele?
Otworzyła księgę. Pominęła cały wstęp i przeszła do zaklęć. Zauważyła, że były one pisane jakimś językiem, którego nie rozumiała i przeraziła się. Przewertowała całą księgę w obawie, że nawet jeśli było tu to, czego szukała, i tak nie zrozumie z tego niczego, aż wreszcie odetchnęła z ulgą. Dalsze rozdziały pisano już po angielsku, co już było lepsze. Zorientowawszy się, że być może coś z tego będzie, przystąpiła do uważniejszego przeglądania księgi. Zauważyła, że wcale nie było tam aż tak dużo treści samej w sobie, ponieważ sporą część zawartości stanowiły obszerne omówienia zaklęć oraz rysunki demonstrujące ich użycie.
Na samym początku, jeszcze w części opisanej tym dziwnym niezrozumiałym językiem, Jaqueline zobaczyła, że widniały tam rysunki przedmiotów, które już kiedyś widziała. Artefakty bogów żywiołów. Żałowała, że nie była w stanie zrozumieć szyfru, bo chętnie dowiedziałaby się, co na temat tych przedmiotów miał do powiedzenia autor księgi. Zaciekawiło ją również to, że tuż obok tych artefaktów widniał jeszcze jeden rysunek, tego przedmiotu jednak nie znała. Był dość wąski i wydłużony, a Jaqueline natychmiast skojarzył się z jakąś lunetą. Wtem spostrzegła jednak, że na jego większym szkle narysowano coś w rodzaju witrażu. Zrozumiała wtedy, iż nie była to luneta. To był kalejdoskop.
Nie miała jednak pojęcia, czym ten kalejdoskop mógł być ani jaki związek miał z artefaktami bogów żywiołów. Ale jako że nie to było przedmiotem jej poszukiwań, nie przywiązywała do tego szczególnej wagi i ruszyła dalej. Po paru minutach trafiła na rozdział, który wyglądał najbardziej interesująco. „Zaklęcia związane z siedzibą". Tak, to tutaj musiało być to, czego szukała! Przejechała wzrokiem po pierwszej stronie i zorientowała się, że sam początek opisywał zaklęcia umieszczające siedzibę Odnowicieli w osobnej warstwie rzeczywistości, przez co stawała się niewykrywalna w realnym świecie. Ten wstęp teoretyczny nie interesował jej jednak — miała bowiem pewność, że cokolwiek się stanie, nikt nie będzie mieć mocy zdolnej owe zaklęcia zdjąć. Jedyna nadzieja tkwiła w jej planie.
Przewracała kartki dalej. Na następnych stronach, równie obszernie, opisano zaklęcie stałego piętna, nadawane każdemu członkowi Odnowicieli i usuwane, kiedy ten ich opuszczał, żywy czy martwy. Szczegółowo opisano mechaniki, które sprawiają, że zaklęcie było zdolne wyczuć, że ktoś na stałe rozstał się z Odnowicielami. Jaqueline zainteresował ten akapit i odetchnęła z ulgą. Z tego, co tam napisano, wynikało, że zaklęcie nie wyczuwa zdrady samej w sobie, jedynie ostateczne odejście. Miała nadzieję, że to prawda. Chociaż, nie mogło być przecież inaczej...
Starając się nie zawracać sobie tym za bardzo głowy, przebrnęła przez długi rozdział opisujący szczególne właściwości piętna Odnowicieli (tak jakby wcześniej ich nie znała), aż wreszcie znalazła kolejny podrozdział. Serce zabiło jej szybciej. To było to! Wreszcie znalazła! Zaklęcie tymczasowego piętna. Wreszcie. Wreszcie przestało być dla niej tajemnicą. Zaczęła czytać.
„Zaklęcie tymczasowego piętna jest w swoich właściwościach nieco podobne do zwyczajnego piętna, lecz zanika po upływie dwunastu godzin. Tak jak zwykłe piętno, umożliwia osobie je noszącej swobodny wstęp do siedziby Odnowicieli, jak również pozwala na jej opuszczenie. Należy stosować tylko dla przyszłych rekrutów Odnowicieli i osób, które powinno się zatrzymać w siedzibie."
Dalej znajdowało się całe mnóstwo ostrzeżeń o tym, żeby zaklęcia nie stosować pochopnie, nie dawać go nikomu poznać i tym podobnych, na które Jaqueline tylko rzuciła okiem. Nie obchodziły jej specjalnie, w końcu zamierzała zignorować je wszystkie i powierzyć czar osobie, która według nich z pewnością na niego nie zasługiwała. Zresztą, nie miała czasu. Musiała przejść do formuły. Przekartkowała jeszcze kilka stron teorii, aż w końcu zobaczyła rysunki. Tak, to było to! Rysunki przedstawiały ruchy, które trzeba było wykonać, a nieco dalej można było przeczytać pełną formułę zaklęcia, wraz z objaśnieniami. Jaqueline nie czytała tego dokładnie, ale sprawdziła, czy na pewno jest tam wszystko. Prawdopodobnie tak, ponieważ stronę dalej zaczynał się już opis kolejnego czaru.
Zaczęła się zastanawiać, co powinna zrobić teraz. Wziąć całą księgę? Nie... Tego nie mogła zrobić. Wtedy ktoś z pewnością zorientowałby się, że tu była. Przepisanie treści też wykluczyła, bo nie dość, że zajęłoby to za długo, to jeszcze nie miała na czym. Zdjęcie także odpadało, bo przecież Aurélie nie miała przy sobie żadnego urządzenia, dzięki któremu mogłaby mieć do niego dostęp, a Jaqueline nie widziało się wywoływanie tajnych magicznych formuł. Po chwili zrozumiała, jaka była jedyna rzecz, którą mogła zrobić. Nie podobało się jej to, nienawidziła niszczenia książek, ale nie miała innego wyjścia. Zacisnęła zęby i wyrwała z księgi strony opisujące zaklęcie tymczasowego piętna. Zamknęła księgę i włożyła ją na półkę, dokładnie tam, gdzie stała wcześniej. Miała nadzieję, że nikt zbyt wcześnie nie zorientuje się, że czegoś w niej brakowało. Oddarte strony schowała do jednej z kieszeni, które na szczęście pojawiły się w jej stroju.
A więc teraz, skoro zdobyła już to, czego tak długo poszukiwała, mogła już użyć ponownie Teleportacji i wręczyć zaklęcie Aurélie, po czym wrócić do siebie i udawać, że nigdy nawet nie przyszło jej na myśl, żeby użyć Miraculum Pająka. To byłoby najrozsądniejsze rozwiązanie. Ale Jaqueline nie zrobiła tego. Pomyślała, że skoro już tu była, być może uda się jej dowiedzieć czegoś jeszcze. Być może czegoś o tym tajemniczym kalejdoskopie... Czym był? Czyżby jakimś boskim artefaktem? Ale dlaczego nie miała pojęcia o jego istnieniu, skoro wiedza o artefaktach nie była tajemna?
Odpowiedź musiała się znajdować tutaj. W tajnym dziale biblioteki. Ruszyła szybko w stronę mijanej wcześniej półki z księgami na temat przedmiotów. Przewertowała szybko kilka ksiąg, ale nic nie znalazła.
Uspokój się, Jaqueline — powiedziała sobie w myślach. — Pośpiechem nic nie zdziałasz.
Odetchnęła parę razy, po czym wreszcie zaczęła uważniej czytać tytuły. Sięgnęła po kolejną książkę, ale i tam nic nie było — chociaż znajdowały się tam informacje o „niebezpiecznych artefaktach", nie znalazła tam nic, o czym by już nie wiedziała, a przynajmniej tak mówiło jej pobieżne przejrzenie treści. Ale zdawało się, że już kolejna książka mogłaby jej pomóc. Wstęp głosił, że znajdowały się w niej informacje o „magicznych przedmiotach zaginionych na przestrzeni dziejów". Opisywała przedmioty, o których ludzkość kiedyś się dowiedziała, lecz o których teraz już nie było żadnych informacji. Jaqueline kusiło, żeby przeczytać księgę w całości, ponieważ niektóre dziwy stamtąd były naprawdę interesujące, ale powstrzymała się. Przejrzała same nagłówki i zdawało się, że już nic tam nie będzie, ale ostatni rozdział przykuł jej uwagę. Zaczęła czytać i zanim sobie to uświadomiła, zaczęła mamrotać na głos.
— Kalejdoskop, zaginiony artefakt Meilego, boga magii... A więc to tak...
Wtem usłyszała jakiś dźwięk, który z pewnością nie był jej własnym głosem. Zamarła i zaczęła nasłuchiwać. Dźwięk był początkowo jedynie małym szmerem, ale stopniowo się nasilał. Czyli zapewne Odnowiciele wiedzieli już, że ktoś tu wtargnął. Musiała się więc ewakuować. I to szybko. Najciszej, jak potrafiła, odłożyła trzymaną księgę na półkę. Po tym wiedziała, że powinna się teleportować, ale zastanowiła się, czy nie lepiej byłoby najpierw się odmienić, dać Huuncie coś do zjedzenia i użyć mocy ponownie. Inaczej zacznie pożerać jej własną energię, co może się dla niej skończyć źle. Ale czy miała tyle czasu, żeby się detransformować? Nie... Poza tym światło niechybnie by ją zdradziło.
Zdecydowała się użyć Teleportacji od razu. No trudno, najwyżej potem będzie tego żałować, teraz jednak nie miała czasu na wymyślenie lepszego rozwiązania. Najciszej, jak się dało, wypowiedziała formułkę mocy i zacisnęła powieki, wyobrażając sobie miejsce, do którego chciała trafić.
I udało się. Otworzywszy oczy, zauważyła, że znalazła się w niewielkiej celi. Jej obecność szybko zauważyła również Aurélie, która wpatrywała się w niespodziewanego gościa z otwartymi ustami.
— Kim jesteś? — zapytała, mierząc ją wzrokiem. — Zaraz... Jaqueline?
— To ja — potwierdziła Jaqueline. — Nawiasem mówiąc, skąd wiedziałaś?
— Nikt nie ma tak czerwonych włosów — odparła Aurélie. — A poza tym jesteś jedyną osobą, która mogłaby chcieć mnie odwiedzić. Ale skąd masz Miraculum Pająka? I po co ci ono?
— Nie mam czasu, żeby ci to tłumaczyć. — Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej złożone kartki, po czym wręczyła je Aurélie. — To dla ciebie.
Aurélie spojrzała na kartki nieco nieufnie, po czym skierowała wzrok ponownie na Jaqueline.
— Teleportujesz się do mojej celi specjalnie po to, żeby dać mi jakiś stary papier?
— To nie jest jakiś tam zwyczajny stary papier — wyjaśniła Jaqueline. — To formuła zaklęcia, którego koniecznie musisz się nauczyć. Pamiętasz? Miesiąc temu obiecywałam ci, że zdobędę je dla ciebie.
Tamta nadal chyba nie rozumiała za bardzo, o co tu chodzi, co Jaqueline wyczytała w jej minie.
— Wkrótce zrozumiesz, po co ci to. Musisz się nauczyć tego zaklęcia, zanim jeszcze przyjdzie czas na twoją misję.
Na wzmiankę o misji Aurélie wyraźnie zmarkotniała.
— Nie dam rady tego zrobić... Zakon od razu domyśli się, że coś kombinuję...
— Powodzenie tej misji akurat nie jest istotne, zaklęcie jest dużo ważniejsze. To zaklęcie tymczasowego piętna, które pozwala przedostać się do siedziby Odnowicieli i z niej wyjść. Jeśli jesteś wystarczająco bystra, już poskładasz to do kupy, to nie takie trudne. Tylko musisz czekać na odpowiednią okazję, by wszystko nie wyszło zbyt wcześnie na jaw. Bo jeśli ktoś się o tym przedwcześnie dowie, wtedy już jest po nas obu.
Aurélie milczała. Wyglądała, jakby nad czymś intensywnie myślała. Po chwili uniosła głowę i spojrzała na Jaqueline, a w jej wzroku można było dostrzec zdziwienie.
— Ty...
Jaqueline tylko skinęła głową. Zrozumiała, że Aurélie domyśliła się już wszystkiego. W takim razie ta część misji zakończyła się powodzeniem. Oczywiście jeszcze wszystko mogło się w najgorszej chwili zawalić, ale na ten moment mogła choć na chwilę odetchnąć z ulgą. Zresztą nie mogła zrobić już nic więcej — teraz jedyne, co jej pozostało, to zawierzyć wszystko Aurélie.
— Powodzenia — powiedziała Jaqueline.
Uśmiechnęła się krzepiąco, po czym wyszeptała formułkę Teleportacji, a Aurélie i jej cela zniknęły jej z oczu. Po chwili ponownie znalazła się w swoim pokoju, który wyglądał dokładnie tak jak wtedy, gdy go opuściła. To znaczyło, że była bezpieczna. Miraculum Pająka nie było jej już potrzebne.
— Huunta, zniszcz sieć — mruknęła.
Błysnęło światło, a Jaqueline powróciła do swojej normalnej formy. Przed nią zawisł Huunta. Nic nie mówił, ale wpatrywał się w nią wyczekująco.
— Nie wiem, co zwyczajowo jesz, ale będziesz musiał się zadowolić waflami ryżowymi. — Wskazała paczkę stojącą na półce nocnej.
Huuncie najwyraźniej niespecjalnie przeszkadzały wafle, ponieważ natychmiast do nich podleciał i zaczął zajadać jeden z nich. Tymczasem Jaqueline usiadła na łóżku. Na szczęście kontrolowała się wystarczająco, bo nie czuła się szczególnie źle. Co nie zmieniało faktu, że z chęcią by odpoczęła. W końcu zasłużyła na to, prawda? Odniosła sukces. Teraz uratowanie świata już nie wydawało się czymś niemożliwym do zrobienia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro