Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 46 - Teraz mamy siebie

Dopiero w poniedziałek, kiedy mogła się wylegiwać przez cały poranek, Aurélie poczuła, że w końcu są ferie.

Och, jak dobrze było leżeć pod ciepłą kołderką i nie musieć się martwić szkołą przez kolejne dwa tygodnie! Co prawda po powrocie pani Mendeleiev pewnie będzie chciała sprawdzić, co jeszcze pamiętają, ale teraz kompletnie się tym nie przejmowała. Na to jeszcze przyjdzie czas. Teraz cieszyła się wolnością, nie tylko od szkoły, ale też od Brigitte, która dzisiaj miała jechać na jakiś obóz czy coś.

To nie tak, żeby Brigitte jej sama w sobie przeszkadzała, lecz upierdliwe było, że nie mogła się praktycznie nigdzie ruszyć samotnie i posiadaczka Miraculum Komara pilnowała jej jak oka w głowie. Raz udało się jej wywinąć i wrócić z Alexandre, ale on niestety miał na tyle zawalony harmonogram, że nie udało się tego już powtórzyć. Natomiast Roxy i Sende zwykle kończyły o innych godzinach, co sprawiało, że nawet do nich nie mogła się przyłączyć. Czasem zastanawiała się, czy nie udałoby się jej wykorzystać Brunona, ale wiedziała, że to z pewnością wzbudziłoby jego podejrzenia. A przecież nie mogła mu powiedzieć: „Hej, odprowadzaj mnie do domu, bo widziałam w sobotę mojego kolegę z klasy, który powinien być zaginiony, a który pewnie jest członkiem grupy złych półbogów chcących przejąć władzę nad światem, a wiem to, bo jestem Muchą i znam innego półboga, ale dobrego".

Z tego co wiedziała, to Brigitte cała ta sytuacja nie podobała się równie mocno co jej samej. Może w takim razie po feriach uda im się przekonać mistrza Fu, żeby zarzucił te środki ostrożności. W końcu co się jej mogło stać? Odnowiciele przecież nie wydawali się chcieć ścigać akurat jej. Ba, gdyby nie to, co słyszała, nigdy by nie pomyślała, że istnieje jakiekolwiek inne zagrożenie niż Władca Ciem.

W kwestii Władcy Ciem ona, Biedronka i Czarny Kot nadal ani trochę nie posunęli się do przodu. On ciągle wysyłał nowych złoczyńców, a oni ich pokonywali, ale nie otrzymali żadnej wskazówki co do tego, kim może być posiadacz Miraculum Motyla albo gdzie się znajduje. Aurélie przypuszczała, że jedynym sposobem, aby go odkryli, jest to, aby jakiś złoczyńca w końcu zdobył miracula, po czym doprowadził bohaterów do Władcy Ciem. Ten koncept miał jednak jedną zasadniczą wadę — nie mieliby już miraculów, przez co nie mogliby z nim walczyć. No nic, może kiedyś uda się coś wymyślić.

W końcu, gdy znudziło się jej wylegiwanie, wstała i przeszła do kuchni, aby zjeść śniadanie. W domu nikogo nie było, bo Lucien niestety nie miał wolnego i musiał iść do pracy.

— Ach, mam wielką nadzieję, że w końcu będę mieć caluśki dzień wolnego! — zawołała Flyy, która wychynęła nie wiadomo skąd.

— Kto wie, może — uznała Aurélie. — Ale los jest złośliwy, więc pewnie akurat dzisiaj znowu zjawi się jakiś złol.

Zajadając się płatkami, włączyła telewizor. Ostatnio jej nawykiem stało się częste zerkanie na wiadomości, bo Nadja Chamack była wyjątkowo szybka w odkrywaniu coraz to nowszych złoczyńców. Gdy tylko pojawił się obraz, Aurélie usłyszała coś o jakichś działaniach burmistrza, które nie spodobały się ekologom.

— Bla bla bla, nie interesuje mnie to — mruknęła.

— Nie interesuje cię, że burmistrz chce zamienić Paryż w śmietnik? — zdziwiło się kwami.

— Nie bardzo, nie jestem Sende.

Od czasu ataku Mistrza Karnawału Sende zaczęła jakoś bardziej interesować się polityką i potępiała wszystko, co zrobił burmistrz Bourgeois. Aurélie była w stu procentach pewna, że gdy znowu się spotkają, Sende nie omieszka jej streścić dokładnie, o co chodzi tym razem i wyrazić swojej dosadnej opinii. Dlatego właśnie nie przykuwała szczególnej uwagi do słów Nadji.

— Wiadomość z ostatniej chwili: do Paryża powrócił Pan Gołąb — odezwała się reporterka i to Aurélie już zarejestrowała bardzo dokładnie. — To już sześćdziesiąty trzeci raz. Czyżby Władcy Ciem skończyły się pomysły?

— Ech, wiedziałam — westchnęła Aurélie. — Musiałaś wykrakać...

— Ej, to nie moja wina, że Władca Ciem tak pragnie miraculów — obruszyła się Flyy.

— Ale wykrakałaś. No dobra, trzeba będzie ruszyć zad, ale najpierw dokończę płatki, bo tak na głodniaka to słabo.

Jak powiedziała, tak zrobiła. W końcu, gdy miska była pusta, odłożyła ją do zlewu, lecz stwierdziła, że umyje ją potem. Zawsze w końcu była szansa, że zlew magicznie ożyje i umyje ją sam... Jak na razie jeszcze się mu nie zdarzyło, ale Aurélie nie traciła nadziei.

— Dobra, nie chce mi się schodzić na dół, więc zrobimy to po iście superbohatersku. Flyy, bzycz nad uchem!

Kwami zostało wciągnięte do gumki, a ona przemieniła się w Muchę. Następnie podeszła do okna, otworzyła je i stanęła na parapecie. Zarzuciła gumę na nawet sama nie wiedziała co, a potem, mocno się jej trzymając, wyskoczyła.

***

— Dziękuję wam, Biedronko, Czarny Kocie i oczywiście Mucho — powiedział Xavier Ramier, który powrócił już do swojej cywilnej postaci.

Znajdowali się w parku Place de Vosges, gdzie w końcu udało im się pokonać Pana Gołębia przy pomocy koszyka wyczarowanego przez Biedronkę. Aurélie nie mogła się czasem nadziwić, że pozornie bezużyteczne przedmioty skrywają w sobie tak wielką moc. Cieszyła się również z tego, że mogła pomóc i nie okazała się kompletną porażką. Dotrzymywała swojej obietnicy, że już nie ucieknie z pola walki. Już nigdy nie zostawi nikogo na pastwę losu.

Biedronka i Czarny Kot już się oddalili, a gdy Mucha zreflektowała się, że pan Ramier też wstał i zamierza odejść, sama również opuściła park. Postanowiła przy użyciu gumy jak najbardziej zbliżyć się do domu, aby po odmianie nie musieć przechodzić dużych odległości w samej piżamie, bo na szczęście wystarczająco szybko przypomniała sobie, że przecież się nawet jeszcze nie przebrała.

Gdy mijała cukiernię Sucreceurów, usłyszała kolejne ostrzegawcze piknięcie. Była już tak blisko! Może nawet uda się jej wejść do kamienicy przed przemianą zwrotną? W pewnym momencie jednak uchwyciła spojrzenie brązowych, niemal czarnych oczu chłopaka o ulizanych włosach. Widok Alexandre tak ją zaskoczył, że nie zarzuciła gumy na kolejną podporę i spadła na ziemię.

— Aua! — jęknęła, podnosząc się i rozcierając poobijane miejsca.

— Nic ci nie jest? — Alexandre podbiegł do Muchy.

— Nie, wszystko w porządku — odparła.

— Na pewno, nie potrzebujesz pomocy?

— Nie, naprawdę, wszystko jest dobrze.

Błagam, idź sobie — pomyślała. — Nie możesz się dowiedzieć, kim jestem.

— Skoro tak mówisz... A w ogóle, to chciałbym ci jeszcze raz podziękować za to, że mnie uratowałaś wtedy, gdy opętał mnie Władca Ciem.

— To był drobiazg. — Mucha machnęła dłonią, nagle jednak poczuła, że robi się jej gorąco.

W pełni powróciło do niej wszystko, co się stało tamtego dnia. Jak podejrzewała, że Alexandre mógł ją rozpoznać, a potem, jak się odmieniła i go spotkała... Od tamtego razu już się nie całowali, ale Aurélie ciągle wracała pamięcią do tamtego zdarzenia.

— Wiesz, już naprawdę muszę iść! — zawołała jeszcze.

Pomachała mu i pobiegła przed siebie. Zahaczyła gumę o pobliską latarnię i odbiła się dalej od domu. Teraz musiała wyjątkowo uważać. Nie mogła pozwolić na to, by Alexandre znowu zobaczył ją w cywilnej formie chwilę po tym, jak była Muchą, bo z pewnością zacząłby już coś podejrzewać.

Wylądowawszy za cukiernią, zatrzymała się, chcąc wymyślić, jak dotrzeć do domu tak, by Alexandre jej nie dostrzegł, a gdy już postanowiła przemknąć się wąskimi uliczkami, wszystkie jej plany zostały pokrzyżowane. Miraculum zapikało po raz kolejny i otoczyło ją czerwone światło.

— Super — jęknęła. — I co ja mam teraz zrobić?

— Gdybyś skupiła się na powrocie do domu, a nie na romansowaniu ze swoim gwiazdorem Hollywoodu, to byś nie miała tego problemu — odezwała się Flyy. — Teraz ty paradujesz po mieście w piżamie, a mnie burczy w brzuchu, bo byłaś zbyt głupia, żeby wziąć ze sobą rodzynki.

— Alexandre nie jest gwiazdorem Hollywoodu, tylko modelem — sprostowała Aurélie.

— Gwiazdor, model, wszystko jedno. Oni wszyscy są tacy sami.

— Skoro tak twierdzisz...

Nagle zauważyła, że tylne drzwi cukierni są otwarte i wychodzi przez nie jakaś postać. To był któryś z Sucreceurów, ale odwrócony tyłem, Aurélie więc nie była pewna, czy to Bruno, czy jego ojciec. Skierował się w stronę śmietników znajdujących się po drugiej stronie drzwi, a ona wykorzystała moment, by się wycofać i ukryć za drugą ścianą.

— Uff, niewiele brakowało — odetchnęła z ulgą, gdy Sucreceur wrócił do środka. — Dobra, idę jak najszybciej, żeby tu nie zamarznąć, a jak ktoś zapyta, o co mi chodzi, to powiem, że to nowa moda. Jestem genialna.

Ciesząc się, że wzięła ze sobą chociaż kapcie, pomknęła szybko, starając się, by nikt jej nie dostrzegł. W Paryżu było na tyle dużo dziwaków, że z pewnością uwierzono by jej w wymówkę o modzie, ale wcale nie chciała musieć jej używać. Poza tym było zimno i zaczynała już czuć przeszywający ją chłód.

Gdy przekroczyła próg kamienicy, odczuła prawdziwą ulgę. Teraz tylko pozostało jej wspiąć się na swoje piętro i w końcu przebrać. I dowiedzieć się, czy obecność Alexandre w tej okolicy miała związek z nią samą.

Kiedy w końcu założyła na siebie jakieś przyzwoite ubranie i uczesała włosy, sprawdziła telefon. Była pewna, że jeśli Alexandre by czegoś od niej chciał, to zostawiłby wiadomość. I tak w istocie było — gdy tylko odblokowała urządzenie, dostrzegła nowe esemesy.

„Hej, jestem w okolicy, wyjdziemy gdzieś?" — głosiła wiadomość.

W sumie dlaczego nie? — pomyślała. — To mi dobrze zrobi.

„Jasne, zaraz zejdę, spotkajmy się pod moim domem" — odpisała.

— Flyy, schowaj się, idziemy na spacer — oznajmiła Aurélie.

— Znowu? — jęknęło kwami. — Wolałabym się lenić w domu niż musieć chować w twoich ciuchach.

— Ale tym razem nie będziemy walczyć ze złem — uspokoiła ją dziewczyna. — To tylko spotkanie z Alexandre.

— No dobra, dobra, ale daj mi jeść.

Aurélie przypomniała sobie, że rzeczywiście zapomniała nakarmić Flyy. Sięgnęła więc do jednej z półek w kuchni i wyciągnęła z niej paczkę rodzynek. Kwami natychmiast zanurkowało w torebce i zaczęło je pałaszować. Ona sama tymczasem zostawiła stworzonko sam na sam z jedzeniem i poszła do łazienki. Po załatwieniu potrzeb przyjrzała się jeszcze samej sobie, by stwierdzić, że wygląda wystarczająco schludnie, by mogła wyjść z domu.

— Chodź, Flyy, idziemy! — zawołała do kwami.

— Naprawdę nie możemy zostać?

— Nie, nie możemy.

Narzuciła jeszcze na siebie kurtkę i założyła buty, po czym ponownie przemierzyła klatkę schodową. Pchnęła drzwi prowadzące na zewnątrz i ujrzała stojącego przed nimi Alexandre.

— Cześć — powiedziała, jak zwykle rumieniąc się delikatnie na jego widok.

— Cześć, skarbie — przywitał się Alexandre i nachylił się, by ucałować ją w policzek.

Robił to dosyć często, ale Aurélie zawsze to nieco onieśmielało. Nie była właściwie pewna, dlaczego — w końcu to była przecież po prostu oznaka jego pozytywnych uczuć. A do tego nawet nie musieliby być ze sobą w związku, by mógł to robić. Może po prostu nie była przyzwyczajona, w końcu mimo wszystko nikt wcześniej tego nie robił.

Jak często, gdy się spotykali, Alexandre chwycił delikatnie jej dłoń, po czym poszli przed siebie powolnym, spacerowym krokiem. Teraz, gdy była już ubrana, Aurélie mogła w końcu rozkoszować się zimowym powietrzem.

— Wiesz, jak do ciebie szedłem, spotkałem po drodze Muchę — zagadnął.

— Muchę? — Aurélie udała zaskoczenie. — Była tutaj?

— Ano, leciała na tej swojej niesamowitej gumie, ale w pewnym momencie spadła na ziemię. Na szczęście nic się jej nie stało.

— Och, i co, jak to jest spotkać superbohaterkę na żywo? — zapytała dziewczyna, w sumie to naprawdę ciekawa odpowiedzi.

— Trochę dziwne, ale wiesz, ona nie zachowywała się jak ci inni bohaterowie, była, hm, znacznie bardziej, nie wiem, naturalna?

— Naturalna?

— W sensie, nie wyglądała, jakby udawała kogoś, kim nie jest.

— A to ciekawe... W sumie jakoś nigdy nie zwróciłam na to uwagi, ale w sumie nigdy nie spotkałam Muchy osobiście. Raz tylko spotkałam Biedronkę.

— Ach, pamiętam, że mówiłaś... Wtedy, u Sucreceurów.

Aurélie wróciła pamięcią do tamtego feralnego dnia, kiedy poszli do Sucreceurów. To wtedy wszystko się zaczęło... Wszystko między nią i Alexandre. Chociaż właściwie to była tylko kontynuacja tego, co działo się po walce z Modelem.

— Ale ty chyba spotkałeś Muchę już drugi raz, czy się mylę? W końcu wtedy, jak dopadła cię akuma, to tam była...

— Tak było — potwierdził Alexandre. — Ach, to było już miesiąc temu, wyobrażasz sobie? Czyli to znaczy, że jesteśmy ze sobą już od miesiąca.

— Serio? — zdziwiła się Aurélie. — Czas leci tak niewiarygodnie szybko...

— Zdecydowanie — zgodził się Alexandre. — A jeszcze zupełnie niedawno nie uwierzyłbym, że los postawi na mojej drodze taką cudowną dziewczynę jak ty.

— I to dosłownie. — Aurélie uśmiechnęła się. — Ja sama bym nie przypuszczała, że poznam mojego przyszłego chłopaka, wpadając na niego na drodze. Czasem mam wrażenie, że żyję w jakiejś fikcji, bo to brzmi tak niewiarygodnie...

— Ale jednak to prawda. — Alexandre był równie szczęśliwy. — I teraz mamy siebie.

Tak, teraz mamy siebie — zgodziła się Aurélie w myślach. — Czy może być lepiej?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro