Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12 - Véronique

Dosyć szybko okazało się, dokąd idą. Stanęli przed drzwiami warsztatu i weszli do środka. Lucien nie musiał długo się zastanawiać, jak ogromny Alfa przeciśnie się do środka, stwór bowiem został na zewnątrz. Mechaniczka chwyciła Luciena za rękę i pociągnęła mocno. Trzeba było przyznać, że w tej formie miała naprawdę sporo siły. Chociaż może wcześniej też miała, tylko tego nie zauważył? Zaprowadziła go do drzwi po prawej stronie korytarza. Nie próbował się opierać. Sam nie wiedział, czemu. Bał się, że zastanie więcej stworów? To na pewno. Ale przecież prawie na pewno dałby radę się jej wyrwać i przy odrobinie szczęścia dobiec do drzwi! Mimo to wszystko jakoś tego nie chciał. Dlatego pozwolił jej na to, by zamknęła go w małej rupieciarni, podczas gdy sama poszła na podbój Paryża.

Dopiero po chwili Lucien zauważył, że nie jest tam sam. W kącie siedział siwiejący mężczyzna we flanelowej koszuli. Od razu go rozpoznał, w końcu to on był właścicielem warsztatu. Pan Leroy wyglądał, jakby nad czymś rozmyślał, lecz gdy dojrzał Luciena, podniósł głowę.

— Och, Véronique ciebie też tu zamknęła? — westchnął z rezygnacją.

— Co się właściwie stało? — zapytał Lucien, przysiadając się do szefa. — Véronique mówiła coś, że pokazał jej pan, że nie jest nic warta czy jakoś tak... — dodał, przypominając sobie jej słowa.

— Praktycznie zaraz po tym, jak skończyłeś dziś pracę, trochę się pokłóciliśmy — odparł pan Leroy. — Chyba źle odebrała moje słowa.

— A co jej pan powiedział?

— Jak zwykle wyskoczyła z tym, że chciałaby pracować u mnie w warsztacie. Oczywiście nie zgodziłem się, niby jak miałbym? Ona ma teraz studia i znacznie lepsze perspektywy na przyszłość niż babranie się w samochodach tak jak jej stary ojciec!

Lucien przypomniał sobie, że faktycznie Véronique wspominała, że chciałaby pracować w warsztacie. Lecz, jak też wiedział, studiowała teraz prawo, a to na pewno wymagało od niej sporo zaangażowania. Zrozumiał, co pan Leroy miał na myśli — chciał, by skupiła się na studiach, a nie odwracała swoją uwagę pracą z samochodami. Jednak zupełnie nie uwierzyłby, gdyby ta Véronique, którą znał, przyjęła to ze spokojem. Wcale nie dziwiło go to, że właśnie teraz padła ofiarą akumy.

— No, może tak, ale teraz i tak pewnie myśli tylko o zemście. Choć trochę nie rozumiem, że skoro się zdenerwowała na pana, to czemu na mnie też wylewa swoją złość...

— Tego też nie wiem... Och, rodzonej córki nie rozumiem, naprawdę!

— Ja jej nie zrozumiem tym bardziej — mruknął Lucien. — W każdym razie zastanawiam się, czy jest sens siedzieć tu tak bez sensu. Może dałoby się stąd wyjść?

Rozejrzał się po rupieciarni i jego spojrzenie skupiło się na oknie. Nie było jakieś ogromne, ale daliby radę przez nie przejść. Jednak znajdowało się trochę wysoko, dlatego jeśli już mieli nim wyjść, musieliby najpierw się tam wspiąć. Lucien odszukał wzrokiem jakieś skrzynki i popchnął je tak, by utworzyły coś w rodzaju schodków, miał nadzieję, że stabilnych. Wspiął się na tę budowlę i wyjrzał na zewnątrz. Do ziemi mogły być stąd co najwyżej dwa metry, najgorsze, co im się mogło stać, to chyba skręcenie kostki przy nieodpowiednim wylądowaniu. Lucien już miał oznajmić panu Leroy, że znalazł sposób na ucieczkę i otworzyć okno, gdy widok zza niego zmroził mu krew w żyłach. Właśnie zaglądał do nich ogromny metalowy stwór Mechaniczki, chyba nawet większy od Alfy. I nie trwało długo, zanim uderzył swoją ogromną dłonią w okno.

— Padnij! — wrzasnął Lucien, samemu ledwie zdążywszy zeskoczyć ze skrzynek i zakryć głowę rękami.

Poczuł, że odłamki szkła muskają mu skórę. Miejsca, których dotknęły, zaczęły boleć. Oj, będzie miał co bandażować. Ale teraz nie ma na to czasu. Teraz muszą się stąd wydostać, zanim potwór wbije się do środka.

— Czy te drzwi na pewno są zamknięte? — zapytał Lucien.

— No w sumie miałem tu zamek wymieniać — stwierdził pan Leroy, wstając powoli. Miał rozcięty policzek oraz podłużną ranę na ręce. Przycisnął do niej koszulę. — Możemy spróbować otworzyć.

Lucien spojrzał po sobie i zobaczył trochę drobnych skaleczeń na rękach, na szczęście żadne z nich nie było głębokie. Podszedł do drzwi i spróbował pociągnąć klamkę ku sobie. Nic. Pociągnął po raz drugi i trzeci. Miał wrażenie, że zardzewiały zamek zaczął nieco ustępować, ale tylko troszeczkę. Trzeba było tu więcej siły.

— Może razem spróbujemy? — zaproponował pan Leroy.

Podszedł do drzwi i chwycił klamkę razem z Lucienem. Na trzy pociągnęli. To jeszcze nie było to, ale zamek zaczął się już bardzo mocno chybotać. Lucien kątem oka dostrzegł metalową rękę sięgającą przez okno.

— Musimy się pospieszyć!

Pociągnęli szybko po raz kolejny, a zamek wreszcie ustąpił. Otwarli drzwi na całą szerokość i szybko wybiegli. Na szczęścia na korytarzu Mechaniczka nie rozstawiła żadnych pułapek. Na zewnątrz zapewne będzie gorzej. Jednak nie mieli czasu się nad tym zastanawiać. Pan Leroy wyszedł pierwszy, a za nim Lucien.

Jak można było się spodziewać, Alfa stał na straży. Spróbowali go wyminąć, jednak dosyć szybko ich zauważył. Wyciągnął w ich stronę swoją ogromną łapę i chociaż Lucienowi udało się odskoczyć, to jego szef nie miał takiego szczęścia. Został złapany i teraz nic nie mogło wyrwać go z łap stwora. Lucien pomyślał, że to nie do końca w porządku, ale odbiegł, zanim Alfa za nim pognał. Cóż, i tak nie mógł nic na to poradzić. Przynajmniej on był bezpieczny, choć wątpił, że mógłby dużo zrobić. Teraz jego los zależał od paryskich superbohaterów.

Podszedł nieco bliżej, by się zorientować w sytuacji, lecz gdy tylko to zrobił, zamarł zaskoczony. To nie mogła być prawda! Oczy go musiały mylić. Przetarł je dla pewności, lecz nadal widział to samo. Owszem, Biedronka, Czarny Kot i Mucha tam byli. Ale niestety wszyscy troje zostali uwięzieni przez metalowe stwory Mechaniczki. Jak to się mogło stać? Przecież oni zawsze sobie radzili! Nie, to jest zupełnie niemożliwe! A jednak... Na ustach Mechaniczki czaił się mściwy uśmiech, podczas gdy szła powoli w stronę robota trzymającego Biedronkę. Najwyraźniej chciała właśnie odebrać jej miraculum. Co teraz? Jeśli bohaterowie stracą swoje miracula, Władca Ciem wygra. A wtedy już nikt nie będzie mógł zapobiec apokalipsie. Jaka była nadzieja?

Ale chwila! Zaakumowana czy nie, to nadal była Véronique. Może uda mu się przemówić jej do rozsądku? W końcu nie zamierzał stracić już nikogo więcej. Matka i ojciec już go opuścili, nie miał ochoty pozwolić odejść innym. A teraz miał jedyną szansę, by odzyskać dawną Véronique.

— Stój! — zawołał, wychodząc tak, by Mechaniczka go dojrzała.

Dziewczyna odwróciła się. Minę miała niezbyt zadowoloną, na pewno nie była zbyt szczęśliwa z powodu tego, że ktoś przerwał jej napawanie się zwycięstwem. Mimo to, zauważywszy Luciena, nie odwróciła się z powrotem w stronę Biedronki. Zamiast tego odezwała się chłodno:

— Czego chcesz? I w ogóle jak się tu przedostałeś?

— Wiesz, jeśli chcesz mnie uwięzić, najpierw sprawdź, czy zamek nie jest przerdzewiały — odparł Lucien, postępując parę kroków w jej stronę.

Mechaniczka przygryzła wargę.

— Ach, powinnam to przewidzieć — mruknęła bardziej do siebie. — W każdym razie to nie wyjaśnia, czemu tu przychodzisz i mówisz do mnie takim spokojnym tonem.

— Ale czemu na mnie jesteś zła? — zapytał.

Nadal szedł i nadal się przybliżał. Poczuł, że serce zaczyna mu mocniej bić. Czego się bał? Że zostanie zaatakowany? A co z tego? Jeśli tak się stanie, będzie mógł i tak powiedzieć, że próbował. Nie, to było coś zupełnie innego. Czy ostatnio rozmawiał z Véronique w ten sposób? Prawdę mówiąc, bardziej był przejęty tym, co działo się u niego w domu: wyjazdem ojca i miraculum Aurélie. Czy ostatnio zapytał, co u niej? Czy w ogóle się nią zainteresował? Ledwo mógł sobie to przypomnieć. Nie, ostatnio były tylko krótkie, płytkie rozmówki, gdzie Lucien z fałszywym uśmiechem odpowiadał, że wszystko u niego w porządku. Czy uśmiech Véronique był wtedy równie fałszywy?

— Jeśli nie pamiętasz, to przypomnę ci, że gdy ci mówiłam o moich planach, w ogóle cię one nie obchodziły. Dlaczego teraz niby chcesz cokolwiek ode mnie słyszeć?

Mechaniczka założyła ręce na piersi. To nie był dobry znak. Ale miała rację. Lucien westchnął. Czy on zawsze musiał być taki beznadziejny? Nie powstrzymał ojca przed wyjazdem, a do tego Véronique myślała teraz, że nic dla niego nie znaczy. Czy jego życie naprawdę musiało być takie skomplikowane?

— A powiedz mi, po co ja się właściwie tak wysilałam przez wszystkie te lata?

— Lata? O czym ty teraz mówisz? — zdziwił się Lucien. — Wiem, że ostatnio nie byłem dla ciebie zbyt dobry, ale przez lata to chyba nie trwało...

— Och, ty naprawdę jesteś ślepy — prychnęła dziewczyna. — Wiesz, wcale nie musiałam prosić ojca mnóstwo razy, żeby cię przyjął do pracy.

Oczywiście, to między innymi dzięki Véronique pan Leroy w ogóle dostrzegł jego nazwisko spośrod wszystkich aplikantów, ale dlaczego teraz o tym mówiła? Jakie to miało znaczenie?

— No i nie musiałam przesiadywać przy tobie, gdy tylko miałam wolne.

— Przyjaźnimy się, prawda? — odezwał się chłopak, choć czuł, że palnął właśnie okropne głupstwo.

— Wiesz, nie jesteś jedynym, z którym się przyjaźnię. — Mechaniczka pokręciła głową. — Koledzy ze studiów naprawdę często chcieli mnie wyciągać na imprezy, gdy ja im odmawiałam, żeby siedzieć w warsztacie.

Lucien zupełnie się nie orientował w kwestii ludzkich uczuć, ale chyba powoli zaczynał rozumieć, co Véronique chciała mu przekazać. Wyobraził sobie te wszystkie dni w warsztacie, gdyby ona nigdy nie kręciła się obok. Gdyby nigdy nie opowiadała o wszystkim, co zobaczyła, zrobiła, o czym pomyślała. Gdyby nie żartowali razem z każdej drobnostki. Gdyby nie ona, mógłby nawet nie być tam, gdzie teraz. Nie, nie umiałby się z tym pogodzić. Véronique nie mogła zniknąć z jego życia za nic. Nie miał zamiaru do tego dopuścić.

Przestąpił jeszcze kilka kroków naprzód, dziwiąc się nieco, że już był tak blisko Mechaniczki i jeszcze go nie zaatakowała. Czyżby rozmowa tak ją zajęła?

— Wiesz, naprawdę cieszę się, że jednak zostawałaś przy takim nudziarzu jak ja. — Uśmiechnął się lekko.

— Ale teraz nie mam na to czasu. — Wyciągnęła przed siebie błyszczący na srebrno klucz francuski. Czyżby to w nim była akuma? — Epsilon, pochwyć go, a ja w tym czasie zdobędę miracula.

Już miała się odwrócić, gdy Lucien zrobił coś, czego by się zupełnie nie spodziewał po samym sobie. Zanim Véronique opuściła klucz, chwycił dłonią rękę, która go trzymała. Drugą ręką objął twarz dziewczyny i złączył jej usta ze swoimi.

Przez głowę przemknęły mu te wszystkie chwile, które spędził z Véronique. Ze zdumieniem uświadomił sobie, że od ich pierwszego spotkania w gimnazjum minęło już jakieś siedem lat. Znał ją tak długo? Jak mógł przez cały ten czas nie zauważyć jej uczuć? Ba, jak mógł nie dostrzec, że sam zakochał się po uszy? Zawsze mówił, że są przyjaciółmi. Przegapił ten moment, gdy zmieniło się to w coś więcej. Ale teraz nie miało to znaczenia. Teraz już to wiedział. I Véronique też. Tylko to się liczyło. A ta chwila mogłaby trwać dla niego całą wieczność.

Jednak tak być nie mogło. Véronique odsunęła się, jednak nadal była bardzo blisko. Lucien dostrzegł delikatny rumieniec pod brudem na jej twarzy. Pomyślał, że jest naprawdę urocza. Uśmiechnął się.

— Proszę, uwolnij bohaterów — odezwał się w końcu. — Nie ma sensu, żebyś to ciągnęła.

Mechaniczka skrzywiła się lekko, ale w końcu wyciągnęła przed siebie klucz francuski i wycelowała nim w machiny trzymające Biedronkę, Czarnego Kota i Muchę. W mgnieniu oka wypuściły one bohaterów ze swych objęć. Biedronka wylądowała na ziemi z gracją, podczas gdy Czarny Kot znalazł się na wszystkich czterech kończynach. Mucha nie miała tyle szczęścia — nie zdążyła się odpowiednio ustawić i wylądowała na ziemi plackiem. To musiało boleć. Aurélie nie miała dzisiaj szczęścia. Ale najważniejsze teraz było, że udało mu się przemówić Véronique do rozsądku, siostrę może pocieszać później.

— Biedronko — zwróciła się Mechaniczka do superbohaterki. — Weź to. — Wyciągnęła w jej stronę klucz. — Skończ to wszystko, proszę.

Bohaterka wzięła narzędzie, kiwając przy tym głową.

— Dziękuję — mruknęła.

Przełamała go na pół na własnym kolanie. Musiała być naprawdę silna, w końcu taki klucz jednak jest dosyć mocny. Lucien uznał, że nie chciałby się z nią bić. Pokonałaby go po pierwszym ciosie. Jednak zupełnie przestał rozmyślać o możliwościach Biedronki, gdy zobaczył, że z narzędzia wyleciał mały, czarny motylek. Bohaterka nacisnęła swoje jojo, dzięki czemu się otwarło, i zręcznie pochwyciła do niego owada. Już po chwili pojawił się on znowu, tylko tym razem jego skrzydełka były zupełnie białe. To dopiero magia.

Nie miał pojęcia, co teraz ze sobą począć. Odejść? Czy jeszcze zostać? W sumie mógł poczekać na Aurélie, aż ta się odmieni, a potem razem z nią wrócić do domu. Ale jeszcze była Véronique. Podczas gdy Biedronka wyrzuciła swoje jojo do góry, krzycząc: „Szczęśliwy traf", Mechaniczkę spowił obłok czarnego dymu, a gdy zniknął, oczom Luciena ukazała się Véronique już w normalnej formie.

Dziewczyna rozejrzała się wokół, jakby nieświadoma tego, co się właśnie wydarzyło. Lecz gdy ujrzała Luciena, zaczerwieniła się i zasłoniła usta dłonią. Odetchnął z ulgą. Z tego, co Aurélie opowiadała mu o ofiarach akum, wynikało, że nie pamiętają niczego, co zrobili, będąc pod kontrolą Władcy Ciem, ale Véronique najwyraźniej sobie przypomniała w każdym razie część.

— Lucien? — odezwała się nieśmiało. — Ja... Ja nie byłam sobą. Przepraszam za to wszystko, co ci powiedziałam...

— Nie martw się, rozumiem. — Położył dłoń na jej ramieniu. — Ale ojca i tak będziesz musiała przeprosić.

— Tak... Ale nadal nie umiem uwierzyć w to wszystko. Gdyby nie ta sytuacja, nigdy bym ci czegoś takiego nie powiedziała. — Odwróciła wzrok.

— Ja się akurat cieszę, że tak już wyszło. — Zamilkł na chwilę. — Ale wiesz co? Nie stójmy tu tak. Trochę zimno, nie uważasz?

— To w takim razie co? Mam sobie iść?

— Nie, źle mnie zrozumiałaś! Znam jedną taką miłą kawiarnię, jeśli masz czas, to może...

— Zapraszasz mnie na randkę? — Véronique wreszcie się uśmiechnęła. — Zgoda.

Lucien objął Véronique ramieniem, po czym odszukał wzrokiem Aurélie. Spojrzał na siostrę porozumiewawczo, mając nadzieję, że zorientowała się, co chciał jej przekazać. A potem, nie przejmując się niczym więcej, ruszył razem z Véronique do kawiarni pani Mamie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro