Rozdział 11 - Mechaniczka
Znalezienie jakiegoś dogodnego miejsca na szczęście nie było trudne. W okolicy było mnóstwo małych zaułków, a do tego w pobliżu nie kręciło się zbyt dużo ludzi. Wszyscy woleli raczej przebywać bliżej centrum. To była okoliczność sprzyjająca w tej chwili, choć na dłuższą metę już niekoniecznie. Z tego co usłyszała od Luciena, złoczyńca grasował przy warsztacie, w którym pracował, a to zdecydowanie było w centrum. Dlatego Aurélie musiała się pospieszyć, jeśli nie chciała, aby dużo ludzi ucierpiało.
Dotarłszy do zaułka, pozwoliła Flyy wylecieć z bluzy.
— Coś tak nagle wystartowała? — zdziwiło się kwami.
— Lucien jest w niebezpieczeństwie — odparła Aurélie.
— Czyli nie obchodzą cię inni paryżanie?
— Och, oczywiście, że obchodzą! Ale czy też byś się nie zachowywała tak, jakby chodziło o twojego brata?
— Wiesz, kwami nie mają płci, więc nie mogę mieć brata.
— Serio? Nie masz płci? A ja zawsze myślałam, że jesteś dziewczyną! Ale porażka!
Wtedy właśnie się zorientowała, że to nie pora na rozmyślanie nad płcią kwami. Może zastanowić się nad tym potem, będzie miała na to sporo czasu! No, chyba że będzie zbytnio marudzić, przez co dopuści do tego, by Władca Ciem zdobył miracula, a to sprawi, że Paryż będzie terroryzowany przez dzień i noc, a wtedy już nie będzie miała czasu na nic.
— Dobra, nie ma co zwlekać — powiedziała już na głos. — Flyy, bzycz nad uchem!
Na szczęście wiedziała, dokąd powinna zdążać. Nie chciała wiedzieć, co by się wydarzyło, gdyby nie dostała telefonu od Luciena. Biedronka i Czarny Kot prawdopodobnie wykryliby zagrożenie i uporali się ze złoczyńcą... Choć w obecnej sytuacji nie było to takie oczywiste. Za pomocą gumy wskoczyła na najbliższy dach i zaczęła biec po kolejnych budynkach, żeby jak najszybciej znaleźć się w pobliżu warsztatu.
Teraz poczuła, że transport za pośrednictwem dachów naprawdę jest wygodny. Toż to lepsze niż ulice, a nawet chodniki! Ruch jest praktycznie zerowy, a do tego policja nie kontroluje tu prędkości. Po prostu idealna droga dla superbohaterów! Mogła biec, ile chciała. A bieg był drugą rzeczą, na którą zwróciła uwagę. Normalnie nie umiała rozwinąć dużej prędkości, nie męcząc się przy tym śmiertelnie, lecz w stroju było inaczej. Tak szybko nie biegła w całym swoim dotychczasowym życiu, a jeszcze nie czuła zmęczenia. I dobrze. Im prędzej znajdzie się na miejscu, tym lepiej.
Kątem oka dostrzegła, że ktoś biegnie na dachach równolegle do niej. Zwróciła głowę w tamtą stronę. Ujrzała blondwłosą postać w czarnym stroju, trzymająca w ręce jakieś srebrny, podłużny przedmiot. Od razu rozpoznała Czarnego Kota. Odetchnęła z ulgą. Nie dotrze na miejsce walki sama. Może powinna się przywitać z bohaterem? Rozważała przeskoczenie na jego dach, ale zanim przystąpiła do realizacji tego pomysłu, okazało się, że chłopak najwyraźniej wpadł na dokładnie to samo. Już po paru sekundach biegł obok niej.
— Cześć — przywitał się. — Już po raz drugi się zjawiasz, czyżby to oznaczało, że naprawdę jesteś superbohaterką?
— Ha, ha, bardzo śmieszne — odparła Mucha. Niekoniecznie miała ochotę na żarty. Ten bieg coraz bardziej się jej dłużył, a kto wie, co złoczyńca zdążył już zrobić Lucienowi! — Widziałeś już może złoczyńcę?
— Nie, jeszcze nie. — Czarny Kot pokręcił głową. — Biedronka powiedziała mi tyle, że ten złoczyńca walczy za pomocą metalowych machin i że na razie postara się dać nam nieco czasu.
Metalowe machiny? Czyżby nowa ofiara akumy była fanem Transformers i zdenerwowała się, że nie dostała w sklepie swojej wymarzonej figurki? Chociaż, to pojęcie było na tyle szerokie, że nie powinna jeszcze wyciągać żadnych wniosków.
— Okej, a wiesz może coś więcej?
— Nie, na razie nie... Chwila, czy to nie tutaj?
Aurélie spojrzała na dół. Faktycznie, ujrzała charakterystyczny niebieski budynek warsztatu. Gdy Lucien dostał tu pracę, zadbał o to, aby ona i ojciec doskonale poznali to miejsce. Pamiętała ten dzień, gdy ich tam przyprowadził i pełen dumy oznajmił, że to jest właśnie miejsce, gdzie spełniło się jego życiowe marzenie. Nie mogła więc go przegapić.
Przyjrzawszy się, faktycznie zobaczyła metalowe maszyny. I nawet przypominały te z filmu Transformers. W tym momencie próbowały rozgnieść Biedronkę niczym robaka, ale bohaterka zwinnie unikała ich zabójczych ciosów. Nigdzie jednak nie umiała dojrzeć zaakumowanej osoby... Czyżby zamieniła się w jedną z maszyn? Jeśli tak, to odnalezienie jej stawało się praktycznie niemożliwe.
— Patrz. — Czarny Kot wskazał na jakiś punkt.
Mucha zwróciła spojrzenie na miejsce, które wskazywał palcem, czyli kupę złomu, na której stała drobna z tej odległości postać. Nie była pewna, ale to chyba była kobieta. Jednak zdecydowanie to ona rządziła stworami.
— Aha, widzę — odparła.
— Może zaatakujemy ją z zaskoczenia? Znajdziemy zaakumowany przedmiot i zniszczymy, wtedy Biedronka będzie mogła oczyścić akumę i będzie po problemie!
— Wiesz, dopiero się wkręcam w ten biznes, ale plan wydaje się dobry. I szybki. To w takim razie może ty zaatakujesz? — zaproponowała Mucha. Sama nie chciała się angażować w bezpośrednie starcie. Nie czułaby się w nim zbyt dobrze i znając życie, coś by zepsuła w tempie natychmiastowym. — Ja będę cię osłaniać.
— Dobra, niech będzie.
Czarny Kot skinął głową, po czym zeskoczył z dachu. Jak to kot, wylądował na wszystkich czterech kończynach. Aurélie zeskoczyła za nim. Obawiała się bezpośredniego kontaktu z ziemią, dlatego odnalazła wzrokiem najbliższą latarnię, by zaczepić o nią gumą i nieco spowolnić poczucie gruntu pod nogami. To jednak nie do końca jej wyszło i tak czy siak jej kolana spotkały się z chodnikiem. Błogosławiła teraz twarde przody butów chroniące przed bólem przy podobnych wypadkach.
— Jak będziemy mieć kiedyś czas, musisz mnie nauczyć lądować — stwierdziła Mucha.
— Z przyjemnością, możemy nawet zaraz, jak się rozprawimy z tym złoczyńcą!
Z tymi słowami Czarny Kot pobiegł ku ofierze akumy, a Mucha podążyła za nim. Rozglądała się we wszystkie strony, żeby ewentualnie ostrzec towarzysza o zagrożeniu albo sama je powstrzymać. Modliła się jednak, by nie musiała tego robić. Jednak oczywiście życie było na tyle złośliwe, że gdy byli już całkiem blisko celu, na ich drodze stanął jeden z metalowych stworów.
— No to super! — zawołała Mucha. — A masz!
Zarzuciła gumę na tułów stwora i pociągnęła. Prawdę mówiąc, nie wiedziała, co chciała tym osiągnąć. Może odciągnąć potwora od Czarnego Kota? Jednak efekt przerósł jej oczekiwania. Najwyraźniej pociągnęła na tyle mocno, że stwór rozpadł się właśnie w tym miejscu. Miała nadzieję, że Czarnemu Kotu udało się wykorzystać tę okazję, by pobiec dalej, lecz niestety to byłoby zbyt proste. Jego zaatakował kolejny stwór. A o zgrozo, Aurélie zauważyła właśnie, że potwór, którego dopiero co zniszczyła, stał przed nią, cały i tak samo jak wcześniej gotów do walki. Teraz zaczynała żałować, że nie ma takiego kija jak Czarny Kot. Jemu było znacznie łatwiej. Choć po samym kiju nic by jej nie przyszło, musiałaby też umieć się nim posługiwać. Jak widać, pozostało jej przecinanie potworów gumą.
Musiała przyznać, że to było naprawdę męczące. Zastanawiała się, jak Biedronka i Czarny Kot zwykle sobie radzą z takimi złoczyńcami. Choć zaczęła raczej myśleć, czy to raczej nie jest tak, że właśnie sobie nie radzą. W każdym razie nie teraz. Wszyscy byli zajęci pokonywaniem ciągle odradzających się metalowych potworów i żadne z nich nie zbliżyło się do złoczyńcy na tyle, by móc go sięgnąć.
I właśnie, gdzie się podziewał Lucien?
***
Na dworcu Lucien nie za dużo rozmawiał z ojcem. Zupełnie nie rozumiał jego decyzji. Dlaczego ich zostawiał? Że niby Władca Ciem? Gdyby to był jedyny powód, wyjechaliby wszyscy już dawno. Musiało być coś, co skłoniło go do tego właśnie teraz. Ale czy był sens to roztrząsać? Lucien szczerze w to wątpił. Mimo to nie umiał wyrzucić tych myśli z głowy, gdy powoli szedł do domu.
Aurélie powiedziała mu, że będzie robiła jakiś projekt, choć szczerze w to wątpił. Domyślał się, że nie chciała po prostu żegnać się z ojcem, zresztą nie dziwił jej się. Sam miał ochotę wrzasnąć mu w twarz, że to, co robi, jest największym świństwem, jakie kiedykolwiek widział, lecz wiedział, że to nic nie zmieni. Dlatego dał sobie z tym spokój. Teraz myślał tylko o tym, w jakim stanie zastanie siostrę. Czy skuli się na łóżku, próbując udawać, że wszystko jest w porządku, czy będzie wywrzaskiwać na cały dom, że nienawidzi tego świata? Po niej mógł ostatnio spodziewać się właściwie wszystkiego.
Był tak zamyślony, że prawie nie zauważył stojącej przed nim osoby. Podniósł głowę celem sprawdzenia, kto to był i przeprosin, które nie byłyby wymamrotane w ziemię. Jednak tylko dojrzał twarz nieznajomego, a usta same mu się rozwarły z zaskoczenia.
Tajemniczy nieznajomy, a właściwie nieznajoma okazała się kimś, kogo całkiem dobrze znał. Z nikim innym nie pomyliłby czarnych włosów zaplecionych codziennie w inną fryzurę, dzisiaj akurat w dwa kucyki, oraz ciemnozielonych oczu, które właśnie intensywnie się w niego wpatrywały. Nie wiedział, co Véronique tu robiła, zwłaszcza że była ubrana w poplamiony kombinezon, taki jak zakładali wszyscy pracownicy warsztatu jej ojca. Przecież nigdy nie słyszał, by zatrudniła się do pracy w warsztacie! Coś mu tu nie grało. Przyjrzał się uważniej jej twarzy i zobaczył, że to, co z początku wziął za zwyczajny brud na twarzy, okazało się układać we wzór jakby motyla.
— Cześć — zagaił, mając jednak niezbyt przyjemne podejrzenia do tego, co w tym momencie kierowało dziewczyną.
— Wiesz, to chyba nie jest najodpowiedniejsze, co powinieneś teraz powiedzieć — odparła Véronique zimno. O co jej chodziło? Obraził ją w jakiś sposób? Postanowił to sprawdzić.
— Véronique, co się stało?
— Véronique? — powtórzyła? — Teraz nazywam się Mechaniczka.
Lucien cofnął się o krok. Niestety, ale jego nieprzyjemne przeczucie się sprawdziło. Bowiem gdyby Véronique nie padła ofiarą akumy, na pewno by się tak nie zachowywała. No i nie byłaby ubrana w ten sposób.
— Mechaniczka? A skąd nagle ta zmiana? — zapytał, jednocześnie zastanawiając się gorączkowo, co powinien zrobić. Uciec? Nie, to nie wchodziło w grę. Nie znał mocy dziewczyny, dlatego mógł bardzo łatwo wpaść w pułapkę. Stać biernie, czekając na rozwój wydarzeń? To byłoby względnie bezpieczne, ale nie zamierzał tego tak zostawić.
— A stąd, że mój kochany ojczulek dał mi właśnie do zrozumienia, że nie jestem nic dla niego warta.
Wolał nie drążyć tematu. Zamiast tego zastanawiał się, co mógłby w tej sytuacji zrobić. Rozejrzał się po okolicy i zorientował się, że znajduje się w okolicy warsztatu. To akurat wyjaśniało obecność Mechaniczki. Ale co mu to dawało? Gdyby tylko mógł komuś powiedzieć o swoim położeniu... Chwila. Był taki ktoś! Wyjął telefon, usiłując nie zwracać na siebie zbytnio uwagi Véronique, choć chyba niezbyt mu się udało. Wybrał pospiesznie numer Aurélie, mając nadzieję, że uda mu się przekazać to, co chciał, zanim Mechaniczka mu przerwie. Bo wiedział, że na pewno nie da rady rozłączyć się samemu. Musiał jednak przyznać, że w takich chwilach jak ta posiadanie siostry superbohaterki było naprawdę przydatne.
Czekał chwilę, po czym usłyszał, że Aurélie odebrała.
— Aurélie? — odezwał się, nie kłopocząc się nawet takimi rzeczami, jak wzięcie głębokiego oddechu.
— Jestem... Coś się stało? — W jej głosie zabrzmiało zaniepokojenie. Czyżby wyczuła, że dzieje się coś złego?
— Kolejna ofiara akumy! — zawołał. — Jest przy mnie...
— Co? Ale jak to? — zdziwiła się. No tak, na pewno nie chciała, żeby po tym beznadziejnym dniu jeszcze ze złoczyńcą musiała walczyć.
— Jesteśmy przy warsztacie!
Wtedy właśnie to nastąpiło. Poczuł, że coś mocno ściska go za ramiona, a potem unosi ku górze. Wypuścił telefon z ręki. Spróbował się ruszyć, ale nie udało mu się. Spodziewał się tego. Metal, którym był przyciśnięty, okazał się naprawdę twardy. Teraz musiał zdać się na los, a raczej wolę Véronique.
— Myślałeś, że będziesz sobie tu urządzał telefoniczne pogawędki? — odezwała się Mechaniczka, uśmiechając się przy tym drwiąco. — Nie ze mną te numery.
Gdyby mógł, Lucien uniósłby ręce do góry, ale zważając na to, iż nie mógł się ruszyć ani o milimetr, jedynie uśmiechnął się przepraszająco.
— Trochę mi nie wyszło, przechytrzyłaś mnie.
Dziewczyna tylko zmarszczyła brwi, po czym machnęła ręką na to, co trzymało Luciena.
— Alfa, chodź — rozkazała.
Mechaniczka ruszyła przed siebie, a jej metalowy stwór za nią, cały czas trzymając Luciena w żelaznym uścisku. Chłopak zaczął się zastanawiać, dokąd go zabierają. Nie żeby mógł coś na to poradzić, ale miło byłoby znać swój beznadziejny los. Bo teraz mógł mieć już jedynie nadzieję, że Aurélie zdąży na czas.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro