Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Paparazzi

Opowiadanie oryginalnie opublikowane 29 czerwca 2022 roku. Gwoli wyjaśnienia: było to opowiadanie uczestniczące w jednym z konkursów na one-shot na ML Wiki i na Wattpadzie było w moim zbiorze niezależnych one-shotów z Miraculum, ale w rozdziale 14 księgi drugiej NW wyjawiłam, że wszystkie wydarzenia tu zawarte są kanonem w jego uniwersum, więc przeniosłam do dodatków. Żeby nie zaspoilerować sobie niczego, nie trzeba czytać NW w ogóle, ale wypada obejrzeć odcinek „Pixelator".

~~~~

Dżem dobry, poniżej przedstawiam Wam opowiadanie o Vincencie Azie i Jaggedzie Stonie, inspirowane piosenką „Paparazzi" . Ostrzegam tylko, że mogą się pojawić treści nieodpowiednie dla osób o słabszych nerwach, takie jak trochę brutalne motywy i podteksty erotyczne.

No, to już chyba wszystko, co chciałam powiedzieć na wstępie. Zapraszam do czytania!

~~~~

Przedmieścia Paryża, gdzie mieszkali najbogatsi ludzie we Francji, nadal robiły na mnie ogromne wrażenie, choć już powoli zaczynałem się przyzwyczajać do tego widoku. Co prawda sam ze swoim nie pierwszej młodości Mercedesem niezbyt tu pasowałem, ale jak dotąd wszyscy wierzyli mi w to, że jestem tylko zabłąkanym turystą, który zagubił się po drodze do Wieży Eiffla. To jednak nie było prawdą — widziałem Wieżę Eiffla już tyle razy, że kompletnie straciła dla mnie urok. Nie, tu miałem swój cel. Cel lepszy i ważniejszy zarówno od Wieży, jak i od wszelkich innych atrakcji turystycznych. Cel, który już od dawna był sensem mojego życia.

Nagle dostrzegłem, że drzwi wielkiej posiadłości, którą obserwowałem, otworzyły się. Ku mojemu zadowoleniu przeszedł przez nie nie kto inny jak Jagged Stone. Ach, Jagged... Był idealny w każdym stopniu! Najpierw pokochałem jego wspaniały głos, a im bardziej go poznawałem, tym bardziej uwielbiałem w nim wszystko, począwszy od włosów godnych światowej gwiazdy rocka, przez twarz i styl ubierania, na cudownym ciele kończąc. Gdy tylko go widziałem, na zdjęciach, plakatach, filmach, czymkolwiek — nie umiałem oderwać od niego wzroku. A na koncertach był wręcz fenomenalny!

Niestety, nigdy nie zyskałem okazji, by się do niego bardziej zbliżyć. Odległość, która dzieliła mnie od niego na koncertach, nadal była zbyt wielka! Pragnąłem ją pokonać, znaleźć się tak blisko Jaggeda jak nikt inny. W końcu byłem jego największym fanem! Dlatego właśnie postanowiłem wziąć sprawy we własne ręce. Odkąd udało mi się wyśledzić jego matkę i odkryć przez nią, gdzie mieszkał sam Jagged, przyjeżdżałem pod jego dom codziennie. Liczyłem na to, że w końcu los popchnie go ku mnie, ale jeszcze nigdy się to nie wydarzyło. Nie bardzo jednak wiedziałem, jak to zmienić.

W końcu zauważyłem, że Jagged przeszedł przez bramę odgradzającą jego dom od reszty świata, a następnie poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Zaciekawiło mnie to. Gdzie Jagged Stone udawał się w swoim wolnym czasie? Może sam powinienem się przekonać?

Nie wiedziałem, jak daleko zamierza się udać, więc nie wysiadałem z samochodu. Może mi się przydać. Pojechałem więc powoli za nim, mając nadzieję, że mnie przedwcześnie nie zauważy. Musiałem za wszelką cenę unikać zagrożenia. Nie mogłem sobie pozwolić na powtórkę tego, co się wydarzyło, gdy nakryto mnie w Le Grand Paris. Jagged już wtedy był bardzo blisko odkrycia całej prawdy na mój temat i uratował mnie wyłącznie Władca Ciem. Dzięki niemu mogłem wszystko, co zrobiłem, zrzucić na fakt, że mnie opętał. I wszyscy łyknęli tę bajeczkę. Nie mogłem jednak popełnić ani jednego błędu więcej. Miałem za dużo do stracenia.

Jechałem może z pół godziny, aż w pewnym momencie Jagged zatrzymał się przed niskim budynkiem. Jego obdrapane ściany i neonowe napisy (a przynajmniej w teorii, bo świeciły się może ze dwie literki), a także śmieci walające się przed wejściem stanowiły nieprzyjemny kontrast z dobrze utrzymaną dzielnicą bogaczy. Co Jagged mógł robić w takim miejscu?

Po chwili zorientowałem się, co. Z budynku wyszedł mężczyzna w brudnych ubraniach i zataczając się, ruszył chodnikiem. To był bar. Czyżby Jagged chciał się napić? W takim razie co ja powinienem zrobić? Stać tu i czekać, aż wyjdzie, być może równie pijany, jak tamten typ? A może odjechać i nie zawracać sobie tym głowy?

Ostatecznie zdecydowałem, że zrobię jedyną słuszną rzecz w takiej sytuacji. Zaparkowałem samochód, wysiadłem i wszedłem do baru za Stone'em. Nie bardzo wiedziałem, dlaczego to zrobiłem, ale coś w środku podpowiadało mi, że teraz wszystko może się zmienić.

Środek prezentował się nie lepiej niż zewnętrzna część. Przez brudne okna do środka nie wpadało za wiele światła, a w środku cuchnęło alkoholem (w tym przetrawionym), niemytymi ciałami i dymem papierosowym. Mimo woli odkaszlnąłem. Jak widać, do tego miejsca nie dotarł ani zakaz palenia, ani podstawowe zasady higieny. Gdy do moich uszu dotarło siarczyste przekleństwo, zrozumiałem, że kultura osobista również nie miała tu wstępu. Teraz jednak zignorowałem to wszystko i rozejrzawszy się po barze, dostrzegłem Jaggeda, który usadowił się na wysokim krześle obok lady. Trzymał w ręku kufel piwa, które powoli sączył. Zdawało się, że jeszcze nie zdążył się zbytnio upić. Postanowiłem podejść do niego i usiadłem na wolnym krześle obok niego.

— Pamięta mnie pan, panie Stone? — odezwałem się.

Jagged spojrzał na mnie. Musiał mnie rozpoznać, bo na jego twarzy nagle odmalowała się złość.

— Co ty tu robisz?! — zawołał. — Czy nie mówiłem ci, żebyś przestał wszędzie za mną łazić? Jak się nie odczepisz, poważnie zgłoszę to na policję!

— Nie łaziłem za panem — skłamałem szybko. — Ale akurat byłem w okolicy i zauważyłem pana, więc postanowiłem się z panem przywitać.

— W obskurnym barze, do którego nikt nie chodzi, ta jasne, na pewno ci uwierzę. — Tu zrobił przerwę, by upić solidny łyk piwa. — Chociaż teraz w moim życiu stało się tyle nieprawdopodobnych rzeczy, że może jednak powinienem...

— Co się stało, panie Stone? — zapytałem zainteresowany.

— Nic, co powinno cię obchodzić — burknął Jagged.

I zajął się swoim piwem. Pomyślałem, że już nic tu po mnie, w końcu Stone nie wydawał się jakkolwiek skory do rozmowy, ale nie umiałem się ruszyć z miejsca. Jeszcze nigdy nie miałem okazji być tak blisko mojego idola! Taka okazja może nigdy się nie powtórzyć!

Po wcale nie tak długim czasie Jagged opróżnił kufel i zwrócił się do barmana:

— Jeszcze jeden proszę.

Ten bez słowa uzupełnił pusty kufel i podał go Jaggedowi, który z ochotą upił kolejne kilka łyków.

— Czemu nie mogę mieć wszystkiego gdzieś? — odezwał się, bardziej do siebie niż do kogokolwiek.

Postanowiłem jednak podchwycić temat.

— Co się dzieje?

— Chyba za dużo rzeczy jak na jeden czas — jęknął Jagged. — Ale wcale nie chcę o tym mówić!

— Ależ może mi pan wszystko powiedzieć! — zapewniłem gorąco. — Wszystko, co mi pan powie, będzie naszą tajemnicą.

— Już sam nie wiem, ale wystarczająco złe jest to, że nowa piosenka nie chce do mnie przyjść!

Zdziwiły mnie te słowa. W wywiadach (a przeczytałem i obejrzałem wszystkie) Jagged zawsze twierdził, że piosenki przychodzą do niego zewsząd i czasem aż ma problem, aby wszystkie je przelać na papier. A teraz nagle nie umiał nic napisać? Czy to na pewno ten sam Jagged Stone, którego znałem?

Przyjrzałem mu się i musiałem stwierdzić, że jeśli nie miał brata bliźniaka, to to musiał być on.

— Próbował pan szukać inspiracji? — podsunąłem ostrożnie.

— Wszędzie! Ale nic, zero! — Tu westchnął. — Może to już koniec Jaggeda Stone'a...

— Na pewno nie! — zaprzeczyłem. — Musi dać się coś zrobić...

— Ale to i tak nie rozwiąże innych problemów... Nawet tego, że ten kufel jest już pusty — pokazał mi puste wnętrze. — Chyba nic tu po mnie...

Zrobił gest, jakby chciał wstać, ale szybkim ruchem chwyciłem go za rękę.

— Niech pan zostanie jeszcze przez chwilę!

Jagged spojrzał na mnie nieco nieprzytomnie. Nie bardzo wiedziałem, co zrobić, ale może jeśli postawię mu jeszcze z kufelek czy dwa, to w końcu powie mi coś więcej?

— Proszę dolać jeszcze jeden! — zawołałem.

Wziąłem kufel Jaggeda i podałem go barmanowi. Ten posłusznie wypełnił naczynie piwem i mi je podał, a ja wręczyłem je Stone'owi. Ten z wielką chęcią po nie sięgnął.

W przerwach pomiędzy kolejnymi łykami piwa, które co chwilę stawiałem, w końcu udało mi się z niego wydobyć, o co chodziło. Przyznam, że zaskoczyło mnie to: okazało się, że dawno temu miał kochankę, z którą miał dziecko, jednak przed nim przez cały ten czas się ukrywał. Ale teraz prawda wyszła na jaw. Jagged czuł się zobowiązany, aby w końcu zająć się synem, ale zdobycie się na to wcale nie było łatwe — kochanka była tą osobą, której w ogóle nie chciał widzieć na oczy, a do syna wcale nie żywił ojcowskich uczuć. Chłopiec był dla niego w zasadzie obcą osobą.

Na myśl o dawnej kochance Jaggeda Stone'a poczułem złość. Miała dla siebie chodzący ideał, a go odrzuciła! I to z powodu muzyki! Nie miałem pojęcia, jak w ogóle mogło jej przejść przez myśl, że to, co tworzyła, mogło być jakkolwiek lepsze od twórczości Jaggeda! I teraz śmiała go jeszcze bardziej ranić... Byłbym znacznie lepszy od tej lafiryndy!

— Zostaw ich — powiedziałem. — Nie zasługują na ciebie...

— Ale teraz to moja rodzina! Nie mogę...

— Zostawili cię. Ja cię nie zostawię. Jestem twoim największym fanem, dla mnie nigdy nie będzie żadnej innej supergwiazdy!

— Nie mogę... — wymamrotał jeszcze i tym razem w końcu wstał.

Gdy tylko to zrobił, zatoczył się i szybko podtrzymałem go, żeby nie upadł. Wymamrotał jakieś podziękowanie, po czym próbował iść dalej, ale po kilku krokach najwyraźniej zorientował się, że nigdzie nie dojdzie.

— Jak ja mam wrócić...

— Zawiozę cię do domu — zaoferowałem się. — W tym stanie nigdzie sam nie dojdziesz.

Ku mojemu zaskoczeniu Jagged kiwnął głową. Spodziewałem się oporu, ale najwyraźniej rozumiał, że to jego jedyna szansa. A ja nie zamierzałem zmarnować okazji, by się mu przysłużyć.

Oparłem jego ramię na swoim i wyprowadziłem z baru. Odwróciłem się z obrzydzeniem, gdy Jagged zwrócił część zawartości swojego żołądka, ale na szczęście zawsze noszę ze sobą chusteczki, więc zaoferowałem mu jedną, aby wytarł usta. Gdy to zrobił, ostrożnie wyminęliśmy kałużę i doszliśmy do samochodu. Usadowiłem Jaggeda z tyłu, a sam usiadłem za kierownicą. Jakie szczęście, że sam się nie skusiłem, żeby pić!

Odpaliłem samochód i wyjechałem. Skierowałem się ku dzielnicy bogaczy, ale po chwili zacząłem się zastanawiać. To, co dzisiaj się wydarzyło, mogło mi się już nigdy nie przytrafić. Być może to była jedyna okazja, by spędzić z Jaggedem czas? A poza tym wątpiłem, że jutro będzie pamiętać to, co stało się w barze. I może nawet wróci do tamtej... Zapomni mnie już na zawsze, stracę wszelkie szanse!

Skręciłem więc do Paryża. Miałem szczęście, że sam mieszkałem w małym domu na obrzeżach, dlatego praktycznie nikt mnie nie dostrzegł. Musiałem tylko pilnować, by nikt nie zauważył Jaggeda, jak będziemy wysiadali. Nie chciałem, by zleciał się do nas tłum fanów, a co gorsza, nie mogłem pozwolić na to, by zaczęli się zastanawiać, co się dzieje. Jagged był mój. Nie oddam go nikomu, nawet na chwilę.

Ku mojej uldze, nie interesował się nami zupełnie nikt. Wpuściłem Jaggeda do środka, po czym sam wszedłem i zaryglowałem drzwi. Wcześniej upewniłem się, że wszystkie okna są dokładnie zamknięte, więc nimi nie musiałem się teraz martwić. A poza tym w tym stanie Jagged i tak nie dałby rady nic zrobić.

Jakby na zawołanie, rockman osunął się na ziemię i zaczął chrapać.

***

Gdy się ocknąłem, Jagged jeszcze spał. Zdziwiłem się, że straciłem czujność, ale najwyraźniej sam musiałem być na tyle zmęczony, że nie miałem siły, aby całą noc wpatrywać się w mego idola. Przypomniałem sobie, co się stało: gdy Jagged spał, wciągnąłem go po schodach do mojego pokoju i położyłem na łóżku. Następnie sam usiadłem obok niego. Ach, gdy spał, był równie piękny, jak wtedy, gdy był obudzony! Jednak teraz jego rysy nabierały pewnej łagodności, przez co czułem, że w środku kryje się ktoś o wiele bardziej wrażliwy, niż by sugerował to jego sceniczny wizerunek. Oczywiście od zawsze to wiedziałem, ale teraz zyskałem potwierdzenie. Widziałem to na własne oczy! Jagged Stone był tak blisko, mogłem go poczuć na własnej skórze!

Przybliżyłem się. Poczułem od niego zapach wypitego alkoholu, ale nie przeszkadzało mi to. To był Jagged. Mój Jagged. Nareszcie tak blisko! Nic nie mogło mi go odebrać! Wsunąłem ostrożnie dłoń pod jego koszulkę i poczułem jego ciepłą skórę. Powędrowałem odrobinę wyżej, gdy moja dłoń znalazła się na wysokości jego klatki piersiowej, poczułem bicie jego serca.

I wtedy otworzył oczy. Zamrugał kilka razy, po czym skierował swój wzrok na mnie. Doskonale widziałem zdziwienie w tych wspaniałych, cudownie niebieskich oczach, które przywodziły mi na myśl taflę jeziora.

— To chyba nie jest mój dom... — odezwał się po chwili. — Gdzie ja jestem? I co ty tu robisz?

Miałem przygotowaną odpowiedź.

— Jesteś u mnie — odpowiedziałem. — Wczoraj, gdy byłeś bardzo pijany, bardzo chciałeś mnie odwiedzić, więc cię tu przywiozłem.

— Nie przypominam sobie... — zmarszczył brwi. — Ale dzięki, że mnie przenocowałeś.

— Dla ciebie zrobiłbym wszystko — szepnąłem. To była prawda. Zrobię dla niego wszystko. I tylko dla niego.

— W takim razie będę się już powoli zbierał do siebie...

Zrobił ruch, jakby chciał wstać, ale wiedziałem, że nie wstanie. Po chwili sam się przekonał, dlaczego. Zauważył, że jego ręka była skuta kajdanką, której druga część była przypięta do łóżka.

— Co...

Nie dał rady powiedzieć nic więcej, bo mu przerwałem:

— Nigdzie nie idziesz.

— Co to ma znaczyć? Uwolnij mnie! — zażądał.

Niestety to była jedyna rzecz, której nie mogłem zrobić.

— Całe życie marzyłem o tobie — wyznałem. — Myślisz, że gdy wreszcie to marzenie się spełniło, mógłbym dać ci odejść?

Przysunąłem się bliżej, a ręce oparłem na jego piersi.

— Jestem twoim największym fanem — ciągnąłem. — Będę za tobą podążać, aż mnie pokochasz tak, jak ja ciebie.

Jagged próbował się odsunąć, ale nie miał dokąd. Jego plecy napotkały wezgłowie łóżka. Znalazłem się jeszcze bliżej. Nasze ciała się stykały. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

— Obiecuję ci, będę delikatny — mówiłem, znajdując się coraz bliżej jego twarzy. Mogłem już rozróżnić jedną rzęsę od drugiej. — Ale nie zatrzymam się, póki nie będziesz mój.

I wtedy pokonałem resztę dzielącego nas dystansu, a moje usta zetknęły się z jego ustami. Czułem, że się opierał, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Wkrótce sprawię, że sam również będzie mnie chciał. Tak jak ja jego.

Moje ręce błądziły po całym jego ciele, a ja czułem się coraz lepiej. Gdy Jagged w końcu otworzył usta, wykorzystałem okazję, by dotknąć jego języka swoim. Jagged nadal smakował piwem, lecz czułem takie uniesienie, jak nigdy dotąd, więc nawet nie bardzo zwróciłem na to uwagę. Każdy dotyk przynosił mi kolejne fale przyjemności.

Zatracałem się. Mógłbym tak trwać wieczność. Tylko ja i Jagged, spleceni w uścisku wiecznej miłości. Na zawsze, niczym na fotografii. Zrobię to, uwiecznię nas.

Będę naszym paparazzi.

***

Nie miałem pojęcia, jaki jest dzień, która jest godzina, czy to jeszcze noc, czy już świt. Wszystko straciło swoje znaczenie. Tylko Jagged był ważny. Tylko on się liczył. On nadawał memu życiu sens. Nic nie mogło się z nim równać. Nikt nie mógł się z nim równać. Nigdy, przenigdy.

Nawet on się już przekonał. Nie stawiał oporu, a nawet zaczął odwzajemniać moją wielką miłość. Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd. Jeszcze nigdy nie czułem aż takiej euforii. Ale nie dziwiło mnie to. Tylko Jagged mógł mi dać prawdziwe szczęście. I był ze mną, tu i teraz.

Ruszyłem do kuchni, aby przygotować mu wspaniałe śniadanie, godne jego osoby. Im bardziej szczęśliwy się czułem, tym bardziej się przykładałem — nie mogłem pozwolić, by czegoś mu brakowało. A gdy już przestał się opierać, moje szczęście przekroczyło wszelkie granice.

Gdy przygotowałem śniadanie, położyłem wszystkie naczynia na tacy i udałem się w kierunku schodów. Wtedy właśnie usłyszałem pukanie do drzwi. Zignorowałem je. Ktokolwiek mnie niepokoił, nie był nawet w połowie tak ważny jak Jagged, czekający na mnie na górze. Wszedłem więc po schodach. Wydawało mi się, że pukanie się nasiliło, lecz nie bardzo mnie to interesowało. Ten ktoś musi wkrótce zrozumieć, że nie ma tu czego szukać.

— Jagged, mam dla ciebie śniadanie! — zawołałem, otworzywszy drzwi pokoju.

Stone wyraźnie ożywił się na widok jedzenia. Ucieszyło mnie to — w końcu tak się starałem, by dostał to, co najlepsze! Wszystko robiłem dla niego! Podszedłem do łóżka, aby położyć tacę na jego kolanach. I nagle usłyszałem głuchy trzask.

Nie spodziewając się tego, drgnąłem, a szklanka z sokiem pomarańczowym przewróciła się, rozlewając napój po pościeli i podłodze. No ładnie, będę musiał posprzątać! Nie mogę pozwolić, by Jagged żył w brudzie! Wyszedłem więc z pokoju, aby pójść do łazienki i wziąć szmatę, ale nagle stanąłem jak wryty.

Usłyszałem jakieś głosy na dole. Czyżby ktoś się włamał? Podbiegłem do schodów, by to zbadać. I oniemiałem. W holu kręciło się kilku policjantów. Co oni tu robili? Czego ode mnie chcieli?

Nagle zrozumiałem...

Nie oddam im Jaggeda. Nie pozwolę, by mi go odebrali. Jest mój. Tylko mój!

Wróciłem do pokoju. Podszedłem do Jaggeda.

— Na dole są intruzi — odezwałem się do niego. — Chcą nas dopaść. Musimy przed nimi uciekać!

Sięgnąłem do kieszeni spodni, gdzie zawsze trzymałem kluczyk do kajdanek, na wszelki wypadek, ale zamarłem. Kluczyk zniknął! I co ja mam teraz zrobić? Uciec sam? Ale nie mogę tu zostawić Jaggeda! Nie po tym, co przeszliśmy! Nie po tym, jak byliśmy tak blisko! Nie oddam go! Ale bez klucza nie dam rady wziąć go ze sobą! Przeszło mi przez myśl, by wziąć całe łóżko, ale szybko odrzuciłem ten pomysł. Nie dałbym rady. A nawet jeśli, łóżko by nas zbyt spowolniło.

I wtedy podjąłem decyzję. Zostanę tu z nim. Razem stawimy czoła intruzom. Nasza miłość ich pokona.

Drzwi pokoju otwarły się gwałtownie i uderzyły w ścianę.

— Policja! — zawołał człowiek, który tam stanął. — Vincencie Aza, jesteś aresztowany!

Rzuciłem się do ucieczki. Próbowałem otworzyć okno, ale wtem przypomniałem sobie, że przecież je zaryglowałem. Cholera, i co ja mam teraz zrobić? Złapią mnie i rozdzielą na zawsze mnie i Jaggeda! To nie mogło się stać!

— Zostawcie nas! — krzyknąłem. — Nie możecie! Jagged jest mój!

Ktoś mnie szarpnął i pochylił do dołu. Moje ręce zostały brutalnie pociągnięte do tyłu i zakute w kajdanki. Dlaczego to się stało? No dlaczego?! Czemu nikt nie rozumiał mojej miłości?!

— Wypuśćcie mnie! — wrzeszczałem, gdy popychali mnie, najpierw w pokoju, a potem po schodach. — Muszę wrócić do Jaggeda!!!

— Wszystko, co teraz powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie — syknął mi jeden z policjantów do ucha.

— NIE OBCHODZI MNIE TO! JAGGED!!!

***

Następne wydarzenia zlewały mi się w jedno. Już nie wiedziałem, co działo się kiedy. Jak przez mgłę przypominałem sobie wnętrze radiowozu, areszt śledczy, salę sądową. Tam po raz ostatni zobaczyłem Jaggeda. Nikt mi nie pozwolił się do niego zbliżyć! Moje serce skręcało się z tęsknoty. Miałem ochotę wrzeszczeć i to chyba robiłem. W pewnym momencie nawet wyprowadzono mnie z sali, nie pozwalając mi nawet na niego patrzeć.

Dlaczego, dlaczego?! Czemu to wszystko się stało?! Czemu wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie?! Co ja takiego złego zrobiłem?! Co złego było w tym, że pragnąłem być obok miłości mojego życia?! Oni nie rozumieli moich uczuć. Nikt z nich! Dla nich nie miało to kompletnie żadnego znaczenia!

Pełną świadomość tego, co się działo wokół mnie, odzyskałem dopiero w celi. W obskurnym, mrocznym pomieszczeniu nie było w zasadzie nic poza wychodkiem i pryczą, na której miałem spać, a przynajmniej w teorii. Wątpiłem jednak, że kiedykolwiek uda mi się tu zasnąć. Nie mógłbym spać bez Jaggeda u mojego boku!

Wpatrzyłem się więc w plecy strażnika pilnującego celi. Były szerokie, widziałem również potężne mięśnie mężczyzny. Byłem pewien, że nie miałbym szans w starciu z nim. A nawet jeśli, i tak nie miałem pojęcia, jak mógłbym wyjść z celi. A przynajmniej nie teraz. Powziąłem jednak postanowienie, że jeśli tylko znajdę sposób, spróbuję się wydostać.

I wrócę do Jaggeda.

~~~~

Przyznam szczerze, że bardzo ciekawie pisało mi się tego one-shota. Interesującym doświadczeniem było postawienie się w roli skrzywionego psychicznie Vincenta Azy, który albo nie widzi tego, że źle postępuje, albo jest tak zaślepiony swoją obsesją na punkcie Jaggeda, że już w ogóle go to nie obchodzi. I wyszło mi, o dziwo, całkiem nieźle.

W tym miejscu pragnę również podkreślić, że one-shot nie ma na celu promowania postawy reprezentowanej przez Vincenta. Życie z obsesją na punkcie drugiej osoby nie jest niczym dobrym i w żadnym wypadku nie usprawiedliwia porwania i molestowania tej osoby.

Moralizatorska Dżem żegna i ma nadzieję, że się Wam podobało :>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro