Seth
Bella opiekowała się Reneesme wraz z Alice, Jacob siedział za małą i wpatrywał się w wianek który, robiła dziewczynka. Ja obserwowałam wszystko zza drzew a na moje szczęście wiatr wiał tak że, nie czuli mojego zapachu.
Obserwowałam małą jak zaplata wianek idzie jej to z małą trudnością ale jednak wychodzi ładnie nagle mała wstała, powiedziała że, idzie nazbierać jeszcze kwiatków do plecionki. Wstała i zaczęła biec w miejsce gdzie znajdowałam się ja, kiedy była naprzeciwko mnie schowałam się jeszcze głębiej w rośliny żeby mnie nie zauważyła na nieszczęście nadepnęłam na suchą gałązkę która, pod moim ciężarem pękła a dziewczynka szybko odwróciła się w miejsce hałasu jak tylko zobaczyła moje czerwone oczy od razu wstała i zaczęła biec w kierunku wilka.
- Jacob!- krzyknęła przestraszona.
Chłopak jak najszybciej podbiegł do małej i wziął ją na ręce , Bella i Alice w wampirzym tępie stanęły naprzeciwko Jacoba i małej zasłaniając ich.
- Wyjdź! Wiemy że, tam jesteś !- krzyknęła Bella gotowa do ataku.
Ja nie mając innego wyjścia wyprostowałam się podeszłam kawałek tak aby dalej pozostać w cieniu postawiłam prawą przednią łapę do przodu.
Dumnie z uniesioną głową szłam powoli w ich kierunku Jacob i Bella byli zdziwieni moją obecnością.
- Kim jesteś? !- krzyknął Jacob mrużąc oczy. Bella była gotowa zaatakować.
Ja na jego krzyk lekko skuliłam się i popatrzyłam na Alice.
- Spokojnie nic nam nie zrobi. To przyjaciółka.- powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
- To ona ?- szepnął cicho zaskoczony Jacob.
Alice gestem ręki zaprosiła mnie żebym, podeszła bliżej ja powoli ruszyłam w ich stronę kątem oka patrząc na indianina który, nie spuszczał mnie z oka. Kiedy byłam na wyciągnięcie ręki usłyszałam szelest przed nami. Gwałtownie zatrzymałam się w miejscu i popatrzyłam się w kierunku hałasu.
Z pomiędzy drzew wyłaniały się ogromne wilki były trochę większe ode mnie. Położyłam uszy, cofnęłam się spory kawałek i warknęłam pokazując kły. Wilki zaczęły zbliżać się do nas ja nie wiedziałam co robić było ich znacznie więcej niż mnie.
- Stójcie! Nie zrobi nam nic!- krzyknęła Alice stając naprzeciwko mnie podnosząc ręce do góry.
Największy z nim czyli ten czarny powiedział coś do reszty i zmienili się w ludzi. No nie powiem byli przystojni i umięśnieni ale nie czas teraz na to Amelia! Skarciłam się w myślach. Podeszli do nas i stanęli w pół kolu otaczając mnie lekko. Zaskomlałam i sztursznęłam pyskiem plecy Alice ona popatrzyła się na mnie lekko rozbawiona.
- No już teraz twoja kolej.- powiedziała lekko odsuwając się ode mnie.
Ja popatrzyłam się po wszystkich i odwróciłam się tyłem do nich. Zamknęłam oczy, słychać było pękanie kości kiedy, zmieniłam się w człowieka upadłam na ziemię ciężko oddychając a z tyłu było słychać szepty typu " To dziewczyna!, Jak to możliwe?!, To Leah nie jest jedyną zmienną! "
Z lekką trudnością wstałam i obruciłam się w ich kierunku, lekko skulona podeszłam do Alice która, przytuliła mnie z uśmiechem ja popatrzyłam się na wszystkich mój wzrok zatrzymał się na chłopaku mniej więcej w moim wieku był naprawdę ładny, nie mogłam skupić się na niczym innym. Nie wiem jak ale zapragnęłam być z nim a on chyba myślał tak samo zważywszy na to że, odkąd się przemieniłam patrzył na mnie jak w obrazek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro