Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Gdy wyszłam z pokoju nie zastałam nikogo na korytarzu. Postanowiłam więc zapukać w drzwi pokoju chłopaka jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Złapałam klamkę aby wejść do środka jednak drzwi były zamknięte.

Westchnęłam sfrustrowana. Nie wiedziałam co robić i nie do końca wiedziałam czy mogę poruszać poruszać sama po domu. Czy jest to dla mnie bezpieczne?

Nie pamiętałam nawet drogi na dół domu.

- Nicholas ! - wydarłam się na cały dom. Prawdopodobnie każdy żywy wilkołak by mnie usłyszał...
Nie minęła sekunda a mężczyzna był już przy mnie .

- Nic ci nie jest ?

- Szybki jesteś

-Czemu krzyczałaś?

- Raz zostawiłeś mniej tu a nie wiem gdzie jest kuchnia a dwa chciałam cię wkurzyć.

- Wszyło Ci- burknął...

...

Siedziałam na krześle i słuchałam całej konferencji. Strasznie się nudziłam plus czułam wzrok wszystkich ludzi na sobie . Nie rozumiem po co mnie tu wziął jak są tu sam ludzi z dystryktu. Czy to nie stadu miał mnie przedstawić? Ich Tu nie ma.

Nicholas skończył przemowę a wilkołaki zaczęły zaganiać ludzi do aut aby następnie przewieść ich do dystryktów. Byłam lekko zdezorientowana gdyż zawsze to Alfą miał wyjść pierwszy a ludzie nie mogli się ruszać z miejsca do puki on nie będzie bezpieczny w samochodzie. Może akurat tym razem było inaczej gdyż spotkanie nie było blisko dystryktu a na placu przed domem głównym. Jednak ja dalej siedziałam i czekałam na dalszy rozwój akcji.

Po niecałych 10 minutach na placu zacząć zbierać się nowy tłum. Tym razem tłum wilkołaków. Od razu poczułam się mniej pewnie w swojej skórze.
Nicholas odczekał jeszcze kolejne 5 minut zanim zaczął mówić aby mieć pewność iż wszyscy dotarli na miejsce...

- Witam was wszystkich. Moje najbliższe stada oraz te dalsze- zwrócił głowę w kierunku kamery a ja właśnie zdałam sobie sprawę iż jest to nagrywane na żywo i przesyłane do watah z innych kraj. Boże mogłam się tego spodziewać... tak przecież on Jest tym wielkim najważniejszym bla bla...

Gadał przez kilka minut a ja zupełnie się wyłączyłam dopóki nie usłyszałam mojego imienia wymawianego z łagodnością , spokojem a zarazem dominacją.

Wstałam powoli przybliżając się do chłopaka. Gdy byłam już przy nim , złapał mnie za talię i przysuną do siebie.

- Moja mate. Wasza Luna - zaczęli krzyczeć , gwizdać i bić brawa dopóki nie przerwał im tego silny podmuch wiatru.

Wszyscy zaciągnęli się mocno i przestali się radować .

- Człowiek. Nasza Luna jest człowiekiem! - oburzył się ktoś z tłumu a reszta zaczęła krzyczeć za nim

- Cisza !- zdenerwował się stojący przy mnie wilkołak

- Więzi mate się nie wybiera. Wiele z was również ma ludzkie mate. Czy mam wam zabronić bycia z nimi? Mam was zabronić miłości?- warknął

- Alfo nasze ludzkie mate nie mają stać się Luna. Luną główną. Luną ważniejsza niż wszystkie inne. Twoja Luna powinna być najsilniejsza...

- Jest silna i fakt iż jest człowiekiem ma nie wpływać na Wasze traktowanie jej. Od tej pory i do końca życia ta Luna jest waszą Luną. Luna nad wszystkimi innymi. Macie jej chronić tak jak byście chronili mnie i waszych bliskich. Béatrice  jest równa mnie i ma być darzona szacunkiem- powiedział swoim głosem Alfy. Był tak silny żę nawet najwięksi i najbardziej oburzeni w zbiorowisku przytaknęli opuszczając pokornie głowy w dół...

...

Spodziewałam się oburzenia wilkołaków na fakty, że ludzka mate jest teraz ponad nimi. Człowiek wyższy od nich rangą. Nie do pomyślenia. A jednak! Zaskoczył mnie natomiast sam Nicholas. Sposób w jaki nakazał wszystkim aby traktowali mnie z szacunkiem, kiedy on sam najchętniej wymienił by mnie na pierwszą lepszą wilczą mate.

Po całym tym zamieszaniu wróciliśmy do domu, miałam już serdecznie dość tego wszystkiego. Wszystkich tych wilkołaków  chodzących za mną krok w krok abym nie uciekła . Jedyne czego pragnęłam to porządnie się wyspać... i może obudzić się w jakimś innym świecie. Gdzie wilkołaki dalej żyją swoim życiem a ludzie swoim . 

 Podobno kiedyś wilkołaki żyły w ukryciu. Ludzie na co dzień spędzali z nimi czas nawet o tym nie wiedząc i wszystko było dobrze. Nie rozumiem więc po co zaczynać wojnę z kimś kto jest od nas szybszy, silniejszy i sprytniejszy gdy te stworzenie nie chce ci zrobić krzywdy a ponad to chce żyć z tobą w pokoju. Ale na na pokój już jednak za późno. Teraz wilkołaki jak najbardziej pragnął ludzkiego cierpienia.  Posiadanie ludzkiej mate jest im nie na rękę. Natomiast wszyscy ludzie w tym i ja nienawidzimy ich jednakowo bardzo przez ich zachowania w stosunku do nas. Jest to błędne koło którego już nie da się naprawić.

-Béatrice zdaję sobię sprawę, że w ostatnich dniach wszystko działo się strasznie szybko ale teraz na prawdę zaczną się twoje obowiązki jako Luny...

- Jasne już przywykłam do takiego traktowania. Co mam robić sprzątać, prać, gotować? Coś jeszcze? Kiedy mam zacząć? Już dziś?

- Co? Nie nie takie zadania miałem na myśli... Czemu tak myślałaś?

- Yyyy...

-Dobra to mnie nie obchodzi. Musisz się nauczyć wielu faktów na temat wilkołaków.  Będziesz też od tej pory odpowiedzialna za działanie tego domu. Masz pod sobą osoby które są odpowiedzialne za gotowanie , sprzątanie i wiele innych rzeczy. Jesteś teraz odpowiedzialna za rozwiązywanie konfliktów pomiędzy kobietami zamieszkującymi ten dom oraz często konfliktów ich dzieci. Możesz też pomagać  w opiece nad nimi. Gdy będzie wydawany jakiś bal , przyjęcie , posiedzenie rady i inne ważne wydarzeni będziesz odpowiedzialna za nadzorowanie wszystkim tak aby wydarzenie przebiegło idealnie. Po jakiś czasie będziesz także zobowiązana do tego aby urodzić mi silnego i godnego zastępcę ale to...

- Przepraszam...Słucham? Że niby co?- zaczęłam się śmiać

- To chyba naturalne , że Alfa pragnie mieć potomstwo

- Powodzenia ci życzę jednak obawiam się iż nie będzie ono ze mną

- Kochanie nie mogę mieć szczeniaków z nikim innym 

- Nie urodzę ci szczeniaków... typie ja nie jestem psem

-Twoim obowiązkiem jest nosić pod swoim sercem moje dziecko

-A co my jesteśmy w średniowieczu? Nie mam obowiązku być twoją zabawą od rodzenia dzieci...

-Stąpasz po cienkim lodzi Béatrice

- Mogę być twoją niewolnicą ale nie zmusisz mnie do tego abym rodziła ci dzieci.

-Po pewnym czasie sama będziesz tego chciała- poszedł bardzo blisko mnie. Na tyle blisko że musiałam zadrzeć głowę do góry aby patrzeć mu w oczy.  

Przyjemne ciepło zalało mnie od środka gdy mój wzrok zatopił się jego tęczówkach i na chwilę zapomniałam na jaki temat rozmawialiśmy.  Potrząsnęłam głową zawiedziona swoim zachowaniem .

- Co sprawia, że jesteś tego taki pewien?

- Zakochasz się we mnie, pociągam cię już teraz. Widzę jak na ciebie działam. W końcu dojdzie do zbliżenia między nami. Wiesz chyba słodka jak się robi dzieci?-zapytał uśmiechając się niby niewinnie ale w jego oczach pojawił się ten łobuzerski błysk

-Jestem już zmęczona twoim gadaniem głupot... Chciałabym po prostu odpocząć- westchnęłam tracąc jakiekolwiek siły na kłótnie z tym imbecylem

- Ależ to nie są głupoty to...

- NIE ROZUMIESZ?! NIE URODZĘ CI DZIECKA!J...

_________________________

Do następnego...👋


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro