Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Trzydziesty pierwszy


Siedzę obok Sama na ławce przed szpitalem, a łzy nadal spływają mi po policzkach. Sam schował kilka minut temu twarz w wytatuowanych dłoniach i od tamtej pory nawet nie drgnął. Oddycha ciężko, a ja mogę tylko siedzieć obok niego. Opieram głowę o jego ramię, a moje łzy skapują na ziemię. Obserwuję je, nie mogąc wyrwać się z tego stanu odrętwienia.

— Sam... — mamrotam cicho. — Powinniśmy iść do Jake'a.

Głos mi się łamie i dławię się łzami. Czuję jak Sam kiwa głową, ale się nie odzywa.

— Jak? — pyta mnie. — Jak mam mu to powiedzieć, Śnieżynko?

Podnosi głowę i patrzy mi prosto w oczy, czekając na odpowiedź. Są zaczerwienione i błyszczące i wiem, że walczy ze wszystkich sił, żeby się nie rozpłakać. Żeby nie rozpaść się na milion drobnych kawałków.

— Obudzi się i dowie się, że jej już nie ma... — szepcze błagalnym tonem, jak gdyby chciał, aby jakoś naprawiła tę sytuację, jakby chciał żebym powiedziała, że to wszystko to jakiś wyjątkowo kiepski żart.

— Jak mam mu powiedzieć coś takiego? — Kręci głową. — Nie dam rady. Kurwa, nie dam rady.

Łapię go za rękę i zmuszam, żeby na mnie spojrzał.

— Musisz — mówię, zbierając wszystkie pokłady siły i pewności, jakie mi zostały. — Musisz przy nim być, kiedy to usłyszy.

Zaciskam mocniej palce na jego dłoni. Tej samej, na której widnieje czarny napis Michelle.

— Powinieneś być przy nim, tak jak on zawsze był przy tobie.

Kiwa słabo głową i przenosi spojrzenie na nasze splecione palce. Patrzy na nie, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.

— Pójdziesz ze mną, prawda? — pyta.

— Zawsze.

*

Przed salą Jake'a spotykamy Thomasa razem z Asherem. Thomas zagryza mocno wargę, odpychając się od ściany, kiedy podchodzimy bliżej. Asher siedzi na podłodze, wykręcając nerwowo, pokryte tatuażami palce.

— Czekaliśmy na was — mówi Thomas, kiedy zatrzymujemy się obok nich. — Obudził się kilka minut temu. Powiedziałem lekarzom, że przekażemy mu... że powiemy, że Lana...

Zaciska dłonie w pięści i kręci głową, nie mogąc dokończyć tego zdania.

Asher nic nie mówi. Dziwnie widzieć go takiego... kiedy nie rzuca żadnych chamskich komentarzy, ani kiedy nie uśmiecha się głupio. Wstaje nieporadnie z podłogi i pociąga mocno nosem, jakby przed chwilą dał sobie chwilę na okazanie emocji.

Sam przełyka głośno ślinę, patrząc na drzwi. Przymyka na moment oczy, zbierając siłę i odwagę. Kiwam lekko głową, obserwując jego granatowe oczy.

— Mam wejść z tobą? — pytam cicho, a on od razu zaciska palce na mojej dłoni.

— Tak — mówi. — Potrzebuję cię tam.

— Też pójdziemy. — Asher w końcu się odzywa, a głos ma dziwnie zachrypnięty. Odchrząka cicho. — Powinniśmy wejść wszyscy. Jake to też nasz przyjaciel.

Sam przytakuje mu skinieniem głowy i biorąc głęboki wdech, naciska klamkę i wchodzi do środka. Idę za nim, nadal trzymając go za rękę.

Jake leży na szpitalnym łóżku z głową odwróconą w stronę okna. Kiedy nas słyszy, szybko odwraca się w naszą stronę. Głowę ma zabandażowaną, a pod oczami fioletowe cienie i kilka siniaków. Przełykam głośno ślinę, kiedy niezdarnie poprawia się na łóżku. Obok niego stoi maszyna, mierząca pracę serca. Pika cicho przerywając ciężką ciszę, panującą w pomieszczeniu.

— Co się dzieje, stary? — Zwraca się od razu do Sama. Ten staje w nogach łóżka i ledwo dostrzegalnie kołysze się na piętach. Obserwuję jak walczy sam ze sobą.

Jake wygląda na zdezorientowanego i przestraszonego. Wzrok ma rozbiegany i proszący.

— Gdzie Lana? — pyta. — Wszystko w porządku? Wszystko z nią w porządku, prawda?

— Jake... — zaczyna Sam, ale milknie, jakby nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Przełyka głośno ślinę i zerka na mnie pośpiesznie. Kiwam lekko głową, dając mu znak, że da radę.

— Niech ktoś mi, kurwa, powie co się dzieje! — krzyczy Jake, a ja podskakuję lekko, przestraszona tym nagłym wybuchem. Łzy zaczynają zbierać mi się pod powiekami i ściskam mocno rękę Sama. Oddaje uścisk. Nie wiem czy chcę go tym pocieszyć, czy to ja szukam pocieszenia. Chyba po prostu wspieramy się tym oboje.

— Jake, przykro mi... kurwa, tak bardzo mi przykro — mamrocze Sam, a oczy zaczynają mu błyszczeć.

Jake marszczy brwi ze zdenerwowania i patrzy zdezorientowany po twarzach swoich przyjaciół. W końcu wraca spojrzeniem do Sama.

— Czemu jest ci, kurwa, przykro? — pyta, ale nikt z nas nie potrafi mu odpowiedzieć. — CZEMU JEST CI, KURWA, PRZYKRO?!

— Jake — Sam puszcza moją dłoń i robi niepewny krok w stronę przyjaciela. — Jake nie udało jej się uratować. Robili co mogli, ale Lana... Lana nie żyje.

Jake prycha głośno, jakby Sam właśnie go obraził.

— Przestań pierdolić, Sam i powiedz mi gdzie ona jest?

— Jake...

— GDZIE ONA KURWA JEST?! — wrzeszczy wyrywając kable i wstając z łóżka.

— GDZIE JEST LANA?! — krzyczy dalej, próbując dojść do drzwi. Thomas razem z Asherem podbiegają do niego, chcąc go powstrzymać.

Jake odpycha się od nich i staje na środku pomieszczenia, jakby właśnie zaczynała docierać do niego prawda. Patrzy gdzieś niewidzącym wzrokiem, a ramiona opadają nieco, jakby uciekło z niego całe napięcie. Całe życie.

— Nie — mówi. — To nieprawda...

Patrzy na Sama błagalnym wzorkiem. Prosząc, żeby zaprzeczył, żeby powiedział, że z Laną wszystko w porządku. Że zaraz będzie mógł ją zobaczyć i przytulić.

A potem wszystko dzieje się tak szybko. Jake wpada w szał. Kopie w łóżko, wywraca stolik nocny i wrzeszczy przy tym jak szalony. Wrzeszczy w jakimś nieludzkim, pełnym rozpaczy szale, wyjąc jak zranione zwierzę.

Patrzę jak chłopaki próbują go powstrzymać. Cofam się pod ścianę i stoję jak sparaliżowana. Nie potrafią sobie nawet wyobrazić co może czuć. Nie chcę sobie wyobrażać. Bo skoro moje serce boli tak bardzo, a straciłam przyjaciółkę, to co mogło dziać się z jego sercem, skoro stracił miłość swojego życia. Skoro stracił kobietę, której dwa miesiące temu, obiecywał się zestarzeć.

Osuwam się po ścianie, kiedy drzwi się otwierają i do środka wpada zespół medyków. Ktoś coś krzyczy, ktoś inny w końcu łapie Jake'a i wbija mu w ramię strzykawkę. W końcu jego ciało wiotczeje i bezwładnego przenoszą go na łóżko.

Ktoś dotyka mojego ramienia, a ja nie mogę przestać myśleć o tym, że też chciałabym dostać taki zastrzyk i obudzić się w innej rzeczywistości. W rzeczywistości, w której Lana nadal żyje. Tyle rzeczy chciałabym jej jeszcze powiedzieć. Chciałabym ją przeprosić, za to że byłam taką kiepską, skupioną tylko na sobie, przyjaciółką. Kiedy ona była taka wspaniała i wyrozumiała.

Sam pomaga mi wstać i bez słowa, całą czwórką, wychodzimy z sali. Milcząc wychodzimy ze szpitala. Dopiero wtedy dociera do mnie, że słońce już schowało się za horyzontem i robi mi się cholernie zimno. Choć podejrzewam, że niewiele ma to wspólnego z temperaturą. Coś śliskiego i lodowatego przysiada na moim sercu i nie chce zniknąć. Ani wtedy gdy wchodzimy do hotelu, ani wtedy, gdy razem z Samem kładziemy się do łóżka.

Obserwuję zegar, wiszący na ścianie pokoju, który wytwórnia wynajęła dla Sama. Wskazuje godzinę drugą dwadzieścia w nocy. Głośne tykanie wypełnia całe pomieszczenie, mieszając się z naszymi rozbudzonymi oddechami. Czuję pod uchem głośne bicie serca Sama i to w dziwny sposób mnie uspakaja. Leżę przytulona do jego boku, z głową na jego piersi i nogą przerzuconą przez jego biodra. Raz na jakiś czas Sam przyciska mnie do siebie mocniej, jakby chciał się upewnić, że nadal tutaj jestem i że nie ucieknę.

Znowu mnie do siebie przyciąga, więc całuję jego rozgrzaną skórę na klatce piersiowej, zanim się odzywam.

— Nie ucieknę ci — mówię cicho, nie chcąc przerywać tej sennej ciszy. Mam wrażenie, że jest tak cholernie spokojnie. Że w tym pokoju hotelowym jesteśmy odcięci od tego całego zła i smutku, panującego na zewnątrz. Jest bezpiecznie i przez chwilę chcę się cieszyć tą ułudą.

— Wiem — odpowiada równie cicho. — Nie tego się boję... Jeśli kiedyś uciekniesz to w porządku. Wolę żebyś uciekła i ułożyła sobie życie, w którym będziesz szczęśliwa. Nawet jeśli to złamie mi serce...

Bierze głęboki, drżący oddech.

— Boję się tego... — Zaczyna, bawiąc się moimi włosami. — Tego co przydarzyło się Jake'owi. Kurewsko przeraża mnie to, że mógłbym cię stracić... Tak na zawsze. Nawet sobie nie potrafię wyobrazić, co teraz musi przechodzić. Nawet nie chcę sobie wyobrażać.

Przytulam go mocniej, jednak nic nie mówię. Co miałabym powiedzieć? Że mnie nie straci? Że nie umrę pewnego słonecznego dnia, śmiejąc się w nagrzanym od upału samochodzie? Nie mogłam mu tego obiecać. Tak jak Lana nie wiedziała, że ten dzień będzie jej ostatnim. Tak jak Lana nie mogła obiecać Jake'owi, że będzie na zawsze.

— Jestem tu teraz — mówię tylko i podnoszę się na łokciu, chcąc spojrzeć mu w oczy. Delikatnie zaczynam sunąć palcem po jego twarzy, chcąc zapamiętać każdy jej minimetr. Tak na wszelki wypadek. Chcę znać każdy centymetr tej pięknej twarzy. Przejeżdżam palcem po jego pełnych wargach, szorstkich policzkach, sunę po ciemnych brwiach i delikatnie różowych powiekach.

Całuję go mocno i gwałtownie, bo tak jak on kurewsko boję się, że może się to skończyć. Że Bóg, los czy inne fatum postanowi to zakończy, że ktoś lub coś odbierze mi go na zawsze. Dotyk Sama pali, jak rozgrzane węgle, a jego zapach doprowadza do szaleństwa. Przywieramy do siebie mocno, jakby każdy minimetr dzielącej nas odległości przysparzał fizycznego bólu. Jego skóra jest gładka niczym jedwab. Kolorowe tatuaże wyglądają na nim idealnie. Mam ochotę dotknąć każdego z osobna. Zbadać każdy. Zapamiętać tak mocno, żeby wryły mi się w pamięć już na zawsze. Żebym nigdy, przenigdy nie zapomniała o żadnym z nich.

Gorące usta Sama błądzą po mojej szyi, powodując przyjemne dreszcze podniecenia. Chcę go tak desperacko, że ledwo mogę oddychać. Pożądanie miesza się z miłością i tęsknotą. Wreszcie mogę go mieć. Wreszcie mógł być mój. Po tylu miesiącach zabawy w kotka i myszkę, po tych wszystkich wyrzutach sumienia i wątpliwościach, jesteśmy wreszcie w tym punkcie. W punkcie, kiedy mam całkowitą, niezaprzeczalną pewność, że to on.

Czuję się piękna i seksowna, kiedy ściąga moją koszulkę. Wreszcie czuję się cała, nie brakuje żadnego kawałka układanki. Wszystko jest na swoim miejscu. Szorstkie ręce Sama błądzą po moim nagim ciele, aż wreszcie docierają do zapięcia od stanika i sprawnie mnie od niego uwalniają. Ale Sam nie patrzy na moje nagie piersi. Patrzy pociemniałymi od pożądania oczami, prosto w moje własne.

— Jesteś moja — szepcze cicho, zanim mnie całuje. Nie wiem czy pyta czy stwierdza, ale ma cholerną rację. I w tej chwili nie chcę być nikogo innego. Chcę tylko jego. Chcę go już na zawsze. Nie na chwilę, nie na moment. Chcę zamknąć się w tym bezpiecznym, hotelowym pokoju i nigdy go nie wypuszczać. Tak bardzo nie chcę go stracić.

Mruczę cicho, kiedy jego usta znowu odnajdują moje. Przygryzam lekko jego dolną wargę, zanim ściąga moje majtki. Tylko przez moment, przez ułamek sekundy, czuję się nieco niepewnie.

Wzdycham głośno, kiedy jego bokserki lądują na podłodze obok mojej bielizny.

Muska mnie delikatnie po szyi

To nie pierwszy raz kiedy uprawiamy seks, ale tym razem jest w tym coś nowego. To ta stuprocentowa pewność, że to właściwie. Że to na niego czekałam całe moje życie.

Sam jęczy cicho, kiedy sięgam dłonią ku jego męskości. Napieram na jego biodra, pragnąc, żeby wziął mnie natychmiast. Mam wrażenie, że jeśli tego nie zrobi, po prostu umrę.

Sam patrzy mi prosto w oczy, oddychając szybko i przerywanie. Wydaje się nagle nieco niepewny, więc kiwam lekko głową i poruszam pod nim biodrami. Cichy jęk wydobywa się z naszych ust w tym samym momencie.

Chwytam Sama za tył głowy i całuję mocno, chcąc go zapewnić, że jestem cała jego. Chcąc mu powiedzieć, że jest gotowa. Czuję jego rękę sunącą po moim ciele. Przyciągam moją nogę go swojego biodra, a moje serce szaleje w oczekiwaniu. Jego bliskość i obezwładniający zapach, sprawiają, że ledwo mogę oddychać. Chcę go bliżej. Tak blisko jak tylko się da.

— Sam — jęczę cichutko jego imię. Dotykam lekko jego policzka, a on zamyka oczy i wchodzi we mnie. Kurczowo ściskam jego ramiona i jęczę zawstydzająco głośno.

Oddychając szybko, zaczynamy poruszać się razem. Zaciskam palce na jego włosach, walcząc z narastającą rozkoszą.

— Cała moja — mówi, w moje uchylone usta, chwytając moją twarz w dłonie i poruszając się równomiernie. Napiera na mnie mocniej, przymykając przy tym oczy i zagryzając wargę. Sam przyśpiesza, a ja nie mogę dłużej powstrzymać okrzyku. Wyginam się, dysząc głośno i wbijam paznokcie w plecy Sama. Szybko odnajduje moje usta i jęczymy, nie przestając się całować. Orgazm wybucha we mnie z całą mocą i odpływam. Sam porusza się we mnie jeszcze kilka razy, zanim zaczyna zacałowywać moją twarz. Potem zsuwa się ze mnie i kładzie obok. Przylegam do jego boku, kiedy głaska delikatnie moje nagie ramię i oboje normujemy oddech.

— Jesteś moją pierwszą, wiesz? — pyta, podbierając się na łokciu.

Śmieję się cicho w odpowiedzi.

— Och, zdecydowanie nie byłeś prawiczkiem tamtej nocy.

Twarz Sama poważnieje. Patrzy na mnie przez chwilę bez słowa, a jego oczy błyszczą lekko. Wydaje się być nagle bardzo odprężony i... szczęśliwy.

— Nie, nie byłem — odpowiada. — Ale to był tylko seks, puste pieprzenie. Ale z tobą... jesteś pierwszą i jedyną kobietą, z którą się kochałem, Śnieżynko.

Serce bije mi szybciej, a oczy zaczynają mnie szczypać. Delikatnie gładzę kciukiem jego policzek i całuję w usta.

Jestem jego. Tak jak wtedy, gdy te pięć lat temu rysował serce na mojej piersi. I wiem, że nigdy nie przestałam być jego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro