Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział Dwunasty



Czerwiec przyszedł szybciej niż się spodziewałam, powodując mętlik w mojej głowie. Mętlik jakiego nie miałam od dłuższego czasu. Wydawało mi się, że uporządkowałam swoje życie uczuciowe. Byłam szczęśliwa z Robbiem. Chciałam z nim być. Proste. A teraz do tego wszystkiego dołączał wyjazd do Nowego Jorku. Owszem, było to moje marzenie odkąd tylko włożyłam pointy i dowiedziałam się, że to właśnie tam tańczą najlepsi. Już raz z tego zrezygnowałam. Nie wiem czy dla Robbiego czy ze zwyczajnego strachu, że sobie nie poradzę. Czy miałam w ogóle prawo odrzucić taką ofertę?

— Jesteś głupia, że w ogóle się zastanawiasz, Isa — rzuca Dorrit, kiedy taksówka zatrzymuje się przed mieszkaniem Lany. — Nie możesz rezygnować z siebie i swoich marzeń przez faceta. Dla nikogo nie powinnaś z tego rezygnować. Nawet dla mnie.

— Nie wiem, Dor — mamroczę nadal średnio przekonana. Wysiadam z taksówki i zamykam z trzaskiem drzwi. — Dla ciebie wszystko jest takie proste.

— No bo jest — wyrokuje, chwytając mnie pod ramię. Razem ruszamy w stronę mieszkania, gdzie ma się odbyć wieczór panieński Lany. — A ty jesteś zwyczajnie głupia. Głupia, Isa, głupia!

— A ty już jesteś napruta...

Dorrit macha ręką.

— Wypiłam zaledwie dwa kieliszki, nie osądzaj — mówi

Zatrzymuję się gwałtownie i patrzę na nią spod uniesionych brwi.

— Wyzywasz mnie od głupich idiotek, a potem mi mówisz, że piłaś beze mnie... No pięknie.

— Och, daj spokój! — wykrzykuje oburzona, kiedy wchodzimy do klatki schodowej. Wspinamy się szybko po schodach i odnajdujemy drzwi z przyczepioną do nich złotą trzynastką. Dorrit puka mocno kilka razy.

— Bądź grzeczna, Rousseau — mówi do mnie, kiedy słyszymy dźwięk przekręcanego zamka. — Nie zabij Margot —szepcze wchodząc do środka.

Przewracam wymownie oczami.

— Cześć! — Lana od razu rzuca się w naszym kierunku i ściska nas przyjacielsko. Nie sposób się nie uśmiechnąć, kiedy ta dobra duszyczka jest obok.

Wchodzimy do salonu. Wygląda przytulnie i bardzo delikatnie. Od razu widać w nim kobiecą rękę. Na bladozielonej kanapie siedzi Margot w otoczeniu kilku innych dziewcząt, których nie znam.

Obecność Margot dziwnie mnie onieśmiela. Fakt, że miała kiedyś czelność nazywać się żoną Sama dziwnie mnie wkurza, chociaż wiem że była to tylko głupia decyzja podjęta pod wpływem alkoholu.

— Dziewczyny, to jest Margot. — Lana staje obok ślicznej, ciemnoskórej dziewczyny i kładzie jej dłoń na ramieniu. — A to jest Isa i Dorrit.

— Miło cię poznać — wykrztuszam z siebie, wyciągając w jej kierunku dłoń. Unosi w górę idealnie wyregulowaną brew i z wahaniem chwyta moją rękę.

— Poznałyśmy się — odpowiada, kiedy ją puszcza. — I wcale nie było miło.

Wywracam oczami.

— Czemu musisz być taką suką?

— Że co proszę? — prycha.

Kątem oka zauważam jak Lana się spina, a Dorrit jedynie z zaciekawieniem się nam przygląda.

— Suką mówisz? Nie przyszło ci do głowy, że to ty nią jesteś?

— Nie mam pojęcia o czym mówisz.

— Dziewczyny... — wtrąca ostrożnie Lana, ale obie ją ignorujemy.

— Potrzebuję się napić — mamrota Dorrit.

— Mieszasz mu w głowie, dziewczyno — syczy Margot. — Jesteś małą, nadętą suką, która myśli, że jest od nas wszystkich lepsza, bo ma nadzianego tatusia a jej pieprzone szpilki od Louboutina kosztują więcej niż moja miesięczna wypłata.

— Pieprz się — wyrzucam z siebie, sama się sobie dziwiąc skąd się we mnie biorą te wszystkie emocje. Do tej pory jedynie w obecności Sama czułam taką złość. — Lubię moje szpilki i naprawdę nie obchodzi mnie ile zarabiasz. A co do mieszania w głowie... Nikomu nie mieszam. Najwyraźniej nie jesteś zaznajomiona z całą sytuacją.

— Jaką sytuacją? — pyta Lana. — I o czym wy w ogóle mówicie?

Patrzę na nią, mrugając szybko. Wygląda jak mała dziewczynka z tymi naiwnymi oczami.

— Mówicie o Samie? — pyta.

Serce zaczyna mi bić szybciej, kiedy wypowiada jego imię. Zresztą dzieje się tak za każdym razem, kiedy ktoś je wypowie. Chcę go zobaczyć. Chcę zobaczyć jak przeczesuje te zmierzwione czarne włosy. Tu i teraz. To pragnienie przeraża mnie tak bardzo, że ledwo mogę oddychać.

— Boże, możemy zostawić ten temat w spokoju? — pytam zdenerwowana. Nie chcę być nieuprzejma, bo naprawdę lubię Lanę.

— Macie rację! — mówi rudowłosa. — To mój wieczór panieński i mamy się dobrze bawić!

Mruży oczy.

— Tak więc nie obchodzi mnie co jest między wami — Mierzy mnie i Margot wzrokiem. — Ale tego wieczoru macie się kurwa lubić!

Stanowczość w jej głosie i zielonych oczach sprawia, że mimowolnie jej przytakuję.

Dorrit wzrusza sama do siebie ramionami i wyciąga z torby szarfę z napisem „Przyszła Panna Młoda" oraz tiarę z różowymi piórami. W jej rękach wygląda to dość zabawnie. Czarny lakier zdążył już poodpryskiwać z jej paznokci.

Godzinę później Dorrit jest już całkiem zalana, Lana też niej jest trzeźwa, tak jak większość dziewczyn, których imion nawet nie starałam się zapamiętać.

— Robimy sentymentalną butelkę! — krzyczy jedna z rudowłosych dziewczyn. Z tego co pamiętam to starsza siostra Lany. Są do siebie tak podobne, że nie mogę się mylić.

— Sentymentalne co? — pyta Dorrit, opierając się o moje ramię. Patrzę na nią z naganą, kiedy zsuwa się z oparcia kanapy. Powinna dodawać mi otuchy, a nie zalewać się w trupa. Jak w pojedynkę miałam stawić czoła Margot?

— Butelkę — mówi Margot, wywracając oczami. — Lana na karteczkach zapisuje odpowiedzi na różne pytania i wrzuca je do butelki. Po pięciu latach ją otworzy i zobaczy ile z tych rzeczy się spełniło.

— Kretyńsko sentymentalne — szepcze mi na ucho Dorrit, po czym udaje, że wymiotuje. Chichotam cicho.

— Dobra, ja zadaję pytanie pierwsza! — Dorrit podnosi rękę. — Jak często będziecie uprawiać seks po pięciu latach małżeństwa!?

Kilka dziewczyn wybucha śmiechem, a Lana oblewa się uroczym rumieńcem. A może to alkohol sprawia, że je policzki są różowe. Na zmianę zadajemy pytania. Pada pytanie o ilość dzieci, o to kto będzie częściej ich odwiedziła, mama czy teściowa. Co Lana dostanie na piątą rocznicę ślubu i ile więcej kilogramów będzie mieć po tych pięciu latach.

Oczy już mi się kleją od nadmiaru alkoholu, kiedy Margot postanawia zmienić zabawę. Siedzi na dywanie w indyjskie wzory i patrzy na nas wszystkie uważnym wzrokiem. Mnie przygląda się zdecydowanie za długo i nie mam dobrych przeczuć.

— Jeszcze nigdy nie...

— W końcu pijańska gra! — krzyczy Dorrit, siadając obok niej na dywanie. Posyłam jej pochmurne spojrzenie.

— Kto zaczyna? — pyta Jenna, siostra Lany. — Panna młoda?

— Dobra — mówi Lana. — Przypomnijmy zasady. Mówię jakieś zdanie i dziewczyny, dla których to zdanie jest fałszywe piją karny kieliszek, wszystko jasne?

Wszystkie kiwany potwierdzająco głową. Margot znowu na mnie patrzy, więc odwracam spojrzenie. Nie mam ani siły ani ochoty się z nią użerać.

Każda z nas bierze do ręki pełny kieliszek. Lana trzyma dodatkowo butelkę z wódką.

— Jeszcze nigdy nie całowałam się na pierwszej randce.

Kilka dziewczyn chichocząc głośno, wypija kieliszek. Lana od razu nalewa do kieliszków wódkę. Mój kieliszek nadal jest pełny. Z Samem nigdy nie byliśmy nawet na randce, więc nie mogłam stwierdzić, że to zdanie jest fałszywe. Z Robbiem było zaskakująco podobnie. Pocałował mnie pewnego popołudnia u niego w pokoju i od tego dnia całował mnie codziennie. To też zdecydowanie nie była pierwsza randka.

Kiedy przychodzi kolej Margot, ta uśmiecha się kpiąco kącikiem ust.

— Jeszcze nigdy nie spałam z Samem Blackiem — wypala szybko, powodując, że żółć podchodzi mi do gardła.

Dorrit, siedząca obok niej rzuca mi szybko zaniepokojone spojrzenie, ale nie zwracam na nią uwagi. Mierzymy się z Margot spojrzeniami. Patrzę na nią nadal, podnosząc kieliszek. Nagle nastrój wydaje się być cięższy. Oprócz mnie i Margot, kieliszek przechylają jeszcze dwie dziewczyny. W tym siostra Lany. Pozostałe śmieją się cicho, jakby nie odczuwając zmiany nastroju.

W końcu przychodzi moja kolej.

— Jeszcze nigdy nie rozwiodłam się po czternastu dniach małżeństwa — mówię cicho, zaskakująco spokojnym tonem. Lana wodzi spojrzeniem ode mnie do Margot, a Dorrit śmieje się cicho, zasłaniając usta.

Margot jako jedyna wypija karny kieliszek i od razu mówi, nie czekając na swoją kolej.

— Jeszcze nigdy nie spałam z obojgiem braci Black.

Patrzę na nią i mam wrażenie, jakbym właśnie dostała kopniaka w brzuch. Nikt w pomieszczeniu się nie odzywa. Ciężka cisza wisi pod sufitem.

Jako jedyna wypijam wódkę. Szczypie w gardle i mam wrażenie, że zaraz się porzygam.

*

Godzinę później wszystkie stoimy przed Poison. Niektóre tak jak Dorrit ledwo.

— Trzeba jej przyznać, że jest wredniejsza od ciebie — szepcze do mnie Dorrit, zanim opiera głowę na moim ramieniu. Mam ochotę ją zrzucić, zamiast tego wywracam oczami.

Wchodzimy wszystkie do baru i nie mija minuta, kiedy Lana odwraca się z ponurą miną w stronę wyjścia.

— Nie! — krzyczy nagle. Automatycznie podążam za jej spojrzeniem. Do baru wchodzi czwórka mężczyzn i każdy z nich niestety jest znajomy. Zespół Sama odnajduje nasz stolik i rusza w naszą stronę.

— No nie wierzę! — mamrocze Lana. — Nie może być na moim wieczorze panieńskim, to niedopuszczalne!

Przytakuje jej, prawie jej nie słuchając. Moje serce bowiem wyprawia niestworzone rzeczy. Raz bije z zaskakującą prędkością, a raz zamiera. Mogę jedynie patrzyć na Sama. Wygląda niesamowicie jak zwykle zresztą. Zagryza lekko dolną wargę i przejeżdża po niej językiem, kiedy podchwytuje moje spojrzenie. Włosy ma zmierzwione, jakby przed chwilą przeczesał je ręką. Chód tak samo pewny siebie, jakby chciał powiedzieć, że cały świat należy do niego. Bije od niego ta cholerna charyzma i urok, któremu nikt nie potrafi się oprzeć. Ma na sobie ciemne dżinsy, ciężkie motocyklowe buty, zwykły biały podkoszulek i skórzaną kurtkę. A do tego podbite lewe oko.

— Cześć, dziewczyny — mówi Asher, przytulając Lanę, a potem wyciąga ręce w moim kierunku. Marszczę brwi, ale odwzajemniam gest. Ręce Ashera lądują na moim tyłku, ale szybko się od niego odsuwam i uderzam go mocno w ramie.

— Palant — mamroczę, na co on wybucha głośnym śmiechem. — A ta tutaj? — pyta, wskazując ruchem głowy na Dorrit. Brunetka uśmiecha się kącikiem ust i mruży oczy. Jest nieźle narąbana.

Wzdycham głośno.

— Jesteś łaaaadny — Dorrit przeciąga litery w wyjątkowo pijacki sposób.

— Wiem, maleńka. — Zuchwały uśmiech wykrzywia wargi Ashera.

— Iiii się odezwałeś — Krzywi się ostentacyjnie. — I już cię nie lubię. Black jest przystojniejszy... ale jest dupkiem, bo bzyknął mi przyjaciółkę.

Otwieram usta, będąc w szoku. Nie mam pojęcia na kogo patrzeć. Asher za to zerka to na mnie to na Sama i wybucha głośnym śmiechem.

— Wiedziałem!

Sam rzuca mu spod łba groźne spojrzenie, więc ten wyciąga przed siebie ręce w ofensywnym geście i wzrusza ramionami, nie przestając się głupkowato uśmiechać.

— Ja może zaprowadzę Dor na zaplecze... Powinna napić się wody — wtrąca Lana, patrząc na mnie i na Sama, jakbyśmy byli bombą, która lada moment wybuchnie. — Asher pomóż mi.

— Nie będę taszczyć pijanej laski — oburza się. — Nawet nie jest ładna!

— Zamknij się i mi pomóż, Ash — warczy Lana, ciągnąc go za ramie. Blondyn wywraca oczami, jak wkurzony kilkulatek, ale pomaga Dorrit wstać ze stołka i całą trójką znikają w tłumie.

— Cześć, Sam — mówię cicho i nie jestem pewna, czy udało mi się przebić przez huczącą wokół nas muzykę.

Sam robi krok w moją stronę i pochyla się nade mną. Nie do końca świadomie, wstrzymuję oddech w oczekiwaniu. Delikatnie, jakbym była czymś niewyobrażalnie kruczym, zakłada za ucho kosmyk moich jasnych włosów i nie pytając o zgodzę, składa na moim policzku delikatny pocałunek.

— Cześć, Isa — mówi prosto do mojego ucha, sprawiając że całą drżę. Nie potrafię nawet tego ukryć.

— Zatańczysz ze mną? — pyta, kiedy nieco się oddała. Nadal jest zbyt blisko, przez co nie mogę się skupić. Jego błyszczące, niemal czarne oczy wpatrują się we mnie w oczekiwaniu. Nie ufając własnemu głosowi, kiwam głową. Jednocześnie wiem, że będę tego żałować.

Sam łapie moją rękę i ciągnie mnie w stronę kolorowego tłumu. Odwraca mnie do siebie tyłem i kładzie dłonie na moich biodrach. Mój oddech od razu przyśpiesza, a napięcie krąży po całym ciele, aby skumulować się między moimi drżącymi nogami. Przymykam oczy, kiedy Sam odgarnia z mojego ramienia włosy. Czuję na szyi jego gorący oddech. Jestem jak sopel lodu, który topi się z każdym kolejnym oddechem. Zaczynamy się powoli poruszać w rytm muzyki. Mam wrażenie, że cały świat kurczy się do metra kwadratowego i istnieją tylko jego ręce na moich biodrach, jego gorący oddech na mojej szyi i to oszałamiające uczucie podniecenia, jakiego jestem w stanie doznać tylko przy nim. Muzyka zaczyna wypełniać nasze ciała, kiedy ocieramy się o siebie. Nasze ruchy są coraz mniej niewinne, coraz bardziej dzikie i gorączkowe. Czuję na szyi jego mokre usta, kiedy przejeżdża po niej językiem. Drżę, kiedy dociera do czułego miejsca za uchem. Resztki mojej świadomości podpowiadają mi, że powinnam go odepchnąć, ale jest tak dobrze, że nie potrafię tego zrobić. Moje ciało żyje własnym życiem.

Muszę zagryźć mocno wargę, gdy jego ręka przenosi się na mój brzuch. Palcami kreśli kółka tuż nad linią mojej spódnicy. Czuję na pośladkach jaki jest twardy.

— Kurwa, Isa — mówi pełnym napięcia tonem, prosto do mojego ucha. W ust wyrywa mi się cichy jęk. Sam najwyraźniej mnie słyszy, bo gwałtownie przyciąga moje biodra w swoją stronę. Oddech ma równie szybki jak. Wiem, że jeśli się nie odsunę, źle się to skończyć. Alkohol krążący w moich żyłach, dodaje mi odwagi. Wyciągam za siebie rękę i chwytam go gwałtownie za tył głowy. Odwracam się lekko, tak aby móc na niego spojrzeć. Wygląda jakby ledwo nad sobą panował. Dziki błysk w jego oczach, sprawia że znowu przeszywa mnie dreszcz. Przyciągam go do siebie, a on całuje mnie namiętnie, wręcz brutalnie. Jego usta są gorące i dokładnie takie jak zapamiętałam. Rozchylam lekko wargi, pozwalając aby nasze języki się połączyły. Jęczy głośno, kiedy przygryzam jego dolną wargę. Nie mam pojęcia skąd to się bierze. Dlaczego to robię... Podoba mi się to, że mam nad nim taką władzę, a jednocześnie nienawidzę tego, że działa to w obie strony.

Nie myślę jasno, stając się roztapiającą plasteliną w jego sprawnych rękach. Poddaję się muzyce i jego dłoniom sunącym po moim ciele. Przyjemne dreszcze przeradzają się w gorączkowe pulsowanie między moimi udami.

Sam odwraca mnie gwałtownie w swoją stronę. Przez chwilę stoi całkowicie nieruchomo, trzymając mnie za nadgarstek. Patrzy w moje oczy, a jego oddech jest szybki, zupełnie jakbyśmy właśnie przebiegli kilka kilometrów. Nie wiem co odnajduje w moich oczach, ale zaciska mocniej palce na moim nadgarstku.

I wtedy nagle odsuwa się ode mnie gwałtownie. Wydaję z siebie zduszony okrzyk, tracą nagle oparcie jakie dawało mi jego ciało.

Zagryzam mocno wargę, dopóki nie czuję na języku rdzawego posmaku krwi i obejmuję się niezdarnie ramieniem. Czuję się zraniona, a do oczu cisną mi się łzy. Wiem, że jestem sama sobie winna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro