Rozdział piętnasty
Po niecałych dwóch godzinach zbudzam się ze snu. Nadal czuję się kiepsko, więc wkładam słuchawki do uszu i postanawiam pójść na spacer, słuchając dobijających piosenek. Jest jeszcze wcześnie, a na niebie wcale nie ma gwiazd, ale zatęskniłam tak bardzo, że muszę iść w TO miejsce.
- Cześć Mike - mówię, kładąc się na wilgotnej trawie. - Tęsknię za tobą, a jednocześnie tak bardzo cię nienawidzę. Tyle razy mówiłeś, że jestem dla ciebie wszystkim, a później tak strasznie mnie skrzywdziłeś - wyrzucam mu.
- Przepraszam - słyszę w głowie. - Na prawdę przepraszam - zapiera mi dech, bo zdaję sobie sprawę, że głos jest prawdziwy- Gdybym mógł cofnąć czas, zrobił bym wszystko, żeby to naprawić.
Zimny dreszcz przechodzi moje ciało. Teraz mam pewność, że to on. Odwracam głowę, a jego widok stawia mnie na równe nogi. Uchylam usta z zadziwienia i przez chwilę nie mogę nic powiedzieć. Mike usmiecha się smutno, a jego piękne, duże oczy świecą od łez. Nic się nie zmienił. Wygląda dokładnie tak, jak wtedy, gdy widziałam go poraz ostatni.
- Mike? - mówię tak cicho, że nie jestem pewna, czy powiedziałam to na głos.
Mam ochotę rzucić się na niego i już nigdy go nie puszczać. Wyobrażałam sobie ten moment setki razy, ale kiedy go ujrzałam wszytko wróciło. Radość miesza się z żalem. Chcę go przytulić i udusić jednocześnie. Tyle czasu wytrzymałam bez niego, tak długo leczyłam się z tej miłości, a nagle ma czelność znów pojawić się w moim życiu. Patrzy na mnie spojrzeniem pełnym współczucia, a gdy znów próbuję coś powiedzieć, podbiega do mnie i zamyka mnie w swoich ramionach.
- Tris! - słyszę wołanie i automatycznie otwieram oczy.
Cholerny sen sprawił, że moje ciało zalało się potem i nadawało się tylko pod prysznic. Serce bije mi jak oszalałe. On tam był. Widziałam go. Słyszałam jego delikatny głos i czułam ciepło w jego objęciach. To wszystko wydawało się taki realne.
- Tris, wchodzę za trzy, dwa... - ostrzega mama. Robiła tak zawsze, gdy nie byłam sama. A wszystko przez jedną żenującą sytuację, której nigdy nie przywołujemy.
***
- Długo będziemy sami? - zapytał Mike, muskając moje usta.
- Być może... - odruchowo zaczęłam bawić się sznurkiem od bluzy z napisem "I love my boyfriend" ( nie trudno zgadnąć od kogo ją dostałam)
- Być może... - powtórzył chłopak, przesuwając delikatnie swoją dłoń po moim udzie.
- Nie zapominaj, że nadal jestem na ciebie zła. - droczyłam się z nim.
Oboje wiedzieliśmy, że nie potrafię sie na niego gniewać. Czasem bałam się, że nawet kiedy mocno mnie skrzywdzi, ja wybaczę mu w przeciągu kilku chwil, lub zacznę szukać własnej winy. Z czasem obawiałam się również, że Mike wykorzysta moje dobre serce i miłość do niego i zacznie mnie wykorzystywać, wiedząc że mimo wszystko zostanę przy nim. Ale o tym poźniej...
- Może pozwolisz mi się przeprosić? - Nie czekając na odpowiedź, ukochany zaczął całować mnie po całym ciele, zaczynając od usta, kończąc na lini majtek, w między czasie pozbawiając mnie bluzy.
Byłam szczęśliwa, bo miałam go blisko. Miałam ochotę śmiać się ze szczęścia, kiedy pieścił moje ciało. Mimo tego, że nigdy wcześniej, nie uprawialiśmy seksu i byliśmy ze sobą dopiero kilka miesięcy, byłam pewna, że tego chcę. Bez zastanowienia daliśmy ponieś się chwili i po kilku minuatch namiętnych pocałunków i cudotwórczego dotyku, oboje byliśmy już w samej bieliźnie.
- Jesteś taka piękna - wyszeptał Mike, bawiąc się ramiączkiem stanika.
Mike leżał na mnie i wydawał się taki lekki. Czułam każdy element jego ciała, i było mi tak dobrze, chociaż najprzyjemniejsze uczucie miało dopiero nadejść.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - upewnił się, co jeszcze bardziej przekonało mnie do słuszności mojej decyzji.
- Tak - odpowiedziałam krótko, chociaż już po chwili miałam w głowie lepsze wersji odpowiedzi.
Mike ponownie całował moje ciało od góry do dołu. Kiedy przekroczył dolna granice brzuchu, zębami delikatnie chwycił za materiał moich majtek. Czułam się wspaniale i nie mogłam doczekać się momentu, który nadchodził.
- O Boże, przepraszam! - Mike niemal spadł z łóżka, gdy usłyszał głos mojej mamy. Kiedy spojrzałam na drzwi, zdążyła już zniknąć za nimi.
Dzięki mamo - pomyślałam.
- Co masz taką przejęta minę. Zawsze mogło być gorzej, gdyby weszła za trzy minuty - chłopak nie mógł wytrzymać ze śmiechu, a ja przez następny tydzień unikałam mamy, bojąc się niestosownych komentarzy.
***
- ...jeden, wchodzę! - Mama delikatnie uchyla drzwi, nie będąc pewna sytuacji, w której mnie zastanie.
- Jestem sama.
- Pokłóciliście się? - pyta pretensjonalnie, jakbym wyrządziła jej jakąś krzywdę.
- Nie. Wygoniłam go zanim do tego doszło - śmieję się mimowolnie.
- To na prawdę fajny chłopak, Beatrice. - wow, użyła mojego pełnego imienia.
- Ciekawe czy to samo powiedziałabyś, wiedząc, jak szybko jeździ samochodem, jaki bałagan ma w mieszkaniu i że chociaż nie chce się do tego przyznać, prawdopodobnie przeleciał połowę dziewczyn w tym mieście - na zakończenie dodaję sarkastyczny umieszek
Zawsze zależało mi na tym, żeby moi znajomi robili dobre wrażenie na mojej mamie. Jej zdanie było dla mnie mega ważne. W wypadku Tobiasa było wręcz przeciwnie. Nie chciałam, żeby robiła sobie nadzieję na coś, co może nie nadejść.
- Połowa miasta, to dość sporo. Kiedy on znalazł na to czas - usłyszałam z ust mamy i oboje wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Okej, już mi lepiej - tym razem nie kłamię. Mama zawsze wie, jak poprawić mi humor, chociaż gdzieś z tyłu głowy, nadal myślę o moim śnie. - Kocham cię - całuję mamę w czoło i ruszam w kierunku drzwi, w międzyczasie rozczesując włosy.
- A ty dokąd? - pyta, jakby chciała udawać surową mamę, którą nigdy nie była.
- Będę późno, nie czekaj na mnie. - w podskokach wybiegam z pokoju.
Zbiegam na dół i przypominam sobie jak bardzo powinnam wejść pod prysznic. Obracam się na pięcie i wracam się do pokoju po świeżą bieliznę. Mózg podpowiada mi, żebym wybrała seksowne, koronkowe, czarne stringi i stanik w tym samym kolorze. A może to nie mózg.
- No co? - pytam mamę, widząc jej zdziwienie. - Każdy potrzebuje się czasem umyć.
- Cieszę się, kiedy się uśmiechasz. Ale twoje zmiany nastrojów mnie przerażają.
- Nawet nie pytaj, czy jestem w ciąży - strofuję ją, wiedząc, że właśnie to miała na myśli.
***
Pół godziny później stoję już przed drzwiami do mieszkania Tobiego. Po drodze, nie traciłam czasu i opowiedziałam Charlie przebieg całego dnia, łącznie z ciągle mieszającym mi w głowie snem.
- Masz chorobę dwubiegunową czy co? - usłyszałam przez telefon.
Lepsze to niż, ciąża.
- Tris? - Toby dziwi się na mój widok.
Chłopak stoi przede mną w samych bokserkach, co przyznaję, nawet mi się podoba.
- Nie spodziewałem się tu ciebie - odpiera zakłopotaniem.
- Poczułam się lepiej, pomyślałam, że się ucieszysz - mówię nerwowo. Widok jego nagiego torsu strasznie mnie onieśmiela.
- Jasne, że się cieszę. Po prostu, to nie jest najlepszy moment- chłopak zakłada rękę za głowę i nie rusza się z miejsca, jakby bał się, że wejdę do mieszkania.
W jednej chwili wszystko do mnie dociera. Był u mnie licząc na miły wieczór, odrzuciłam go, a on postanowił się pocieszyć, a teraz stoi zakłopotany w samych bokserkach, a ja napalam się na jego półnagie ciało, które chwilę temu dotykała dziewczyna, której imienia pewnie nie pamięta. Serce przyspiesza swój bieg, a ja czuję, że drżę z nerwów. Nie zastanawiam się, ani minuty dłużej i czym prędzej, idę w kierunku wyjścia powstrzymując się od łez.
Bądź silna Tris, nie płacz przez tego dupka.
Czego ja się w ogóle spodziewałam, że przeżyje cudowną historię miłosną z chłopakiem poznanym przed barem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro