Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział drugi


- Kebab? - pyta, gdy tylko kończą się ostatnie zajęcia.

- Pizza - odpowiadam. 

- No to pizza-kebab - wybiera najlepsze rozwiązanie.

Piętnaście minut później jesteśmy już w najlepsze pizzerii w mieście. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, zamawiamy dużą pizze-kebab z podwójnym serem. Smak pizzy idealnie podkreślić ma piwo z syropem imbirowym, które pijemy tu odkąd zdanie "jesteśmy pełnoletnie  a dowody zostawiłyśmy w samochodzie" wydaje się wiarygodne.

- Ale pyszne - wyduszam z siebie Charlie, co przez buzie pełna jedzenia brzmiało bardziej jak "Ałe płyszne".

Gdy już prawie skończyłyśmy, nasze rozmowy przerywa niespodziewany dźwięk mojego telefonu. Wyciągam starego samsunga z tylnej kieszeni moich jeansów, a na ekranie wyświetla się napis "Mamusia", oraz nasze wspólne zdjęcie.

- No, co jest mama? - Odebieram połączenie.

- Jak co jest? Miałaś być w domu pół godziny temu - mówi pretensjonalnie. Mogłaby się chociaż przywitać.

- To dziś? - pytam niepewnie, uświadamiając sobie, że powinnam być w drodze na urodziny babci.

- Gdzie jesteś? Podjadę po ciebie - proponuje, a ja umówiam się z nią, że będę czekać przez pizzerią.

Prawda jest taka, że nigdy nie przepadałam za wizytami u niej. Babcia od zawsze była bardzo nadopiekuńcza. Mam wrażenie, że zatrzymała się dwanaście lat temu i nadal traktuje mnie jak siedmiolatkę.

Jedyne, co cieszyło mnie w odwiedzaniu babci kiedy byłam dzieckiem, było to, że mogłam bawić się z moim rówieśnikami - jej sąsiadami.

Lia i Mike byli bliźniakami. Oboje mieli ciemne włosy i ciepłe kawowe spojrzenie. Lia była spokojna i opanowana. Dzięki jej odpowiedzialności ja i jej brat, zawsze unikaliśmy kary za nasze durne pomysły. Mike oprócz wyglądu, w niczym nie przypominał siostry. Zawsze był pogodny i wesoły, a z jego żartów śmiała się nawet pani Sanders,  straszna, ponura staruszka, której bały się wszystkie dzieci w okolicy.

Kiedy miałam osiem lat, rodzeństwo wyprowadziło się, a ja już kompletnie znienawidziłam wyjazdy do babci.

***

- Wiedziałem, że skądś cię kojarzę. - Sięgając do szafki szkolnej po książki, usłyszałam zza pleców głos barana, który dzień wcześniej prawie staranował mnie na korytarzu.

- Może stąd, że wczoraj prawie zrobiłeś jej krzywdę - powiedziała pretensjonalnie Charlie, która jak zwykle musiała bawić się w adwokata.

- Nie chodzi o wczoraj - ekscytował się każdym słowem, a ja pofatygowałam się spojrzeć na niego choć przez chwilę.

W pierwszej chwili nie widziałam nic nadzwyczajnego, po za pryszczem nad lewą brwią. Po kilku sekundach skierowałam wzrok lekko niżej i zatopiłam spojrzenie w głębokich, pełnych nadziei i entuzjazmu oczach, o pięknej barwie świeżo zaparzonej kawy. Wtedy już wiedziałam, z kim rozmawiam.

- Mike? - spytałam czysto teoretycznie, bo byłam pewna, że znam odpowiedź.

- We własnej osobie. - Ucieszył się.

Nieplanowanie rzuciłam mu się w ramiona. Nie widziałam go od ośmiu lat, ale nadal był najlepszą częścią mojego dzieciństwa.

- Hello? Ktoś mi wyjaśni co tu się dzieję? - Charlie jak zwykle musiała się wtrącić, a ja odkleiłam się od dawnego przyjaciela.

- Przepraszam, nie przedstawiłam was. Mike, to jest Charlie, moja BFF. - Przyjaciółka zarzuciła sztuczny uśmieszek i wyciągnęła dłoń w kierunku Mike'a. - Charlie, to jest Mike, mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa.

- To ten, z którym podcieliście nogi od krzesła tej staruszcę z wąsem, mieszkającej obok twojej babci? - połączyła fakty.

- Aha - potwierdziłam, a Mike roześmiał się cichutko.

- Jeśli nic się nie zmieniłeś, to już cię lubię. - To prawda. Charlie od zawsze jarały, takie przypałowe akcje, nawet te w wykonaniu dzieci z podstawówki.

***

- Nie mogłaś jechać sama? - wypowiadam głosem pewnym niechęci i znudzenia, poprawiając makijaż w lusterku samochodowym.

- Beatrice, siedemdziesiąte urodziny ma się tylko raz w życiu. - Mama wcale nie wysila się z odpowiedzią.

- Oświecę cię - mówię chłodno. - Każde urodziny ma się razy życiu.

Babcia mieszka na maleńkiej wsi pełnej zwierząt, wiejskiego smrodu i żywego, osiedlowego monitoringu w co drugim oknie (ewentualnie przy płocie). Domek babci położony jest praktycznie na samym końcu drogi - odludziu, na którym nie ma ani WiFi, ani zasięgu. Powiedziałam domek, ponieważ jest on na prawdę niewielki i bardzo mało oryginalny. Kuchnia z linoleum na podłodze, salon z telewizorem mającym zaledwie dwadzieścia cali, łazienka z wanną pamiętającą czasy PRL-u i dwa pokoje (w tym jeden nieużywany).

Od początku wiedziałam, że urodziny babci będą jedną wielką NUDĄ.

- Sto lat, babciu - składam najmniej emocjonujące życzenia na świecie.

- Dziękuję, słoneczko - odpowiada babcia, co powoduje, że kąciki moich ust uniosły się ku górze.

Następnie babcia zasypuje mnie pytaniami o męża i wnuki, pytaniami, na które nie bardzo chciałam odpowiadać. Wyrazem twarzy informuję mamę, że chcę wracać do domu, ale ona totalnie mnie ignoruje.

Po wypiciu kawy i zjedzeniu tortu nadszedł czas na oglądanie rodzinnych fotografii. Babcia bardzo lubi wspominać. Na jej seledynowej ścianie wisi kilkanaście zdjęć z młodości, a jej albumy zajmują trzy półki na pękającej w szwach meblościance.

- To co chłopacy, może my się przejdziemy? - proponuję siostrzeńcom mojej mamy, rezygnując z rozrywki wymyślonej przez babcie. Wcale nie chcę nigdzie z nimi łazić, ale może dzięki temu, czas minie nieco szybciej (?).

Kuzyni bez zawachania przystali na moją propozycję. Ron (19-letni wielbiciel dzikiej przyrody) obserwuje gatunki ptaków, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Śladem tych jakże niesamowicie interesujących żyjątek, docieramy do miejsca, które przywołuje we mnie mnóstwo wspomnień.

Domek na jednym z leśnych drzwek zbudował tata Lii i Mikego, kiedy swoje potrzeby załatwialiśmy jeszcze na nocnik. Było w nim coś niesamowitego. Mimo tego, że na wsi mieszkało bardzo dużo dzieci, żadne z nich nawet nie myślały, żeby spędzić na nim chodź trochę czasu. To miejsce było prawdziwą ucieczką od problemów, a Mike miał ich nie mało.

Kiedy miałam 4 lata, ojciec bliźniaków zachorował na siatkówczaka. Mike rozumiał tylko tyle, ile mi powiedział - Tata ma zepsute oczka i za jakiś czas, przestanie nas widzieć, ale ja się nie martwię, nauczę się czytać i będę mu czytać. I tak też się stało. Pan George przestał widzieć i już nigdy się z nami nie bawił. Mike czytał tacie do snu, a Lia śpiewała mu piosenki.

Pewnego dnia, gdy byliśmy już starsi i rozumieliśmy już nieco więcej, sąsiad dostał przerzuty na płuca. Strasznie kaszlał. Lia nieustannie płakała, kiedy tata dostawał ataki, a Mike zawsze uciekał do swojego leśnego domku. Kiedyś, gdy zakradłam się za nim, usłyszałam jak modli się do Boga. Nie modlił się o zdrowie taty. Modlił się, aby mama nie płakała, kiedy Pan George odejdzie. Był bardzo silny i odważny.

Kilka miesięcy później cała rodzina wyjechała, a babcia powiedziała mi, że tata bliźniaków poszedł do aniołków. Wiedziałam, co jest na rzeczy. Od tamtej pory nie wracali na wieś. Wychowywaliśmy się w czasach, w których żadne z nas nie miało telefonów, więc kontakt się urwał.

Bałam się wtedy, że nigdy więcej ich nie zobaczę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro