Walentynki (D&J)
– Daleko jeszcze? – zapytała Dalia, po raz kolejny.
– Nie, już blisko, za dziesięć minut będziemy na miejscu – oznajmił Jacek.
Na dworze zapadał już zmierzch. Luty był wyjątkowo mroźny w tym roku.
– Gdzie ty mnie wieziesz? – zastanawiała się na głos Dalia, wyglądając za okno. Po jednej i po drugiej stronie był ciemny, gęsty las, a oni mknęli prostą szosą.
– Spodoba ci się tam. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Dwa tygodnie temu Jacek oświadczył Dalii, że w Walentynki zabiera ją na weekend w fajne miejsce. Nie chciał zdradzić nic więcej, mimo, że Dalia uparcie wierciła mu dziurę w brzuchu. Teraz, w drodze na miejsce docelowe, wręcz wychodziła z siebie ze zniecierpliwienia.
Po kilku minutach Jacek skręcił w prawo, w drogę prowadzącą w las. Jechali dość długo piaszczystą ścieżką, aż na jej końcu dostrzegli parterowy budynek, a w tle kilka domków. Nad budynkiem wisiał szyld „Miłosny Zakątek". Zatrzymali się przed budynkiem, który okazał się recepcją i natychmiast wysiedli z auta.
Dalia rozglądała się z zaciekawieniem. Domki były porozrzucane na dość dużym obszarze, a odległości pomiędzy nimi nadawały im bardzo prywatnego i intymnego klimatu.
Jacek złapał Dalię za rękę i weszli do recepcji.
– Dobry wieczór – przywitała ich recepcjonistka.
– Dobry wieczór. Mam rezerwacje na ten weekend na nazwisko Ostrowski.
– Już patrzę... – Kobieta wstukała nazwisko do komputera i znalazła rezerwacje. – Ach! To pan miał to specjalne życzenie – powiedziała, zerkając na Jacka. – Placyk jest tuż obok domku i zrobiliśmy wszystko zgodnie z pana instrukcjami. Domek numer osiem. Tu jest klucz i życzę państwu miłego pobytu.
Kobieta uśmiechnęła się i przesunęła klucz po blacie.
Jacek podziękował, złapał klucze oraz swoją dziewczynę i wyszli na zewnątrz.
– Specjalne życzenie? – zapytała Dalia, wpatrując się w Jacka, gdy znów siedzieli w samochodzie, żeby podjechać pod wynajęty domek.
– Zobaczysz – uśmiechnął się tylko.
Podjechali pod domek numer osiem i tuż obok niego Dalia dostrzegła niewielki placyk, którego ogrodzenie było obwieszone kolorowymi lampkami.
– Co to jest? – zapytała, wskazując w to miejsce.
– To właśnie to specjalne życzenie.
– Tam coś jest? To wygląda jak jakieś małe boisko obwieszone lampkami.
– Coś tam jest. Całe szczęście, że ostatnio były mrozy, bo inaczej nic by z tego nie wyszło – wyjaśnił Jacek i zatrzymał samochód tuż przed wejściem do domku.
Dalia, zaciekawiona już do granic wytrzymałości, wystrzeliła z auta i podeszła do placyku. To, co zobaczyła sprawiło, że oczy jej rozbłysły.
– Nie wierzę! – zawołała.
Odwróciła się do Jacka i patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami i uśmiechem od ucha do ucha. On akurat wyciągał coś z otwartego bagażnika, jak się po chwili okazało, dwie pary łyżew. Podszedł do Dalii i podał jej białe figurówki. Odruchowo wzięła łyżwy, ale wciąż wpatrywała się w Jacka z niedowierzaniem.
– Zorganizowałeś mi prywatne lodowisko?
– Profesjonalne nie jest, ale chyba da się po nim jeździć. Trochę musiałem pomęczyć właściciela, ale w końcu dał się namówić. Chyba nieźle to wygląda, co?
– Nieźle?! To jest ekstra!
Przysiadła na znajdującym się przy ogrodzeniu pieńku, zdjęła buty, wciągnęła łyżwy i zaczęła je sznurować.
Jacek też usiadł obok i zakładał swoje. Odkąd sześć lat temu Dalia nauczyła go jeździć na łyżwach, co roku oboje korzystali z okazji zimą, żeby pośmigać razem na lodowisku. Dalia od dzieciństwa kochała jazdę na łyżwach i była w tym naprawdę dobra.
Wstała z pieńka, już z łyżwami na stopach i w pełni gotowa do działania.
– To pora wypróbować tę taflę – rzuciła i nie czekając na Jacka od razu wkroczyła na lód.
Jak tylko jej łyżwy dotknęły tafli Dalia poczuła się jak ryba w wodzie. Z pełną gracją zrobiła kółeczko dookoła, kilka piruetów i parę ślizgów do tyłu. Jak tylko wstępnie się rozgrzała podjechała do Jacka, który stał przy ogrodzeniu i patrzył na nią z podziwem.
– Pięknie – skomentował.
– Chodź – rzuciła i złapała go za rękę, wciągając na środek lodowiska.
Śmigali razem, dobrze się bawiąc, a ich śmiech rozchodził się echem po okolicy. Nagle Dalia zatrzymała się, złapała Jacka z kołnierz kurtki i przyciągnęli blisko do siebie, po czym zarzuciła ręce na jego ramiona.
– To najfajniejszy prezent walentynkowy jaki dostałam – powiedziała, patrząc mu w oczy. Policzki miała delikatnie zaróżowione od mrozu.
– Cieszę się – odparł Jacek i cmoknął ją w zaczerwieniony czubek nosa.
– Ale to nie fair, bo ja nie mam dla ciebie nic tak odjechanego.
– Jak to nie? Wzięłaś chyba ze sobą kostium diabełka, co?
Dalia zmrużyła oczy i uśmiechnęła się figlarnie.
– Skarbie, wzięłam całą walizkę kostiumów, więc możemy tu dzisiaj odstawić taki role play, jakiego jeszcze nie miałeś.
– Idealnie. To może chodźmy już do domku? – Jacek złapał Dalię za rękę i już chciał jechać w stronę wyjścia, ale zatrzymała go.
– Nie! Ja chcę się jeszcze bawić! – zawołała, śmiejąc się.
– Też bym się pobawił... Po mojemu – mruknął Jacek, udając obrażonego.
– Będziesz miał całą noc na to. Chodź, pojeździmy jeszcze.
Pojechała na środek tafli i zakręciła się dookoła, a po chwili Jacek do niej dołączył.
*
Dalia stała przy oknie w niewielkim saloniku z aneksem kuchennym i patrzyła w ciemność za szybą, przysłoniętą delikatną, ażurową firanką. Jedyne co było widać, to światła lampek nad wejściami do domków. Rozsiane w ciemności wyglądały jak gigantyczne świetliki.
Dalia spojrzała na stojący na stoliku elektroniczny zegar, który wskazywał za kwadrans trzecia i westchnęła głośno. Objęła się ramionami, bo mimo, iż w domku było ciepło, poczuła jak jej ciało pokrywa się gęsią skórką.
Nagle drewniana podłoga delikatnie zaskrzypiała i w pomieszczeniu rozległy się szurające kroki.
– Czemu nie śpisz, diablico? – zapytał sennie Jacek.
Podszedł do Dalii i od tyłu objął ją w pasie, a twarz zanurzył w jej długich, czarnych włosach.
Dalia złapała go za ręce, rozluźniając uścisk i odwróciła się twarzą do niego. Minę miała dziwnie poważną.
– Ja na ciebie nie zasługuję – powiedziała.
Jacek momentalnie się rozbudził, zamrugał kilkukrotnie i zmarszczył brwi.
– Co ty pierdolisz, Dalia?
Mocniej ścisnęła jego dłonie.
– Tyle dla mnie robisz – rzekła. – To wszystko – machnęła ręką dookoła – musiało cię kosztować sporo zachodu, mnóstwo czasu i zapewne pieniędzy. A ja nie daję ci niczego w zamian. Jestem złośliwa, wredna i czasami zachowuję się jak podła sucz. Czemu tyle dla mnie robisz?
Jacek wpatrywał się w nią przez chwilę, milcząc. W końcu uśmiechnął się delikatnie.
– Nie jesteś złośliwa i wredna, jesteś szczera i bezpośrednia, prawdziwa, mówisz to, co myślisz, jesteś naturalna, jesteś po prostu sobą i za to cię uwielbiam. I dajesz mi w zamian dużo. Twoja obecność w moim życiu i te wszystkie drobne gesty, które wydają ci się nieistotne są dla mnie cholernie ważne i cenne. Może i czasami jesteś wkurzająca i mam ochotę cię utopić, ale wtedy moje życie straciłoby sens.
Dalia poczuła jak przyjemne ciepło rozlewa jej się w klatce piersiowej.
– Jesteś masochistą – skomentowała.
– Hmm... może trochę – uśmiechnął się Jacek. – Po prostu nie lubię jak jest nudno, a z tobą ewidentnie nie da się nudzić. A w łóżku to już w ogóle jest kosmos.
Dalia zaśmiała się.
– Masz ochotę na lot na księżyc? – zapytała i wyszczerzyła się w uśmiechu.
– O każdej porze dnia i nocy.
– To odpalaj rakietę – odpowiedziała poważnie Dalia, po czym parsknęła śmiechem.
– Dobra, ale siadasz za sterami – odparł Jacek, równie rozbawiony.
Dalia złożyła ręce, po czym ostentacyjnie wygięła dłonie, strzelając palcami, a następnie zaczęła kręcić nadgarstkami, jakby je rozgrzewała.
– Do łóżka. Już – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Tak jest! – odpowiedział Jacek i zasalutował, po czym od razu ruszył do sypialni.
– Ej! Jacek! – zawołała za nim Dalia.
Odwrócił się z pytającą miną.
– Kocham cię – szepnęła, przechylając głowę lekko na bok.
– Ja ciebie też, mój mały diabełku – odparł, puścił oczko i zniknął za drzwiami.
***
D. - 27l., J. - 31l.
*Grafika wygenerowana przez AI.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro