Różowa czapeczka (M&S)
Stachu właśnie wchodził po schodach na trzecie piętro, ale z każdym krokiem wyraźnie zwalniał. Dochodziło wpół do siódmej, a on, zmęczony po pracy, marzył w tej chwili o tym, żeby zjeść obiad, obejrzeć odcinek serialu, a w końcu położyć się spać i wyspać się jak człowiek, chociaż te sześć godzin jednym ciągiem.
W końcu dotarł do drzwi mieszkania. Nie złapał jednak za klamkę, żeby je otworzyć i wejść do środka. Nasłuchiwał chwilę pod drzwiami i do jego uszu dotarł przytłumiony dziecięcy płacz.
Oparł czoło o chłodną ścianę tuż obok futryny i przymknął oczy.
– Dzień dobry. – Nagle z narastającego letargu wyrwał go czyiś głos.
Oderwał czoło od ściany i spojrzał w stronę jego źródła. Na schodach stała sąsiadka z góry i przyglądała mu się.
– Dzień dobry – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem.
– Wszystko w porządku? – zainteresowała się kobieta.
– Tak – mruknął i złapał za klamkę, szybko znikając we wnętrzu mieszkania.
Pierwszym, co uderzyło go, poza płaczem Marii, była temperatura. Dopiero zaczął się listopad, a na dworze nie było jeszcze na tyle zimno, żeby tak mocno grzać w mieszkaniu. Wyglądało jednak na to, że Milena rozkręciła kaloryfery na pełną moc.
Stachu natychmiast zdjął kurtkę i wkroczył do salonu. W pokoju panował niesamowity rozgardiasz. Na podłodze leżały dwie maty do zabawy, walały się ubrania, zalegały również na fotelu i kanapie, na stole stały butelki, leżało kilka smoczków, termometr, laktator, pieluchy i masa innej drobnicy.
Milena nawet nie zauważyła, że jej mąż wrócił do domu. Chodziła po pokoju z zanoszącą się płaczem, dwuipółmiesięczną Marią na rękach i bujała ją dość intensywnie, starając się ją jakoś uspokoić.
– Misty – odezwał się głośno Stachu, co zwróciło uwagę jego żony.
– O, hej, już jesteś – wysapała i przeczesała ręką rozczochrane włosy.
Była ubrana w szlafrok i kapcie, pod oczami miała wyraźne cienie i sprawiała wrażenie zdezorientowanej.
– Dlaczego tu jest tak gorąco? – zapytał Stachu i natychmiast podszedł do okna, uchylił lufcik i zakręcił kaloryfer.
– Nie! Zamknij to okno! – zawołała z trwogą Milena. – Jeszcze Maria się przeziębi.
Zignorował jej uwagę i podszedł do niej. Ich córka była zawinięta w becik, a na głowie miała różową czapeczkę. Malutkie czółko perliło się od potu.
– Rozbierz ją, przecież jest cała zgrzana. – Stachu wyciągnął Marię z rąk Mileny.
– Ale najpierw zamknij okno, bo ją zawieje.
– Przestań panikować, nic jej nie będzie. Pewnie tak płacze, bo jej gorąco.
Stachu położył becik z dzieckiem na kanapie i rozwinął go, jednocześnie ściągając czapeczkę z głowy niemowlęcia. Wziął maleństwo na ręce i oparł sobie na ramieniu.
– Nie bierz jej tak! – zawołała Milena z niepokojem. – Musisz ją oprzeć na przedramieniu, przecież nie trzyma jeszcze stabilnie główki! Coś jej się stanie.
– Wiem, jak mam trzymać własne dziecko. Uspokój się – odpowiedział zniecierpliwiony.
– Ale z nią trzeba ostrożnie. Jest bardzo delikatna – mruknęła Milena.
– Misty, kiedy ostatnio spałaś dłużej niż godzinę? Jadłaś coś w ogóle dzisiaj? – pytał Stachu, wpatrując się w żonę i jednocześnie bujając Marię na swoim ramieniu. Dziewczynka nieco się uspokoiła i przestała głośno zawodzić.
– Co? – Milena odwróciła niespokojny wzrok od córki i nieco nieprzytomnym spojrzeniem zerknęła na Stacha.
– Słuchaj... – zaczął i westchnął ostentacyjnie. – To nie może tak wyglądać. Kiedy Maria śpi, ty też powinnaś spać. I musisz pamiętać, żeby zdrowo i regularnie się odżywiać, bo skoro karmisz piersią to twoja dieta może mieć wpływ na dziecko.
– Zapomniałam! Muszę coś zjeść! – rzuciła, lekko spanikowana. – Mamy jeszcze ten bezglutenowy chlebek? A mogę zjeść jajko? Chyba nie powinnam, bo mogą wywołać alergię? Odstawiłam już czekoladę...
– Misty, po prostu jedz normalnie.
– Nie chcę, żeby przeze mnie Maria nabawiła się jakiejś alergii.
Stachu usiadł z córką na kanapie i przełożył ją sobie na przedramię. Milena natychmiast usiadła obok niego i już wyciągała ręce, żeby zabrać mu dziecko, ale odsunął się nieznacznie, dając jej tym samym do zrozumienia, że ma tak nie robić.
– No daj mi ją – warknęła zniecierpliwiona.
– To też moje dziecko, a ty potrzebujesz odpoczynku. Idź do kuchni, zrób sobie kanapkę, potem idź pod prysznic i połóż się do łóżka.
– Jeszcze trzeba ją nakarmić.
– Jak będziesz w łóżku, to ci ją przyniosę. A jak nakarmisz, to włożymy ją do łóżeczka i tam będzie spała całą noc, a nie dwadzieścia minut, a potem przeniesiesz ją do naszego łóżka. Jasne?
– Stasiu, ale ona łatwiej zasypia przy mnie.
– Nie może tak być, Misty. Musisz się wysypiać i ja też. Mam naprawdę odpowiedzialną pracę i nie mogę operować ludzi półprzytomny, bo przez mój błąd ktoś może stracić zdrowie, a w najgorszym wypadku życie. A ty co piętnaście minut wstajesz w nocy, wyciągasz dziecko z łóżeczka, sprawdzasz czy śpi, kręcisz się półprzytomna...
– Muszę kontrolować czy Maria oddycha – usprawiedliwiała się Milena. – Słyszałeś przecież o śmierci łóżeczkowej wśród niemowląt.
– Popadasz w paranoję – westchnął Stachu. – Nic jej nie będzie, to zdrowe dziecko. A sen jest potrzebny.
– Boje się, że coś jej się stanie i to będzie moja wina – rzekła Milena płaczliwym tonem.
– Kochanie... – powiedział łagodnie Stachu. – Nic jej się nie stanie. Daj sobie pomóc i odpocznij trochę, co? Wiem, że to niespełna trzymiesięczne maleństwo, ale nie możesz się tak nad nią trząść. Radzisz sobie bardzo dobrze, Maria jest zdrowa, rozwija się prawidłowo. Tylko ty potrzebujesz trochę oddechu i najlepiej dla wszystkich będzie, jak przez chwilę zajmiesz się tylko sobą.
– Nie wiem... Chyba nie potrafię... – jęknęła Milena.
– W sobotę mam wolne – oświadczył Stachu. – Mogę zająć się Marysią cały dzień, a ty umów się z Dalią i idźcie gdzieś razem. Nie wiem, na jakiś shopping, na kawę, do kina, gdziekolwiek. Odetchnij trochę, odpręż się, nabierz energii.
– A co z mlekiem dla małej?
– Odciągniesz przed wyjściem i zostawisz w lodówce. Jak zabraknie w ciągu dnia to zrobię jej modyfikowane.
– Na pewno? Dasz sobie radę? – w głosie Mileny pobrzmiewało powątpiewanie.
– Oczywiście, że tak.
– Sama nie wiem...
– Ale ja wiem – rzekł stanowczo Stachu. – Zadzwoń albo napisz do Dalii i umówcie się na sobotę.
– Dobra, to jutro do niej napiszę.
– Napisz teraz. Do jutra zdążysz zapomnieć.
Milena niechętnie sięgnęła po swój telefon zakopany gdzieś pod masą rzeczy na stole i odpaliła okno czatu z Dalią. Wystukała szybko wiadomość i na dowód, że nie oszukuje pokazała Stachowi.
– No i super – oznajmił. – To teraz zjedz coś, a potem pod prysznic.
– Muszę jeszcze Marię nakarmić.
– Nic jej się nie stanie jak poczeka jeszcze dwadzieścia minut. Misty, już – rzucił tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Przez chwilę patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami, ale w końcu wstała z kanapy i udała się do kuchni. W tym czasie Stachu przeniósł się z Marią na podłogę i położył ją na macie do zabawy. Cały czas mając dziecko na oku, jednocześnie ogarniał bałagan w salonie. Niebawem Milena wróciła do pokoju z talerzem kanapek.
– Nie zrobiłam obiadu, przepraszam – powiedziała i postawiła talerz na blacie stołu, a sama usiadła przy Marii na podłodze.
– W porządku. Nie szkodzi – mruknął Stachu, czując jak potwornie ssie go w żołądku. Od razu porwał z talerza jedna kanapkę. – Może poproszę moją mamę, żeby została u nas na parę dni? Trochę cię odciąży przy Marysi.
– Nie trzeba, doskonale sobie radzę.
– Nie ma obiadu.
– Nie zdążyłam dziś ugotować.
– Misty, odkąd kazałaś swojej mamie wracać do domu miesiąc temu, to od tamtej pory ani razu nie było normalnego obiadu.
Milena przez chwilę milczała.
– Radzę sobie – oznajmiła stanowczo.
– To nic złego prosić o pomoc, a moja mama na pewno będzie szczęśliwa, że może trochę u nas pobyć. Zgódź się. Jak coś będzie nie tak, to w każdej chwili może wrócić do siebie. Misty...
Patrzyła na niego niepewnie, a zmieniający się wyraz jej twarzy świadczył o tym, że powoli się poddaje.
– Okej, po weekendzie może się do nas przenieść.
– Dziękuje.
Milena pochłonęła trzy duże kanapki i poszła pod prysznic.
*
Milena i Dalia spędziły razem dobre cztery godziny w sobotę. Najpierw były w kinie, a potem Dalia wyciągnęła jeszcze przyjaciółkę na krótkie zakupy i nawet udało jej się namówić ją na zakup ślicznego sweterka. Potem posiedziały jeszcze chwilę w kawiarni, ale w pewnym momencie Milena zaczęła się na tyle niecierpliwić i niepokoić o swoje maleństwo, że w końcu Dalia dała za wygraną i postanowiła odprowadzić ją do domu.
– Niepotrzebnie się tak denerwujesz, przecież Stachu poradzi sobie z własnym dzieckiem. Nie ma cię tylko cztery godziny – mówiła Dalia, kiedy szły już chodnikiem wzdłuż bloku.
– Nie ma mnie aż cztery godziny – poprawiła Milena.
– Wyluzuj, Misty – sapnęła Di. – Ale musisz przyznać, że to był udany dzionek. Dawno nie wychodziłyśmy tak razem. Trzeba ponadrabiać i częściej robić sobie takie wypady we dwie.
– Tak, było fajnie. Ale wolałabym nie wychodzić na tak długo, póki Maria jest jeszcze taka malutka. Zawsze możesz odwiedzić nas w domu.
Milena wyciągnęła z torebki klucz i otworzyła drzwi wejściowe do klatki schodowej.
– Wejdziesz na górę na trochę? – zapytała Dalię.
– No pewnie – odrzekła entuzjastycznie. – Muszę obejrzeć moją przyszywaną siostrzenicę.
Kiedy dotarły na pierwsze piętro i Milena otworzyła drzwi, do ich uszu nie dotarł żaden dźwięk. W mieszkaniu panowała cisza jak makiem zasiał.
– Co tu tak cicho? – rzuciła retorycznie Milena.
– Może wyszli na spacer – podsunęła Dalia.
– O tej porze?
Dochodziła osiemnasta i na dworze było już ciemno.
Dziewczyny rozebrały się z kurtek i weszły do salonu, jednak było tam pusto, a jedyne światło sączyło się z zapalonej w rogu stojącej lampy. Dalia od razu zajrzała do sypialni znajdującej się po drugiej stronie korytarza.
– Aww... Ojej, jak słodko – zachwyciła się, szepcząc.
Milena natychmiast stanęła obok niej i zapatrzyła się z rozrzewnieniem w prezentujący się obrazek.
Stachu spał na środku łóżka, jedną ręką obejmując zawiniętą w becik Marysię i czule przytulał ją do siebie. Oświetlała ich ciepłym, żółtym światłem nocna lampka stojąca na szafce przy łóżku. Oboje wyglądali na tak spokojnych i odprężonych, jakby śnili o czymś miłym.
– Chodź do pokoju – szepnęła Milena do Dalii. – Nie będziemy ich budzić – dodała wyjaśniająco, chociaż miała w tej chwili przemożną ochotę położyć się obok i wtulić w te dwie najbliższe jej sercu osoby.
Zamiast tego obie dziewczyny wycofały się z sypialni, bezszelestnie zamykając drzwi i rozsiadły się w salonie, żeby jeszcze wypić herbatę i chwilę poplotkować.
***
M - 26 l.
S - 28 l.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro