Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pomówmy o przyszłości (D&J)

Dalia szła chodnikiem, zmierzając do domu rodziców. Było wczesne niedzielne, kwietniowe popołudnie, a ona wracała do domu z ożywczego, orzeźwiającego spaceru. Słońce przyjemnie przygrzewało i dało się wyczuć, że wiosna zadomowiła się już w pełni.

Dalia pchała przed sobą spacerowy wózek, a siedzący w nim, przodem do niej, maluch z dużym skupieniem obserwował świat dookoła i zajadał się kukurydzianym chrupkiem.

– Co, kochanie? – zaszczebiotała Dalia, uśmiechając się do dziecka. – Zaraz będziemy w domku i zjemy obiadek. Jesteś ciekawa co babcia przygotowała? Może będzie marchewka z groszkiem, to będziesz się zajadała, aż ci się będą uszka trzęsły. – Dalia wyciągnęła rękę w stronę dziecka i pogłaskała je po policzku. – Mój ty robaczku – dodała pieszczotliwie.

Mała dziewczynka zaśmiała się dźwięcznie, pokazując ząbki jak perełki i zaczęła gaworzyć coś po swojemu.

– Tak, skarbie. Obie jesteśmy już głodne – rzekła Dalia i skręciła w ulicę, na której stał dom państwa Czarneckich.

Kilkanaście metrów dalej zatrzymała się i otworzyła furtkę. Postawiła wózek pod rozłożoną markizą i wyjęła z niego dziecko. Z maleństwem na rękach weszła do domu.

– O, już jesteście! – zawołała pani Czarnecka, wychylając się z kuchni na dźwięk otwieranych drzwi. – Moja kruszynka pewnie zgłodniała? – zapytała, patrząc na swoją wnuczkę i podeszła do Dalii, żeby dać małej buziaka w czółko. – Antek i Róża będą za pięć minut – dodała, spoglądając na córkę. – A Jacek w końcu przyjedzie? – zapytała jeszcze.

– Tak, będzie. Powiedziałam mu, żeby przyjechał na wpół do trzeciej, ale wiesz jaki on jest. – Dalia wzruszyła ramionami, jednocześnie wyciągając telefon z torebki i sprawdzając godzinę. Było za piętnaście trzecia, a do stołu mieli zasiąść punkt piętnasta.

Mama wróciła do kuchni, a Dalia posadziła dziewczynkę na kanapie i zaczęła rozpinać jej kurteczkę. Jak tylko uporała się z rozebraniem dziecka, sama zdjęła płaszcz oraz buty i wróciła na kanapę, siadając obok małej. Włączyła telewizor i znalazła kanał z bajkami.

– Ale tylko do obiadu, a potem wyłączam – powiedziała do dziecka, po czym posadziła je sobie na kolanach i objęła czule ramionami.

Dziewczynka oparła się o nią wygodnie, a Dalia ucałowała ją w czubek głowy przykrytej ciemnowłosą czuprynką. Dwa tygodnie temu Diana skończyła roczek i jej włoski były już dość długawe. Dalia już nie mogła się doczekać, aż będzie mogła zaplatać jej urocze warkoczyki.

Raptem kilka minut później drzwi wejściowe znów się otworzyły i do środka weszli Antek i Róża.

– Jak tam moje maleństwo? – zapytała Róża na wejściu.

Nie czekając na odpowiedź podeszła do kanapy, gdzie siedziała Dalia z dzieckiem i wyciągnęła ręce w stronę maleństwa. Dalia niechętnie rozluźniła uścisk, żeby pozwolić Róży wziąć małą na ręce.

– Mama! Mama! – wołała radośnie Diana.

– Mój aniołeczek. – Róża cmoknęła córkę w policzek. – Jak się bawiłaś z ciocią? – zapytała.

– Didi! – zapiszczała radośnie Diana, wskazując pulchną rączką na Dalię.

– Byłyście na spacerze? – zapytała Róża siostrę.

Zanim Dalia zdążyła odpowiedzieć drzwi znowu się otworzyły.

– Czemu zaparkowałeś pod bramą? Nie mogłeś wjechać na podjazd? Przez ciebie nie miałem gdzie zaparkować. – Jacek na dzień dobry naskoczył na Antka.

– Cześć – powiedział Antek. – Fajnie, że też tu jesteś – dodał nieco ironicznie. – Myślałem, że przyjedziesz komunikacją miejską.

– A czy ja jeżdżę komunikacją miejską?

– Spoko, zaraz przestawię auto.

– To przestaw też moje. Jest po drugiej stronie ulicy – rzekł Jacek i rzucił bratu kluczyki.

Antek bez słowa wyszedł z domu, a Jacek podszedł do Dalii i Róży.

– Cześć, piękne – rzucił i cmoknął Różę w policzek, poczochrał włoski Dianie i usiadł obok Dalii na kanapie, po czym z rozmachem klepnął ją w udo.

– Spóźniłeś się – wygarnęła mu Dalia.

– Sorki, diablico. Zapomniałem na którą miałem przyjechać – rzekł, zarzucając rękę na ramiona Dalii.

– Jak zwykle – prychnęła.

Jacek sięgnął pilota ze stolika i zaczął przerzucać kanały. Róża tymczasem, wciąż z Dianą w ramionach, przeszła do kuchni. W międzyczasie pojawił się też tata dziewczyn.

– Dalia, sadzam małą w krzesełku. Miej na nią oko – rzekła Róża. Położyła na stole naręcze talerzy obiadowych, a córkę umościła w wysokim krzesełku do karmienia.

– Już idę! – Dalia natychmiast zerwała się z kanapy, zrzucając z siebie rękę Jacka.

Podeszła do stołu i usiadła na krześle tuż obok Diany. Natychmiast zaczęła do niej szczebiotać i zabawiać pluszakiem, którego zgarnęła z podłogi w drodze do stołu. Jacek obrócił się w stronę stołu i uważnie obserwował swoją dziewczynę. Po chwili wyczuła spojrzenie i zerknęła w jego kierunku. Po kilku sekundach jednak odwróciła wzrok i ponownie skupiła się na Dianie. Mimo to, czuła, że Jacek wciąż ją obserwuje.

– Siadajcie do stołu, kochani! – rzuciła głośno pani Czarnecka, wchodząc do salonu z wielkim półmiskiem w rękach.

Wszyscy, poza Lilianą, która dopiero co schodziła po schodach, byli już w salonie, ale nikt nie ruszył się za bardzo, żeby zająć miejsce przy stole. Krzesełko Diany stało w szczycie stołu, a po jej prawej stronie siedziała Dalia. Mała od jakiegoś czasu jadła już samodzielnie, a z racji, że miała z tego frajdę i jadła bardzo chętnie, Róża pozwalała jej na to.

Liliana właśnie stanęła przy stole, po przeciwnej stronie Dalii i już chciała zajać miejsce, ale Dalia ją powstrzymała.

– Nie – powiedziała stanowczo. – Tu usiądzie Jacek. Ty siadaj obok. – Wskazała na krzesło nieco po przekątnej.

Liliana tylko wzruszyła ramionami i usiadła we wskazanym miejscu. Po chwili pozostali domownicy zaczęli się dosiadać.

– Tu siadaj – powiedziała Dalia do Jacka, kiedy pojawił się przy stole.

– Dalia, pomożesz Diance zjeść, jakby co? – zapytała Róża, siadając w drugim szczycie stołu.

– Luzik – przytaknęła. – Wszystko będzie pięknie zjedzone, prawda żabciu? – rzekła pieszczotliwie do małej.

Wszyscy zaczęli jeść, a salon wypełnił się rozmowami i stukaniem sztućców, w tle cicho buczał telewizor. Dalia pomagała Dianie nabierać jedzenie na łyżeczkę i co jakiś czas sięgała to, co spadło na podłogę. Kiedy wszyscy już się najedli mama i Róża zwinęły talerze i przyniosły desery w postaci miseczek z budyniem, polanych gęstym czekoladowym sosem. Dalia wytarła Dianie buzię i wygodniej rozpostarła się na swoim miejscu. Zajadając budyń wyciągnęła nogi i oparła stopy na krześle Jacka, pomiędzy jego nogami. Poczekała chwilę, żeby na nią spojrzał i kiedy ich spojrzenia się spotkały zaczęła masować stopami jego krocze. Chyba go trochę zaskoczyła, bo brwi nieznacznie podjechały mu na czoło i zatrzymał łyżeczkę z budyniem w połowie drogi do ust. Dalia wciąż kontynuując akcję stopami bardzo powoli oblizała łyżeczkę, nie odrywając wzroku od Jacka. Chrząknął i uśmiechnął się delikatnie, po czym nieco odchylił się na swoim krześle.

– To widać – powiedziała Liliana.

Dalia spojrzała na siostrę i napotkała jej oburzony wzrok.

– Co widać? – zapytała, udając, że nie wie o co chodzi.

– Dobrze wiesz o czym mówię – rzekła kwaśno Lila. – Jesteście nienormalni – dodała z dezaprobatą.

– Daj spokój, Lilka – wtrącił się Jacek. – Przecież nic się nie dzieje – stwierdził, pochylając się trochę nad stołem i oparł na nim łokcie.

Znów spojrzał na Dalię zmrużonymi oczami i bezgłośnie powiedział do niej „lubię to".

– Nie siadam więcej koło ciebie – powiedziała do niego Lila. – A ty już przestań – zwróciła się do siostry.

Dalia nic sobie nie robiła z jej słów i kontynuowała zabawę, ale moment później Diana zaczęła marudzić i Dalia błyskawicznie olała Jacka, żeby wyciągnąć siostrzenicę z krzesełka i trochę się nią zająć.

Po deserze wszyscy podnieśli się od stołu. Róża zbierała zamówienia kto pije kawę, kto herbatę, mama ładowała naczynia do zmywarki, tata z chłopakami siedzieli przy stoliku kawowym i rozmawiali o biznesie Antka, Liliana siedziała na schodach prowadzących na piętro, z repetytorium maturalnym z języka polskiego i powtarzała materiał, bezgłośnie poruszając ustami. Dalia natomiast siedziała na dywanie, gdzie była rozłożona mata do zabawy dla Diany i obserwowała jak mała dziewczynka bawi się interaktywną laleczką. Co chwilę wtrącała się do jej zabawy, pokazując możliwości owej lalki i coraz bardziej zagłębiając się w dziecięcy świat siostrzenicy.

Gdy Dalia wstała, żeby pójść po więcej zabawek znajdujących się w pojemniku pod ścianą, jej wzrok przypadkiem trafił na Jacka. Sprawiał wrażenie, jakby obserwował ją od dłuższego czasu. Zatrzymała się i równie ostentacyjnie gapiła się na niego, żeby mu uzmysłowić, że zachowuje się jak creep. On jednak nie załapał jej aluzji, bo wciąż się gapił, a na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech, pod wpływem którego w obu policzkach pojawiły mu się urocze dołki. Po kilku sekundach Dalia uświadomiła sobie, że też uśmiecha się bezwiednie. Otrząsnęła się i przywołała na twarz poważny wyraz. Zgarnęła zabawki i wróciła do Diany, nie zaszczycając Jacka już ani jednym przelotnym spojrzeniem.

– Będziemy się już zbierać – zdecydowała Róża jakąś godzinę później.

– Tak szybko? – zapytała pani Czarnecka, nie kryjąc rozczarowania.

– Tak, Diana ma drzemkę za piętnaście minut. Jak teraz nie pośpi to padnie przed siódmą i obudzi nas o czwartej rano – wyjaśniła Róża.

– Możesz ją położyć tutaj.

– Nie, mamo. Musimy już jechać. Trzeba jeszcze trochę ogarnąć mieszkanie, a jutro mam pracę od ósmej – upierała się Róża.

Po feriach zimowych Róża wróciła do pracy, kończąc tym samym swój urlop macierzyński. Pracowała w przedszkolu i pod swoją opieką miała grupę sześciolatków. Co prawda w tym momencie pracowała tylko na część etatu, ale od września miała przejść na pełen. Ona i Antek postanowili na razie nie wysyłać Diany do żłobka i sporadycznie przychodziła do niej niania. Przeważnie od rana zajmował się nią Antek, bo pracował głównie popołudniami.

Dalia leżała wyciągnięta na dywanie obok maty do zabawy i z fascynacją wpatrywała się jak małe, pulchne łapki badają wszystkie zabawki, wciskają przyciski i przewracają strony w książeczkach. Uwielbiała to, jak grzecznym, radosnym i spokojnym dzieckiem jest Diana. Była obok niej praktycznie od urodzenia i mogła prawie codziennie obserwować jej rozwój. Pomagała Róży w opiece, jak tylko mogła i gdy miała czas. Było to interesujące doświadczenie, chociaż do dziś miała przed oczami żywy obraz Róży i Antka w trybie zombie z pierwszych dwóch miesięcy życia Dianki.

– Dalia, ubierzesz małą? – zapytała siostra.

Dalia od razu porwała dziewczynkę na ręce i posadziła na kanapie, żeby włożyć jej buciki i kurtkę. Na koniec wygrzebała z wózkowej torby ciemnofioletową, bawełnianą opaskę z dużym różowym kwiatem na boku i założyła Dianie na głowę.

– Ale z ciebie śliczność – podsumowała, przyglądając się maleństwu.

Diana zapiszczała radośnie i wyciągnęła rączki w stronę Dalii, a ta podniosła ją z kanapy i po chwili przekazała Róży.

– Obiad był pyszny, Lucynko – Antek zwrócił się do pani Czarneckiej. – Następnym razem zapraszamy do nas.

– Rozumiem, że ty gotujesz? – wtrąciła się Róża.

– Nie. W naszym domu gotujesz tylko ty – rzekł Antek. – I to nie dlatego, że mi się nie chce, ale dlatego, że spod twoich rączek wychodzą kulinarne cuda.

– Dobra, dobra, nie podlizuj się – zaśmiała się Róża. – Lecimy! Paa!

Pożegnali się ze wszystkimi i po chwili drzwi się za nimi zamknęły, a w salonie zrobiło się jakby o połowę ciszej. Dalia westchnęła głośno i usiadła na kanapie obok Jacka.

– My też zaraz spadamy? – zapytała go.

– Za chwilę – stwierdził Jacek. – Zrobisz mi jeszcze kawę? Wypiję i możemy jechać.

– Sam sobie zrób.

– Jak ty robisz to smakuje jakoś tak lepiej.

– Co ty nie powiesz? Może dlatego, że dodaję sekretny składnik – Dalia uśmiechnęła się złowrogo.

– Jaki? Czyżby miłość płynącą prosto z serca? – zapytał Jacek konspiracyjnym szeptem, przysunąwszy się trochę do Dalii.

– Pudło, skarbie. Chodziło o arszenik – wyjaśniła takim samym szeptem z pełną powagą.

Wstała jednak i poszła do kuchni.

Oboje wypili jeszcze po kawie, pogadali z rodzicami, Jacek o pracy, a Dalia o pracy i studiach, po czym podziękowali za zaproszenie na obiad i wyszli. Wsiedli do samochodu Jacka i ruszyli do jego mieszkania. Kupił sobie niewielkie mieszkanie półtora roku temu, a Dalia mieszkała z nim już pół roku. Chciał, żeby wprowadziła się od razu jak tylko mieszkanie zostało kupione, jednak ona zawsze miała jakieś „ale". W końcu dała za wygraną i zamieszkała u niego we wrześniu zeszłego roku.

– Dogadujesz się z Dianą – stwierdził Jacek.

– Biorąc pod uwagę, że ona jeszcze za dużo nie mówi, to nietrafione słowo – skwitowała Dalia.

– Wiesz co mam na myśli... Masz podejście do dzieci.

– Nie mam – zaprzeczyła. – Diana to moja siostrzenica i pierwsze małe dziecko w rodzinie. Po prostu lubię się nią zajmować.

– A może chciałabyś mieć swoje dziecko? – zapytał Jacek i zerknął na Dalię.

Otworzyła szeroko oczy, gapiąc się na niego w osłupieniu, a po chwili parsknęła śmiechem.

– Pojebało cię?! – zaśmiała się. – Chyba żartujesz! Człowieku, ja mam dopiero dwadzieścia cztery lata. Jestem za młoda na dziecko, to po pierwsze. A po drugie nie chcę mieć nigdy własnych dzieci.

– Dlaczego nie? – zdziwił się Jacek.

– Bo to jest cholerna odpowiedzialność – rzekła z naciskiem Dalia. – To jest ogromny ciężar. To się wiąże z wieloma wyrzeczeniami. To jest kurewskie poświęcenie, a ja nie jestem masochistką.

– Oj tam, przesadzasz. To wszystko jest do zniesienia. Ludzie od wieków mają dzieci i jakoś sobie radzą. Mógłbym ci zrobić takiego bobasa – spojrzał na Dalię, uśmiechając się lekko.

Dalia znów parsknęła śmiechem.

– Ty, kurwa, żartujesz, prawda? Powiedz mi, że żartujesz – rzekła z rozbawieniem, starając się uspokoić śmiech.

Mina Jacka jednak spoważniała.

– Nie. Nie żartuję.

Dalia wpatrywała się w niego ze zmarszczonym czołem.

– Po moim trupie – powiedziała oburzona.

– Chciałbym mieć z tobą dziecko – rzekł cicho, ale bardziej do siebie.

– Jacek, co ci znowu odjebało? – W głosie Dalii dało się wyczuć irytację. – Ciesz się, że masz bratanicę i zajmuj się nią, skoro potrzebujesz zaspokoić swój ojcowski instynkt. Nie urodzę ci dziecka tylko dlatego, bo masz takie widzimisię. Ty myślisz, że to jest takie hop siup! Ty myślisz, że to jest takie różowe i kolorowe chodzić w ciąży dziewięć miesięcy, potem urodzić dziecko wielkości arbuza, wstawać do niego po kilka razy w nocy, karmić co chwilę, nie wysypiać się, ledwo stać na nogach i wyglądać jak zombie?! Na własne oczy widziałam co się działo z Różą! Jak to ją wymęczyło! Jak się spasła! Musiałabym być nienormalna, żeby pisać się na coś takiego! Zapomnij! – Dalia, niemało wzburzona, zaplotła ręce na piersiach i mocniej wcisnęła się w fotel pasażera.

– Jezu... Dobra... – westchnął Jacek. – Przestań się tak pieklić, diablico.

– To nie dorzucaj do pieca.

– Nie przypuszczałem, że tak zareagujesz. Po prostu widzę ile radości sprawia ci przebywanie z Dianą i pomyślałem, że może...

– Nie. – Dalia weszła mu w słowo.

– Może jeszcze zmienisz zdanie.

– Nie, skarbie. Nie zmienię – rzekła stanowczo. – A może to ty czujesz jakąś presję? – zastanowiła się po chwili. – Twój starszy brat już ma rodzinę, młodszy za chwilę się żeni, a ty stoisz w miejscu. Może chciałbyś do trzydziestki odhaczyć niektóre życiowe punkciki?

– To nie ma związku – mruknął Jacek.

– A ja myślę, że w jakimś stopniu ma – stwierdziła Dalia. – Inaczej nie oświadczałbyś mi się już cztery razy.

– Pięć – poprawił ją.

– Straciłam rachubę.

– To mogłabyś w końcu przyjąć moje oświadczyny – rzekł, nieco urażonym tonem.

– Błagam... Możemy o tym teraz nie rozmawiać? – Dalia zaczęła masować sobie skronie. – Już wystarczająco podminowałeś mnie gadką o dziecku.

Dalszą drogę do domu spędzili w milczeniu, słuchając jedynie radia.

Kiedy weszli do niewielkiego, dwupokojowego mieszkania, Dalia natychmiast zrzuciła buty i płaszcz i od razu legła na kanapę wyciągając się na prawie całej jej długości. Chwilę później Jacek podniósł stopy Dalii i usiadł w rogu, gdzie zrobiło się miejsce, po czym położył sobie na kolanach jej nogi.

Dalia najpierw wpatrywała się w trzymany w rękach telefon, ale po chwili zaczęła przyglądać się Jackowi ze zmarszczonym czołem. Naprawdę wkurzył ją tym gadaniem po drodze, ale może faktycznie nie zdawał sobie sprawy, że ją to tak rozsierdzi. Z jednej strony nigdy nie rozmawiali na taki temat, z drugiej zastanawiała się czemu nagle naszły go takie rozmyślania.

Rozgoniła te myśli, nie chcąc psuć sobie wieczoru. Przysunęła się trochę bliżej Jacka i zaczęła sugestywnie zaczepiać go stopami. Nie spojrzał na nią, udając, że jest zajęty przeglądaniem czegoś w telefonie, ale zauważyła, że delikatnie się uśmiechnął.

– Mmm... Stópki... – szepnął po chwili, jednocześnie przenosząc wzrok z ekranu na Dalię, po czym odłożył smartfona na bok.

Wychylił się do dziewczyny i wsunąwszy ręce pod jej spódniczkę zdjął jej rajstopy. Paznokcie stóp jak zwykle miała pomalowane, tym samym kolorem lakieru, co paznokcie u rąk. Głaskał ją po łydce, a ona cały czas ocierała się o niego stopami.

– Chcesz kontynuować to, co zaczęłaś pod stołem? – zapytał po chwili.

Dalia przestała, podniosła się i usiadła mu na kolanach, obejmując go ramionami za szyję.

– Może... – rzekła cicho. – Pod warunkiem, że przestaniesz gadać takie głupoty, jak w drodze do domu – dodała, przechylając nieco głowę.

Jacek pokazał gestem jak zasznurowuje sobie usta, zamyka je na kłódkę i wyrzuca niewidzialny klucz.

– Super – mruknęła Dalia i przeczesała mu ręką włosy, uśmiechając się nieco, a był to zdecydowanie uśmiech wyrażający ulgę.

***

D - 24 l.
J - 28 l.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro