Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXII


Praca nad sesją przeciągała się do późnego wieczora. Z uwagi na chłód i śnieg, trzeba było robić wiele poprawek i wykonywać kolejne, lepszej jakości zdjęcia. Takada nie wiedziała, kto dokładnie zlecił sesję w styczniu, jednak chętnie powiedziałaby mu prosto w twarz co o tym myśli. Misa, która wraz z nią trzęsła się na wietrze, zapewne też miała swoje uwagi.

- Koniec na dziś! - krzyknął w końcu fotograf, na co wszyscy odetchnęli z ulgą i dostali chwilę na posiedzenie w cieple, niezbyt jednak długą. W końcu wszyscy rozchodzili się do domu.

- Takada, może mnie odwiedzisz? - zaproponowała Misa, gdy we dwójkę brnęły przez ośnieżone chodniki. Szły w tym samym kierunków, tyle że do różnych punktów, lub obie brnęły po prostu przed siebie.

- Jest dość późno, obie mamy jutro pracę. - odpowiedziała, nie wiedząc, czy zniesie taką zmianę planów.

Tak jak w przypadku każdego dnia i na ten miała określony rozkład godzinowy. Co prawda lubiła swoją współpracownicę (nawet jeśli bywała jak dla niej czasem zbyt wesoła) jednak czy poświęci dla niej spokój?

- Jest jeszcze wcześnie, na spokojnie zrobisz, co tam masz do zrobienia. - odpowiedziała, wydając się stawiać kroki lekkie, wręcz skoczne. - Proooszę, dopiero co się urządziłam.

- Miałaś przeprowadzkę, co? - mruknęła, chowając dłonie w kieszeniach płaszcza. Był lepszy niż pozowanie na dworze w samej sukience, co robiła jeszcze chwilę temu, jednak nie dawał jej wystarczającej ilości ciepła. Z rozmarzeniem pomyślała o wnętrzu mieszkania Misy, które (z tego, co dziewczyna już jej mówiła) było całkiem niedaleko. Takada do swojego miała jeszcze masę drogi. - Dobrze, na chwilę mogę wpaść.

Westchnęła ciężko, choć nie wydawała się niezadowolona.

***

Tak jak brunetka sądziła, w mieszkaniu było ciepło. Co prawda przez ostatnie kilka godzin nieobecności nieco się wychłodziło, jednak temperatura była zdecydowanie wyższa, niż na dworze. Argh, jak Takada nie lubiła zimy! Choć na lato też nierzadko narzekała. Tak jak w przypadku wielu innych rzeczy, ciężko ją było zadowolić.

- Masz tu naprawdę ładnie. - pochwaliła, gdy rozejrzała się po rozległym, jasnym salonie. Przyjemny był też dywan, który łaskotał jej stopy. Co prawda wydawało jej się, że jest tu nieco pusto i smutno, ale przez to czuła się praktycznie jak w domu. Tym rodzinnym, jak i obecnym.

- Dziękuję, poradziłam się przy urządzaniu kilku koleżanek. Zresztą było tu już sporo mebli, ja tylko dokomponowałam dodatki. - odpowiedziała, także zdejmując płaszcz.

Była przemarznięta tak, jak jej towarzyszka, ale i równie szczęśliwa. Jakby nie patrzeć, był to koniec roboty na dziś. Nie oznaczało to co prawda odpoczynku, na pewno nie tego długiego, ale obie mogły sobie pozwolić na luz. Takada z niego nie skorzystała, jednak wydawała się nieco bardziej odprężona niż jeszcze chwilę temu.

- Zrobię nam coś ciepłego do picia. - zaoferowała Misa, zanim brunetka mogła jakkolwiek skomentować poprzednią kwestię. - Mam kakao, gorącą czekoladę, kawę, herbatę...

- Poproszę herbatę. - przerwała w połowie. - Bez cukru.

I taką faktycznie dostała, do tego już kwadrans później. Zasiadły we dwójkę naprzeciwko siebie, jedna w fotelu, a druga na kanapie. Dzieliła je ława z okrągłym blatem, na którym spoczęły dwa kubki i ich parująca zawartość. Atmosfera była niczym na damskich, plotkarskich spotkaniach.

- Ależ zmarzłam. - Misa potarła ramiona i po chwili upiła łyk kakao.

Co prawda razem spędziły Wigilię, jednak ich relacja się nie zmieniła. Dalej była bardziej podszyta zawodową koniecznością niż ogromną sympatią. Co za tym idzie, tego typu spotkanie było niecodzienne i dla Takady nieco kłopotliwe, bo nie wiedziała, o czym ma rozmawiać ze współpracownicą. Ostatnio poszło łatwiej, ponieważ czar Świąt potrafi zmienić i ułatwić wszystko, ale teraz była w potrzasku.

- Fakt, jest dość chłodno. - kiwnęła lekko głową.

- Ojj, bardzo! Aż dziwne, że tyle tam wytrzymałam. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że mdleję, na szczęście mylne. Ale za to mamy super zdjęcia.

- Jestem pewna, że gdy fotograf je obrobi, będą jeszcze lepsze. Mamy bardzo zdolną ekipę, wszyscy pracują na pełnych obrotach. Nie wiesz jeszcze nawet, jakie mają możliwości. - odpowiedziała z uśmiechem, po części kpiącym, a po części zadowolonym, tak, jakby znała jakiś strzeżony sekret.

- Nie wiem, ale na pewno się dowiem! To, że ekipa jest zdolna, już wiem, ale sądzę, że dalej nie znam pełni ich potencjału. Ach, tak bardzo chcę go już poznać... W końcu pracuję trochę czasu.

- Wciąż zbyt mało. To życie i czas dyktują wyznania, którym można sprostać. Dali ci już do wglądu namiastkę z efektów ich ciężkiej pracy, ale poczekaj, aż nastanie jakaś sytuacja kryzysowa. Ci ludzie często poruszą niebo i ziemię, aby wszystko dopiąć.

- Cóż, to ich zadanie. Jesteśmy ważne, ale jak kiedyś przeczytałam, przypominamy płatki śniegu. Osobno jesteśmy piękne, ale aby na coś się przydać i stworzyć coś więcej niż szybko topiący się fragment, musimy scalić się z resztą.

- Ciekawe, gdzie o tym czytałaś?

- W jakiejś książce. Chyba ''Droga na szczyt Elisy Missel''.

- Lubisz takie biografie?

- Bardzo! Czytałam też Marilyn Monroe czy Coco Chanel. Czasem sobie myślę, że kiedyś też osiągnę coś wspaniałego, o czym mówić będzie cały świat! - odrzekła rozmarzona, a w jej oczach zabłysły wesołe ogniki. Nie, żeby nie skrzyły już wcześniej, gdy Takada zgodziła się przyjść. Teraz były jednak niczym prawdziwe kaskady świateł w pokaz fajerwerków.

- Ty... Naprawdę wierzysz, że mogłabyś dokonać czegoś tak wielkiego? - zapytała z pewną rezerwą, tak, jakby Misa opowiedziała żart, który nie do końca miał nim być.

- Wierzę. Czy pozostaje mi coś innego, niż wiara w jeszcze więcej, niż mam? Nie mogłabym pójść dalej, gdybym przystała na to, co mam obecnie.

- Już teraz jesteś na szczycie, jeśli patrzeć na to przez pryzmat wcześniejszego życia. Sądzisz, że nawet ludzie, którym się powiodło, mogą iść dalej?

- Jasne, że tak. Czasem wydaje się, że świat wydziela nam określoną ilość szczęścia i cierpienia, ale ja uważam, że można wziąć go więcej, niż się od nas oczekuje. Nie jest to łatwe i nie zawsze się udaje, częściej wręcz nie wypala, ale warto czasem uwierzyć w swoje możliwości.

- To... Chyba słuszne wyjście. - przełknęła ciężko ślinę.

Misa mierzyła jeszcze wyżej niż była obecnie i nie było w tym niczego niewłaściwego, przecież Takada też od początku szukała więcej szczęścia. Ale przy tym było to takie nieprawdopodobne, że blondynka wierzyła w wielkie rzeczy dostępne dla zwykłych ludzi. Co prawda ci, co osiągnęli dużo, też kiedyś byli ''zwykli'', ale to przecież nic nie zmienia. To nie tak, że każdy ma równą moc, aby stać się kimś wielkim.

- Takada... Wszystko u ciebie dobrze? - zapytała w pewnym momencie.

- Tak. Dlaczego pytasz? - otrząsnęła się i spojrzała na Misę, która ani na chwilę nie traciła dobrego humoru. Ta to miała dobrze.

- Nie chodzi mi o nic szczególnego. Po prostu cały czas się uśmiechasz lub przynajmniej nie smucisz, a mimo to jesteś najsmutniejszym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałam. - zaśmiała się serdecznie, jakby opowiadała jakiś żart przy wielkim stole w trakcie rodzinnej kolacji.

Takada tymczasem poczuła, jak jej serce staje, a dech w piersi zostaje tam dłużej, niż powinien, czekając na zwykły wydech, taki jak setka innych. Ale czeka przez długi czas. Brunetka nie usłyszała niczego wstrząsające, a jednak jej świat nagle kurczy się do rozmiaru ziarenka piasku i znika w jakimś obcym miejscu. To jak grunt osuwający się spod nóg i wie, że jeśli da się z nim zabrać, spadnie, więc odpowiada jedynie z równie niewzruszonym uśmiechem:

- Ty za to jesteś dla mnie najweselszym człowiekiem, Misa. Patrz, jak się dobrze uzupełniamy.

***

Chłód przestał mieć znaczenie. Noc przestała mieć znaczenie. Gdy człowiek myśli o sobie i sensie wszystkiego wokół, jakoś tak cały świat zaczyna blednąć. Takada nie wiedziała jeszcze, czy to dla niej dobrze, biorąc pod uwagę rozpięty płaszcz. Zapewne nie. Ale pomartwi się tym, gdy wróci do pustego mieszkania i spojrzy na rozpiskę na lodówce, w której poprzestawiać będzie musiała godzinowo czynności na ten wieczór. Czuła gorycz na samą myśl. To nieprzyjemne uczucie minęło wraz z dzwonkiem telefonu, który ledwie przebił się przez wszechobecny wicher.

- Takada, jesteś sama? - usłyszała w słuchawce głos, jak zawsze leniwy i nieludzki.

- Tak, jestem sama. - pociągnęła nosem, odruchowo rozglądając się wokół. W odległości co najmniej stu metrów nie było żadnych przechodniów. - O co chodzi?

- Może zadzwonię do ciebie później? Z tego, co słyszę, jesteś na dworze. Wróć do domu, jest naprawdę zimno.

- Nie trzeba, naprawdę. Powiedz, proszę, o co chodzi.

- Cóż, chcę porozmawiać o tym, jak ci idzie. Zbliżyłaś się do Lighta?

- Nie udało mi się to na tyle, na ile bym chciała. Ale wciąż nad tym pracuję. On... Jest ostatnio dość zajęty i przez to ciężej umówić się na jakieś spotkanie. Ale, jak dobrze wiesz, jesteśmy razem, więc to kwestia czasu.

- To bardzo dobrze. - westchnął i Takada wyobraziła sobie, jak rozkłada się w fotelu. Co prawda nigdy nie widziała jego twarzy, jednak słysząc ten głos, miała pewne wyobrażenie. - Jak myślisz, wie lub podejrzewa, że współpracujemy?

- Nie mam pojęcia, nie przebywałam z nim jeszcze aż tyle czasu. Ale wiedząc, jak bystry jest i że należy do grupy dochodzeniowej, wie prawie na pewno. Podejrzewam, że dlatego zgodził się na ten dziwny układ.

- Masz rację, Takada. Jesteś bardzo bystrą kobietą. Też uważam, że Light wie. Ale to nawet lepiej, cholernie jestem ciekaw, co zrobi z tym fantem.

- Zależy ci na wygranej z grupą, więc nie uważam, aby dobrym było, że wie. - czuła, że jeszcze chwila i zacznie szczękać zębami. Dłoń, w której trzymała telefon cała już zesztywniała.

- Fakt, chodzi mi o wygraną, ale i zabawę. Co to by był za pojedynek, gdyby wszystko szło jak po maśle? Co prawda grupa jest dość nieudolna, ale wierzę, że Light i Ryuzaki dźwigną tę sprawę na nogi. Nawet jeśli na razie biegają jak kurczaki z oderżniętymi łbami. - znów westchnął. Nie wiedziała, czy to za sprawą problemów z oddychaniem, czy może nudy, którą w ten sposób akcentował. Nie mogła wykluczyć jednego ani drugiego, rozmówca mimo zmiany głosu często wydawał się mieć chrypę. - Bardzo zależy mi na pojedynku z Lightem. Dbaj o niego jak o swojego ukochanego chłopca, kiedyś przyjdzie mu zginąć.

- Jesteś bardzo pewny siebie, Kira...

- Gdybym nie był... Czy mógłbym nazywać się w ten sposób? To właśnie pewność doprowadziła mnie aż tutaj. Albo deptasz po ludziach, albo oni taranują ciebie. Nic pomiędzy. - kolejne westchnięcie. - Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważna i niezwykle cię potrzebuję? Jesteś moją posłuszną dziewczynką i wszystko robisz bardzo dobrze. Oby tak dalej.

Chciała się skrzywić na słowa o posłusznej dziewczynce, ale zamiast tego po prostu wpatrywała się w dal, w przyszłość ukrytą za śnieżną kurtyną.

- Wiem, dziękuję...

- Nie masz za co. Naprawdę. W pełni zasłużyłaś. Proszę, nie zapominaj ani na chwilę o tym, co ci powiedziałem, okej? Działaj.

- Będę. - odpowiedziała, czując w swoim sercu jakiś promyk nadziei i radości, który jednak po chwili zgasł. Nie pobudziły go nawet kolejne słowa zbawiciela.

- Jestem z ciebie dumny.

Słysząc to, kobieta rozłączyła się i schowała urządzenie z powrotem do kieszeni, przystając w miejscu. Przez chwilę patrzyła w ciemną pustkę przed sobą, po czym skierowała wzrok na dół, na swoje przemoczone buty na wysokim obcasie. Kiedyś była pewna, że w szpilkach może zdobywać świat, dziś wydały jej się obce, tak samo, jak jej nogi i dłonie, które po chwili przed siebie wyciągnęła. Jak się okazało tylko po to, aby ukryć w nich twarz.

"Po prostu cały czas się uśmiechasz lub przynajmniej nie smucisz, a mimo to jesteś najsmutniejszym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałam.''

Przypomniała sobie te słowa i mimo przenikliwego chłodu zaszlochała, uświadamiając sobie, że to prawda. I to taka, z którą nic nie zrobi. Przez słabość i przez strach przed życiem, który czynił ją tak nieszczęśliwą.


Witam moje jelonki! Wy jeszcze nie wiecie, kto jest Kirą, ja wiem. I przez to pierwsze jego ''pojawienie się'' pisało mi się niezwykle ciężko. Wyszła mi według mnie aura zboczeńca bez piątej klepki, ale jakby nie patrzeć, ktoś przyjmujący taką rolę w świecie zdrowy nie jest. Więc to chyba na jedno wychodzi i cel został spełniony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro