Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXX


Do hotelu dotarłem szybko, choć mogła to być zasługa tego, że podczas drogi pochłonęły mnie myśli. Całkowicie zniknął świąteczny nastrój i luz, pozostała jedynie chłodna kalkulacja. Nie powiem, żeby wraz z tym mi nie ulżyło. Czułem się bardziej jak ja, to była bezpieczna strefa.

- Witaj, Ryuzaki. - przywitałem się po raz kolejny tego dnia, przekraczając próg hotelowego pokoju.

Było w nim naprawdę ciepło, cieplej niż w holu. O ile nie było to złudzenie po spacerze w zimnie.

- Cześć, Light. Odłóż kurtkę i chodź. - mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.

Posłuchałem go, po czym rozglądając się, podszedłem do kanapy, na której siedział. Wnętrze się nie zmieniło, co najwyżej rozgardiasz był większy. Bardzo rzuciło mi się jednak w oczy to, że Ryuzaki był sam. To znaczy, nie całkiem. Odgłosy z kuchni świadczyły o obecności Watariego, który był niczym cień L'a. Do tego detektyw uprzedził mnie, że będziemy rozmawiać w cztery oczy, jednak już dawno nie widziałem tu mniej niż czterech osób.

- Chciałeś porozmawiać. - zacząłem, siadając obok.

Dzieliła nas pewna odległość, jednak wydawało mi się, że od mężczyzny bije chłód. Chyba jeszcze bardziej przenikliwy niż ten na dworze. A może to tylko z uwagi na jego trupi, blady wygląd.

- Tak, chciałem pogadać. - zamknął w końcu wieko urządzenia, jednak sprawiał wrażenie, jakby nie zwracał na mnie uwagi. Wpatrywał się przed siebie, w szybę jednego z przysłoniętych do połowy okien. Padał śnieg i przez chwilę pomyślałem, że dla kogoś, kto rzadko wychodzi, jest to zaskakujący widok, jednak po chwili się opamiętałem. Ryuzaki raczej nie doszukiwał się w pogodzie głębi. - Mamy do omówienia kilka spraw, które może i nie są nie wiadomo jak wrażliwe, jednak na razie chciałbym trzymać je w tajemnicy przed resztą grupy.

- Znowu brniesz w sekrety? Jak najbardziej rozumiem ideę dawkowania informacji, jednak czy nie nadszarpnie to za bardzo zaufania reszty? I dlaczego akurat ja jestem godzien takiego wyróżnienia?

- Nie wiem, czemu jesteś godzien i czy w ogóle jesteś. Po prostu jesteś inny niż reszta, oni by zaraz zaczęli niepotrzebnie gadać, rozważać, czy podważać fakty i decyzje. I ty z pewnością myślisz nad tym wszystkim, co się dzieje w śledztwie i w Japonii w związku z Kirą, ale milczysz, jeśli nikt nie prosi cię o zabranie głosu. Obecnie jedyne czego mi potrzeba to ludzi, którzy będą cały czas pytać i rzucać się przy każdej okazji. - wzruszył lekko ramionami i w końcu odwrócił wzrok od okna. - Jak się zapewne domyślasz, to naprawdę świetni i oddani ludzie, ale... Nie mogę tak pracować.

- W ogóle nie umiesz pracować w grupie, co? - założyłem nogę na nogę. Siedząc naprzeciw siebie, wyglądaliśmy jak dwie diametralnie inne istoty, nie tylko z uwagi na wygląd zewnętrzny, ale i pozę. Ryuzaki nie zwracał uwagi na to, jak siedzi, był raczej odprężony. Ja spinałem się, kontrolując uważnie każdy ruch.

- Nie to, że nie umiem. Nie jestem przyzwyczajony.

- Czyli wychodzi na jedno, nie umiesz.

- Teraz jak reszta zaczynasz niepotrzebnie gadać, do tego nie na temat.

- W takim razie przedstaw mi ten temat.

- Już. - odkaszlnął i wyjął spod blatu brązową, lekko wypukłą kopertę. - Prowadzący stację Sakura chyba ostatnim razem nieco się przestraszył. W każdym razie dzięki jego uprzejmości mamy do przejrzenia kasetę jako pierwsi. Watari, włącz, proszę.

Szybko spojrzałem w tył, odnajdując wzrokiem staruszka, który pojawił się nie wiadomo skąd. Posłusznie przyjął kasetę i podszedł do telewizora, aby ją włączyć.

- Przeglądałeś ją już? - zapytałem, czując podekscytowanie. I jednocześnie pewną satysfakcję, że ten idiota z telewizji w końcu posłuchał rozkazów policji. - I czy tego akurat nie powinniśmy zrobić z resztą?

- Nie, nie ma takiej potrzeby. Najpierw chciałbym posłuchać twoich wrażeń. - odpowiedział bez cienia zawahania czy skruchy. Ale... Co się z nim stało? Być może to część taktyki, ale nie podobało mi się, że zaczyna ich powoli odsuwać. Czyżby faktycznie nie umiał pracować z innymi? - Widziałem tę kasetę już kilka razy, ale jak dotąd nie udało mi się dostrzec niczego interesujące. To znaczy, wyciągnąłem już pewne wnioski, ale akurat nie z tych nagrań. Chodzi o wcześniejsze.

- Powiesz mi?

- Powiem. Ale najpierw odsłuchaj, co ma do powiedzenia Kira w najnowszym materiale.

I zgodnie z jego słowami, wysłuchałem. Obaj wysłuchaliśmy. Przez chwilę w pokoju słychać było tylko nasze umiarkowane oddechy i głos przepuszczony przez syntezator, chrapliwy i jednocześnie żywiołowy. Jak się okazało, Kira, jeden lub drugi, zakomunikował, że spotkał w Yokohamie tego, kogo chciał spotkać. Jak się okazuje, podobno do spotkania doszło między wszystkimi trzema jednostkami uczestniczącymi w telewizyjnym zamieszaniu, w tym ze stworzonym przez grupę Kirą.

- Sądzisz, że to blef? - zapytałem, gdy na ekranie wraz z końcem nagrania pojawiły się mrugające, czarno-białe kropki.

- Nie wiem. A ty myślisz, że to blef?

- Ja... Nie mam pojęcia. To chyba niemożliwe, aby ta dwójka się ze sobą spotkała, wraz z Matsudą byliśmy bardzo uważni. Do tego trzeci Kira przecież nie istnieje, więc to nierealne, że spotkaliby się wszyscy. Kto wie, może ma to być nastraszenie, że zjawił się ktoś inny, faktycznie trzeci Kira. A może do spotkania nigdy nie doszło, jednak chcą stworzyć aluzję przed społeczeństwem, że faktycznie łączą siły. Bądź pokazać to policji. Ale mi się wydaje, jakby wiedzieli, że trzeci Kira jest dziełem grupy dochodzeniowej...

- Też uważam, że wiedzą... Wie... Że Kira, ten jedyny prawdziwy, zdaje sobie sprawę z tego niezbyt bystrego podstępu.

- ''Wie''? - zapytałem, mając świadomość, że Ryuzaki nie uznaje przejęzyczeń.

- W sumie o tym chciałem porozmawiać. Wydaje mi się, jakby drugi Kira był wykreowany przez tego pierwszego, aby nas zmylić. Być może przestraszyć tym, że moc się przenosi i można ją zdobyć, jakkolwiek miałoby się to odbywać.

- Też przeszło mi to przez myśl. - zgodziłem się. - Ale wydaje mi się, że na razie nie można tego potwierdzić na sto procent. Jeszcze do tego sprawa z tym spotkaniem '''we trójkę''. Brzmi jak oczywiste kłamstwo, bo trzeciego Kiry nie ma, ale przy tym ten pierwszy nie wydaje się aż tak naiwny, żeby ryzykować na tyle naiwną bujdą.

- Czysto teoretycznie grupa też nie jest na tyle głupia, aby tworzyć trzeciego Kirę, nie mając nawet kogo podstawić na jego miejsce w przypadku takich na przykład spotkań, a jednak to zrobiliśmy. Kto wie, być może morderca ''zniża się do naszego poziomu''...

- Wolałbym nie myśleć o tym w ten sposób, już i tak jesteśmy praktycznie na dnie...

- Jasne, masz rację. - potrząsnął lekko głową. - W każdym razie mam wrażenie, że Kira jest jeden. I chodzi mi o tego z mocą. Może ma wspólników, a może nie, ale tylko on jest w posiadaniu tej ekscentrycznej umiejętności.

- Dlaczego tak sądzisz? - czułem się potwornie źle z tym, że pytałem go o coś takiego. W końcu to ja zawsze na wszystko wpadałem. Do tego niegdyś byłem Kirą, więc powinienem wiedzieć, jak działa umysł obecnego zbawiciela. Mimo to błądziłem bardziej od Ryuzakiego i to on wpadał najwyraźniej na lepsze wnioski.

- Bo widzisz, Kira sprawia wrażenie kogoś, kto przypasowuje do siebie kawałki układanki. Albo pisze książkę. Wymienione dotąd telewizyjne wiadomości były niczym dialog stworzony w jednym umyśle lub odbyty między dwójką dobrych przyjaciół. Zapewne wiesz, o co mi chodzi. To wygląda jak płynnie idący scenariusz. Kto wie, być może ''spotkanie we trójkę'' to jego część. Chce, aby dla ludzi z zewnątrz dalej wszystko szło płynnie.

- To... Naprawdę ciekawy wniosek. - przyznałem, czując, jak w mojej głowie jakiś element wskakuje na miejsce. No tak, faktycznie wiadomości między jednym a drugim Kirą wydawały się dość zgrane, nie mówiły ani za dużo, ani za mało. Sprawiały wrażenie osobnych, ale tworzyły jedną całość. Szczególnie ta ostatnia część. - Na ile jesteś w stanie skłonić się ku tej teorii?

- Uważam, że szansa na jednego Kirę to jakieś dwadzieścia procent. - odrzekł, znów będąc w tej bezpiecznej krainie statystyk i wykresów. I ja lubiłem ten jasno określony świat.

Dwadzieścia procent to w oczach szarego człowieka niezbyt wiele, jednak w ustach Ryuzakiego oznaczało praktycznie pewność. Z jednej strony zostawiał pewien margines błędu, a z drugiej tymi dwudziestoma w moim mniemaniu zbliżał się do setki. W końcu, gdy ostatnim razem mnie podejrzewał, także przypisywał temu jedynie szczątki procentów. A jednak miał rację.

- Co więc chcesz z tym zrobić? - przeszedłem od razu do tej bardziej praktycznej części. Być może kiedyś przyjdzie czas na pytania kiedy, jak i dlaczego, ale jak na razie przyjąłem jego przypuszczenie za pewnik. Nie mieliśmy nic innego.

- Jeszcze nie wiem, na dobrą sprawę chciałem to skonsultować z tobą. Myślałem, że będziesz się spierał, ale skoro poparłeś moją tezę, pomyślę co dalej z nią począć.

- Moja opinia wstrzymała twoje pomysły na ciąg dalszy?

- Jestem geniuszem, ale w porównaniu z Kirą, daleko mi do Boga. W sensie... No cóż... I on jest bardzo daleko od tej roli, ale z uwagi na swoją moc, chyba nieco bliżej niż ja. - odchrząknął, po czym wtulił się bardziej w wezgłowie kanapy, jakby chciał się w nim zatopić. - W każdym razie nie jestem niezawodny. Ufam swojej intuicji i inteligencji, ale gdy nie muszę, nie chcę ufać im w stu procentach. A jako że myślimy podobnie, to sytuacja jest jeszcze bardziej dogodna do konsultacji.

- Cóż, w takim z chęcią będę pierwszym członkiem śledztwa, z którym będziesz się konsultował. - nie, żebym już wcześniej nie wiedział, że tak będzie, dodałem w myślach. Ryuzaki nie jadł mi z ręki i nie myślałem, aby kiedykolwiek zniżył się do tego poziomu w stosunku do kogokolwiek, ale zdecydowanie miał do mnie słabość. Nie ufał mi, nie traktował jak przyjaciela, ale był mi przychylny tak, jak przychylny może być geniusz w stosunku do drugiego geniusza. Niespodziewanie przypomniały mi się słowa Takady o stąpającym po świecie zastępie idiotów i pomyślałem, że dla Ryuzakiego jestem jedną z tych bystrzejszych jednostek. Ciężko byłoby nie podjąć współpracy z takim miłym ewenementem. - Ale podejrzewam, że nie ściągnąłeś mnie tu tylko z uwagi na tę jedną informację.

- Nie. Jasne, że nie. - pokręcił lekko głową. - Przede wszystkim chciałbym poinformować, że za niedługo zmieniamy kwaterę.

- Och, zmieniamy ją przecież cały czas. - odpowiedziałem, rżnąc głupa.

Domyślałem się, że chodzi mu o ten wielki, nowoczesny budynek, jakiego prawdopodobnie sam prezydent USA nie mógłby sobie na życzenie postawić. Ciekawie pracowało się w takich warunkach i z jeszcze większą uciechą obserwowałem, jak nasza baza dowodzenia zamienia się dla Ryuzakiego w trumnę. Kto wie, czy i tym razem L nie skona w największym marnotractwie finansów, jakiego w życiu dokonał. Ja na pewno aktualnie nie wiedziałem, czy sprawiłoby mi to taką uciechę jak kiedyś.

- Ciągłe zmienianie hoteli jest problematyczne. Bezpieczeństwo bezpieczeństwem, ale śledztwo trwa i trwać będzie jeszcze długo, wszyscy są zmęczeni ciągłymi zmianami. Tym razem przeniesiemy się gdzieś indziej, będzie bardziej profesjonalnie niż w hotelowym pokoju.

- Zgaduję więc, że tym razem nie będziemy już niczego wynajmować. A skoro inwestycja w coś własnego... Jak myślisz, ile jeszcze będziemy siedzieć nad sprawą?

- Ja... Sam chciałbym to wiedzieć. Najlepiej będzie powiedzieć, że tyle ile trzeba, ale to bardzo odległy termin. Chciałem zająć się tym szybko, ale sam widzisz, jaka jest sytuacja. Kto wie, być może będziemy siedzieć w tym do śmierci.

- Tej naturalnej?

- Naturalnej... Lub przedwczesnej. - mruknął i wyglądał w tym momencie tak samo, jak tamtego deszczowego wieczoru na dachu.

Był pogodzony z losem ofiary, na której grobie nikt nie położy kwiatów, której imienia nikt nie wyryje w ozdobnym kamieniu gdzieś na placu chwały. Był bohaterem cichym i bez żaru, który rozpalał do walki. Zapewne czuł nienawiść, zawiedzenie, nie umiał przegrywać, jednak to nie powołanie prowadziło go przez życie. Nie miał tej mistycznej energii, która w filmach wielkich ludzi pchała do przodu.

- Dlaczego powiedziałeś najpierw mi, Ryuzaki? - zapytałem, gdy ten znów zawiesił wzrok na oknie. Wydawało mi się, jakby faktycznie oglądał śnieg, choć była to myśl bardzo nieprawdopodobna. Mój nemezis wpatrujący się w śnieg... Czy to właśnie tak wygląda koniec świata? - Przenosiny to poważna sprawa. I raczej nie sekret.

- Nie wiem, Light. - wzruszył ramionami i znów spojrzał na mnie. Był tak samo zrezygnowany, jak chwilę wcześniej. Chłodne, różnorodne płatki śniegu chyba go nie pocieszyły. Ale nic w tym dziwnego, nie był dzieckiem. Czasem jednak wątpiłem w to, że nawet jako dziecko cieszył się ze śniegu. - Jest Wigilia, a ty po prostu przyszedłeś tutaj, porzucając plany, które na sto procent miałeś. Przychodzisz za każdym razem, gdy do ciebie dzwonię i zawsze słuchasz, obserwujesz i wyciągasz wnioski, biorąc pod uwagę każdą ewentualność. Nawet jeśli jesteś Kirą... No cóż, to chyba właśnie ciebie chciałem w tym śledztwie. A może przez te kilka chwil na zewnątrz stałem się na tyle ludzki, że potrzebowałem jednej, szczególnej osoby, z którą mógłbym się w pierwszej kolejności dzielić wszystkimi wiadomościami. Potrzebowałem ulubieńców. To jednak dla ciebie spora odpowiedzialność. Wygląda na to, że zostałeś jednocześnie wybrany i przeklęty. O ile samo bycie śledczym w sprawie Kiry nie jest przekleństwem.


Witam moje jelonki! Gdy piszę tę notkę, jest siódmy grudnia 2021 roku. Właśnie ogłoszono zdalne nauczanie od 20 grudnia. Pierwszy raz nie mam pojęcia co robić, jak się czuć. Czy będę znowu zalegać przez ten czas w łóżku, czy może faktycznie rozwinę się pisarsko. Po prostu... Nie wiem. Ale chętnie zobaczę, co będzie za kilka miesięcy, kiedy, kto wie, być może stwierdzę, że zdalne zabrało mi kolejny szkolny rok. Jestem cholernie ciekawa, jak sytuacja rozwinie się do czasu publikacji tego rozdziału.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro