Rozdział XXVII
Noc znów była chłodna. Nic dziwnego jak na tę porę roku, jednak dalej ubolewałem nad tak wczesnym zamykaniem balkonowego okna. Od kiedy zacząłem drugie życie, czucie delikatnego powiewu wiatru na plecach lub promieni słońca w trakcie siedzenia przy biurku było naprawdę przyjemne. Chociaż od kiedy zacząłem śledztwo, pozostał mi wiatr, z każdym dniem coraz zimniejszy. Wracałem w końcu po zmierzchu. Bardzo często, gdy wracałem, nie było już ze mną Ryuuka, który zapodziewał się gdzieś po drodze. Wracał do tajemniczego, cichego w ostatnim czasie właściciela notesu i kto wie, być może razem z nim knuł intrygi. Ryuuk nie pasował do knucia czegokolwiek, ale jeśli jedynie dzielił się informacjami, to był przydatny. Był asem w rękawie obecnego Kiry. Ale... Nie, przecież bogowie śmierci, przynajmniej ten ''mój'', byli bezstronni. Choć dalej nie potrafiłem w wiarygodny sposób wytłumaczyć tego, że obecny zbawiciel wie tak dużo i działa, jakby odtwarzając przeszłość.
- Liiight! - usłyszałem głos siostry dobiegający z dołu. Wydawała się szczęśliwa. Matka też. Od tamtego pamiętnego wieczoru nic nie wspominała o rozmowie z ojcem, który obecnie przebywał poza domem. Dla reszty domowników to zdecydowanie dobry czas. - Jakaś dziewczyna do ciebie!
Zmarszczyłem lekko brwi, zastygając z długopisem sunącym po kartce z matematycznymi łamigłówkami. Czyżby Misa? Kiedyś, w przeszłości, przyszła do mnie. Ale teraz nie miałaby chyba powodu, do tego z pewnością by uprzedziła, gdyby tak czy tak planowała wizytę. A może te zbiegi z przeszłością to tylko jedno wielkie zrządzenie losu? Pewne rzeczy muszą się wydarzyć...
- Idę! - odkrzyknąłem i ''zszedłem'' na dół, zawsze brnąc od razu przez dwa stopnie. Przystanąłem, gdy zobaczyłem, kto na mnie czeka.
W przedpokoju stała kobieta, która mimo chłodu ubrana była w elegancką sukienkę o stosownej długości. Szykowne dodatki, w szczególności biżuteria, włosy ułożone idealnie, bez ani jednego niesfornego pasemka. No i ten zapach. Ten duszący, drogi zapach... Stałem daleko, a jednak od razu go wyczułem, nawet się nad tym nie wysilając.
Takada z pewnością wyrosła na piękną kobietę, jednak patrząc na nią, a szczególnie czując ją nawet z takiej odległości, nie potrafiłem się choć trochę zachwycić. Potworne marnotractwo takiego uroku.
- To ja was zostawię! - oznajmiła Sayu i pobiegła do mamy, która stała przy kuchni. Powróciła do swojego starego zwyczaju, co było dobrym znakiem.
- O co chodzi, Takada? Zawsze mogłaś zadzwonić. - zszedłem do końca ze schodów i podszedłem do brunetki, która wciąż miała na sobie długi płaszcz i ciepłe obuwie. Nie wiem, czy tak szybko zamierzała wyjść, czy może nie pomyślała nawet o zdjęciu wierzchniego okrycia.
- Nie wiem, czy to sprawa na telefon. Wydaje mi się, że nie. - odpowiedziała, jakby zakłopotana samym tym, że stoimy naprzeciw siebie.
Biorąc pod uwagę to, że staliśmy obok siebie w moim domu, dziewczyna faktycznie stracić nieco mogła na animuszu. Wbrew pozorom ludzie byli jak zwierzęta, czuli się niepewnie na nie swoim terytorium. Szczególnie tym wroga.
- Co może być tak ważnego, że przyszłaś osobiście? - zapytałem, krzyżując ręce na piersi. Dobrze, niech czuje się źle i niepewnie, o cokolwiek chodzi. Niech wie, że ta rozmowa należy do mnie, tak samo, jak jej osoba. Być może jeszcze nie teraz, ale kiedyś w końcu musiałem ją sprawdzić. - Albo nie, najpierw zdejmij płaszcz i buty, pójdziemy do mnie. Nie wypada rozmawiać w wejściu.
Dodałem po chwili, a ta posłuchała bez ani jednej uwagi. Później dała się zaprowadzić na piętro, gdzie po zamknięciu drzwi zyskaliśmy trochę prywatności. Kto wie, być może Shun zaraz wpadnie z ciastkami jak przy pamiętnej wizycie Misy, ale na razie byliśmy sami.
- Masz bardzo zwyczajny pokój. - stwierdziła po krótkim rozejrzeniu się.
- Praktycznie tutaj nie przebywam, ponadto nie potrzebuję zbyt wielu osobistych dodatków. Ludzie marzący o niszowym harowaniu za pajdę chleba są dość prości. - wzruszyłem ramionami, opadając na krzesło przy biurku.
Słysząc nawiązanie do naszej pierwszej rozmowy, wydała się bardziej speszyć. Dobrze. Bardzo dobrze.
''Nie jest dobrze, Light'' podpowiedział mi głosik w głowie, któremu arogancja Kiry kazała stulić pysk. Miałem ochotę wyrzucić oba głosy, jednak były one nieodłączną częścią mnie. Kto wie, być może przy okazji były też jak yin i yang i bez współpracy nie działałyby w ogóle.
- Przepraszam za wtedy, byłam zdenerwowana zmianą kierunku. Czasem... Zdarza się ludziom palnąć coś głupiego. - wydawało mi się, że przyznanie się do tego kosztowało ją naprawdę wiele. - Zapomnijmy, dobrze? Możemy?
- Możemy. Przynajmniej na ten jeden wieczór. - skinąłem głową na łóżko, na którym ta po chwili usiadła.
Przycisnęła przy tym do siebie drobną torebkę, jakby w jej wnętrzu kryły się najcenniejsze skarby. Oceniłem (być może z uwagi na moją płeć, mało profesjonalnie), że zmieściłaby się tam co najwyżej pomadka i jakiś puder, więc takie pilnowanie własności było bardziej objawem stresu.
- Miałabym pewną prośbę. Chociaż nie wiem, czy nie trafniej będzie powiedzieć, że propozycję.
- Więc co to za propozycja? Zamieniam się w słuch. - zacząłem się na obrotowym fotelu lekko kręcić na boki.
Wyglądałem, jakbym miał gdzieś, co chce mi powiedzieć, jednak w rzeczywistości z sekundy na sekundę słuchałem jej coraz uważniej. Obecnie miałem w sobie nieco więcej z człowieka, więc i ciekawość była większa. Drobny grzech człowieczeństwa.
- Chodzi o to... - przełknęła ciężko ślinę. Wydawało mi się, jakby wyznanie znów kosztowało ją schowanie dumy do kieszeni. Biorąc pod uwagę to, co powiedziała po chwili, faktycznie mogło tak być. - Czy będziesz moim chłopakiem?
Jej głos stał się nieco bardziej piskliwy, słowa zbyt szybkie. Mój głos... Nie wiem, ponieważ przez dłuższą chwilę siedziałem cicho. Po prostu oparłem głowę na dłoni i przyglądałem się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ale że... Ja twoim chłopakiem? - wskazałem na siebie, jakby był tu jeszcze ktoś oprócz nas.
- Ja wiem, że to bardzo dziwne. Ale... proszę, zgódź się! - pochyliła lekko głowę w dół. Wyglądała niczym upodlony psiak, który wiedząc, że źle zrobił, spuszcza wzrok ku ziemi. To samo zrezygnowanie.
- Łączy nas tylko przesyłanie sobie notatek z zajęć! Skąd pomysł na coś takiego?!
- Bo podobałeś mi się od pierwszej chwili, w której cię zobaczyłam! - także podniosła głos, a wraz z nim głowę. Już nie wydawała się ani upodlona, ani tak nieśmiała, jak zazwyczaj. Być może dalej niepewna tego, czego chce i tego, co będzie, ale śmielsza o te kilka wyniosłych słów. - Ja wiem, że nasze pierwsze spotkanie nie było zbyt udane. I że może potraktowałam cię zbyt surowo. Tak naprawdę... Twoje słowa mnie wzruszyły. Pierwszy raz spotykam człowieka, który ma tak piękną wizję na przyszłą pracę.
- Takada. - powiedziałem z powagą. - Ludzie nie wiążą się ze sobą, słysząc kilka sztampowych kwestii o marzeniach i wartości braku wartości pieniądza. Nie wierzę, że wpadłaś na pomysł związku po tym, jak wyśmiałaś moje stwierdzenie, a potem słałaś mi notatki. Wydajesz się rozsądną kobietą.
- To nie tak. Masz dużo zalet. Wiem, że byłeś najlepszy na egzaminach końcowych w liceum i że na uczelni także bardzo dobrze ci szło. Ludzie z kierunku cię lubią. Jesteś taki bystry... I w kwestii naukowej, i życiowej. Pomyślałam, że chciałabym być z kimś takim. Mam dość ludzi, którzy nie rozumieją głębszych wartości ani świata. Potrzebowałabym przy moim boku kogoś, kto też wie, jak to wszystko działa.
- Nie wiem, jak działa świat. Tego nikt nie wie. Można wychodzić naprzeciw przeciwnościom, jakie przed nami stawia, ale nic nie zrobimy z tym, jak jest ułożony. - bzdura, Light. Sam próbowałeś zmienić ułożenie świata. Ale ona nie musi o tym wiedzieć. - Ale zawsze możemy przebrnąć przez niego bez większej krzywdy i warto zrobić to z kimś, kogo dobrze znasz i naprawdę lubisz. Rozumiem, że imponuje ci moja inteligencja i bardzo to szanuję, ale nie uważam tego za wystarczający powód, abyśmy stworzyli związek.
- Czy nie irytują cię ci wszyscy idioci wokół?
- Jakoś ich nie widzę...
- Widzisz. Widzisz bardzo dobrze. Ci ludzie nic nie rozumieją, ale ja rozumiem! Jestem pewna, że bylibyśmy idealną parą! - wyglądała na desperatkę i był to stan niebezpieczny, ale dla mnie dość przekonujący.
Pozwoliłem sobie na chwilę zadumy, rozważając, czy może to być podstęp. Mógł. Jeśli Takada faktycznie jest na usługach Kiry, może ma mnie w ten sposób podejść. Tak jak ja miałem podejść ją, aby wykryć współpracę z mordercą. Pytanie tylko, czy się dać, a może bardziej czy wstąpić z nią w związek, ponieważ na żaden podstęp nie pozwolę.
- Wiesz... To dla mnie nadal bardzo dziwna prośba. Ale w sumie jestem wolny, a ty chyba faktycznie bywasz dość bystra. - było to okrutne kłamstwo. Nie była bystra, szczególnie jeśli tak jak sądził L, układała się z Kirą. Jednak tego typu słowa w takich sytuacjach brzmią bardzo ładnie, z uznaniem i znaczeniem. - Nie kocham cię i nie wiem, czy będę, ale jeśli tak bardzo ci zależy, możemy spróbować.
Spodziewałem się, że w tym momencie po prostu się wycofa, ewentualnie zaproponuje inne warunki. W końcu czym jest związek bez miłości? Czy to nie ona wiąże dwójkę ludzi? Co prawda nigdy nie czułem czegoś takiego Misy, z którą byłem przez tyle lat, ale ona ubzdurała sobie, że i ja ją bezgranicznie kocham, więc jakoś to działało. Takada miała jasną sytuację. Jeśli nie czułbym do niej nic... Czy naprawdę zgodzi się ze mną związać?
- Dobrze, Light. Może tak być. - odpowiedziała po chwili i wydawało mi się, że nie jest w żadnym stopniu zawiedziona. Jednak zadowolona też nie była. Jej obojętność w takich chwilach nawet mnie potrafiła przytłoczyć. - Dziękuję, że dałeś nam szansę.
***
Patrząc, jak odchodzi, miałem bardzo mieszane uczucia. Nie wiedziałem jeszcze do końca, na co się zgodziłem, bo na pewno nie na zwykły związek. Ale przecież ona w pojedynkę, albo nawet z Kirą za plecami, mało zrobi. Irytowało mnie przede wszystkim to, że nie przewidziałem tej sytuacji, więc nie miałem też gotowego rozwiązania i dałem się zgubić. Jednak przy tym nie zrobiłem niczego bardzo niewłaściwego, samo wstąpienie w związek nie pociągnie ze sobą konsekwencji. Powinienem być spokojny. Tylko spokój nas uratuje.
- Nie wiedziałem, że spotykasz się akurat z nią. - zarechotał Ryuuk za moimi plecami.
Drgnąłem lekko i błyskawicznie się odwróciłem, widząc dobrze mi znanego shinigami. Uśmiechnięty jak zawsze, odporny na zimno, które na tarasie mocno doskwierało.
- Sprawy się... Lekko skomplikowały. - odpowiedziałem, widząc, że wraz ze słowami z moich ust uleciał obłoczek pary. Ryuuk nie doświadczył tego samego. Wydawać by się mogło, że powietrze, które wydychał, było martwe, chłodne. - A ty? Nie jesteś z Kirą?
- Skomplikowały? To idealnie, w końcu o to chodzi. - dalej trzymał się jednego. Był gorszy od małolata, który zatapia się w używkach dla dobrej zabawy. Nie znał umiaru. - Kira obecnie śpi, więc pomyślałem, że cię odwiedzę. I chyba akurat wybrałem na to dobry moment.
Śpi... To dla mnie bardzo niedobrze. Dotychczas Ryuuk znikał, ponieważ Kira nocami działał, pracował. Skoro śpi, to znaczy, że nieco sobie odpuścił. A skoro nieco sobie odpuścił... Nie widzi już w grupie takiego rywala jak wcześniej. Czyżby był to kolejny gest arogancji z jasnym przekazem, że nie dajemy mu rady? Nie wiem, czy cokolwiek byłoby w stanie sfrustrować mnie bardziej.
- Czy dobry... No nie wiem. Dzień jak co dzień. - znów spojrzałem na oddalającą się coraz bardziej Takadaę, która rozmawiała obecnie przez telefon. Znając życie, z jakimś ważnym menadżerem lub jeszcze ważniejszym fotografem.
Kto wie, być może Kira spał, bo był spokojny o jej dzisiejszą ''misję''. Nie mam pojęcia, co knuje, ale może moim posunięciem kupiłem mu trochę spokoju i jeszcze więcej odpoczynku. Jeśli tak... Niech się tym udławi. Nie wiem, jak miałby tego dokonać, ale niech mu staną w gardle wszystkie jego zwycięskie zagrywki.
Znów pomyślałem o tym, czy Ryuzaki czuł się podobnie. Czy kiedy ja wygrywałem, także się frustrował i nienawidził mnie z całego serca? Nienawidził mnie za swoją bezradność? Ale czy on byłby zdolny do tak głębokich, przeszywających uczuć?
- Wracaj do środka, Light. Stoisz tu bez kurtki i butów.
- Martwisz się o moje zdrowie, Ryuuk? No no, może bogowie śmierci mają jednak jakieś szczątki uczuć. - posłusznie udałem się do wnętrza, gdy brunetka w końcu zniknęła z mojego pola widzenia.
- Trochę się martwię. Gdybyś zachorował... No cóż, to oznaczałoby przerwę. - wszedł do pokoju za mną, przenikając przez drzwi, które za sobą zamknąłem. - Znów byłoby nudno.
Witam moje jelonki! Gdy piszę ten rozdział (a raczej go sprawdzam) mamy 4 grudnia 2021 roku. Gdy ten rozdział natomiast opublikuję, będzie lato. Przynajmniej z moich jakże nieumiejętnych wyliczeń tak wynika. Opublikuję to w lato, podczas gdy w książce jest późna jesień. Już o tym mówiłam w jakiejś mojej innej powieści, ale mam dar do pisania letnich opowieści zimą i zimowych w lato. Skoro teraz robię takie zapasy nowych części, wychodzi na to, że nawet z wyprzedzeniem nieświadomie wybieram sobie dobre pory :P
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro