Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIX


Jak wie każdy, zarówno ten młodszy, jak i starszy Japończyk, Wigilia jest niezwykle romantycznym świętem. Podczas gdy reszta świata zasiada z rodziną przy stole, w kraju kwitnącej wiśni jest to czas idealny na randki lub wyznanie miłości w otoczeniu plastikowej jemioły i dmuchanych reniferów. Ciekawe bajery, które jednak nigdy mnie za bardzo nie interesowały. Na dobrą sprawę i dla mnie był to czas rodzinny, ewentualnie za dzieciaka moment na bezkarne objadanie się słodyczami. Obecnie musiałem jednak wziąć poprawkę na to, że mam dziewczynę i z tej okazji wypadałoby coś zorganizować. Niechętnie, aczkolwiek pośpiesznie zaprosiłem Takadę na spacer po centrum, na który ta przystała. Czułem, że dla nas obu to dobry interes-zaczynaliśmy zabawę w dwóch szpiegów, którzy mieli się wzajemnie tropić. Gdyby był to żart lub fabuła dobrej książki, to zapewne bym się zaśmiał, jednak jako, że było to moje życie, pozostawałem ponury. Szczególnie wtedy, gdy dni przelatywały mi przez palce i dwudziesty czwarty grudnia nastał szybciej, niż bym chciał.

Co za tym idzie, w dzień spotkania ubrałem się ciepło, z żalem wziąłem z kuchni tylko jedno ciastko, po czym powędrowałem na stację metra, skąd pojechałem do ścisłego centrum. Było najwięcej rzeczy do oglądania. W wagonie zastałem w większości młode, zakochane pary i poczułem się przez te jeszcze gorzej, bo doszło do mnie, że i ja będę musiał jakoś zabawiać Takadę i uczynić to wyjście udanym, na co średnio miałem ochotę. Ale zanim na dobre rozmarzyłem się o wolnym wieczorze (Ryuzaki postanowił w święta dać mi chwilę wytchnienia) przyszła pora na skonfrontowanie się z moją drugą połówką.

- Cześć, Takada. - przywitałem ją z miłym uśmiechem i grzecznie pocałowałem w policzek, na całe szczęście wyczuwając, że ta nieco przystopowała z wylewaniem na siebie flakonów mocnych zapachów. Choć możliwe, że to z powodu chłodu i lekkiego kataru, jaki męczył mnie wraz z nadejściem tej najzimniejszej pory roku.

- Witaj, Light. - uśmiechnęła się lekko, z typowym dla siebie taktem. Nie wiem, czy obaj czuliśmy się jak aktorzy, jednak ja zdecydowanie miałem poczucie, że jestem oszustem, który w pewien sposób omamia sam siebie. Dlaczego? Przecież udawałem wiele innych rzeczy, ról.

Faktem jednak było, że bez względu na to, jak zakłopotany i zmarnowany bym się nie czuł, to była moja szansa na zbliżenie się do Takady. Co prawda była ona prawdopodobnie pod rządami Kiry, do tego nie miała za grosz charakteru ani żadnych upodobań, ale dalej była nieco bystrzejsza od Misy, która już teraz wydawała się gotowa paść mi do stóp. W końcu wyjawiła mi już wiele faktów ze swojego życia, na co nie mogłem póki co liczyć od mojej dziewczyny.

- Gdzie pójdziemy? - zagadnąłem, gdy ta zaczęła kierować się w pozornie losowym kierunku, najwyraźniej znając dobrze cel, do którego zmierzamy.

- Przed siebie. Widziałam całkiem niedaleko więcej ozdób, według mnie warto je obejrzeć. - powiedziała, lekko drżąc. I mi zimno dawało się we znaki, a co za tym idzie, także się telepałem. Co prawda w Japonii nie było nie wiadomo jakich śnieżyc i zamieci, jednak dla kogoś, kto spędził w tym kraju całe życie, grudzień był naprawdę mroźny.

Jak się po chwili okazało, ten ziąb, a może i po prostu brak tematów, skłonił nas do ciszy. Podążaliśmy prostą drogą i milczeliśmy, nieskorzy do kontaktu między sobą. Zapewne nie tak w wyobraźni wielu wyglądała idealna randka, ale i my nie byliśmy idealną parą. Bardziej duetem krętaczy, który tego szczególnego wieczoru postanowił wyjść na spacer, wspólny, a jednak samotny. Jakkolwiek bym nie chciał, nie potrafiłem się odezwać, nie wiedząc, co zainteresowałoby ją na tyle, aby uczepiła się danego tematu. Nie widziałem po niej, czy i ona chciałaby się odezwać, jak zawsze nie pokazywała po sobie nic. Przez to poczułem, że się irytuję, co w obecnej sytuacji było bardzo niedobrym znakiem. Łatwo wtedy o kłótnię, której wolałbym uniknąć w święta, na naszym pierwszym spotkaniu jako para.

Martwa cisza nieprzyjemnie przedłużała, kiedy ku mojemu zdziwieniu została przerwana w bardzo nietypowy sposób. Na początku usłyszałem zbliżające się, szybkie kroki jakiejś lekkiej osoby, po czym poczułem, jak ktoś praktycznie na mnie skacze i otula moją szyję rękami. Tajemniczy ''napastnik'' zrobił to od tyłu i przez to przez chwilę myślałem, że ktoś chce mnie udusić (byłaby to fatalna śmierć, biorąc pod uwagę to, z jakimi zagrożeniami mierzyłem się na co dzień) jednak po chwili doszło do mnie, że ten ktoś mnie przytula. Niezbyt mocno, aczkolwiek na tyle zdecydowanie, że nie miałem odwagi próbować się wyrwać.

- Misa? - zapytałem po chwili, zerkając do tyłu, gdzie faktycznie zobaczyłem twarz blondynki. I poczułem jej perfumy. W takim razie mój katar może nie był taki najgorszy, a Takada faktycznie nie użyła żadnych pachnideł. To byłoby do niej niepodobne. Ale to poniekąd dobrze, że zazwyczaj ich używała, kobietę łatwo poznać po zapachu. I jeszcze łatwiej zrozumieć jej duszę, czując, jakie nuty zapachowe lubi. Sprawdzało się to przy większości dziewczyn, jakie poznałem. Wszystkie pachniały swoim słodkim i uroczym lub ciężkim i niezłomnym charakterem. - Co tu robisz? Jesteś z kimś?

- Nie, niestety nie znalazłam towarzystwa. Naprawdę nie wiem czemu, przecież gwiazdka to taki dobry moment, aby z kimś wyjść! Ale znajomi mają inne zajęcia, nudziarze. - żachnęła się, puszczając mnie w końcu, gdy zauważyła, że przy takim odgięciu do tyłu ledwie utrzymuję się na nogach. - Więc uznałam, że do ciebie dołączę.

- Jak mnie znalazłaś...?

- To łatwe, namierzyłam twój telefon. - wzruszyła ramionami.

- Namierzyłaś... - cicho po niej powtórzyłem, lekko się spinając, gdy doszło do mnie, co zrobiła.

Przy obecnej technologii w ogóle było możliwe, aby szary człowiek namierzył telefon innej osoby? I naprawdę przyszło jej to do głowy jako pierwsze? Nie mogła napisać? Zadzwonić? Wygląda na to, że serio ma zadatki na psychopatkę.

Zanim jednak zdążyłem ją zbesztać, dziewczyna zwróciła uwagę na moją towarzyszkę i jeszcze bardziej się rozpromieniła.

- Szefowa! Dobry wieczór, wesołych świąt! - pokłoniła się lekko przed kobietą. - Dobrze panią widzieć.

- Ciebie też dobrze widzieć, Misa. - odpowiedziała, wciąż tym samym tonem głosu.

Kiedy jednak spojrzałem z niepewnością na jej twarz, w końcu nie wiedziałem, czy nie obrazi się za towarzystwo Misy, wydawała się zadowolona. Tak, jakby jej ulżyło. Jeśli mam być szczery, po tych cichych chwilach między nami i ja ucieszyłem się z przybycia koleżanki.

- Ale... - dziewczyna spojrzała to na mnie, to na Takadę, a potem znowu na mnie, po czym głośniej wciągnęła powietrze. - Mój Boże, czy wy jesteście na randce? Nie przeszkadzam wam? Przeszkadzam na pewno, wybaczcie!

- Nie nie, nie przeszkadzasz.

- Wszystko okej, naprawdę miło cię spotkać.

Oboje od razu zaczęliśmy zaprzeczać, a po chwili zerknęliśmy na siebie znacząco, poniekąd rozbawieni swoją synchronizacją. Wygląda na to, że faktycznie potrzebowaliśmy towarzystwa Misy. Być może nawet bardziej, niż ona naszego. Jeśli natomiast chodzi o bliższe zapoznawanie się i wyciąganie informacji... No cóż, na to przyjdzie jeszcze czas. Być może spotkanie we trójkę nieco nas ze sobą oswoi.

- W takim razie zostaję z wami, zabawimy się!

***

Jak się okazało, zabawiliśmy się w następujący sposób-kontynuując spacer. Misa jak zawsze była bardzo żywiołowa, zatrzymywała się przy każdej wyróżniającej się sklepowej wystawie i komentowała praktycznie wszystko, co mijaliśmy, od wspomnianych na początku dmuchanych jeleni, aż po światła zawieszone na latarniach. Okraszony wesołymi uwagami został także śnieg, który w połowie naszej przechadzki zaczął soczyście sypać z nieba.

Przyznam, że wnerwiało mnie jej trajkotanie, bo byłem przez ostatnie miesiące przyzwyczajany do spędzania czasu z poważnymi ludźmi, jednak puściłem je mimo uszu. Jedynie od czasu do czasu kiwałem głową, gdy dziewczyny się na mnie oglądały. Przez cały czas trzymałem się z tyłu, dając im z przodu poszaleć, wygadać się. Co prawda Takada mówiła znacznie mniej, ale wydawała się zadowolona z takiego stanu rzeczy. Ja wyłączyłem się całkowicie i z rękami w kieszeniach obserwowałem ich plecy, które prosiłyby się o natarcie śniegiem, gdybym był w podstawówce. Niestety, to już nie był ten wiek. Ani ta rzeczywistość, w której z rozkoszą bawiłbym się białym puchem.

Spuściłem głowę, patrząc na swoje buty.

''Kim jest Kira? Czy Ryuuk nie przekazuje mu informacji? Czy powiedział mu, jak wyglądała przeszłość? Czy są w świecie śmiertelników dwa dzienniki i przede wszystkim, czy są dwie Kiry? Jak w końcu było z tą Yokohamą? Dlaczego on tak zawzięcie milczy, doprowadzając mnie wręcz do szaleństwa?''.

Myślałem o tym wszystkim do czasu, aż nie został mi podsunięty grzaniec w papierowym, świątecznym kubku. Jak się okazuje, dziewczyny zdołały zaprowadzić mnie aż pod stoisko z ciepłymi napojami, jedno z kilku, jakie stały w okolicy.

- Pij, wyglądasz blado. - mruknęła Misa, gdy przyjąłem od niej kubek. Był przyjemnie ciepły, parzący wręcz w otoczeniu takiego zimna. Ulatywała z niego para taka sama, jak z naszych ust przy każdym wdechu. Chłód jednak miał w sobie coś niesamowitego.

- Może umiera. Ludzie w takim chłodzie raczej mają rumieńce. - podsunęła Takada, upijając łyk alkoholu. Chyba nie przeszkadzało jej, że wino jest prawie wrzątkiem.

- Nie umiera. Nie umierasz, nie? - zapytała, akurat w porę, gdy otrząsnąłem się z natrętnych myśli i zacząłem powoli wracać do rzeczywistości. Być może to za sprawą parzącego kubka, a może zmęczenia, które nie pozwalało mi się tak bardzo skupiać. Spacery zimą bywają męczące.

- Na razie nigdzie się nie wybieram. - odrzekłem, także upijając łyk wina. W Wigilię nie wychodziłem, do tego od alkoholu się zazwyczaj wzbraniałem, więc był to smak stosunkowo nowy. Pachnący cynamonem i pomarańczą.

- To dobrze, sporo jeszcze czasu przed tobą. - Misa, z której kubka zniknęła już ponad połowa zawartości (być może kobiety były niepokojąco odporne na wysokie temperatury) otuliła ramionami mnie i Takadę, po czym nas do siebie przyciągnęła. Wyglądaliśmy zapewne jak grupka przyjaciół ze szkolnej fotografii. - Wznieśmy za coś toast!

- Nie wznosi się chyba toastów grzańcem... - mruknęła Takada.

- Grzaniec to też alkohol. - blondynka zmrużyła groźnie oczy, zaczynając z koleżanką po fachu zażartą dyskusję na temat słuszności tego typu toastów.

Nie wiem czemu, ale patrząc na nie, poczułem dziwny spokój. Może i nie były najlepszymi przyjaciółkami i raczej nigdy nie będę, ale jeśli kiedyś przyjdzie mi odejść lub zniknąć z uwagi na moją rolę w społeczeństwie, Misa będzie miała kolejnego przyjaciela, który ''nie wciąga jej w używki''. Co prawda było jeszcze zbyt wcześnie na myślenie o śmierci lub znikaniu, tego pierwszego szczególnie nie miałem w planach, ale jakoś tak mi się to samo nasuwało. Równie wcześnie było na myślenie o tym, jak Misa sobie poradzi, gdyby mnie zabrakło, w końcu nie powinien się o nią martwić, nie była bardzo istotna. A jednak nie potrafiłem pozbyć się wrażenia ulgi, gdy doszło do mnie, że nie jestem już jedyny w jej życiu i mogę spokojnie oddać się moim planom. A one były wielkie i pełne jeszcze większych poświęceń.

- Przepraszam na chwilę. - słysząc, jak dzwoni mój telefon, wyjąłem go z kieszeni i odłączyłem się od dziewczyn, odchodząc kilka metrów na bok. Takie środki ostrożności były konieczne, ponieważ dzwonił do mnie nie kto inny, jak Ryuzaki. - Dobry wieczór, jak ci mija Wigilia?

- Dzień jak co dzień. Mam nadzieję, że i ty nie robisz nic szczególnego. - słysząc znajomy, przepuszczony przez program głos, odczułem jeszcze większą ulgę. Być może, mówiąc paradoksalnie, to tak naprawdę śledztwo było mi dziś potrzebne. - Wiem, że obiecałem w Święta wolne, jednak byłbym wdzięczny za chwilę rozmowy w cztery oczy.

- Oczywiście, nie robię niczego szczególnego. - zerknąłem kątem oka na idące niedaleko modelki. - O której? Ten hotel co ostatnio?

- Tak, hotel ten sam. Najlepiej przyjdź jak najszybciej, choćby teraz.

- Rozumiem, czy coś się stało? - zapytałem, przez moment słysząc w słuchawce ciszę.

- Nie, nie wydarzyło się nic szczególnego. Chcę tylko pogadać, dawno już nie widziałem się z tobą sam na sam, a pragnę przedyskutować trochę rzeczy. - odrzekł ospale. Choć wydawało mi się, że jego głos zawsze miał tę leniwą nutę. - Będzie nas w najbliższym czasie czekać rewolucja.


Witam moje jelonki! Nie mam pojęcia, czy w Japonii w Święta pije się grzaniec, ale ja bardzo dobrze pamiętam, gdy spróbowałam go po raz pierwszy. Jego smak był palący, a grzaniec sam w sobie mocno pachniał pomarańczą (pomarańcze są okej, ale rzeczy o ich smaku już nie bardzo). Przywykłam do innego wina, ale ten napój do teraz mocno siedzi mi w pamięci i chciałabym kiedyś spróbować go po raz drugi, nawet jeśli ostatnim razem zmęczyłam tylko pół kubka. Może to jak z tymi magicznymi piernikami, makaronem z makiem czy innymi potrawami świątecznymi, na które czeka się cały rok, aby potem móc wcisnąć w siebie tylko trochę. Ich najbardziej magiczną częścią jest wspomnienie i klimat, jakiemu towarzyszą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro