Rozdział XXIV
W mieszkaniu było cicho i spokojnie. Było też bardzo czysto. W powietrzu unosił się zapach środków do czyszczenia i odświeżacza powietrza, który starał się stworzyć aurę deszczowego lasu.
Okna były duże i perfekcyjnie umyte, wychodziły na ładną dzielnicę z budynkami pnącymi się ku słońcu i ulicę, po której przejeżdżało wiele szykownych aut. Lokum sprawiało wrażenie niczym lokacje w filmach, te, w których idealni ludzie prowadzą bezproblemowe życie.
- Jest tu naprawdę ładnie. - stwierdziła Misa, która z zaangażowaniem chodziła po nowym domu.
Pomogłem jej wynająć to miejsce za godną pozazdroszczenia kwotę. Od czasu kiedy została modelką, zarabiała na tyle dużo, aby móc sobie pozwolić na ludzkie warunki. Co prawda przyzwyczaiła się już do poprzedniego standardu, jednak uważałem, że powinna zacząć mierzyć wyżej. Wynajęcie lepszego mieszkania wydawało się dobrym posunięciem na start.
- Wiem. W końcu szukaliśmy mieszkania, w którym byłoby ładnie. - poklepałem miejsce obok siebie.
Od dobrych trzydziestu minut wylegiwałem się na nieprzyzwoicie wygodnej kanapie, w głowie jednak mocno pilnując czasu. To dziś odbyć się miała akcja w Yokohamie, dla której zarwałem nockę. Chwilę po powiedzeniu Ryuzakiemy co odkryłem, zwołani zostali inni członkowie śledztwa i rozpoczęliśmy wielkie ustalanie, jak to będzie wyglądać. Czasu było niewiele, jednak o piątej dopięliśmy wszystko, co powinniśmy. Obecnie była jednak godzina dziewiąta i ostatni czas zamiast na sen, poświęciłem na umycie się, przebranie i pojechanie wraz z Misą, aby podpisać umowę. Wolałem, żeby zrobiła to pod moim okiem.
- Ale tutaj jest aż za ładnie! Masz pewność, że to nie jest zbyt szykowne...? - zapytała konspiracyjnym szeptem, przysuwając się do mojego boku.
Od razu poczułem od niej niezwykle słodkie, mocne perfumy. Od kiedy została modelką, zaczęła bardziej dbać nie tylko o ubiór, ale zainwestowała także w perfumy, biżuterię i pielęgnację włosów. Coraz bardziej przypominała siebie z przeszłości, wersję, która lubiła się stroić i wydawać krocie na dbanie o siebie.
- Nie. Idealnie pasujesz do takiego wnętrza. - odpowiedziałem, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby potwierdzając swoje słowa. - Z resztą już całkiem sporo zarabiasz, czemu by tego nie wykorzystać? Skoro masz finanse, nie musisz tak wszystkiego pilnować. Zaszalej.
- Ja wiem, że mam pieniądze. Ale to dalej wydaje się tak dużo! - zjechała po oparciu kanapy, przez co nasze głowy znalazły się mniej więcej na tej samej wysokości. I ja ze zmęczenia zacząłem się już nieco pokładać na meblu. - Ostatni raz mieszkałam w podobnych warunkach jak miałam kilka lat.
- Jak rodzice żyli? - zapytałem, węsząc podstęp, aby uzyskać trochę bezcennych informacji.
- Mhm. Dokładnie. - mruknęła w pewnej zadumie. - Zawsze wtedy było w domu ciepło. I tak ładnie, jak tu. Mama miała wyczucie stylu nie tylko w kwestii tego, jak się prezentowała, ale i tego, jak urządzała wnętrza. Każdy znajomy taty, który przychodził, bardzo chwalił nasz dom, mówię ci! Ona serio znała się na rzeczy.
- Kiedy twoi rodzice zmarli? - zapytałem, czując, że to już ten moment, kiedy dane mi będzie usłyszeć jej życiową historię.
Dostąpić tego niegodnego mojej fałszywej osoby zaszczytu. Nie wiedziałem, czy dla Misy to duży krok, dla mnie nie bardzo, ale cieszyłem się. Wiedząc o niej więcej, w przyszłości być może łatwiej ją omamię. Zdradzanie takich faktów zbliża, przynajmniej tych myślących szablonowo, zwyczajnych ludzi.
- Szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy to dokładnie było. Ale miałam między dziewięć a dziesięć lat. Nie wiem też jak dokładnie moi rodzice zmarli, moja pamięć najwyraźniej uznała to za zbyt traumatyczne i zamazała. Wiem tylko, że zostali zamordowani. - zsunęła się bardziej, jakby chciała ukryć przed całym światem. Kilka kosmyków jasnych włosów opadło jej na twarz. - Jak tak teraz o tym myślę, to naprawdę niewiele pamiętam. Było sporo procedur i przekładano mnie sobie z rąk do rąk, więc to wszystko jakoś zanikło.
- Co zrobiłaś jak rodzice zmarli? Miałaś jakąś rodzinę, czy coś? Byłaś w końcu dzieckiem.
- Nie miałam rodziny. Błądziłam głównie po rodzinach zastępczych i domach dziecka. Chociaż z rodzinami zastępczymi było ciężko, sprawiałam dużo problemów wychowawczych.
- Złe towarzystwo? - mruknąłem, przypominając sobie chłopaka, który pod uniwersytetem wskazał mi drogę do mieszkania Misy.
- Taaa, można tak to ująć. Znalazłam sobie grupkę dość ''oddanych'' ludzi, z którymi fajnie się bawiłam, to tylko tyle i aż tyle. Było miło. Przynajmniej wtedy, jak z nimi wychodziłam. I w sumie tylko wtedy. Wiesz, jak to jest? - zerknęła na mnie kątem oka. - Przeżyłeś kiedyś w życiu coś okropnego?
Swoją śmierć, pomyślałem jako pierwsze. Potem starałem się przypomnieć sobie coś jeszcze, jednak miałem w głowie pustkę. Czułem się tak jak wtedy, kiedy Ryuzaki zapytał mnie o moje porażki. W życiu nie poczułem ani frustracji z przegranej (przynajmniej aż do końca mojej misji w tamtym świecie), ani bólu po stracie takiej jak ta Misy. Znów byłem dzieckiem szczęścia. Tym bardziej zadawałam sobie pytanie, co tak naprawdę popchnęło mnie w stronę bycia Kirą. W końcu moje życie nie było tragicznie. Było idealne.
Chociaż kto wie, być może nikt o tym nie mówi, ale największe okrucieństwo rodzi się w sercach ludzi, którzy nigdy go nie doświadczyli?
- Jestem to sobie w stanie wyobrazić. - odrzekłem wymijająco. - Dalej masz kontakt z tymi ludźmi?
- Niestety. Przynajmniej z częścią. Ale nie tak intensywnie, już nie potrzebuję ich do tego stopnia. Szczególnie, od kiedy jestem modelką, moje życie w końcu nabrało odrobiny sensu. Nie czuję się szczęśliwa tylko wtedy, kiedy ćpam, piję, czy co ja tam robiłam. - poderwała się z kanapy i rozkładając ręce niczym wyzwolony ptak skrzydła, okręciła się wokół. - Spójrz tylko, wreszcie mam normalne mieszkanie, prawie takie, jak to mamy i taty. Czy miałabym teraz jakąkolwiek motywację do używek? Czuję, że nie... Czuję, że będę mogła zrezygnować...
- Wiesz, nie wątpię w to, że dasz radę zrezygnować, ale może jakiś odwyk? Albo załatwisz sobie kogoś do pilnowania cię z tym? No wiesz, teraz jest fajnie, ale za pewien czas możesz mieć więcej pracy i wtedy znów po coś sięgniesz. Nigdy nie wiadomo jak się życie potoczy, sporo modelek coś bierze. - nie mam pojęcia, czy był to przejaw troski. Coś wewnętrznie nakazywało mi ją przypilnować.
To było potwornie dziwne uczucie, które wydawało się czymś nieodpowiednim, złym. Wydawało się pasożytem, którego mój organizm próbował zwalczyć. Być może to ta ostatnia iskierka dobra, która każe zadbać o ludzi wokół, szczególnie tak zagubionych i bezradnych jak Misa. Cząstka litości, która nakazuje dbać mi o rodzeństwo i nie zabić ojca, którego zwłoki na pewno zdołałbym pochować tak, aby nikt się nie zorientował. Po prostu miałem w sobie jeszcze część człowieka i Kirze wewnątrz mnie wydawało się to nie przypaść do gustu.
- Ależ nie, o mnie się nie martw! - zaśmiała się swobodnie i opuściła ręce. Nie była już beztroskim ptakiem, tylko Misą, która stopami odzianymi jedynie w rajstopy stała na chłodnej podłodze swojej nowej rzeczywistość. Mimo to dalej wyglądała na wolną, chociaż nic się w jej wyglądzie nie zmieniło. - Teraz jest już dobrze. Brałam, bo było źle. Ale skoro mam już mieszkanie, pracę i wraz z tym jakiś cel, to nie zamierzam tego znów stracić.
- Nie jestem w tym ekspertem, ale uzależnienia chyba nie do końca działają w ten sposób... - mruknąłem ostrożnie.
- A cholera mnie obchodzi, jak działają uzależnienia. - wzruszyła ramionami. - Jestem szczęśliwa. Po prostu. Może nie całkowicie, ale całkiem tak. W życiu zawsze rozbija się tylko o to, Light. O szczęście i o nieszczęście.
O szczęście i o nieszczęście... Dla mnie życie od zawsze rozbijało się o wygraną lub porażkę. O lepszą lub gorszą zabawkę w przedszkolu, o szóstkę lub piątkę w szkole, o sto procent z testu lub całkowite zaprzepaszczenie ambicji. Nigdy nie dzieliłem momentów na szczęśliwe lub nie, tak jak ludzi dzieliłem na tych, co mogli żyć oraz na tych, co skazani byli na śmierć. Ale Misa mogła mieć w swoich słowach sporo racji. Dla szarych ludzi gra toczyła się o szczęście i jego brak.
- Cieszę się, że jesteś względnie szczęśliwa... - odpowiedziałem, nie wiedząc do końca jak zareagować na takie wyznanie.
I czy to wyznanie jest ważne chociaż w takim stopniu, jak to o śmierci rodziców i życiu po tym fakcie. O dziwo blondynka wydawała się niewzruszona ani teraz, ani chwilę wcześniej, gdy mówiła mi te okropne fakty.
- O tak, bardzo jestem! - zadowolona wdrapała się na moje kolana i złapała mnie za ręce. Jej dłonie były drobne, delikatne i ciepłe. Pełne pasji i życia. Moje, tak jak i Ryuzakiego oraz ojca, pozostawały chłodne i blade. Bez życia ani wiary w jakiekolwiek wyższe wartości. Nie w tym świecie. - Liiight, czemu musisz iść? Napilibyśmy się czegoś, skoro udało mi się wynająć nowe mieszkanie.
- Mam do załatwienia coś cholernie ważnego, nie mogę tego przełożyć. - odrzekłem, udając, że jestem tym zawiedziony. Co prawda wypicie z nią kieliszka wina byłoby znacznie prostsze niż moja misja w Yokohamie, jednak to na niej zależało mi bardziej. Mogłem w końcu dowiedzieć się czegoś więcej na temat poszukiwanego przeze mnie Kiry, a może nawet odkryć jego tożsamość. Chociaż o tym nawet nie marzyłem. Nie, żebym w ogóle pamiętał, jak się marzy. - Poza tym nie wiem, czy skoro dalej trochę siedzisz w nałogu, to picie za cokolwiek jest dobrym pomysłem...
- Ale od jednego kieliszka mi się przecież nic nie stanie, nie przesadzajmy!
- Tak tak. Kieliszek tu, kieliszek tam i nieszczęście gotowe. - wywróciłem oczami. - Dzisiaj bardzo pilnie muszę iść, ale obiecuję, że pewnego dnia wypijemy za to mieszkanie. Nie gwarantuję, że wino, z twoją przypadłością to prędzej sok, ale wypijemy.
- Trzymam cię za słowo. - odpowiedziała, po czym między nami zapadła chwila niewyjaśnionej ciszy.
Ona siedziała mi na udach i trzymała mnie za ręce, a ja patrzyłem na nią beznamiętnie, starając się rozgryźć, czy to przypadkiem nie jakiś podstępny atak. Analizując tę sytuację, nie protestowałem, pół leżąc.
- Dlaczego na mnie siedzisz...?
- Po prostu strasznie się cieszę! - odpowiedziała z typowym dla siebie entuzjazmem i uśmiechnęła się w sposób, przez który i ja pozwoliłem sobie na lekki uśmiech.
No cóż, była naprawdę denerwująca, jednak nie można jej było odmówić optymizmu i tego, że praktycznie każdego potrafiłaby rozweselić. A mi przyda się akurat trochę i optymizmu, i dobrego nastroju. Będę musiał udać się do Yokohamy jako całkiem zwyczajny, zadowolony z życia student.
- Wiem, że się cieszysz. - odpowiedziałem spokojnie. - Ale dlaczego na mnie siedzisz?
- Bo mam wrażenie, że idziesz robić coś strasznie niebezpiecznego. - odpowiedziała, mocniej ściskając moje dłonie.
Skubana, miała dobre przeczucie. Co prawda nie szedłem robić niczego bardzo ryzykownego, jednak przy tak bliskim starciu z Kirą nigdy nic nie wiadomo. Prawdopodobieństwo, że mnie zabije, było jednak tak małe, jak to, że odkryję jego tożsamość, więc na razie szykowałem się po prostu na bardzo trudny, uważny spacer Yokohamą.
- Nie będę robił niczego niebezpiecznego, taki tam drobny interes. - odpowiedziałem, co dziewczyna wydawała się zignorować.
- Uważaj na siebie, dobrze? - zaniepokojona wpatrywała mi się w oczy, czego nie wytrzymałem długo, po krótkiej chwili odwracając wzrok. - Jesteś ostatnim przyjacielem, jaki mi pozostał, który nie ciąga mnie po imprezach.
- Dobrze, będę na siebie uważał. Masz to jak w banku. - powiedziałem, mimo że nie wiedziałem, jak niby miałbym na siebie dodatkowo uważać. W końcu tak czy tak muszę sobie spacerować zaraz obok Kiry (jeśli się zjawi, oczywiście, ale raczej tak) i to już nie moja decyzja, co stanie się dalej. Życie jest dziełem przypadku. - Ty też na siebie uważaj.
Powiedziałem, ignorując tę cząstkę Kiry, która kazała mi się zamknąć i odgrodzić od jakiegokolwiek zmartwienia czy troski o innych. O dziwo jednak ja sam nie miałem nic przeciwko niej, przynajmniej w tym momencie. Może Misa po prostu aż za bardzo wyglądała na kogoś, kto takiej troski potrzebuje.
Witam moje jelonki! Im dłużej piszę tą książką, tym bardziej uświadamiam sobie, że w kwestii shipów to jestem jak chorągiewka na wietrze. Jeden rozdział i skłaniam się ku Ryuzaki x Light, piszę taki jak ten i Misa x Light nie wydaje się już takie rażące. Najwyraźniej moje serducho mimo wszystko dąży do pisania romansów i wykrywa automatycznie potencjał do takiej historii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro