Rozdział XXIII
- Udało mi się pozyskać numer do Takady. Co prawda, póki co jedynie wysyła mi notatki, jednak jestem pewien, że za niedługo uda mi się złapać z nią lepszy kontakt. Nie wydaje się już tak zamknięta. - w nowej siedzibie śledztwa, czyli kolejnym hotelu, zameldowałem się po południu.
Umówiłem się dzisiaj z Ryuzakim, aby zdać mu raport z tego, co udało mi się póki co osiągnąć w związku z koleżanką z roku. Sądziłem, że w międzyczasie detektyw straci zapał i uzna, że to błędny trop, jednak ten niezmiennie stał przy swoim. Nie wierzyłem mu już jednak aż tak bardzo. Jak jeszcze kiedyś byłem pod wrażeniem tego, że zdołał mnie odnaleźć, tak teraz w każdym jego nowym odkryciu zaznaczałem pewien margines błędu. W końcu obecnie byłem niewinny, a ten mimo wszystko uparcie trzymał się mojej osoby.
- Świetnie. Jak mówiłem, sprawa nie jest pilna, jednak chciałbym, abyśmy mieli to już z głowy. O ile rzecz jasna Takada okaże się niewinna. Jeśli nie... No cóż, będziemy mieć dodatkową robotę. Ale to dobrze. Nie wiesz, jak bardzo chciałbym już zakończyć tę sprawę. - powiedział, grzebiąc po kieszeniach, jakby czegoś szukał.
- Jesteś zmęczony śledztwem?
- Nie, nie w tym rzecz. Śledztwa mnie nie męczą. To moje powołanie i jedyny cel. Ale inni zaczynają być zmęczeni, podejrzliwi i nerwowi. Nic dziwnego, żyją w stresie i frustracji. Starałeś się kiedyś o coś z całych sił, a mimo to nie widziałeś efektów?
Zastanowiłem się chwilę. Byłem cudownym dzieckiem, które wydawało się otulone płaszczykiem idealności. Jeśli chciałem coś umieć, uczyłem się tego. Jeśli potrzebowałem zatuszować jakąś wpadkę, zawsze przypadkowo udawało mi się zrobić coś, co odwracało uwagę wszystkich od wtopy. Byłem typem człowieka, dla którego ustawał deszcz i upał, prace pisemne w szkole jakimś cudem były przekładane na czas, jak byłem chory, a ludzie wokół chcieli się ze mną kolegować. Nie ważne, czy zależało mi na znajomości z kimś wpływowym, czy zwykłym, szarym człowiekiem. Co prawda w tej rzeczywistości coś poszło w związku z tym nie tak, jednak w moim poprzednim życiu miałem w rękach wszystko, w tym ogrom szczęścia. Nie zaznałem bólu porażki. Być może dlatego upadek był tak rozdzierający.
- Nie, chyba jeszcze mi się nie zdarzyło. - odrzekłem po chwili.
- W takim razie podczas udziału w śledztwie dowiesz się, w czym rzecz. I ci tego nie zazdroszczę, potwornie niefajne uczucie.
- Ty też jesteś nerwowy i sfrustrowany?
- Nie, nie jest tak źle, jak mogłoby być. Jakby nie patrzeć, mogliśmy już od dawna nie żyć, a jednak przetrwaliśmy po dziś dzień. To pewien sukces, szczególnie teraz, gdy sprawy przybierają taki, a nie inny obrót. - wydobył w końcu pogniecioną, lekko ubrudzoną tuszem kartkę, a następnie mi ją podał. - Czytaj na głos.
Obejrzałem pochyłe, ciężkie momentami do rozczytania pismo tak typowe dla mojego ojca. Następnie zacząłem nieśpiesznie czytać treść, już od pierwszego zdania wiedząc, co zostało zawarte w tych kilku zdaniach.
- Kira... Słowo to jest w ostatnim czasie nadużywane. Z pewnością wy, obywatele, jak i wy, moi bracia, jesteście już zmęczeni tym, jak wiele nas pojawia się w ostatnim czasie w telewizji. Możecie myśleć, że to żart lub próba podszycia się, jednak mogę zapewnić, że znam sekret Kiry i sam posiadam takie same umiejętności. Nie zamierzam jednak nikogo mordować. Nie, przelało się już zbyt dużo krwi niewinnych. Chcę jedynie zaapelować do Kiry, zarówno jednego, jak i drugiego. Nie warto straszyć obywateli. Nie warto bojkotować działań policji. Proszę, zaprzestańmy tych dziecinnych przechwałek i wielkich przemówień. Jeśli nasza moc ma pozostać tajemnicą, nie możemy wychylać się w ten sposób. - doczytałem do końca i spojrzałem to na kartkę, to na Ryuzakiego, który przymknął oczy, aby skupić się na tekście. - Myślisz, że to faktycznie jakkolwiek podziała? Poza tym sądzisz, że postać z charakterem rodem z filmów Disneya wzbudzi w pozostałych jakiekolwiek odczucia na tyle silne, aby odpowiedzieli?
- Charakter rodem z filmów Disneya, co? Ani ja, ani tym bardziej twój ojciec średnio mamy talent do pisania, więc trzeba się zadowolić tym, co udało nam się wypracować. Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to... Nie wiem. Skąd mógłbym wiedzieć, jak zareaguje Kira pierwszy lub drugi? I czy zareagują w ogóle? Równie dobrze mogliby olać komunikat i uznać, że wystarczy im znajomość we dwóch. Jednak Kira... Pierwszy Kira dalej jest naiwnym, impulsywnym dzieckiem, które musi mieć ostatnie słowo.
- Ja... Dobrze. Skoro uważasz, że tak będzie dobrze, możemy zaryzykować. - ponownie zerknąłem na tekst, od którego zależał w dużej mierze los śledztwa.
Być może to na dobre zniechęci morderców do korzystania z telewizji, jednak równie dobrze może udać się nam pozyskać jakieś informacje. Kto wie, być może dostaniemy więcej danych o miejscu spotkania i tym, czy znakami rozpoznawczymi będzie coś jeszcze niż jedynie shinigami. Chociaż... Tylko jeden Kira będzie mógł zobaczyć boga śmierci i brak daty zgonu u właściciela notesu. Drugi, ten bez oczu, będzie musiał ślepo podążać za tym, który sprzedał połowę swojego życia. O ile oboje nie dokonali i wymiany. I jeśli w ogóle dojdzie do jakiegokolwiek spotkania, a nie jest to jedynie podpucha.
- Chciałbym, abyśmy jak najszybciej to nagrali i wysłali kasety do Sakury. Nie wiemy, kiedy i gdzie odbędzie się ich spotkanie, a chciałbym zdążyć przed nim. Dałbyś radę nagrać to jeszcze dziś?
- Nie ma problemu. - złożyłem kartkę i schowałem do kieszeni, po czym zerknąłem na Ryuzakiego, który badawczo mi się przyglądał. - Hm?
- Nic nic. - lekko pokręcił głową. - Po prostu serio pasujesz do tej roli.
***
Komunikat faktycznie pojawił się w telewizji dość szybko. Wydawało mi się, że zdążyliśmy przed spotkaniem. Byłem tego praktycznie pewien. Uważałem, że zbawiciel dał nam chwilę na rozwikłanie zagadki. Jeśli obecny Kira tak jak ja przepadał za odrobiną adrenaliny i rywalizacji, na bank zapewniłby nam chwilą namysłu.
Jednak o spotkaniu nie było wiadomo nic więcej, oprócz znanych już nam faktów. Było tak do dnia, w którym w telewizji pojawiła się kolejna wiadomość. Tak jak oczekiwał Ryuzaki, tempo było błyskawiczne. Być może obecny Kira faktycznie zachowywał się jak nadpobudliwy dzieciak.
- Znowu nie przesłali taśm najpierw nam... - mruknął ponuro Matsuda.
- Może kolejnym razem ich za to aresztujemy? - zaproponował wesoło Mogi, który miał już dość tego, jak Sakura nas lekceważyła.
Co prawda i mi nie podobało się zachowanie prezentera, który bronił się groźbą śmierci, jednocześnie zbijając grube pieniądze na jak najszybszym odtwarzaniu komunikatów, jednak na razie milczałem. Dopóki stacja wypuszczała co rusz coś nowego, nie zamierzałem protestować. Uznałem, że to powinność Ryuzakiego i reszty grupy.
- ... Rzecz jasna w pełni wierzę w to, że jesteś jednym z nas. W końcu nie tak trudno dołączyć do wąskiego grona osób o boskich zdolnościach. - głos w telewizji z lubieżnością wypowiadał każdą literkę. Nie wiedziałem jeszcze tylko z jakiego powodu jest tak zadowolony. Martwiłem się tym. - Z chęcią cię przyjmiemy. Chętnie ja cię przyjmę. Spotkanie jest dla ciebie otwarte, drogi towarzyszu. A jakby ciężko było ci trafić... No cóż, patrz w niebo.
Jeszcze nim słowo ''niebo'' zdołało dobrze wybrzmieć, obraz znów przeskoczył na zwykły obraz stacji, pozostawiając po sobie pewien niedosyt. Tym razem wiadomość była krótka, boleśnie wręcz wybrakowana. Co prawda Kira obdarzył nas pewną szczególną wskazówką, która była jednak tak pomocna, jak ta o dwóch słońcach i dwóch księżycach.
- I jak my niby mamy zdążyć z rozstrzygnięciem szyfru przed ich spotkaniem... - zaczął żałośnie brunet.
- Nie użalaj się, Matsuda. - zganił go szef policji. - Mamy kolejną wskazówkę. Także w formie szyfru, jednak już teraz jesteśmy bogatsi. Skupmy się na dobrym wykorzystaniu tego, zamiast marudzić.
- Tak jest, przepraszam. - mruknął mężczyzna, lekko speszony swoim wcześniejszym zachowaniem.
- Nie wiem, czy jest sens was tu dłużej trzymać. Poprosiłbym Mogiego o podjechanie do Sakury i zabranie kaset, możesz przy okazji opieprzyć ich za samolubność i niewykonywanie policyjnych poleceń. Reszta niech uda się do domu. Mamy szyfr do rozwiązania. - powiedział nasz ''szef'', co oznaczało tyle, że będzie myślał i potrzebuje do tego ciszy i spokoju, ale przede wszystkim przestrzeni.
I tym razem jego rozkaz nie podlegał dyskusji.
***
Zamiast do domu, udałem się do Yokohamy na spacer. To tutaj ostatnim razem spotkałem się z Misą, więc pomyślałem, że być może obecnym Kirom, a przynajmniej Kirze, przyszło to do głowy. A może i nie przyszło, tylko zostało sprytnie podpowiedziane.
Wraz z tą myślą zerknąłem podejrzliwie na lewitującego przy moim boku boga śmierci, który z zaciekawieniem rozglądał się wokół. Moje podejrzenia co do niego z każdym dniem jedynie rosły, a jeśli okaże się, że to faktycznie będzie Yokohama... Nie wiem, co mógłbym wtedy zrobić. Na pewno będę się miał bardziej na baczności.
- Czego tu szukamy, Light? - zapytał z ciekawością shinigami, trzymając się blisko mnie.
Równie plisko był pies, który węszył i pomrukiwał co jakiś czas, rozglądając się równie żywo i ciekawsko co shinigami. Miałem praktycznie dwa zwierzaki pod opieką.
- Szukamy dwóch słońc. I dwóch księżyców. - mruknąłem cichutko, aby tylko on mnie usłyszał.
Po tym odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem w szarobure niebo. O tej porze roku, gdy robiło się chłodniej, ulicę tą odwiedzało mniej ludzi. Obecnie było mi to na rękę, nie trzeba było przepychać się przez dzikie tłumy. Było to na plus i dla mnie, i dla psa, który wydawał się wiedzieć, czego szukam i również za tym węszyć. Jak się miało po chwili okazać... Chyba faktycznie wiedział. W pewnym momencie wyrwał się naprzód, a że był na smyczy, musiałem mimowolnie pójść za nim. Jak się okazało, psina zaprowadziła mnie pod jeden z nowszych lokali, który serwował kuchnię typowo japońską. Przez szybę dostrzec się dało przytulne wnętrze i kilka rozmawiających cicho osób. Szyld nad tym miejscem dumnie głosił ''Słońce''.
- Nie jestem głodny, chodź. - mruknął do zwierzaka, tego mniej powykręcanego, skracając mu smycz.
Pociągnąłem go przy tym lekko w stronę głównej drogi, jednak ten usiadł i uparcie trzymał się tego miejsca. Obrócony był jednak pyskiem w drugą stronę i po chwili szczeknął, przez co zwróciłem uwagę na to, co było po przeciwnej stronie ''Słońca''. Jak się okazało, znajdował się tam drugi bar, tyle że o nazwie ''Księżyc''. Jego wystrój był ciemniejszy i mroczny, cały czas przytulny, a jednak diametralnie inny. Tam skupiono się na bardziej amerykańskiej kuchni. Czyżby jakiś rodzinny interes i stąd te bliskie sobie nazwy?
Spojrzałem raz na bar ''Słońce'', potem ''Księżyc'', a potem na swoje stopy, pod które wiatr przywiał podniszczoną, lekko zmokniętą ulotkę. Czasem jest tak, że wszechświat podsuwa nam poszukiwane od dawna rozwiązanie i choć jest to rzadko, cuda potrafią się zdarzać. Tym razem zdecydowanie był to cud. Co prawda kartka mówiła jedynie o zbliżającym się zaćmieniu słońca, jednak dla mnie obecnie była to potwornie ważna informacja. Jeśli jutro, tak jak pisze w ulotce, księżyc przysłoniłby słońce... To w miejscu, gdzie obecnie stoję, mielibyśmy dwa słońca i dwa księżyce. Po jednym na ziemi i po jednym tam, na górze. Na niebie, na które wzrok kazał zwrócić Kira.
Poczułem, jak z emocji robi mi się cieplej, było to uczucie o dziwo przyjemne. Podekscytowanie i triumf, bo mimo, że jeszcze nie potwierdziłem tej informacji z resztą śledczych, to czułem, że mam rację. Czym prędzej wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Ryuzakiego, prosząc o pilne spotkanie. Podniosłem przy tym ulotkę i jeszcze raz spojrzałem na datę w jej rogu. Wow... A więc faktycznie to już jutro.
Witam moje jelonki! Wymyślanie zagadek nigdy nie było moją mocną stronę. Ogólnie myślenie nie jest moją mocną stroną. Ale z dwóch słońc i z dwóch księżyców jestem względnie dumna, szczególnie, że pierwszą część zagadki wymyśliłam losowo, a część dalszą dorobiłam potem, także losowo, w trakcie tworzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro