Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVII


Internet wrzał. Nie ważne, na jakie social media by się nie weszło, wszędzie przewijał się temat Kiry. Morderca zyskał zarówno dodatkowych fanów, jak i przeciwników. I jedna i druga strona walczyła zażarcie o przyznanie im racji. Jedni krzyczeli o sprawiedliwość i uwzględniali nieudolność policji. Inni wytknęli, że umarł niewinny człowiek. Nie wiadomo było komu wierzyć, które argumenty uznać za przekonujące. Niektórzy wyciągali fakty z kapelusza i twierdzili, że Kira morduje na masową skalę nie tylko przestępców, ale i zwykłych obywateli. Że ktoś pracuje jako lekarz i liczba zawałów u przypadkowych ludzi znacznie wzrosła. Inna dziewczyna zarzekała się, że jest ukochaną Kiry i jej mężczyzna pracuje w biurokracji, jest poważny i skupiony na dobru ogółu. Nie był to odosobniony przypadek, wiele dziewcząt uważało się za ukochane Kiry, podając rzecz jasna przy tym diametralnie różne wersje jego osoby.

Nie tylko internet odczuł ostatnią sytuację. Jak czas pokazał, transmisja wzmogła jedynie pragnienie społeczeństwa do bycia tym jednym, wyjątkowym człowiekiem, zbawicielem świata. Notorycznie dzwonili oni na komendę i podawali się za Kirę, zarzekając, że nie kłamią. Wiedziałem to, ponieważ napaleńcy potrafili dzwonić nawet na prywatny numer ojca.

Co można było zrobić z całym tym szaleństwem? W sieci wezbrał się gwar, w realnym świecie ludzie błądzili między fanatyctwem, nienawiścią, miłością i niepewnością co do swojego życia. Każdy jakoś ustosunkował się do obecnej sytuacji, co słyszałem podczas przechadzania się korytarzem. Kira... Tylko Kira... Czy w tamtym życiu też był na językach wszystkich ludzi, bez względu na poglądy czy grupę wiekową?

- Po dzisiejszym wykładzie zapowiem wam kolokwium... - usłyszałem gdzieś z oddali głos profesora.

Starałem się skupić, jednak nie wychodziło mi. Myślami byłem, tak jak zapewne wielu innych studentów, przy sytuacji sprzed kilku dni. Nie wiedziałem, że wstrząśnie mną do tego stopnia. I że wybudzi mnie z wiecznego otępienia pewna młoda kobieta, która cicho i niepewnie wślizgnęła się do sali. Była ubrana dość elegancko, w markowe, idealnie skrojone ubrania. Jej włosy także wyglądały dobrze, torebka wydawała się mała, ale na tyle pojemna, aby zmieścić rzeczy potrzebne na studiach. Siedziałem w ostatnim rzędzie, podczas gdy wejście było przy biurku profesora, jednak miałem wrażenie, że nawet z tej odległości mogłem poczuć, jak pachnie. Czasem po prostu patrzymy i wiemy, że ktoś pachnie bzem i cukrem pudrem, a ktoś inny różami i wiatrem w środku zimy. Takada wydawała się pachnieć dusząco, przepychem i nonszalancją na miarę najdroższych perfum.

- Bardzo przepraszam za spóźnienie. - pokłoniła się lekko przed mężczyzną, po czym czmychnęła wzdłuż ławek, gdy ten w odpowiedzi jedynie łypnął na nią wrogo.

Dziewczyna przez chwilę wydawała się szukać swojego miejsca, które w końcu znalazła u mego boku. Nie mam pojęcia, czy to moje szczęście, czy może los tak chciał, ale nie mogło być lepiej. Co prawda siadając obok, nie wykazała żadnego zainteresowania, jednak gdy wykład się już zacznie, będę mógł z nią chwilę porozmawiać. Jedno póki co wiedziałem na pewno-faktycznie pachniała drogo. Jej ubrania wydawały się przesiąknięte powagą, zapracowaniem i dziwną, smutną nutą, jaką miały te spełnione kobiety po czterdziestce, które nigdy nie zdejmują butów na obcasie.

- Hej. - szepnąłem do niej cicho, gdy wypakowała zeszyt i długopis.

Dopiero teraz zdawała się mnie zauważyć, ale tym nie zrazić. Wręcz przeciwnie, uśmiechnęła się delikatnie i z pewną wdzięcznością, że już w pierwszych chwilach ktoś z kierunku ją zaczepia. Być może choć przez chwilę poczuła się mniej samotna.

- Cześć. - odpowiedziała równie cicho i poczułem, że nie wie, jak dalej poprowadzić rozmowę. To było niepodobne do silnej, stanowczej kobiety, jaką kiedyś znałem, jednak postanowiłem zignorować to i popisać się łagodnością.

Jak do dziecka, Light. Jak do dziecka. Zazwyczaj to zachęca do dalszego kontaktu. Obecnie kontakt do Takady mi się przyda, nawet jeśli okazać się miała jeszcze bardziej bezużyteczna niż Misa.

- Byłaś wcześniej na innym kierunku? Widzę cię po raz pierwszy...

- Niestety zdecydowałam się przenieść. Wiem, że to trochę późno, ale potrzebowałam się chwilę zastanowić nad tym innym.

- Co studiowałaś jako pierwsze?

- Dziennikarstwo.

- Dziennikarstwo? Brzmi dobrze. Czemu się przeniosłaś?

- Dziennikarstwo jest idiotyczne. - odpowiedziała bez cienia zawahania, czym wywołała u mnie zaskoczenie. Dlaczego tak bezpośrednio twierdziła, że coś jest głupie, podczas gdy sama to wcześniej wybrała?

- Według mnie nie jest głupie... - powiedziałem cicho, choć o branży dziennikarskiej nie miałem pojęcia. Od zawsze wydawało mi się jednak, że jest to praca, w której można się rozwijać i być w centrum wydarzeń, co też potrafiło być na plus. Ponadto dziennikarze byli potrzebni, chociażby po to, aby wypisywać wszystkie te głupoty o Kirze. Co prawda świat by bez nich nie umarł, jednak możliwe, że nie byłoby co czytać do śniadania. - Praca jak praca, tyle że dość elastyczna i twórcza. Nie musi być głupia, nawet jeśli nie ma się do niej talentu.

- Tu nie o talent chodzi. - bąknęła cicho, jakby urażona oskarżeniem jej o brak talentu. No cóż, ja na pewno momentami nie miałem wyczucia. - Dziennikarstwo jest... Po prostu głupie. Gdzie można po nim pracować? Praca dziennikarza nie jest niczym stałym, do tego nie płacą zbyt dużo.

- Wiele prac jest niestabilnych. Z pieniędzmi jest podobnie, są fajne i dobrze je mieć, jednak nie wszyscy będziemy i z resztą nie musimy być milionerami. Dziennikarstwo wystarczy chyba, aby się utrzymać...

- Nie chcę patrzeć na życie w ten sposób. Teraz mówisz o tym, że pieniądze nie są najważniejsze, ale kiedyś może ich zabraknąć i będzie poważny problem. Wolę postawić na pewną, stabilną przyszłość. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, jednak zamiast szampana wystarczy mi pewność, że nie zbłądzę.

- Błądzą nawet ci wykształceni i bogaci. Być może rzadziej, ale nieraz bardziej zawile. Trudniej odnaleźć się w świecie, w którym byliśmy pewni pracy, domu, auta, ale nie siebie. Nie sposób cieszyć się pieniędzmi, jeśli nie cieszymy się z siebie jako całokształtu człowieka.

- W takim razie powinieneś wybrać się na dziennikarstwo lub inny słaby kierunek i cieszyć się życiem w zawszonej pościeli, z jednym poszczerbionym kubkiem i kromką chleba na dwa dni do przodu. - odpowiedziała z tak typową dla siebie obojętnością.

Zacisnąłem usta w wąską linię, starając się trochę uśmiechnąć, co się jednak nie stało. Wszyscy się zmieniali, jednak Takada stała na ziemi jeszcze twardziej niż kiedyś. Z jednej strony tak racjonalne podejście może być kiedyś pomocne, z drugiej ciężko operowało się człowiekiem tak skupionym na podążaniu bezpiecznym schematem. Pomijając to, że takie jednostki były najczęściej po prostu nudne i wnerwiające.

***

- Wydajesz się nie spać w ostatnim czasie zbyt dobrze, Ryuga. - powiedziałem ostrożnie, obserwując mężczyznę siedzącego naprzeciw mnie.

Co prawda nigdy nie wyglądał, jakby spał dobrze, jednak teraz wydawało mu się pogorszyć. Wory pod oczami powiększyły mu się (o ile w ogóle było to możliwe) a ruchy stały bardziej ospałe. Nie wątpiłem w to, że dalej czuwa i analizuje, jednak pozwolił sobie na pokazanie nieco większego zmęczenia niż zazwyczaj.

- Kto śpi dobrze w obecnej sytuacji? Kira postępuje już tak śmiało, jakby był pewien, że policja nie może mu nic zrobić. Policja się boi, ludzie się boją... A on cały czas pokazuje nowe możliwości...

- Chodzi o to, że nie potrzebuje już nazwisk, aby zabijać, prawda?

- Bystry jesteś, Yagami-kun. - mruknął, wrzucając do filiżanki z herbatą kilka kostek cukru.

Nie mogłem ukryć na to stwierdzenie lekkiego rozbawienia. Ostatnio dość często czułem przy nim rozbawienie, które jednak potem bardzo często przybierało kształt irytacji. Z jednej strony chciałem być blisko i czerpać wiedzę z jego ciekawych przemyśleń, z drugiej nieraz miałem ochotę go udusić. Znajdowaliśmy się obecnie w rzeczywistości, w której (przynajmniej chwilowo) nie był moim wrogiem, a mimo to pozostało we mnie wrażenie, że muszę wyeliminować zagrożenie. Wiedziałem, że to ta uporczywa cząstka Kiry, która mimo, że daje mi zapał do pchania się w to wszystko, to przy tym wzmacnia mordercze instynkty. Na razie widziałem się z Ryuzakim jedynie chwilowo, więc było to co najwyżej nieprzyjemne uczucie, ale gdy już będę w śledztwie, może sprawić mi problem.

- Dziękuję za komplement, staram się. - mruknąłem, zakładając nogę na nogę.

Siedzieliśmy w jednej z kawiarni niedaleko uniwersytetu. Jej wnętrze było jasne i ciepłe, siedzenia wygodne, a ciastka i herbaty bardzo dobre. Dzisiaj znów udało mi go wyciągnąć na coś słodkiego, bo zauważyłem, że poprawia się wtedy jego humor, a wraz z nim komunikatywność. Ryuzaki nie zdradzał wtedy żadnych szczegółów, ale nabierał ochoty na rozmowy, chociażby te czysto filozoficzne czy spekulacyjne.

- Jestem pewien, że z taką dedukcją będziesz miał dobrą przyszłość, Yagami-kun. Szczególnie jeśli do tego jesteś przebiegły. - powiedział z pewnością, jakbym faktycznie taki był, po czym upił łyk przeraźliwie słodkiego naparu. - Powiedz, wierzysz w to, że Kira faktycznie posiada jakąś moc?

Zapytał po chwili, a mi wydawało się, że w jego oczach mignęła iskierka ciekawości. Było to pytanie dziwne, ponieważ obaj zazwyczaj rozmawialiśmy i trzymaliśmy się sztywnych faktów. Jeśli natomiast wierzyłby w moc Kiry... Czy nie byłoby to pogwałcenie nauki? Jakby jednak nie patrzeć, moje życie było przykładem na to, że ludzie wiedzą tyle, na ile pozwalają im istoty ponad nimi. Czy nie będzie jednak dziwnym, jeśli powiem, że ufam teorii o tajemnej mocy?

- Uważam, że Kira ma coś, czego nie miał nikt inny. Może to być technika, broń, a może wspomniana moc. Według mnie poszukując sprawcy, trzeba będzie odciąć się od innych spraw i tą potraktować tak, jakby faktycznie ''zbawiciel'' używał magii. Szukając znajomych wzorców, może się skończyć na tym, że Kira dalej pozostanie bezkarny, a wtedy nie dowiemy się, co to tak naprawdę było.

- Zawsze jesteś takim krętaczem? - oparł głowę na dłoni. - Jeszcze ani razu nie usłyszałem od ciebie po prostu ''tak'' lub ''nie''. Wiem, że obaj jesteśmy bystrzy, jednak czasem prostota jest najlepsza.

- Ty też zazwyczaj nie mówisz ''tak'' lub ''nie''. Lubię nieoczywistości, skłaniają drugą stronę do refleksji. - wzruszyłem lekko ramionami. - A ty co sądzisz o ''mocy'' Kiry?

- Nie wiem już, co mam sądzić. Bo wiesz, Kira to prosty człowiek. Jest maksymalnie dziecinny, impulsywny i nie lubi przegrywać. A jednak za każdym razem, gdy myślę, że wiem jak działa, on... Robi coś diametralnie innego. Nigdy nie wierzyłem w siły nadprzyrodzone, ale nie mam też innego wytłumaczenia. Chyba tak jak ty zaczynam sądzić, że trzeba brać pod uwagę każdą opcję i po prostu skupić się na sprawie. - dodał jeszcze dwie cukrzane kostki. Wydawało mi się, że dosładza herbatę już bardziej z przyzwyczajenia, niż dla smaku. - Czy dalej będę mógł liczyć na twoją pomoc, o której niedawno rozmawialiśmy?

- Oczywiście, w razie czego cały czas jestem pod telefonem. - odpowiedziałem, robiąc przy tym poważny wyraz twarzy, jak to przystało na kogoś, kto tylko czeka na powierzenie mu zadania.

- To dobrze. Wiesz, za niedługo przestanę chodzić na uczelnię. Zrobiłem wszystko, co chciałem zrobić. Możesz w tym czasie liczyć na telefon, wtedy wszystko ci wyjaśnię. Chociaż... Wydaje mi się, że ty już wszystko wiesz.

- Skąd miałbym wiedzieć? - zapytałem spokojnie, zamieniając się z nim rolami. Tym razem ja byłem ciekawy, choć i lekko przestraszony.

Nie wiem czemu, ale do teraz nachodziła mnie myśl, że ten Ryuzaki jest tak naprawdę Ryuzakim z ''przeszłości''. Nie wiem, na ile miałoby to sens, w końcu w tamtej rzeczywistości umarł długo przede mną. Czasem jednak jego nieostrożne ruchy, nasze kręcące się wokół Kiry rozmowy i przenikliwy wzrok były jak znak, że wie. Gdyby wiedział... Czy wtedy też miałbym szansę wygrać? Wtedy wygrał on, tyle że poprzez swoich następców. Czy gdyby dostał kolejną szansę, wiedząc o notatniku, mógłby rozwiązać sprawę i żyć dalej?

Ryuzaki rozwiązujący sprawę, a potem kontynuujący życie i karierę najlepszego detektywa. Nie wiem czemu, ale nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.

- Zawsze, kiedy się spotykamy, jesteś taki spokojny. Nie pytasz. Nie narzekasz. Nie boisz się. Nie cieszysz. Nic cię nie zadziwia. Wiem, że nie wydaję się zbyt dobry w interakcji z ludźmi, jednak dobrze potrafię z nich czytać. To proste. Nawet z ciebie. Podejrzewam, że od początku wiesz, kim jestem i do czego dążę w związku z tobą. Czekasz na to. - ukroił widelcem kawałek ciasta, będąc zupełnie niewzruszony tym, co właśnie mówił. W sumie nic dziwnego, że domyślił się, że wiem, jednak w związku z tym czułem się nieco bardziej odkryty i bezbronny. - Ale to nic złego. To nawet dobrze, że wiesz, kim jestem. Potem będzie mniej formalności. Choć dla ciebie jako kogoś, kogo mogę podejrzewać, nie jest to zbyt dobre. Cóż, czasu się jednak nie cofnie. Jeśli grzebałeś w danych ze śledztwa, masz przewagę, jednak nie taką, aby zrobić sprawie krzywdę. Najlepsze smaczki zawsze trzymam w głowie.

Dopił herbatę i oblizał się po niej, wydając mieć gdzieś cały otaczający go świat. Czasem byłem pod wrażeniem tego, że jest tak samo spokojny zarówno wtedy, kiedy mi w osobliwy sposób wygraża, jak i wtedy, gdy rozmawiamy po koleżeńsku.

- Na pewno odezwę się do ciebie w sprawie tej przysługi, Yagami-kun. - podniósł się spokojnie z miejsca, nie czekając na moją reakcję na wcześniejsze słowa. - Obyśmy obaj dożyli do tego czasu.


Witam moje jelonki! Przechodzimy stopniowo do sedna. Do bardzo dobrego sedna. Nie mam pojęcia, czy czegoś po drodze nie pomieszałam lub nie pomieszam, bo za każdym razem gdy siadam do tej książki mam wrażenie, że coś wypadło mi z głowy. Z jednej strony się tego obawiam, a z drugiej nie martwię się aż tak - wtopy bardzo często tworzą najlepsze zwroty akcji. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro