Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XLVIII


Dojście do miasta nie było takie kłopotliwe, jak początkowo zakładali. Jak słusznie zauważył Matt, to dopiero na miejscu czekały na nich prawdziwe wyzwania. Dotarli do centrum nocą, do tego się rozpadało. Błądzili po ogromnym Tokio, w tak wielkim mieście byli po raz pierwszy. Nie wiedzieli nawet, gdzie zwrócić się po pomoc, zresztą wmówili sobie, że nie mogą tego zrobić. Byli zbiegami. Zbiedzy nie mogą liczyć na ratunek, trzeba radzić sobie samemu.

-Jestem zmęczony. -zamarudził Matt, gdy kryli się pod daszkami okolicznych sklepów, aby trochę wyschnąć, a potem znów udać się na tułaczkę bez celu.

Byli zmarznięci, ich ubrania nie dość, że pokryte sadzą, stały się wilgotne. Ludzie, którzy ich mijali, nie kryli zdegustowanych wyrazów twarzy, sądząc zapewne, że to dzieci nieporządnych ludzi z biednej, przestępczej dzielnicy.

- Wszyscy jesteśmy zmęczeni. Gdzie my w ogóle idziemy? - mruknął Near, wyciskając trochę wody z rękawa swojej koszuli. Co prawda do niedawna mieszkali w sierocińcu, jednak nie przywykli do chodzenia w mokrych, brudnych rzeczach. Wammy's było jednak porządne.

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. - Mello przetarł twarz dłońmi, na chwilę przystając. Mieli po dwanaście lat i po dziś dzień w miarę regularną porę spania. Dla ucieczki zarwali kilka nocek, ale potem mieli jak odespać. Obecnie byli na nogach już naprawdę długo. - Ja... Nie wiem.

- A może... - odezwał się niespodziewanie Matt. Wyglądał na zadowolonego z siebie. - A może znajdziemy jakiś samochód?!

- Myślisz, że samochody tak o stoją sobie na ulicy i czekają, aż ktoś je weźmie? - sarknął Near, potwornie nie w nastroju. Ale czego innego można się było spodziewać, chłopak wyszedł ze swojej strefy komfortu prawdopodobnie w każdym możliwym aspekcie.

- Wiem, że nie stoją. - speszył się. - Ale gdybyśmy znaleźli samochód, byłoby nam łatwiej. Moglibyśmy w nim nocować, przechować kilka rzeczy i pojechać gdzieś daleko. O, albo uciekać przed policją, jakby nas chcieli znowu wsadzić do Wammy's!

- Ponosi cię fantazja, ale... To może się udać. - przyznał Mello, po chwili przejmując inicjatywę. - Cholera, to genialny pomysł! Szukamy samochodu!

***

Jak powiedzieli, tak zrobili. Nie wiedzieli, gdzie mogą stać takie idealne do zwinięcia pojazdy, jednak byli pełni nadziei. Po drodze, w trakcie bardzo burzliwej dyskusji, ustalili, że będą musieli go ukraść, ale nie szkodzi. Przecież są w potrzebie większej niż osoba, która mogła sobie pozwolić na taki zakup. Szczególnie w przypadku jakiegoś drogiego auta. Uznali, że wezmą jakiś lepszy, bo to nie szarpnie właściciela po kieszeni, nie będzie mu go tak bardzo żal. Potem, gdy już będą duzi i dorobią się na swoim geniuszu grubych pieniędzy, oddadzą auto z nawiązką. Przynajmniej tak rozumowali, mając marne dwanaście lat i jeszcze marniejsze pojęcie o życiu. Na razie jednak potrzebowali znaleźć samochód z kluczykami w środku.

- Tam stoi jeden. - odezwał się w pewnym momencie Mello, pokazując na samotny samochód na dużym parkingu.

- Myślisz, że da się go odpalić? Nie wydaje mi się, aby akurat w tym były kluczyki.- zauważył Near.

- Nie jest ani zbytnio nowy, ani zbytnio stary. Widziałem kiedyś na filmie, jak odpalają w takim kabelki, do tego łatwo będzie wybić szybę. Może potem da się dorobić do niego kluczyki, czy coś w tym stylu. No i... - zawstydził się lekko, jakby dopiero teraz doszło do niego, że chcą ukraść czyjąś własność. - Nikt nas chyba nie przyłapie, parking jest pusty.

Co prawda był środek dnia, jednak niedziela, do tego padało, choć niebo wydawało się stopniowo przejaśniać. Po ulicach nie kręciło się zbyt wielu ludzi, a już szczególnie pusty był parking. Okazja wręcz idealna.

- Może masz rację. - przyznał i lekko kiwnął głową, udając się nieśpiesznie w stronę auta. Zakasał przy tym rękawy białej koszuli. Robili coś potwornie złego moralnie, nierozsądnego i dziecinnego, ale czuli się trochę jak wykwalifikowani agenci na tajnej misji. - Weźmy po drodze jakiś kamień, jeśli mamy wybijać szybę.

Jak postanowili, tak zrobili. Wybijanie szyby, a potem szperanie po całym samochodzie, szczególnie pod kierownicą, w wykonaniu trójki dzieciaków wyglądało zabawnie. Ktoś z zewnątrz, widząc ich, zapewne pomyślałby, że banda niesfornych małolatów bawi się w ojcowskim samochodzie. Trójka brudnych, zmęczonych dzieci w samochodzie z wybitą szybą, ale przecież dwunastolatkowie nie kradną samochodów, więc zabawa to jedyne możliwe wytłumaczenie.

- O, chyba mam! - ucieszył się Mello, bo tak naprawdę łączył przewody na wyczucie.

Jak się okazało, faktycznie miał. Auto niespodziewanie odpaliło, tyle że bez ich kontroli, do tego zaszarżowało w tył. Zapewne normlanie wszystko byłoby w porządku, bo blondyn szybko rozłączył kabelki, jednak w obecnym biegu zdarzeń było już za późno. Usłyszeli z tyłu jakiś dziwny, niezidentyfikowany trzask.

- Co to było? - Matt zapytał o to, czego wszyscy się obawiali.

- Chodźmy sprawdzić. - wydusił Mello, opuszczając nieśpiesznie samochód.

Reszta poszła jego śladem i po chwili stanęli przy bagażniku, patrząc na człowieka, którego nogi zniknęły pod podwoziem. Wymieniając między sobą zaniepokojone spojrzenia, pociągnęli go za ramiona, wysuwając spod maszyny. Żadnemu nie umknęła czerwona stróżka krwi, która ciągnęła się za poszkodowanym. Jego brązowe włosy zlepione były bordową cieczą, która stale się sączyła, z sekundy na sekundę w coraz większej ilości.

- On... Nie żyje? - zapytał cicho Near. Kolejne pytanie, którego cała trójka się bała. Milczeli więc i patrzyli na nieruszającego się, krwawiącego nastolatka. Był pewnie niewiele starszy od nich.

- Trzeba wezwać pomoc. - zdecydował Mello.

- Musimy zwiać. - poprawił go Matt. - Zabiliśmy człowieka! Dopiero, co wyszliśmy z więzienia, a zaraz trafimy do kolejnego, gorszego!

- Może on jeszcze żyje? - napomknął cicho Near, na co jednak nikt nie zwrócił uwagi.

- I niby co zrobimy? Znowu będziemy się błąkać po świecie, czekając, aż zdobędziemy kolejny samochód?! - Mello pociągnął nosem. - Musimy znaleźć pomoc! Niech nam ktoś pomoże...

Jak się okazało, nie musieli szukać. Z naprzeciwka nadchodził mężczyzna, z początku szczęśliwy, a potem coraz bardziej przerażony. Jak zgadywali, właściciel auta przyszedł po swoją własność.

***

Mężczyzna wezwał odpowiednie służby. Najpierw karetkę, a potem policję. Nie omieszkał się dzieciaków ofukać, choć bardziej skupił się na ofierze. Klęknął przy chłopaku i co chwila sprawdzał mu puls, nie przejmując się bordową plamą, która powstała na jego spodniach po ułożeniu na udach głowy nastolatka. ''Mój Boże, taki młody'', myślał zapewne, zdając sobie sprawę z tego, że bicie serca słabnie, a za moment zaniknie. Cała trójka widziała to w jego oczach. I wszyscy, we czworo, byli przerażeni.

- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - usłyszeli od policjantki, która zjawiła się na miejscu ze swoim partnerem chwilę po karetce. Wydawało im się jednak, że trwało to całą wieczność.

- Czy on będzie żył? - zaszlochał Matt, co rusz zerkając na poszkodowanego, którego w pośpiechu badała dwójka medyków.

Faktycznie był młody. Młody, ładny, zapewne do tego mądry i przyjacielski. Miał przed sobą wielkie perspektywy, dużo miłych chwil. Zapewne jego czekoladowe źrenice do niedawna były żywe i pełne szczęścia. Być może zawsze się tak wydaje podczas patrzenia na młodego trupa. Bo trupem był na pewno. W kilkadziesiąt minut zrobił się blady.

- Lekarze zrobią, co w ich mocy. - odpowiedziała kobieta z miłym uśmiechem, pomagając im wsiąść do samochodu. - Jak się nazywacie?

-Ja jestem Mihael. -przedstawił się blondyn, po czym wskazał na swoich towarzyszy. -To jest Nate, a to Mail.

Wiedział, że są w nowym świecie i potrzebują nowych imion. Nie wiedział za to, że to właśnie te imiona zostaną potem wpisane w ich dokumenty.

- Bardzo ładnie. -pochwaliła, ani na moment nie tracąc kojącego duszę wyrazu twarzy. - Poczekajcie chwilę, wrócę do was najszybciej, jak będę mogła.

Gdy tylko zamknęła drzwi i odeszła, cała trójka od razu przylepiła nosy do szyby. Nie wiedzieli, co teraz z nimi będzie, wciąż byli zmęczeni, zmarznięci i przestraszeni. Na pewno nie podejrzewali, że ta miła policjantka przygarnie ich pod swoje skrzydła i zapewni im normalny dom. Że sprawa tego wypadku szybko zostanie zamknięta, bo są tylko dziećmi, których rodziców nie udało się odnaleźć, tak jak nie udało się odnaleźć żadnej rodziny ofiary. Nikt nie ubiegał się o sprawiedliwość w związku ze śmiercią nastolatka. Chłopcy nie wiedzieli, że nikt nie zbada ani ciała obecnej ofiary, ani zwłok jego drugiego ja, które wciąż leżały w piwnicy. Nie wydawało się to na tyle pilne, chyba wzięto ich po prostu za braci.

Nie wiedzieli też, że zeszyt, który znaleziono przy nieboszczyku, zostanie zupełnie zignorowany i wyrzucony do kosza, skąd wróci do świata shinigami, tym razem na dobre.

Light Yagami tymczasem, ten, który panoszył się i obnosił ze swoją mocą, właśnie stygnął, wieziony do najbliższej kostnicy. Nie zdążył nawet wyjechać z Japonii. Skąd mógł wiedzieć, że trafi na trójkę chłopców, których przeznaczeniem było go powstrzymać i zrobili to, nawet jeśli nieświadomie? Mieli swoją rolę w losach świata i nawet po wszczęciu buntu nie mogli od niej uciec.

Bo tak to już jest. Czasem sądzimy, że mamy życie w swoich rękach, ale prawda jest taka, że jedynie działamy według wyższego planu. Rodząc się, żyjemy według scenariusza, który został już zapisany w dziejach świata. Nie zawsze uda się zrealizować wszystkie punkty, w świecie śmiertelników nie zawsze będą dwa notesy, oczy shinigami nie zawsze należą tylko do bogów śmierci, nie wszyscy umarli dostają kolejne szansy. Bo stworzenie dwóch sztuk tego samego jest niemożliwe. Ale można być pewnym, że śmierć bez względu na wszystko zawsze upomni się o swoje. Szczególnie w sprawie śmiertelników, którzy chcą z niej zakpić.


KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro