Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XLVII


Stanąłem w miejscu, przez chwilę wstrzymując oddech. Miałem wrażenie, że patrzę w lustro. Szczególnie gdy wlepiałem wzrok w oczy o barwie i odcieniu, jaki już dobrze znałem. Nigdy nie widziałem ich jednak tak obłąkanych. 

- Light! - mój sobowtór złapał mnie za ramiona i popatrzył na mnie tak, jak rodzic patrzy na dziecko, które wraca ze studiów. - Chciałem na ciebie poczekać na górze, lecz nie oczekiwałem, że będziesz tak wcześnie. Jednak nie myśl, że się nie cieszę. 

Przełknąłem nerwowo ślinę i ostrożnie zdjąłem jego ręce z moich ramion, przez chwilę zaciskając dłonie na jego przeraźliwie chudych nadgarstkach. Był definitywnie wychudzony. Szary, wcześniej dopasowany dres, obecnie na nim wisiał. Pamiętałem dobrze to ubranie, sam, nawet w tym życiu, miałem je kilka razy na sobie. 

- To się nie dzieje. - powiedziałem sam do siebie, co wydawało się dość naturalną reakcją umysłu na szok i coś, czego nie był w stanie pojąć. 

Na moje słowa moje drugie ja jedynie lekko przechyliło głowę w bok. Następnie zaśmiał się, po części wesoło, a po części tak, jakby postradał wszystkie zmysły. Odgarnął przy tym z twarzy włosy, które zdążyły urosnąć mu do ramion. 

- Dzieje! Wszystko to dzieje się naprawdę. - uśmiechnął się, znów przypominając troskliwego rodzica. Wydawał się rozczulony. - Przecież ślęczałeś nad tą sprawą od kilku miesięcy. I masz teraz przed oczami jej rozwiązanie. Mogę ci wszystko wytłumaczyć. Wolisz tu, czy w piwnicy? 

Zerknąłem mu przez ramię na mroczną otchłań, w której do niedawna buszowałem z Grafitem w poszukiwaniu dokumentów. Wtedy nie wydawała mi się niczym niezwykłym, obecnie stanowiła rozwiązanie wielu moich problemów. Kryła w sobie okrutną tajemnicę. Nie wiem, czy chciałem ją poznać, ale było tak samo jak z dążeniem do roli Kiry. Obecnie to nie coś, z czego mogę się wycofać. 

-  Możemy w piwnicy. -przyznałem ze ściśniętym gardłem, a gdy złapał mnie za rękę zadrżałem, mimo, że jeszcze chwilę temu trzymałem go za nadgarstki. 

Dałem mu prowadzić się w dół, do największego z pomieszczeń, jakimi dysponowała piwnica. Nie wiem, co dokładnie spodziewałem się tam zobaczyć, jednak zdziwiłem się, gdy schodząc na dół, ukazało mi się to, co zawsze. Piwniczne pomieszczenie z zakurzoną żarówką, która dawała nędzne, żółte światło. 

- Tutaj urzędowałem, Light. - zauważyłem, że lubił powtarzać moje imię, mimo, że nosił przecież takie samo. A może w ten sposób podkreślał, że w tym układzie to on jest Kirą?

- Ale że... Tutaj? - zapytałem cicho, rozglądając się. Przecież byłem tu tyle razy... 

- Tak. Tutaj. - udał się w głąb pomieszczenia, a ja poszedłem za nim, tym razem naprawdę niepewny tego, co zastanę. 

Jak się okazało, była to kryjówka schowana za kartonami. Przypominała nieco siedzibę dziecka, z lampką na baterie, kilkoma zmiętolonymi kocami, poduszkami i małym, znajomym mi telewizorem, ustawionym na prowizorycznej półce z kartonu. 

- Niemożliwe. - powiedziałem od razu. - Niby jak byś tu przeżył tyle czasu? Musiałeś coś jeść. Coś więcej niż batoniki. 

Mruknąłem, po drodze stając na kilku papierkach. Tych samych, jakimi hałasował Grafit, gdy zeszliśmy po dokumenty. Wtedy zrzuciłem ich obecność na niedbalstwo reszty rodziny. 

- Kto powiedział, że byłem tylko tu? Że nie wychodziłem?

- Ale... Kiedy? - zapytałem żałośnie, mimo, że już domyślałem się prawdy, która bardzo mi się nie podobała. 

Kira tymczasem usiadł w kryjówce i poklepał miejsce obok siebie, na jednej z poduszek. Gdy usiadłem w poleconym miejscu, poczułem, że ta mała przestrzeń mocno pachniała perfumami, jakich używałem, gdy miałem jeszcze na to czas i chęci. W kącie zauważyłem starannie złożony, kremowy garnitur.

- Mogę ci wszystko wyjaśnić. Chcesz? - zapytał, szczerze podekscytowany na samą myśl. 

Miał zapadnięte policzki, wory pod oczami i matową cerę. Najbardziej żywe były jego oczy, którymi błądził po wszystkim, szczególnie jednak skupił się na mnie. Praktycznie się nie ruszał, ale przez sam ruch źrenic wydawał się nadpobudliwy. 

- Ja... Tak, wyjaśnij. - poprosiłem, przełykając nerwowo ślinę, nie pierwszy i nie ostatni raz. Zaraz dowiem się o wszystkim, co przeoczyłem i być może po stokroć pożałuję, że w ogóle tu przyszedłem. Ale gdybym nie przyszedł, on i tak by na mnie czekał, tyle, że być może w innym miejscu i w innych okolicznościach.

- Cóż, mieszkałem tu przez cały ten czas, ale często wychodziłem na zewnątrz. Robiłem to zawsze, kiedy akurat cię nie było. Wymienialiśmy się, czaisz? Na początku było ciężko. Nie wiedziałem, jak dokładnie namierzyć kiedy cię nie ma, ale potem było już łatwiej. Znikałeś na coraz więcej czasu, a że nie mówiłeś kiedy wrócisz, mogłem na spokojnie wyjść i w razie czego powiedzieć, że wpadłem po coś na chwilę. Matka bywała podejrzliwa, bo mamy inny sposób bycia, ale czy mogła cokolwiek zrobić? - westchnął, jakby z pobłażliwością dla starej kobiety, która nie mogła mu dorównać w żadnym aspekcie. - Czasem jednak było tak, szczególnie na początku, że siedziałeś dłużej. Albo ojciec kręcił się po domu, on przecież wiedział gdzie jesteś i kiedy. Poza tym pewnie by coś zwęszył. Ja tymczasem nie dość, że potrzebowałem wielu rzeczy, to jeszcze uzależniłem się od powietrza poza piwnicą. Jak się tu posiedzi dłużej, to jest naprawdę stęchłe. W każdym razie zacząłem znacznie częściej wychodzić nocą, w dzień głównie odsypiałem, więc wieczorami byłem czujniejszy. W razie czego mogłem powiedzieć jakiemuś domownikowi, że zachciało mi się pić i poszedłem po wodę.  

- Wtedy... W nocy... - wyszeptałem, przypominając sobie mojego szczekającego psa i Shuna, który zszedł na dół, aby kraść ciastka. 

Nie zwróciłem wtedy większej uwagi na to, z jaką zażartością zwierzak bronił mojego brata, bo w końcu przed kim mógłby go bronić w naszym domu? Chłopiec też nie wydawał się przestraszony. Nic dziwnego, że taki nie był, w końcu widział ''mnie''. Albo wtedy, przy śniadaniu, gdy mówił, że nie może spać, bo chodzę w nocy po domu... 

- Haha, dokładnie! Chodziłem nocą po domu i natrafiałem na małego Shuna niezliczoną ilość razy, a on zawsze brał mnie za ciebie! - zachichotał, domyślając się najwyraźniej, o czym myślę. - Nigdy nic nie podejrzewał, nawet gdy rano widział cię w innej piżamie. Ale nic dziwnego, jest w końcu bardzo mały. Wiesz, niezwykle go lubię. Słodki jest. Jako jedyny patrzy na mnie w miarę normalnie. Taka trochę lepsza wersja mojej osoby. W każdym razie miło było z nim pogadać w tych nocach, gdy nie chciał spać i chodził do kuchni po słodycze. 

- Czyli po prostu wymieniałeś się ze mną? Grałeś mnie, gdy wychodziłem? - to było tak cholernie banalne, że aż nieprawdopodobne

- Mhm. Dokładnie tak. A ty grałeś mnie. Choćby w szkole. Naprawdę, śmiać mi się chciało gdy męczyłeś się ze szkołą i śledztwem, a ja miałem wolne, nie musząc się martwić o frekwencję czy utrzymanie poziomu. 

Chciałem wstać. Wstać, wyjść stamtąd, zatrzasnąć drzwi piwnicy i w miarę możliwości nigdy do niej nie wracać. Ale trzymał mnie w miejscu zarówno szok, jak i ciekawość, co było dalej. Działo się tak cholernie dużo rzeczy, na które nie miałem wytłumaczenia. 

- Czy Ryuuk mówił ci, dlaczego tu jestem? Co działo się kiedyś? - zapytałem, chcąc rozwiać swoje wątpliwości dotyczące ich współpracy. 

Mój sobowtór spokojnie rozprawiał o tym, jak przechytrzył system, ale ani słowem nie wspomniał o szoku, jaki musiał przeżyć po moim przybyciu. Niecodziennie twoje drugie ja zaczyna przejmować twoje życie. Do tego te podobieństwa między tamtym śledztwem, a tym, które rozpadło się dziś rano... Wątpiłem, że to jedynie zasługa jednego umysłu. 

- Nie. Ryuuk milczał jak grób, na praktycznie każdy temat dotyczący ciebie i możliwości notatnika. Nigdy nie wyjawił mi nic o przeszłości. - już chciałem odetchnąć z ulgą, jednak jego kolejna słowa sprawiły, że znów zaniemówiłem (jakby to obecnie robiło jakąkolwiek różnicę). - Zrobiła to Misa. Ale spokojnie, nie rób takiej miny, nie twoja. Moja. A raczej twoja, ale z przeszłości.

Dzielenie światów w ten sposób było zabawne, ale innego sposobu chyba nie było. Jednak ta Misa... Czyli przeniosła się ze mną? 

- Przyszła do mnie pewnego słonecznego popołudnia, gdy nie było cię w domu i mówiła, że chce działać u mego boku. To ona powiedziała mi o wszystkim, co działo się w przeszłości. To właśnie dlatego starałem się zgodnie podążać za ''starym'' planem. Liczyłem, że rozjaśni ci to trochę umysł i być może czegoś się domyślisz, ale, niestety, najwyraźniej nie mieściłoby ci się to w głowie. 

- Misa ci pomagała? - zapytałem, wciąż nie dowierzając. 

-Mhm. To właśnie z nią spotkałeś się w Yokohamie. Była niczym mój agent, opowiedziała mi całą historię i miała na ciebie oko. Jest urocza, wystarczyło obiecać jej, że będę zawsze, aby od razu zechciała ze mną pracować. 

- Jest twoimi oczami? - zapytałem, bo często ofiarami Kiry padali ludzie, których dane nie były wcześniej nigdzie udostępnione. Szczególnie jeśli chodzi o szare jednostki, których użył do pokazania nam znaków. Sprawdziliśmy, byli to ludzie, których mógł spotkać co najwyżej na ulicy w trakcie spaceru. 

- Nie. Niestety, wraz z przeniesieniem straciła tą zdolność. 

- W takim razie ty... - znów popatrzyłem mu w oczy, które posiadały znajomą barwę, jednak miały w sobie niebezpieczny, czerwony błysk. 

- Nie, Light, nie wymieniłem się. - był szczerze upierdliwy z tym powtarzaniem mojego... Naszego imienia. 

- W takim razie co... 

- Mam je od urodzenia. 

- To możliwe?

W sumie... Nigdy nie pytałem Ryuuka, czy z oczami shinigami można się urodzić. Skoro jakiś znudzony bóg śmierci upuścił na ziemię notes, a potem jego użytkownik przeniósł się w czasie, to zapewne wszechświat mógł robić takie fikołki jak człowiek widzący czyjąś śmierć. 

- Skoro je mam, to najwyraźniej tak. Widziałem daty śmierci innych ludzi od kiedy pamiętam, ich imiona i nazwiska też. Gdy byłem dzieckiem, sądziłem, że każdy tak ma, ale to co kiedyś brano za dziecięcą fantazję, potem przerodziło się w diagnozę. Psychologowie i psychiatrzy dużo mi zarzucali. Nie wiedzieli co ze mną zrobić. Cały czas dostawałem idiotyczne porady i jeszcze bardziej abstrakcyjne wnioski na temat mojej osoby. Było tego dużo. Wiem, że potem szukałeś tej dokumentacji, ale ją wyniosłem. Nie mogłem już na nią patrzeć, wolałem też, abyś nie zaczął węszyć w tym kierunku. Ojciec mnie nienawidził, ale czy incydenty pokroju podpalenia kotu ogona nie są tylko szczeniackimi zabawami? Dorosłem. - nie chciałem mu się wcinać w wypowiedź, a tym bardziej mówić, co sądzę o podpalaniu kotom ogonów, więc zamilkłem. - Tamtego dnia, gdy wyszedłem w trakcie lekcji do toalety, w drodze powrotnej widziałem spadający zeszyt. Gdyby nie to wyjście, być może nigdy bym go nie dostrzegł i nie podniósł. 

Właśnie rozjaśniła mi się kolejna kwestia. To dlatego nie było go w klasie, poszedł do toalety, a potem zapewne udał się po zeszyt. Wtedy nastała przerwa. Gdyby nie zauważył zeszytu lub zostałoby trochę czasu do przerwy, czy moglibyśmy na siebie wpaść? Ale nie, niemożliwe. To wszystko nie jest dziełem przypadku. Nie zmaterializowałem się w klasie od tak, zapewne czas wtedy znów zagiął się w jakiś dziwny sposób i idealnie wymieniłem się z moim drugim ja. 

- To ty popchnąłeś Ryuzakiego do samobójstwa, prawda? - zapytałem, wiedząc, że muszę w końcu poruszyć tą kwestię. Kira sprawiał wrażenie wniebowziętego tym pytaniem. 

- Tak. Choć trafniej będzie powiedzieć, że do samobójstwa popchnęło go szaleństwo. - zaczął grzebać w kocach, najwyraźniej czegoś szukał. - Kilka dni temu wysłałem mu list. Wyjaśniłem mu całą sytuację, łącznie z twoim zmartwychwstaniem i tym, że jest nas dwójka. Do tego napisałem mu dokładnie kiedy umrze i jak. Sądziłem, że jako geniusz się tym nie przejmie, ale potraktował mnie z najwyższą powagą. Jednak to wiązało się z tym, że musiał porzucić całą nadzieję. Wiedział, kto jest Kirą i gdzie jest, ale nie mógł mnie złapać. Rozumiesz, jakie to frustrujące? Ale nie wyjaśniłby tego, że jest nas dwóch. I nie miał dowodów. Wiedział, że moje złapanie zaburzyłoby cały światowy porządek. A skoro tu jesteś, to wnioskuję, że zdążył się zabić, ówcześnie mówiąc ci, gdzie jestem. Jednak strasznie zawzięty był...

- W jaki sposób uzyskałeś jego imię? 

- Sam sprawdź. - podał mi notes, robiąc to z największą delikatnością i czcią. 

Udzielił mi się ten nastrój i równie ostrożnie przejąłem dziennik, którego wydawałem się nie mieć w rękach już całe wieki. Jego okładka przez tyle czasu nie wyblakła ani się nie starła, kartek było tyle samo, ile na początku, mimo że często je wyrywałem. To prawdopodobnie... Nie, to na pewno najgorsza broń, jaką widział świat. 

- No, otwórz. - ponaglił. 

Otworzyłem notes i przekartkowałem go na ostatnią zapisaną stronę. Była tam instrukcja skupiona na kilku ludziach, jak zgadywałem, tych odpowiedzialnych za powstanie kogoś takiego jak L. Najwyraźniej Kira dotarł do osoby, którą najłatwiej było odkryć, a potem, dostając po kolei imiona, ciągiem dążył do sedna. Ostatnim poleceniem było, aby jeden z mężczyzn przesłał mu imię Watariego, a Watari L'a. To dość zabawne, że wystarczyło tylko tyle. 

Potem zjechałem wzrokiem na dół, gdzie widziałem kilka innych nazwisk. Pierwsze znałem bardzo dobrze. 

- Co tu robi Misa?

- Chyba umiera.  -rzucił żartem, przez który się jedynie zirytowałem. Nie dziwię się, że ojciec miał go dość. 

- Umrze tylko ta z obecnej rzeczywistości? Niepowiązana ze sprawą?

- W sumie to... Nie wiem. 

- Jak to nie wiesz? 

- Gdybym wiedział, zabiłbym cię za pomocą notatnika już dawno, ale nie wiem. -uznał, nie przejmując się ewentualnymi skutkami tego posunięcia. Czyli Misa, która tak mu pomogła i zdradziła sekrety wcześniejszego życia, miała zginąć. 

Zmrużyłem oczy i przejrzałem listę nazwisk, po chwili uświadamiając sobie, że wszystkie znam. 

- Jeśli zginie Misa tylko z tej rzeczywistości, to uznam to za ciekawy eksperyment, a jak obie, to problem z głowy. - dodał po chwili.

- Wpisałeś matkę, Shuna i Sayu? - zapytałem, zerkając to na niego, to na zeszyt. A potem na datę zgonu. Nie, nie może być...

- Mhm. Leżą na górze. Potem muszę odkręcić gaz, czy coś, jakoś się to załatwi. 

- Zabiłeś wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób ci wadzili, co? - mruknąłem, zaciskając dłonie na notatniku. 

Patrzyłem na zgrabnie napisane imię Misy, członków rodziny, aż w końcu Ryuzakiego, który powinien umrzeć dopiero za jakiś kwadrans. Ale chciał umrzeć sam, w swój sposób, na swoich zasadach. Jedyne co poszło zgodnie z planem to wyrycie znaku na jego nadgarstku, co Kira zaplanował na kilka godzin przed zgonem najlepszego detektywa, jakiego widział świat. 

- Niestety. Ale wydaje mi się, że jak nikt inny wiesz o tym, że są ludzie, którzy nie mogą żyć. Ci, którzy powinni umrzeć swoją drogą, ale ci, którzy po prostu nie mogą... Potrzebuję nowego życia, które jest możliwe w tej nowej rzeczywistości, gdzie wszyscy czczą Kirę. 

- L ma następców, nie pójdzie ci tak łatwo.

- Następców? Pff, błagam cię. - zachichotał. - Według Misy mają obecnie jakieś dziesięć lat. Ich też zabiję, tak w idei ostrożności. Mam informacje, których ty nie miałeś za pierwszym razem. 

Ach, mówiłem sobie do niedawna to samo. Że wiem coś, czego nie wiedziałem wcześniej, więc na pewno sobie poradzę. Przecież dzięki temu jestem na pewno o krok przed całym światem.  

- Poświęciłeś tylu ludzi, aby robić znaki na ciałach... Wykorzystałeś życie Mikamiego, aby przypomnieć mi dobitniej o swojej obecności. A teraz mordujesz swoją rodzinę i Misę, w tym tą, która nie jest niczemu winna. Jakim chcesz być, do cholery, Bogiem? 

- Tu już nie chodzi o bycie bogiem, Light! Chodzi o władzę i kontrolę. Historia dobrze pokazuje, że potęga zbudowana na ludzkim strachu trzyma w ryzach jak nic innego. - wyjrzał za malutkie, piwniczne okienko, a następnie podniósł się z miejsca. - Pójdziemy na górę?

- W jakim celu? - zapytałem niepewnie, także wstając. 

- Pogadać. Chcę z tobą jeszcze pomówić. A, jak już wspominałem, uwielbiam świeże powietrze, to poza piwnicą. - udał się w kierunku schodów, po których po chwili zaczęliśmy wchodzić, ja za nim. - Umiesz dostrzec na niebie polarną gwiazdę? To ten najbardziej świecący, duży punkt. Potrafi wskazać wędrowcom drogę oraz napawa ludzi nadzieją, że wszechświat jest tak ogromny, że znajdzie się w nim dla nich miejsce. Wiesz, ja patrzyłem na nią każdej nocy. Odszukiwałem ją na niebie już prawie automatycznie. Czy to nie śmieszne, że mogliśmy w tej samej chwili patrzeć na tą samą gwiazdę oczami w tym samym kolorze, w tym samym ciele, a jednak będąc w dwóch zupełnie innych miejscach, z zupełnie innymi myślami, czyniąc inne rzeczy i goniąc za czymś innym? To dla mnie niezwykłe, że obaj nazywamy się tak samo, tak samo wyglądamy i obaj korzystaliśmy z Death Note'a, a jednak jesteśmy tak piekielnie różni, że byliśmy dwójką zupełnie innych ludzi. Jedynie nasz wzrok, zazwyczaj pewnie omyłkowo, spotykał się na tej jednej, szczególnej gwieździe. Można więc powiedzieć, że to nasza polarna gwiazda. Ale sądzę, że z gwiazdami jest jak z historią. Tak, jak jeden człowiek ma dla siebie jedną gwiazdę, tak zwycięzca zawsze będzie tylko jeden. 

Słuchałem go z taką uwagą, że nie zauważyłem nawet, jak się do mnie odwraca i miło uśmiecha. Nim zorientowałem się co chce zrobić, położył dłoń na mojej klatce piersiowej i mocno mnie popchnął, przez co mimowolnie poleciałem do tyłu. Schody były betonowe i nie miały żadnej barierki do podtrzymania się, przez co runąłem w dół. Rzecz jasna nieźle się przy tym obiłem, szczególnie ucierpiała głowa. Gdy w końcu znalazłem się na samym dole, poczułem, jak po szyi ścieka mi stróżka gorącej krwi. 

- Nie chcę, abyś myślał, że cię nie lubię. - zaczął, schodząc kilka schodków w dół. - To po prostu konflikt interesów. Ale podziwiam cię, że walczyłeś do ostatniej chwili. 

Starałem się dostrzec go dokładniej, jednak obraz stale rozmazywał mi się przed oczami niczym w zepsutej soczewce aparatu. Do tego kuliłem się, podejrzewając, że mam coś złamane. Ciężko mi to było jednak ocenić, wszystko mnie bolało, w szczególności głowa. Tępy ból pochodzący od niej trafiał wszędzie, jednak przede wszystkim te zaburzenia widzenia... Ledwie dostrzegłem, że za Lightem pojawiła się lewitująca sylwetka z naramiennikami postrzępionymi niczym pióra kruka. 

- Do zobaczeni w piekle, Light. - usłyszałem, jak odbezpiecza pistolet, najpewniej wycelowany we mnie. Czyli powtórka z rozrywki. Nawet dzień jest tak samo deszczowy. 

- Pobawimy się tam z L'em. - mruknąłem nieprzytomnie, słysząc jego cichy chichot, a po chwili strzał, po którym wszystko w sekundę ucichło. 

***

Nastolatek skrzywił się, po czym rzucił broń obok ofiary. Widok mózgu na podłodze i odgłos czaszki rozłupanej na pól pociskiem nie był tym, na co miał ochotę tego popołudnia. 

- Tak po prostu go zostawisz? - zapytał Ryuuk, gdy brunet poszedł do kuchni, najpierw umyć ręce, a potem odkręcić w kuchence gaz.

Jego rodzina, martwa, wciąż leżała w łóżku na górze. Wszystkich, nawet najmłodsze dziecko, dopadł zawał, ale gdy przyjdzie policja, musi być jakiś lepszy powód śmierci. Przed ich zgonem zapisał w notatniku, że matka stworzy list pożegnalny, w którym rozpaczać będzie nad odejściem ukochanego męża. Nie mogąc dłużej egzystować w ten sposób, zechce się z nim spotkać, zabierając na spotkanie z tatą dwójkę młodszych dzieci. Najstarszy syn odkrywa to i popełnia samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Nie chce żyć, nie mając nikogo bliskiego. 

- Czemu by nie? Tutaj wszędzie jest mój materiał biologiczny, a na broni odciski palców, ale to też materiał biologiczny i odciski Lighta, który właśnie ''popełnił samobójstwo''. - wsunął notatnik za pasek spodni, po czym narzucił na siebie bluzę. 

Nie miał dokładnego planu co zrobi, ale skoro ''nie żyje'', może zacząć nowe życie. Znajdzie sobie jakiś przytulny kącik. Teraz będzie mógł zacząć być Kirą naprawdę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro