Rozdział XLII
L i Y. To było tak banalne, że dziwię się, że wpadłem na to dopiero po komunikacie od Kiry. Ale czasem tak jest, że potrzebujemy bodźca, aby zobaczyć to, co przecież jasne. Nie wiedziałem, czy reszta grupy też dostrzegła litery, choć byłem pewny, że odkrył je L. Nawet w tym świecie najczęściej był o krok przede mną. Jednak nawet jeśli je odkrył, nikogo o tym nie powiadomił. Cały on. W ostatnim czasie wytrwale milczał, nie polepszając nastrojów w grupie. Nie dość, że wkradła się do niej nieufność, to i strach. Ryuzaki wyglądał już nie tylko na wykończonego, ale i zrezygnowanego. Do niedawna szalała w nim jeszcze ta iskierka walki, obecnie wydawał się odpuścić. To było... Wstrząsające. Czułem, że balansujemy na cienkiej linii i z każdym dniem staje się ona coraz słabsza i postrzępiona. Tylko czekać, aż wszyscy runiemy w dół.
- Cześć, Misa. - wysiliłem się na szczęśliwy i beztroski ton, gdy udało mi się do niej dodzwonić.
Ostatnio odzywała się rzadziej niż wcześniej i mimo, że przyswoiłem już sobie, że obecnie nic dla niej nie znaczę, ciężko znosiłem tę obojętność. Nie zdawałem sobie sprawy, że żyjąc w samotności jako Kira, tak naprawdę uzależniłem się od towarzystwa moich ''podwładnych''.
- Witaj, Light! - wydawała się szczęśliwa, szczerzej beztroska i zadowolona ode mnie. Nie zdziwiłbym się, gdyby faktycznie się tak czuła. Z tego, co zrozumiałem, w modelingu szło jej dobrze, a mieszkanie, którego pomagałem jej szukać, stało się dla niej przytulnym domem, do którego mogła wracać. - Dlaczego dzwonisz?
- Chciałem zapytać, jak sobie radzisz. Jakieś ciekawe sesje miałaś w ostatnim czasie? - usiadłem na łóżku, ignorując Ryuuka, który wpatrywał się we mnie z kpiną. Dla niego każdy gest tak prozaiczny, jak ta rozmowa bez celu, były oznaką mojej ludzkiej słabości.
- Trochę ich było. Wiesz, obecnie już chyba mało mnie szokuje. Miałam sesje w najróżniejszych warunkach, z najróżniejszymi ludźmi... Nie wiem, czy jeszcze jakąś kiedyś nazwę ''ciekawą''. - zaśmiała się cicho. - Poza tym Takada już mnie nie niańczy, teraz dopiero zacznę łapać jakieś dobre kontrakty.
- Cieszę się, że jesteś już w branży bardziej samodzielna, to krok naprzód. - pochwaliłem. - Co u Takady?
- Nie wiesz? Przecież to twoja dziewczyna.
- Ostatnio nie rozmawiamy zbyt dużo, oboje mamy trochę spraw na głowie. - wyznałem niechętnie.
Cała ta sprawa z chodzeniem ze sobą miała być jedynie podstępem, aby wydobyć z siebie nawzajem informacje, jednak tak, jak szybko stworzyliśmy parę, tak szybko zrezygnowaliśmy z kontaktu poza tym najpotrzebniejszym. O jakimkolwiek wyciąganiu informacji nie było nawet mowy. Nie wiedziałem, czy to kwestia tego, że byłem już dla Kiry mało interesujący (uznałem, że tak, Takada z nim współpracuje, bo co innego mogło ją skłonić do wiadomej decyzji) czy może faktycznie ma ona dużo pracy. Ale te inicjały... L i Y... Założę się, że chodziło o mnie, więc Kira na pewno się mną interesuje. Pytanie tylko, czy chciał mi w ten sposób coś przekazać, czy może to niewinne ostrzeżenie. Ważniejsze było, dlaczego tak się na mnie uwziął, skoro prawdopodobnie nawet go nie znam. I skoro, jak sądziłem, on nie znał ''przeszłości''.
Kim jesteś, Kira? Dlaczego, gdy o tobie myślę, stale rozmywasz się we mgle i tracisz jakikolwiek kształt?
- Ach, rozumiem. Nie oceniam, ale skoro jesteś jej chłopakiem, mógłbyś się trochę przyłożyć. - ofukała mnie, na co się mimowolnie uśmiechnąłem. Spotkało się to z jeszcze większym grymasem na twarzy Ryuuka, który miał chyba dość tego nowego, bardziej ludzkiego Lighta. A mimo to wciąż przy mnie trwał, być może z powodu wspomnień, a może po to, aby z bliska oglądać mój upadek. Był prawdopodobnie jedyną istotą na całym wielkim świecie, która oprócz samego Kiry wie, kim jest morderca. - U niej jest... Chyba w miarę dobrze. Od kiedy zakończyłyśmy ze sobą współpracę, nie rozmawiamy zbyt dużo. Zazwyczaj przychodzi do agencji, a potem, po sesji, od razu znika. Jednak wydaje się weselsza.
- Nie macie już tak dobrego kontaktu?
- Nie, dalej mamy. Lubimy się. Ale ona nie ma czasu. Do tego wygląda trochę tak, jakby coś ją gryzło, ale z nikim się tym nie dzieli, więc chyba jest w miarę okej.
- Coś ją gryzie? - nieco się zaniepokoiłem.
- Mhm. Być może ma jakieś rozterki miłosne. - szepnęła konspiracyjnie, po czym dziewczęco zachichotała.
- Misa. - jęknąłem, nie w humorze na takie zagrywki. - Miej na nią oko, dobrze?
- Mam. Zawsze mam na nią oko. Przyjaciółka Misa melduje się na posterunku! - oczami wyobraźni zobaczyłem, jak salutuje. Śmieszna wizja, ale realna. - Coś ją męczy, ale, jak wspominałam, wydaje się też nieco szczęśliwsza. Wydaje mi się, że wszystko będzie dobrze.
- Wydaje mi się, że innej opcji nie ma.
- Ty to zawsze wiesz, co powiedzieć! - zaszczebiotała. - Zadzwonię dzisiaj do niej i powiem, że dzwoniłeś, pytając o nią. Na pewno bardzo się ucieszy!
- Tak tak, zadzwoń.
- Zadzwonię! - fuknęła cicho, tak, jakbym się z nią o coś wykłócał. Po tym jednak standardowo się rozpromieniła. Typowe dla niej wahania nastroju. - Wybacz, ale czy to wszystko? Za chwilkę mam sesję. Może nie jest jakaś niezwykła, ale jest serio super. Może po tym wezmą mnie do jakiegoś filmu.
- Tak, to chyba wszystko. - przełknąłem ciężko ślinę, słysząc w słuchawce, jak ta bierze oddech, aby się pożegnać. Przerwałem, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Czyli u ciebie wszystko dobrze, tak? W modelingu idzie ci dobrze, w mieszkaniu spokojnie ci się mieszka, masz znajomych?
- Wszystko u mnie dobrze. Powiedziałabym wręcz, że lepiej być nie mogło. Nie wyobrażam już sobie innego życia. Nie wiem, jak mogłam się godzić na tamten standard. Teraz wiem, że warto szukać czegoś więcej i nie bać się, że to nie dla nas. - wydawało mi się, jakby trochę zmądrzała. Przynajmniej przez tę chwilę. - Nie smuć się, Light. Kiedyś na pewno będzie lepiej. Zawsze jest.
- Dziękuję, Misa. Postaram się nie smucić. -przyrzekłem, zaskoczony tym, w jak umiejętny sposób wyczuwała moje nastroje, nawet przez telefon. Była jak nietypowy detektor smutku. - Ty też się nie smuć. Do zobaczenia jakiegoś ładnego popołudnia, w którym się mnie nie spodziewasz.
- Do zobaczenia, Light! - po tych słowach usłyszałem już jedynie długi dźwięk zakończonego połączenia.
Opuściłem telefon i oparłem łokcie o uda, pochylając się. Trwałem tak przez dłuższą chwilę, w której myślałem o Misie, Takadzie i moim głosie na tyle smutnym, że blondynka nawet przez telefon poczuła, że coś jest nie tak. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś będzie takie ciepłe, przyjemne popołudnie, w którym przyjdę ją odwiedzić. Miałem wrażenie, że czasy naszych spotkań minęły bezpowrotnie. Misa była blisko mnie, w zaledwie innej części Tokio, a jednak na tyle daleko, że nie mogłem jej dosięgnąć. Byliśmy już w dwóch zupełnie innych światach. Nie, żeby przy naszym pierwszym spotkaniu nie dzieliły nas całe galaktyki. Ale wtedy było jakoś łatwiej.
- Czas i historia są naprawdę śmieszne, Ryuuku. - zwróciłem się do shinigami. - Niby co się stało, to się nie odstanie, a jednak lądujesz na początku i okazuje się, że ludzie od ciebie uzależnieni tak naprawdę mogą żyć sami.
- To faktycznie śmieszne. - przyznał mi rację, co zdarzało się rzadko, bo, jak już ustaliliśmy, mieliśmy inne poczucie humoru. - Choć jeszcze lepsze jest to, gdy ludzie okłamują się, że jest inaczej i są w istnieniach innych stworzeń cokolwiek warci.
***
Cmentarz był dla mnie bezpłciowym miejscem. Odwiedzałem go czasem jako dziecko, innym razem byłem na pogrzebie Ryuzakiego bądź przechodziłem obok w drodze w jakieś inne, szczęśliwsze miejsce. Wieki wydawały się minąć od czasu, gdy byłem tu gościem. Stojąc przed grobem ojca, wlepiałem wzrok w wiązankę zwiędłych róż, które mimo naturalnej, wyschniętej śmierci, wciąż skomlały o odrobinę wody. W lepszym stanie były inne, bardziej kolorowe kwiaty, których nazw nie znałem. Wyglądały na polne. Być może to dzieło Sayu lub Shuna, choć tego mogłem się jedynie domyślać, bo nieco bałem się wrócić do domu. Zresztą nie, żebym miał kiedy.
- Ale się porobiło. - odezwałem się, jako że nie było nikogo wokół. Następnie klęknąłem przy grobie, bo nigdy nie było ławek. Japońskie cmentarze były tak zapełnione, że postawienie ławki wydawało się potwornym marnotrawstwem miejsca. - Nie wiem, czy mam mówić do ciebie jak do obecnego ojca, czy tego, do którego śmierci przyczyniłem się w poprzednim życiu. Zapewne obaj mnie nienawidzą. Ale ja nie wiem, czy ich... Ciebie... Nienawidzę. Bo nie wiem tak naprawdę, jak kochać, nieważne w jaki sposób. Myślę, że bardzo cię szanowałem, bo zawsze wiedziałeś co zrobić i byłeś genialnym śledczym. Ale chyba wolałbym, abyś zamiast tego częściej bywał w domu. Nie chcę narzekać, to była twoja praca. Mnie też często nie było, jak nie w domu, to przy rodzinie. Obaj byliśmy zapracowani. Ale mam wrażenie, że mam to po tobie. Zawsze ciężko pracuję i wmawiam sobie, że umrę, jeśli przestanę piąć się w górę. Ty chyba też tak myślałeś. Dlatego byłeś na tylko jednych moich urodzinach.
Po chwili zmęczyłem się klęczeniem i po prostu usiadłem na ziemi, czując przez to dziwną ulgę i przypływ śmiałości. Nie wiedziałem, po co to mówię, do kogo. Kupiłem na stoisku przy cmentarzu kwiaty i poszedłem na grób bez większego planu. Być może miałem już tyle trosk, że chciałem pogadać szczerze z kimś, kto nie przerwie i nie rozpowie. Nie od dziś wiadomo, że umarli to najlepsi rozmówcy.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale nie było cię też nigdy na święta. Większość ludzi szła w ten dzień wcześniej do domu, ale ty pracowałeś do upadłego. Zawsze taki byłeś, brałeś na siebie wszystko, co tylko mogłeś. Chciałeś być lepszy. Sądzę, że cię rozumiem, też zawsze chciałem być. Choć bardziej czułem się lepszy i chciałem tego dowieść. Nie wiem czemu. Ale czasem myślę, że to ty zaszczepiłeś we mnie niezdrową obsesję na tym punkcie. Choć... Nie wiem. Nie wiem, nawet jeśli ostatnio często myślę o tym, dlaczego moje życie potoczyło się w ten sposób. Podejrzewam, że coś było ze mną nie tak od początku i notes jedynie to podsycił. Czy bez niego byłbym tak samo zły? Nie umiem żyć z myślą, że nie. A tym bardziej nie potrafię wyobrazić sobie, że gdybym go nie znalazł, moje życie byłoby zwyczajne, proste i dobre. Jednak czy nie byłoby to lepsze? Być zwyczajnym i nieproblematycznym? Ty taki byłeś. Ale nie wiem, czy byłeś szczęśliwy.
Spojrzałem na swoje dłonie, matową skórę i paznokcie lekko poobgryzane ze stresu. Kiedyś stale brudziły się tuszem, na jednym z placów robił mi się odcisk od długotrwałego trzymania długopisu. Moja pamięć zaczynała szwankować, coraz częściej nie potrafiłem sobie przypomnieć, jak się wtedy czułem i czy mnie to satysfakcjonowało. Z początku wszystkie wspomnienia były intensywne, jednak kilka miesięcy wystarczyło, abym widział swoje poprzednie życie jak za mgłą. Trochę tak, jakbym działał w transie.
- A może tak naprawdę od zawsze byłem przeklęty? Ryuuk twierdzi, że historia musi się raz po raz powtarzać. Być może już dawno, dawno temu shinigami zgubił notes, a ja podniosłem go nie przez fart, a przez przeznaczenie. Chyba czułbym się lepiej, wiedząc, że nie mogłem od tego uciec i dalej nie mogę tego zrobić... Bo życie i historia toczy się swoimi prawami. Cholera... Wtedy chyba faktycznie byłoby mi łatwiej.
Wziąłem głęboki oddech i zatrzymałem go przez chwilę w płucach, czując przez to, jak szybko bije mi serce, a krew dudni w uszach. Powiedziałem to wszystko, co od dawna mnie męczyło i wbrew oczekiwaniom, poczułem przez to jeszcze większy ciężar. Nie ważne, czy bycie Kirą było moim przeznaczeniem, czy może jedynie przypadkiem. Obecnie nie mam już szansy uciec. Nie wiem, czy mam nawet szansę wygrać.
- Wydaje mi się, że nigdy nie wiedziałeś, jak być ojcem. Ale nie winię cię za to. - zakończyłem, z nadmierną ostrożnością odkładając na grób mały bukiet owinięty czarną wstążką. - Ale nie winię cię za to. Być może byłoby lepiej, gdybym wiedział, jak być synem. Jak być człowiekiem.
Witam moje jelonki! Uczucia Lighta wobec siebie i życia to jeden wielki rollercoaster. Nigdy nie mogę dojść do porozumienia z samą sobą, czy będzie się swoimi wyczynami chełpił, wstydził ich i żałował, czy może pozostawał obojętny, płynąc z prądem przypisanej mu opowieści. Zapewne nigdy nie zrozumiem go do końca ani w oryginale, ani w moich interpretacjach, które tworzę. Choć czasem wydaje mi się, że uczucia człowieka z taką historią już zawsze pozostaną chaotyczne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro