Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIII


Dzień był słoneczny, a wykłady znośne, co zazwyczaj się nie zdarzało. Co za tym idzie, lekcje skończyłem z dobrym humorem. Powoli na nowo przypominałem sobie, co to znaczy mieć po prostu dobry dzień. Fakt faktem, że na głowie niezmiennie siedziała mi sprawa Kiry i L'a węszącego w moim otoczeniu, jednak nie było to tak dotkliwe, jak wtedy, kiedy miałem notatnik i planowałem kolejne kroki. Pozbyłem się pewnej odpowiedzialność i mogłem spojrzeć na życie bardziej przejrzyście, nie tylko przez pryzmat posiadania notesu.

- Ej, Matsuda! - zawołałem, podbiegając do mężczyzny, który wyszedł mi naprzeciw.

Tokio było ogromne i wbrew temu, co mówi anime, znajomi nie spotykali się przypadkowo tak często. Może było tak co najwyżej w okolicy uczelni, w bardziej odległych rejonach prawdopodobieństwo malało. Tym bardziej czułem radość, że mogłem zobaczyć się akurat z Matsudą. Co prawda był nieco irytujący, jednak łatwy do podejścia. Wiedziałem, że jeśli chcę z kimś choć trochę pogadać o śledztwie, to właśnie z nim. Szczególnie, że ten powinien kojarzyć mnie z mojej wcześniejszej pomocy przy innej sprawie.

- Ach, cześć, Light. - uśmiechnął się lekko na mój widok. - Wracasz z uczelni? Doszły mnie słuchy, że jesteś już na studiach.

- No cóż, zgadza się. Udało mi się zdać egzaminy na tyle dobrze, żebym mógł pójść na upatrzony uniwersytet.

- Jak ci tam jest? Podoba ci się studiowanie? Zapewne nie masz zbyt dużo czasu.

- Nie jest najgorzej. Zajęcia są ciekawsze niż w liceum, chociaż wiadomo, że trzeba się bardziej przyłożyć. Szczególnie na uniwersytecie, na który poszedłem. Jest sporo nauki. - powiedziałem ogólnikowo. Chyba dla każdego studenta ten etap edukacji oznaczał, że przelewki się skończyły. Całe szczęście nie był to dla mnie problem, byłem nieco bystrzejszy od większości nastolatków i pamiętałem trochę materiału, jakiego uczyłem się dawno, dawno temu. - Staram się sporo uwagi poświęcać policji. Co prawda mój kierunek ma z nią mało wspólnego, jednak bardzo zastanawiam się nad tym, czy nie pójść w ślady ojca. No i chciałbym go już trochę odciążyć, sprawa z Kirą wydaje się go wykańczać. Jakby nie patrzeć, w jej imię postawił na szali praktycznie wszystko.

- Jak dobrze wiesz, ta sprawa jest dość... Nietypowa. Każdy czuje się wykończony, nawet ci, którzy nie uczestniczą w śledztwie bezpośrednio. Wizerunek policji bardzo cierpi na tym, że sprawca jest nieuchwytny. Do tego w internecie postać zbawiciela zdobywa coraz większe uznanie. Jak mamy pracować, skoro ludzie zaczynają stawać po jego stronie...? - lekko spochmurniał, a mi prawie zrobiło się go żal. Prawie.

- Ludzie są zafascynowani. Przecież nawet seryjni mordercy dostają codziennie listy od zauroczonych fanek i kartki na walentynki. Do tego sprawa taka jak Kiry dzieje się pierwszy raz w historii. Wszyscy muszą odreagować, jak zejdzie już napięcie i ludzie się przyzwyczają, niektórzy zaczną mądrzeć. Nie martw się, to na pewno minie. - położyłem dłoń na jego ramieniu w akcie pocieszenia i jednocześnie poczułem, jak po moim kręgosłupie przebiega chłodny dreszcz.

Wraz z nim zaczęła lekko pobolewać mnie głowa. Co prawda bolała mnie już wcześniej, jednak teraz stało się to dotkliwsze. Zapewne kolejna dolegliwość związana z interakcją z kimś z przeszłości. Do tego kimś, kto pociągnął tamtego pamiętnego popołudnia za spust. Naprawdę dziwnie było dotykać ramienia człowieka, który mnie zabił, jednak jego ogromne rozczarowanie i rozpacz widoczne w oczach w tamtym momencie sprawiły, że nie potrafiłem się na niego tak do końca gniewać. O ile można się gniewać mniej lub bardziej na człowieka, który nas zamordował.

- Na pewno masz rację, Light. Zazwyczaj masz. Ale i tak... Jestem tym zaniepokojony. To nie jest miłe, kiedy tysiące osób bojkotuje nasze działania, dla których naprawdę wiele ryzykujemy. Niektórzy do teraz nie rozumieją, że złapanie Kiry jest priorytetem nie tylko policji. Od kiedy pojawił się ''zbawiciel'', ludzkie wartości wywracają się na drugą stronę. Boję się myśleć, co będzie z ludźmi w twoim wieku i młodszymi, którzy obecnie popierają Kirę. - wymruczał, zerkając na zegarek na swoim nadgarstku.

Cóż, miał rację. Nastolatkowie byli dobrym narzędziem do manipulacji. Ich łatwowierność i skłonność do wielu niemądrych zajawek mogła mieć w zetknięciu z Kirą katastrofalne skutki. Co ma myśleć ktoś, kto dopiero dorasta, podczas gdy wszyscy wokół chwalą masowe morderstwa w ''słusznej sprawie''? Czy w przypadku zabicia kogoś istniało w ogóle coś takiego jak ''słuszna sprawa''?

Odgoniłem te myśli, wiedząc, że zastanawianie się nad nimi nie ma sensu. To, co robiłem w poprzednim życiu i to, do czego dążyłem w tym, na pewno jest odpowiednie. To było jedyne słuszne wyjście, aby uratować chociażby resztki tego świata i jego społeczeństwa. Nawet jeśli oznaczałoby to wywrócenie pewnych wartości do góry nogami.

- Przepraszam, Light, ale strasznie się śpieszę. - ponownie zakrył urządzenie rękawem ciemnej marynarki. - Pozdrów ojca.

Poprosił, jeszcze zanim wyminął mnie, skręcając w jedną z uliczek. Zmrużyłem lekko oczy i patrzyłem, jak ten odchodzi, zastanawiając się, czy nie idzie do L'a. Jeśli wszystko poszło dobrze, grupa spotyka się już we wszelakich hotelach. Czy to do jednego z nich zmierza brunet?

Czułem irytację, że tego nie wiem, a gdy pomyślałem, że mogę mieć rację, poczułem jeszcze większą złość. Irytowało mnie, że to ja potrzebuję prędko informacji i działania, a jednak to on jest w centrum tej całej tajemnicy. W ogóle... Czemu? Czy naprawdę tak bardzo chce złapać Kirę, czy poszedł za swoim szefem?

- Pozdrowię! - odkrzyknąłem w końcu, chwilę przed tym, jak zniknął z mojego pola widzenia.

***

- Co to jest? - zapytałem, z rękami skrzyżowanymi na piersi patrząc na stworzenie, które siedziało przede mną.

Pies oddychał spokojnie, z językiem lekko wywalonym na wierzch. Jego oczy z powagą mierzyły moją osobę od góry do dołu, ja z resztą także uważnie go obserwowałem. Dokładnie oglądałem jego długie, lekko rozczochrane momentami futro i równie włochaty ogon, który merdał wesoło, najwyraźniej gotowy do zabawy. Wyglądał jak połączenie owczarka niemieckiego z innym, równie włochatym stworzeniem.

- Wiesz, świetnie poszły ci testy... - zaczęła matka, która najwyraźniej przyprowadziła do domu tę włochatą bestię. - Pomyślałam, że dobrze ci zrobi, jeśli będziesz miał jakiegoś zwierzaka, a skoro wyśmienicie napisałeś egzaminy i równie dobrze radzisz sobie na studiach, to jest to chyba odpowiednia pora.

Gdy ona mówiła, ja zastanawiałem się, czy kiedykolwiek prosiłem o psa. Czy chciała spełnić jakieś moje marzenie o pupilu i dlatego teraz to stworzenie siedzi w naszym salonie? Nawet jeśli kiedykolwiek życzyłem sobie psa, miałem zapewne kilka lat. Dlaczego więc dopiero teraz?

Cholera, zwierzę to odpowiedzialność. Szczególnie takie duże, którego nie można po prostu zamknąć w klatce i karmić. Czy ja naprawdę miałem za mało na głowie i do tego wszystkiego musiał dojść jeszcze cholerny pies? Kiedy ja mam mieć niby czas na opiekę nad nim, szczególnie gdy wstąpię już do grupy śledczej?

- To znaczy, wiesz, jeśli nie chcesz, zawsze możemy poszukać mu innego domu... - zaczęła, najwyraźniej dostrzegając moją niechęć i obawę.

Zerknąłem to na nią, to na psa, a potem znowu na nią. Wydawała się bardziej zawiedziona ode mnie. Co prawda to okropnie nietrafiony prezent, który w ogóle nie powinien nim być, ale dalej prezent. I do tego żywe zwierzę, które słabo będzie przekładać z rąk do rąk.

- Wezmę go. - powiedziałem, nim matka zdążyła powiedzieć więcej.

Zerknąłem przy tym znowu na psa. Nie miałem tego w planach, ale... Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Nawet wtedy, gdy chcemy i się staramy. Na takie małe odstępstwo chyba mogę sobie pozwolić.

***

- Już rozumiesz, o co chodzi? - zapytałem nastolatkę, przekartkowując jej książkę od matematyki.

Dzisiaj przyszła kolej na pomoc dla niej, po tym, jak wczoraj wsparłem Shuna. Materiał z książki Sayu robił się coraz bardziej skomplikowany, a co za tym idzie, za każdym razem poświęcałem jej więcej czasu, jednak póki co aż tak mi to nie doskwierało. Stęskniłem się za czymś tak prozaicznym, jak pomoc siostrze w lekcjach i korzystałem z możliwości robienia tego, skoro nie byłem jeszcze w śledztwie. Gdy już w nie wejdę, zapewne nie będę miał czasu praktycznie na nic. Nie wiem nawet, czy je przeżyję, ale tym razem będę się o to starał z całych sił.

- Rozumiem. - kiwnęła lekko głową, z uśmiechem biorąc ode mnie podręcznik od znienawidzonego przedmiotu. - Dziękuję, Light!

- Nie ma sprawy. - odwzajemniłem uśmiech, opierając się swobodnie o wezgłowie krzesła. Obserwowałem, jak szatynka zbiera przybory do piórnika. - Słuchaj, Sayu. Chciałbym cię o coś zapytać...

- O co chodzi? - na chwilę zaprzestała czynności.

- Jak zapewne widzisz, wiesz albo się domyślasz, ojciec średnio mnie lubi... - zacząłem, pozornie bez przywiązania. Powinienem wiedzieć, czemu mnie nie lubi, w końcu Sayu była młodsza ode mnie i tym bardziej nie powinna znać większej ilości szczegółów, niż ja. Ale może chwilowo o tym zapomni i zdradzi mi co nieco. - Wiesz może dlaczego? Chciałbym mu pomóc i nieco poprawić naszą relację, ale nie mam pojęcia, od czego miałbym zacząć.

- Ojciec od zawsze jakoś za tobą nie przepadał... Ale to przecież nie twoja wina.

- Zawsze jest jakaś wina. Nic nie dzieje się bez powodu, Sayu. Wiesz, dlaczego ojciec ma do mnie takie, a nie inne podejście? Dlaczego traktuje mnie inaczej niż ciebie czy Shuna?

Dziewczyna wydawała się speszona i zestresowana. Miałem wrażenie, że coś wie, ale nie chce mi tego powiedzieć. Nie miałem tylko pojęcia, czy zakazano jej tego mówić, czy może za bardzo bała się powiedzieć mi to prosto w twarz. W końcu byłem jej bratem, którego kochała i powód, przez który ojciec mnie nie lubi, mógł być bolesny.

- Sayu...

- Naprawdę nie pamiętasz?

- Czego miałbym nie pamiętać?

- No... - zaczęła skubać lekko materiał swojej koszulki. Złapałem ją wtedy za rękę, żeby skupiła się na mnie. - Wszystkiego...

Wszystkiego... Miałem się domyślać, co mogłem zrobić? Nie miałem pojęcia, czy ''wszystko'' było jedynie małym, ale znaczącym zbiegiem zdarzeń, czy może wlokło się od dłuższego czasu. Starałem się przypomnieć sobie czy przeskrobałem coś w poprzednim życiu, jednak zapamiętałem siebie jako dość grzecznego, przynoszącego dumę syna. Co musiało stać się tutaj? I dlaczego to jedna wielka tajemnica?

- O co dokładnie chodzi w tym ''wszystko''? Możesz mi powiedzieć, mam czas. Obiecuję, że nikt nie będzie się na ciebie o to gniewał.

- Sam powinieneś wiedzieć, dlaczego ojciec za tobą nie przepada. Chociaż totalnie tego nie popieram, tak się nie powinno traktować swoich dzieci. Szczególnie z takiego powodu. - przełknęła ciężko ślinę. - Ale jest coraz lepiej. Poprawiłeś się. Jestem pewna, że ojciec z czasem cię zaakceptuje i będzie normalnie.

- Pomóż mi w tym. Co jest nie tak? - zapytałem żałośnie, czując, że ucieka moja ostatnia okazja.
Dziewczyna spokojnie podniosła się ze swojego miejsca. 

Chciała uciec od tej rozmowy, co było bardzo ludzkie, ale i denerwujące. Potrzebowałem jedynie kilku słów, prostego wyjaśnienia. Była mi je winna, nawet jeśli mogło to być dla niej trudne. A może po prostu tłumaczyłem sobie, że jest mi coś winna, aby nie czuć się źle z tym, że traktuję ją jak nośnik informacji. Niestety, póki co jedyny, jaki miałem w tej rodzinie.

- Wiesz, co jest nie tak. Naprawdę wiesz. - ostrożnie wzięła zeszyt, książkę i piórnik, po czym rzuciła w moją stronę ostatnie spojrzenie. Wyglądała tak żałośnie, jak wtedy, gdy była już kobietą i jej życie wisiało na włosku. Była kartą przetargową przy przejęciu notatnika. Wtedy też wyglądała, jakby chciała uciec, ale od tego nie ma ucieczki. Była w to wbrew woli wciągnięta i czasem zastanawiałem się, czy nie lepiej by dla niej było, gdybym nie wykazał się wtedy słabością. - Bądź dla ojca miły. Zadbaj o siebie i studia. I bądź dla niego wyrozumiały. On... Strasznie dużo pracuje i jest po prostu przemęczony.

Po tych słowach odsunęła krzesło i udała się w stronę drzwi, ściskając kurczowo w rękach przybory szkolne. Nie powiem, cudownie mi wyszła ta rozmowa.

- Kocham cię. - rzuciła jeszcze na odchodne, znów na mnie zerkając, tym razem z pewnym współczuciem.

- Tak, jak ciebie też. - odpowiedziałem, wbijając lekko paznokcie w wierzch dłoni.

Ze spokojem patrzyłem, jak dziewczyna wychodzi z mojego bezpłóciowego pokoju, zabierając ze sobą całą nerwową atmosferę. Mimo to dalej byłem spięty i miałem w głowie jeszcze więcej pytań, z którymi musiałem uporać się w samotności. Znowu powrót do punktu wyjścia. 


Witam moje jelonki! Jak wam się podoba póki co książka? Jeszcze się na to nie zapowiada, ale stopniowo podkręcam tempo. Póki co kluczę wśród tajemnic, które, mam nadzieję, zaciekawiły was na tyle, że zostaniecie ze mną na dalszy ciąg tej historii.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro