Rozdział XXXIV
Od czasu odkrycia tajemniczych znaków na ciele ofiar, jeszcze kilka dni spędziłem w domu. Chciałem na dobre pożegnać się z rodziną i pozbierać myśli w innym miejscu, zastanowić się bez tej presji. Poświęcałem znacznie więcej czasu na siedzenie w kwaterze i przez to już teraz widziałem, jak oddaliłem się od bliskich, a raczej ludzi w ogóle. Czułem się, jakbym totalnie zdziczał i ześwirował, choć to drugie zapewne nastąpiło już dawno, wraz z pomysłem na bycie zbawicielem.
- Shun, nie baw się jedzeniem. - upomniała matka, gdy chłopiec z niezwykłą uwagą kroił naleśniki na mikroskopijne części.
Był spokojny, niedzielny poranek, więc jak przykładna rodzina jedliśmy wspólnie śniadanie. Choć tak naprawdę daleko nam było do zwykłej rodziny, szczególnie teraz, gdy nerwy sięgały zenitu. Co prawda nikt z domowników oprócz mnie i ojca nie wiedział jeszcze o wyprowadzce, ale matka i rodzeństwo czuli, że coś jest nie tak i zapewne domyślali się, że w naszych życiach zajdą pewne zmiany. Instynkt łączący rodzinę w takich kwestiach jest naprawdę niesamowity.
- Shun, jedz normalnie albo odejdź od stołu. - kolejne upomnienie nadeszło szybko.
- Nie je, bo pewnie znowu w nocy brał ciastka. - powiedziała moja siostra, wyglądając na niezwykle zadowoloną, że może naskarżyć na brata. Mała zołza, ewidentnie ma coś z mojego charakteru.
- Nie brałem! - fuknął oburzony.
- On ostatnio robi to ciągle. Jakby nie mógł po prostu normalnie w nocy spać. - szepnęła do mnie Sayu, na tyle jednak głośno, żeby chłopiec to usłyszał.
- Nie śpię, bo Light łazi w nocy po domu i spać nie mogę.
- Ostatnio prawie mnie nie ma. Nie, żebym miał siłę na zarywanie nocek, gdy już jestem. - mruknąłem, upijając łyk kawy. Nie mam pojęcia, kiedy zamieniłem ją z kakao. Tak jak nie wiem, kiedy zadania z podstawówki zamieniłem na pisanie w notatniku, a czas z rodziną na śledztwo, zarówno w życiu pierwszym, jak i drugim. Te rzeczy mi umknęły, bo kiedyś nie zdawałem sobie sprawy z ich ogromnego znaczenia.
- No właśnie, kiedy znowu będziesz w domu częściej? - matka wyczuła moment na pytanie, dla mnie niezbyt dobry, dla niej doskonały.
- Nie wiem. Ostatnio mam naprawdę sporo pracy. Chciałbym nieco odsapnąć w lecie, ale nie wiem, jak się sprawy potoczą.
- A co ze studiami?
Na to pytanie przełknąłem ciężko ślinę i spojrzałem to na kobietę, to na ojca, któremu jeszcze nie mówiłem o mojej decyzji. Mężczyzna na chwilę przestał jeść, skupiając uwagę na mnie. Nie, żeby jakoś bardzo obchodziło go, co postanowiłem w tej sprawie.
- Rzuciłem je. - mruknąłem cicho.
Nie wiem, czego się spodziewałem. Awantury, czy może spokoju będącego jak cisza przed burzą. Na pewno nie byłem gotowy na taki ogrom żalu, jaki zobaczyłem w oczach matki. Najpierw patrzyła na mnie z niedowierzaniem, po czym przeniosła wzrok na męża, jakby w nadziei, że ten coś powie, przemówi mi do rozsądku. Jednak on milczał, wracając do jedzenia. Słusznie, naleśniki zaraz zrobią się chłodne.
- Dobrze, Light. - powiedziała cicho, a ja poczułem, jak przez jej ton po moim kręgosłupie przebiega zimny dreszcz. Wydawało mi się, jakby temperatura w całym pomieszczeniu spadła o kilka stopni. - Jesteś dorosły. Jeśli podjąłeś taką decyzję, nie mam prawa jej kwestionować.
***
Ostatni czas był nerwowy i pełen napięcia. Szczególnie dziś, gdy już wstaliśmy od stołu, rodzice ''bogatsi'' o okrutną prawdę, a ja o szczerość. Wydawało mi się, jakby starszy Yagami nie odczuł tego aż tak, to głównie matka wyglądała na szczerze zrozpaczoną. A jednak kiedy ukradkiem zerkałem na mojego drugiego rodzica, miałem wrażenie, że i jego to ruszyło. Nie wiem, czy poczuł się zdradzony, czy może nie mógł odżałować, że mój ''geniusz'' o którym tamtego wieczoru rozmawiał z matką w kuchni, nie zostanie wykorzystany. Wtedy też jednak zadeklarował, że nie jestem już jego synem, więc nie wiem, co faktycznie czuł i czy naprawdę czuł to przeze mnie. Faktem jednak było, że gdy odeszliśmy od stołu, z Soichiro zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Chodził nieco bardziej nerwowo, oddychał też jakby ciężej, momentami wydawało mi się, że ma problemy z równowagą.
Aż w pewnym momencie po prostu upadł na kolana i zakaszlał ciężko, łapiąc się za koszulę w miejscu, gdzie znajdowało się serce.
Ja w tym czasie zmywałem, więc nie zainterweniowałem od razu. Po prostu odwróciłem się i patrzyłem na niego w dezorientacji. Szybciej zareagowała moja matka, która podbiegła do męża i klęknęła przy nim, kładąc dłoń na jego ramieniu, zaczynając następnie do niego mówić. Nie wiedziałem, co dokładnie, ale czułem, że jej głos jest drżący i niepewny, wykrzykuje zapewne ''co się dzieje?!'' i wie, że nie dostanie odpowiedzi.
- Light! - moje imię wybrzmiało niezwykle donośnie i nieco mnie otrzeźwiło. - Chodź tu!
Posłuchałem. Jednak, zamiast jak dobry syn zerwać się w biegu, wytarłem ze spokojem dłonie i powędrowałem do głównej części salonu, gdzie ojciec w bolesnych spazmach zwijał się na dywanie. Klęknąłem przy nim i dziękując jedynie w duchu, że dzieciaki są na górze, patrzyłem na niego z pewnym zainteresowaniem. Obojętnością. Czułem się jak przy projekcji jakiegoś filmu, w którym wydarzenia oglądam z perspektywy kogoś, kto nie bierze w nich udziału. Widziałem śmierć wiele razy, tą spowodowaną zawałem wręcz nieprzyzwoicie często, jednak tym razem wydała mi się jakaś inna, jeszcze bardziej fascynująca. Godna przyglądania się z uwagą.
- Light, zadzwoń po karetkę. - rozkazała rozpaczliwie kobieta, trzymając w ramionach męża. - Musimy go ratować!
- Na pewno musimy? - zapytałem cicho, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Light, przecież... To twój ojciec... Zadzwoń po karetkę...
- Ale w ostatnim czasie... - zacząłem, patrząc na twarz ojca, wciąż wykrzywioną w bolesnym grymasie.
Chciałem powiedzieć, że w ostatnim czasie ojciec uprzykrzał życie wszystkim domownikom, jednak rzut oka na wyraz twarzy matki wystarczył, abym zrezygnował z dokończenia mojej myśli. Wyglądała na jeszcze bardziej przerażoną. Ale teraz, zamiast śmierci męża, bała się... Mnie. Niedobrze, Light. Cholernie niedobrze. Czasem na serio bywasz idiotą.
- Masz rację. Zadzwonię na pogotowie. - zrehabilitowałem się i wyciągnąłem telefon, wybierając następnie odpowiedni numer.
Podczas przedstawiania operatorowi sytuacji, patrzyłem na matkę, która ani na chwilę nie puszczała Soichiro, ale i nie spuszczała wzroku ze mnie. Wzroku pełnego wyrzutu i strachu. Mój Boże, proponowałem jej, aby go nie ratować. Byłem spokojny, widząc ojca, który być może swoje ostatnie tchnienie wydał kilka chwil temu. Przede wszystkim jednak nie pomyślałem o wezwaniu pomocy, wręcz przeciwnie. Czy to oznacza, że podświadomie o mało go nie zabiłem?
***
Popołudnie było w miarę ciepłe. To dobrze. Nie wiem, czym wytrzymałbym w domu. Od dawna sądziłem, że najlepsza atmosfera jest wtedy, kiedy ojciec wychodzi, ale kiedy zabrała go dziś karetka, aura była nie do zniesienia. Matka wyglądała, jakby miała mnie za mordercę, a Sayu i Shun byli zaniepokojeni. Chyba nawet nie wiedzieli do końca, co się stało. Ja, jako wzorowy syn i brat, zostawiłem ich samych i wyszedłem przejść się po okolicy, aby trochę ochłonąć.
- Ej, Light! - usłyszałem po chwili głos Misy.
Wraz z Takadą nadchodziły znad przeciwka, wydawały się czymś ucieszone. Być może wspólnymi zakupami lub spacerem, ewentualnie wracały z udanej sesji. Pogodziłem się już z myślą, że najlepiej dogadują się między sobą i jestem jedynie dodatkiem, któremu ciężko będzie przebić się do tej przyjacielskiej strefy. Przynajmniej w przypadku Takady, Misa lubiła mnie bardziej, choć mniej dzwoniła, od kiedy poznała swoją przełożoną.
- Cześć. - przywitałem się z uśmiechem, spotykając z nimi w połowie drogi. Nie zdziwiłem się, gdy Misa mnie uściskała, ale poczułem rozbawienie, wymieniając z Takadą uścisk dłoni. Patrząc na nasze relacje, powinno być na odwrót. - Gdzie idziecie?
- Muszę kupić kieckę na urodziny koleżanki. Nie wiem, kto normalny robi dwudzieste drugie urodziny w drogiej restauracji, gdzie trzeba się ładnie ubierać. Przecież nie każdy ma pieniądze i czas. - mruknęła z rozpaczą.
- Masz przecież dużo ładnych sukienek. - upomniała ją Takada.
- No ale żadna nie jest odpowiednia! - burknęła, krzyżując ręce na piersi. Po chwili jednak rozchmurzyła się i przez chwilę wyglądała, jakby wpadła na dobry pomysł. - W sumie dobrze cię widzieć, Light, bo twoja dziewczyna chciałaby ci coś powiedzieć.
Misa popchnęła lekko towarzyszkę w moją stronę, przez co musiałem na dobre skonfrontować się z tym, co ''moja dziewczyna'' ma mi do powiedzenia. Milczała co prawda przez dłuższą chwilę i wydawała się bardziej zakłopotana, niż wtedy, kiedy prosiła mnie o chodzenie, przez co myślałem, że chce ze mną zerwać, jednak po chwili rozwiały się moje obawy.
- Chciałbyś pójść na kolację do moich rodziców?
- Twoich rodziców? - zapytałem, jakby zdziwiony tym, że ludzie jakichś mają. Każdy ma, ale to takie nierealne, szczególnie gdy mamy się z nimi spotkać.
- Mhm. Robią jutro kolację i chcieliby cię poznać. A ja chciałabym cię przedstawić. - odwróciła wzrok. - Wpadnij, chociaż na godzinę.
- Mogę przyjść. - odpowiedziałem, choć wiedziałem, że nie mam czasu, ochoty ani zapewne przyzwolenia, bo kolacje u rodziców dziewczyny to nie coś, co w grupie traktowano obecnie jako priorytet. Jakby jednak nie patrzeć, to może mnie do Takady zbliżyć, co było z korzyścią dla śledztwa. - Ale nie wiem, czy to na pewno dobry moment na rozmowę o tym. Skoro macie znaleźć sukienkę, to musicie się pośpieszyć.
- Ach, masz rację! Chodźmy, Takada, pogadamy z nim innym razem. - złapała brunetkę za nadgarstek i nim się obejrzałem, poszła przed siebie, zabierając ze sobą koleżankę.
Przez cały czas wydawała się niezwykle zadowolona z tego, jak radzę sobie z Takadą. Szczególnie teraz, gdy ta schowała do kieszeni dumę, a może i zawstydzenie, zapraszając mnie na kolację u rodziców. Gdybym miał wskazać największego entuzjastę naszego związku, bez wątpienia byłaby to Misa. Tyle że tamtego mroźnego wieczoru w Yokohamie pocałowała mnie w policzek i więcej już nie wracała do tego tematu, jak i nie powtarzała tego gestu, który jednak nie wydał mi się czymś impulsywnym.
Odgoniłem od siebie te myśli i spojrzałem za dziewczynami, które zdążyły już zniknąć za rogiem. Możliwe, że za bardzo analizuję, w końcu jestem przyzwyczajony do wersji, w której Misa kocha mnie bezgranicznie. W obecnym świecie pocałunek mógł być czysto przyjacielski i faktycznie pod wpływem chwili. Nie mogę martwić się takimi rzeczami w momencie, w którym mój ojciec jest w szpitalu, a matka zapewne sądzi, że najchętniej bym go dobił. I co najgorsze, nie było to takie dalekie od prawdy.
Witam moje jelonki! Soichiro padł (a raczej prawie padł) na zawał. Nie wiem czemu, ale pierwszy raz tak bardzo mnie tego typu posunięcie satysfakcjonuje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro