Rozdział XXV
Południe rozpocząłem od spaceru. Spaceru po Yokohamie. Słońce wisiało na niebie wyżej niż podczas mojego spotkania z Misą, jednak nie czułem się przez to ani trochę pewniej. Co prawda jak już wkręciłem sobie wcześniej, być może to spotkanie nic nie da, ale równie dobrze może być przełomem.
- To moi znajomi z uczelni. - przedstawiłem Matsudzie grupkę młodych ludzi.
Dla swojego komfortu zaaranżowałem scenkę taką jak w przeszłości. To dawało mi pewien obraz tego, jak wydarzenie może się potoczyć, choć teraz wszystko było przecież inaczej. Inaczej, a jednak przeszłość była dość spójna z rzeczywistością i mimo drobnych (a może i piekielnie dużych) anomalii, Kira postępował tak, jak ja postępowałem kiedyś.
***
Tego dnia było tłoczno. Szczególnie jak na tę porę roku. Dobrze, że nie brałem ze sobą psa. Ta sprytna bestia dzięki intuicji być może by coś wykryła, jednak uznałem, że bezpieczniej będzie nie angażować go w tak delikatną operację. Byłem skazany na Matsudę i tę garstkę osób nieświadomych tego, po co idą. Poniekąd im zazdrościłem, byli lekksi o kilka trosk.
- Wypatruj czegoś charakterystycznego. - szepnąłem do Matsudy, który zrównał ze mną po dłuższym czasie krok, najprawdopodobniej nie czując się zbyt dobrze w grupie moich rówieśników.
- Wypatruję. - odszepnął, wydając się faktycznie wytężyć zmysły.
Nie wiedzieliśmy, co miało być tak charakterystyczne, aby Kiry się dzięki temu rozpoznały. Domyślałem się, że chodzi o bogów śmierci-jednego z tych, jaki chwilowo mi nie towarzyszył. Ale, jak rozmyślałem już wcześniej, shinigami widzi się dzięki oczom. A chyba tylko jeden ma oczy... Zresztą Ryuuk nie mógłby raczej towarzyszyć właścicielowi notesu, ponieważ bez problemu bym go zobaczył. Człowieka, któremu towarzyszy też bym z pewnością dostrzegł. Było zbyt dużo okoliczności wzajemnie się wykluczających, co sprowadzało się do jednego-tu nie chodzi o shinigami, zapewne też nie o widoczność daty śmierci.
Przez ten drobny fakt czułem się skołowany i jeszcze bardziej zmartwiony byłem, gdy pomyślałem o Ryuzakim, który zaczął się gorliwie zastanawiać nad tym, co oznaczać może zwrot ''nie tak trudno posiąść boską moc'', jaki padł w wiadomości od Kiry. Za swój priorytet uznał póki co odkrycie, czym dokładnie jest ta umiejętności i czy faktycznie tak łatwo ją posiąść. Miałem nadzieję, że nie trafi na trop notatników.
- Light... Czy to dobrze, że braliśmy ze sobą to towarzystwo? - zapytał mnie po chwili Matsuda, zerkając na ludzi trzymającymi się lekko z tyłu.
Obecnie nie potrzebowałem przed drugim Kirą kryć się wśród tłumu, jednak zorganizowanie dodatkowych jednostek pozwoliło mi na czucie się w tłumie w miarę anonimowo. Poza tym było zaćmienie, ludzie na takie wydarzenia chodzili zazwyczaj parami lub paczkami znajomych. My także wyglądaliśmy jak ludzie, którzy chcieli jedynie obejrzeć to niezwykłe zjawisko. Jak się okazało, było organizowanych trochę imprez z uwagi na to ciekawe wydarzenie. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z powagi takich sytuacji. A może po prostu ludzie tak lubili świętować, że każdą okazję uważali za dobrą.
- Jasne. Mniej zwracamy na siebie uwagę, a to zawsze na plus. - mruknąłem, mimo że na dobrą sprawę grupka nastolatków nie była nam aż tak potrzebna. Jednak shh. Ja potrzebowałem tych kilku osób aż nadto. - Rozglądaj się, Matsuda. To nam się teraz przyda bardziej od pytań.
I rozglądaliśmy się. Obaj. Mimo to tego dnia obaj byliśmy ślepcami.
***
''Słońce'' smakowało jak ramen. Zupa była dobra i przyrządzona w zgodzie ze starymi, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie przepisami. Do wyboru mieliśmy jeszcze sushi czy coś na słodko, choćby dango, jednak wraz z Matsudą postanowiliśmy postawić na coś prostego. Zostaliśmy w końcu we dwójkę i nie mieliśmy ani siły, ani prawdopodobnie ochoty na wymyślanie. Po misji, która okazała się niewypałem, człowiek nie śmiał wybrzydzać. Humor i tak był już wystarczająco podły.
- Nie martw się, Matsuda. Zrobiliśmy, co mogliśmy. - powiedziałem pocieszająco, bo chociaż nie ja tu byłem ''dorosły'', to mój partner wydawał się potrzebować pocieszenia bardziej ode mnie.
Ja byłem wnerwiony. Wściekły. Nie rozpaczałem nad zmarnowanym dniem, a szansą. Ciekaw byłem, czy Kiry spotkały się pod naszym nosem i to przegapiliśmy, czy może tak naprawdę nigdy nie doszło do żadnego spotkania. Faktem jednak było, że przeleciał cały dzień i obecnie już nieliczne jednostki w świetle latarni i sklepowych szyldów przemierzały ulicę. Widzieliśmy to obaj, siedząc naprzeciwko okna. Był stąd dobry widok na ''Księżyc''.
- Wiem, Light. - mruknął ponuro, dłubiąc łyżką w zupie. - Ale chyba mogliśmy zrobić więcej, prawda? Wyznaczono nas do tak ważnego zadania i nawaliliśmy. Ryuzaki się wkurzy...
- Nikt się nie będzie wkurzał. Prawdopodobnie nawet on nic by nie zrobił, nawet jeśli przyszedłby tu osobiście. - poklepałem go po plecach. - Wrócimy do hotelu jak zwycięzcy, jasne?
Mężczyzna lekko kiwnął głową, średnio przekonany do moich słów. Mnie samemu nie pasowała ta gadka o zwycięstwie w chwili porażki, jednak dawała pewną nadzieję i w przypadku bruneta, być może niwelowała poczucie winy.
Zabrałem rękę z jego ramienia i spojrzałem na okno, za którego szybą znajdowało się żyjące wciąż miasto. Miasto, chłodne w porównaniu z ciepłym wnętrzem baru, kusiło niemiłosiernie. Potrzebowałem się przewietrzyć, być może nawet wyziębić do momentu, w którym poczuję, jak moje ręce kostnieją, a myśli stają się mniej wyraźne. To byłby stan bardziej znośny od porażki. Jak się jednak miało po chwili okazać, chcąc nie chcąc byłem skazany na wyjście na dwór.
W pewnym momencie za szklaną taflą dostrzegłem Misę. Blondynka szła spokojnie, z dłońmi w kieszeniach i słuchawkami w uszach. Ubrana była nieadekwatnie do pogody, w krótką spódniczkę i puchową kurtkę sięgającą zaledwie talii. Mimo to wydawała się nie marznąć, szastana językami jesiennego chłodu.
- Poczekaj tutaj chwilę. - poleciłem Matsudzie, po czym podniosłem się z miejsca i zgarniając jedynie płaszcz, wyszedłem na dwór. - Misa!
Krzyknąłem, jednak słuchawki w uszach zrobiły swoje. Musiałem do niej podbiec i dźgnąć ją lekko w ramię, dopiero wtedy obdarzyła mnie spojrzeniem. Wydawała się przy tym niezwykle ucieszyć, co było typową dla niej reakcją.
- Light! - powiedziała uśmiechnięta, wyglądając przez chwilę, jakby chciała mnie objąć, przed czym wydawały się ją powstrzymać jakieś niezrozumiałe siły wyższe. - Co tu robisz o tej porze? Jest późno. I chłodno.
- Jestem z kolegą, załatwiamy tą jedną ważną rzecz. - wyznałem, obserwując, jak ta zerka ukradkiem na ''Słońce''. Czułem, jak skupia wzrok na Matsudzie, dobrze widocznym przez przednią szybę. - To mnie tak zajęło przez większość dnia.
- Rozumiem, na pewno masz ważne obowiązki. - na dobre wyjęła słuchawki z uszu, chowając je następnie do kieszeni. Przed tym zauważyłem jeszcze, jak na ekranie komórki wyłącza utwór Lady Gagi ''Bad Romance''. To też do niej pasowało. - I jak, udało ci się wszystko załatwić?
- Tak, w miarę tak. Powiedzmy, że tak. - odrzekłem, dość głupio jak na mnie. Ale dalej byłem tak zrozpaczony, że ciężko mi było poskładać myśli. - A ty? Dlaczego jesteś tu o tej porze?
- Idę na wieczorną sesję. Ale taką naprawdę dobrą, mówię ci! Nawet nie wiesz, jaką ładną sukienkę mi do niej dobrali. - westchnęła rozmarzona. - Mam przez to dość mało czasu, więc nie wiem, czy mogę z tobą tyle rozmawiać...
- Rozumiem. Przepraszam, nie powinienem zabierać ci czasu, skoro się śpieszysz. - stwierdziłem pokornie. - Powodzenia, Misa.
- Dziękuję, przyda się powodzenie. - złapała mnie za ręce prawie tak, jak tego ranka, kiedy we dwójkę siedzieliśmy w jej mieszkaniu.
Po tym zaczęła przyglądać mi się tak intensywnie, że poczułem się skołowany tak samo, jak nad ranem, gdy na mnie siedziała. Tym razem jednak wydawała się zaglądać w głąb mojej duszy i jeszcze dalej, jakby mogłam w ten sposób wyciągnąć ze mnie każde kłamstwo i wiele haniebnych myśli. Wiedziałem, że to niemożliwe, a jednak przestraszyłem się wizji, że faktycznie mogłoby tak być. Miałem wizje i pragnienia zbyt okrutne, aby mogły ujrzeć światło dzienne.
- Skoro nie masz czasu... Chyba powinnaś już iść... No nie? - mruknąłem, niepewnie jak na mnie.
- Tak, chyba faktycznie powinnam. Tobie też powodzenia, Light. - puściła moje ręce. - Oby udało ci się to, co miałeś dziś zrobić.
Powiedziała, po czym cmoknęła mnie krótko w policzek i odwróciła się, odchodząc nieśpiesznie. Gest był jak na tą rzeczywistość niespotykany, jednak wziąłem poprawkę na to, że to Misa i odpuściłem jakiekolwiek zastanawianie się.
Nie myśląc o tym długo, wróciłem do ''Słońca'', gdzie znów usiadłem przy stoliku obok Matsudy. Nie było mnie góra kwadrans, a jednak ilość ludzi w pomieszczeniu znów się zmniejszyła. Kolejni zbierali się do wyjścia, mimo że do zamknięcia pozostało jeszcze sporo czasu. Ale nie spodziewałbym się niczego innego w XXI wieku, w którym największą wartością jest czas spędzony na pracy i budowaniu fundamentów życia w pojedynkę.
- To twoja dziewczyna? - zapytał mężczyzna, siedząc nad praktycznie pustą miską. Najwyraźniej, gdy mnie nie było, zrezygnował z roztrząsania porażki na tyle, że powrócił mu apetyt.
- Nie, nie mam dziewczyny. - odrzekłem, czując się praktycznie tak, jakbym odpowiadał Shunowi.
Usiadłem i zsunąłem z ramion płaszcz, po czym wziąłem się do kończenia mojego nieco już chłodnego ramenu. Chciałem się pośpieszyć i zaraz zdać Ryuzakiemu raport z dzisiejszego dnia, aby następnie zastanowić się zarówno nad tym, czy na pewno nie wydarzyło się dziś w Yokohamie nic niezwykłego, jak i tym, co dalej z całą sprawą. Czułem, że znów będziemy czekać na wiadomość od Kiry. Znając życie, pochwali się wynikami z dziś.
- Szkoda, jesteś w najlepszym wieku na takie rzeczy. Potem nie ma czasu. - mruknął, odsuwając od siebie miskę.
- Podoba mi się bycie trzydziestoletnim kawalerem tak jak ty, Matsuda.
- Nie, żebym narzekał. Ale po prostu czasem warto mieć przy sobie kogoś bliskiego. Szczególnie w tak niepewnych czasach.
- Czy nie lepiej wstrzymać się właśnie z uwagi na te niepewne czasy? Nie chciałbym mieć dziewczyny, która będzie potem opłakiwać swojego ukochanego.
- Wolę nie patrzeć na to w ten sposób. W końcu nie wszystko musi skończyć się źle, nawet jeśli wiele na to wskazuje. Nawet jeśli codziennie jesteśmy coraz bliżej śmierci... - mruknął cicho, zawieszając się na krótką chwilę. - Nigdy nie wiemy, ile jeszcze przeżyjemy i kto wie, być może to właśnie dlatego warto spróbować choć raz kogoś pokochać.
- Mam dużo ludzi, których kocham. - odpowiedziałem wyniośle.
- Swojego ojca w szczególności...
- Matsuda! - fuknąłem na niego, na tyle jednak cicho, aby nikt inny nie usłyszał. Naprawdę musiał mi to wypominać? I przede wszystkim, czy moją ''niechęć'' było aż tak widać?
- Taka prawda... - wzruszył lekko ramionami. - Ale ja tam do tego nic nie mam, też nie przepadałem za swoim ojcem. Jednak nie o nim rozmawiamy. Chodzi po prostu o to, co wypada zrobić przed śmiercią, szczególnie w przypadku kogoś tak młodego, jak ty.
- Nic nie wypada zrobić. To zawsze było takie idiotyczne, żyć jakbyśmy mieli umrzeć. Po prostu żyjmy i jeśli mamy to życie przedwcześnie zakończyć, niech to po prostu szlag trafi! Wolę to, od robienia pseudo list, w których bym sobie odhaczał punkciki. - mruknąłem, lekko nachylając się nad stołem, przez co rozmowa była bardziej prywatna. - Poza tym, czy wchodzenie w stanie prawie agonalnym w związek dla swojej własnej satysfakcji nie jest przypadkiem... Moralnie nietaktowne?
- Kto normalny w takim wypadku dba o takt? Nie można być dobrym całe życie. - powiedział i poczułem się skołowany tym, że mówi mi to akurat Matsuda. Ten prawy, dobry człowiek, który zawsze był w grupie głosem dobroci. Poczułem się wstrząśnięty, słysząc to z jego ust.
Ale w gruncie rzeczy miał rację. Tak jak rację miała Misa, twierdząca, że w życiu rozchodzi się głównie o szczęście i jego brak. Nie zawsze można być dobrym. Czasem wręcz nie można. I mimo tego, że sam byłem totalnie zepsuty i dawno już zboczyłem z dobrej ścieżki, poczułem się tą wiedzą dogłębnie wstrząśnięty.
Bo w końcu czy świat nie dzieli się tylko na tych dobrych i złych?
Witam moje jelonki! Jak już zapewne wiecie, lubię rozprawiać o pojawiających się stopniowo bohaterach i to chyba dobry czas aby wspomnieć o Matsudzie. Mówiąc szczerze, uwielbiam tego gościa i uważam, że jest on dość niedoceniany, zarówno przez fandom, jak i przez autorów, którzy dali mu za mało czasu na rozwinięcie się jako postać. Ale to już chyba w ''Death Note'' standard, najlepsze smaczki zostały niedopowiedziane, a najbardziej chwytliwi bohaterowie nie dostali szansy na godną prezencję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro