Rozdział XXII
Było chłodno. Powoli wracały zimne dni i jeszcze mroźniejsze noce. Ponownie przyszedł czas na płaszcz, który po roku w szafie pachniał, no właśnie, szafą, ale i kolejnym wystawieniem się na wszystkie uroki późnej jesieni i zimy. Co prawda przez ten rok nie osiągnąłem wiele, jednak czułem, że jest lepiej niż ostatnim razem o tej porze. W końcu dostałem się do śledztwa i nieco wdrożyłem w obecny styl życia. Co prawda niezmiennie czekała na mnie masa zagadek, w tym najważniejsza, czyli tożsamość Kiry, jednak byłem bliżej niż dalej.
- Misa... Ty naprawdę mi wierzysz? - zagadnąłem, wraz z blondynką spacerując jedną z mniej uczęszczanych ulic.
Co prawda w czasie gdy szybko robiło się ciemno nie było to zbyt rozsądne, jednak czułem, że spacer w mniej zaludnionym miejscu dobrze mi zrobi. Niby nie chodziłem na uczelnię, w niczym dodatkowym także się nie udzielałem-życie podporządkowałem dochodzeniu. Ale jednak byłem przemęczony, miałem dość kontaktu z ludźmi. Szczególnie w tak poważnej, napiętej atmosferze, która się nie polepszała. Wręcz przeciwnie.
- Czy wierzę w to, że kiedyś faktycznie się znaliśmy, a wręcz byliśmy w dość bliskich relacjach? Ciężko stwierdzić, ale... Chyba nie. Sam zapewne wiesz, że brzmi to jak niezła opowiastka. W końcu raczej pamiętamy ludzi, z którymi łączyło nas coś szczególnego. Nie wiem jakie by było inne wytłumaczenie na to, że znasz mnie tak dobrze, jednak ciężko mi tak po prostu uwierzyć w taką historię.
- W takim razie nie wiem, jakim cudem wytrzymałaś ze mną tak długo. Skoro mi nie wierzysz... Nie wydawało ci się to zbyt ryzykowne? Niby to co ci mówiłem nie wydaje się realne, ale jednak zatrzymałaś kontakt do mnie i trwasz przy mnie do dziś. To już prawie rok...
- Myślę, że byłam zauroczona tym, że ktoś w końcu tak po prostu chce się ze mną kolegować. Gdy jesteś niezdecydowanym człowiekiem obracającym się w złym towarzystwie, czasem naprawdę ciężko o przyjaciół. Na pewno nie tych, którzy przychodzą z własnej woli i z własnej woli zostają. I nie tych, którzy faktycznie starają się o kontakt. Podobało mi się, że sprawa zwykłej rozmowy ze mną była sprawą życia i śmierci. A potem... No cóż, chyba po prostu polubiłam cię na tyle, że nie podejrzewałam o bycie gwałcicielem lub mordercą. Zostałeś zaakceptowany. - zaśmiała się cicho, z pewną gracją. Zauważyłem, że w ostatnim czasie wracało do niej wyczucie, jakie znałem z poprzedniego życia. Co prawda tamta Misa nieraz była nietaktowna, energia nieźle ją rozsadzała, jednak przy tym miała ruchy uroczej, małej dziewczynki, która dotyka świata z chorobliwą ostrożnością. - Cieszę się, że wyszło, jak wyszło. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie, gdybym wtedy tak po prostu cię wygoniła.
- Naprawdę sądzisz, że byłoby bardzo odmienne?
- Nie mam pojęcia. Ale wydaje mi się, że tak. Zapewne sama nigdy nie pomyślałabym o pracy modelki, i to zdecydowanie byłaby ogromna zmiana. Fakt faktem, że dopiero zaczynam, ale już teraz czuję się zupełnie inaczej. Chyba znacznie lepiej.
- No właśnie, jak podoba ci się taka praca? Dobrze sobie w niej radzisz? - zapytałem, co było jednak bardziej formalnością, niż ciekawością.
Wierzyłem, że tak jak pewne tragedie muszą się wydarzyć, tak ludzie, nie ważne w jakiej rzeczywistości, rodzą się tacy sami. Z takim samym szczęściem i pechem, z taką samą miłością i nienawiścią do zimy i lata, z takim samym poczuciem estetyki, aby móc rozróżniać rzeczy piękne i szpetne według własnego uznania. Przede wszystkim jednak rodzą się z takim samym talentem i pasją do pewnych czynności, angażują się w nie i przez to wypełniają pewną małą lukę, która mimo, że nie jest niebezpieczna dla świata, to potrzebuje jej wypełnienia, aby wszystko grało. Świat potrzebował modeli. Co prawda byli oni jak dziennikarze, wszechświat dałby sobie bez nich radę, ale życie byłoby w pewien sposób uboższe. To byłaby właśnie ta luka, a Misa została stworzona, aby móc ją zapełnić.
- Podoba. Cholernie mi się podoba. Jest ciężko, czasem nawet chciałabym rzucić to w cholerę, ale mi się podoba. Pokażę ci kiedyś kilka zdjęć z jednej sesji. Nawet nie wiesz, jakie ładne stroje mogę nosić, gdy uczestniczę w sesjach. Nawet Takada bardzo mnie chwali, a musisz wiedzieć, że jest niezwykle surowa! - Misa była radosna i mówiła radosne, ważne dla niej rzeczy, ale ja skupiłem się na tym jednym imieniu i słowie ''surowa''.
Świat wydaje się ogromną płaszczyzną z milionami ton wody, tysiącami drzew i miliardami ludzi, ale czasem po prostu wychodzimy do sklepu i spotykając w środku wielu znajomych dochodzi do nas, że tak naprawdę to jest malutki. Być może i tym razem był na tyle mały, aby spleść losy tej dwójki nielubiących się w poprzednim życiu dziewczyn.
- Kim jest Takada? - zapytałem, obiecując sobie w myślach, że potem zapytam jeszcze o zdjęcia z sesji i te piękne kreacje, jakie ponoć nosi Misa.
W obecnej rzeczywistości była ona bardziej spostrzegawcza i wymagała ode mnie więcej uwagi. Zamierzałem ją jej poświęcić, szczególnie teraz, gdy czekał na mnie pewien przełom. Jeśli Misa koleguje się z Kiyomi, być może łatwiej będzie mi do niej dotrzeć.
- Ach, to moja mentorka! Każdy świeżak dostaje bardziej doświadczoną koleżankę lub kolegę. No wiesz, tak do pomocy. Co prawda Takada to czasem niezła pinda, ale jest bardzo pomocna i docenia postępy, jakie robię. Raz powiedziała mi, że musi uważać, abym jej nie przegoniła, ale ja myślę, że przesadza, aby po prostu było mi miło. - zaczęła wesołe trajkotanie.
Skoro Takada była modelką i była ''czasem pindą'', to nie miałem złudzeń, że chodzi o mój przyszły cel. Co prawda Ryuzaki nie naciskał, póki co traktował winę Takady w dość pobłażliwy sposób, jednak czułem, że nam obu zależy na szybkim uporaniu się ze sprawą.
- Wiesz, ostatnio przez pewne sprawy mało chodzę na uczelnię. A Takada to moje koleżanka z kierunku, która zawsze robi notatki. Niestety nie udało mi się ostatnim razem wziąć od niej numeru telefonu ani maila. - delikatnie zboczyłem z tematu. - Może ty mogłabyś mi go podać, skoro tak dobrze się znacie?
- No nie wiem, czy bym mogła. Takada jest bardzo surowa i chyba nie lubi obcych, szczególnie mężczyzn. Na pewno byłaby zła, gdybym bez pozwolenia dała ci jej numer... - zaczęła niepewnie i z lekkim speszeniem, że poprosiłem ją akurat o to.
- Przecież to tylko dla notatek. Nie powinna się obrazić. Z resztą w razie czego będę milczał jak grób. Nie wygadam się, że to ty mi go dałaś. - przyrzekłem, siląc się na jak najszczerszy ton. - Proszę, Misa. Będę ci za to dozgonnie wdzięczny, serio chcę utrzymać się na tych studiach.
- Ja... No dobrze, dam ci go. Ale serio masz milczeć, w przeciwnym razie bardzo prawdopodobne, że zepsujesz mi karierę. Jasne? - wyciągnęła dłoń, w którą wsadziłem mój telefon z włączoną stroną do dodawania nowych kontaktów.
Z uciechą obserwowałem, jak zapisuje mi numer. Co prawda dalej nie gwarantowało mi to przychylności Takady, jednak mając do niej kontakt będzie łatwiej. Szczególnie, że nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem na zajęciach, więc nie mogłem jej zaczepić. Z resztą wątpię, aby po ostatniej wymianie zdań chciała chociażby stanąć obok mnie, a co dopiero rozmawiać. Podczas połączenia czy wiadomości przestawała istnieć pewna bariera. Emocje i wspomnienia jakby słabły.
- Naprawdę ci dziękuję, to dla mnie wiele znaczy. - przyjąłem telefon z powrotem, tym razem bogatszy o numer do pewnej wpływowej modelki. - Proszę, opowiesz mi jeszcze trochę o swojej pracy?
***
Krzyki. Płacz. Wazon, który zbił się, prawdopodobnie lądując wcześniej na ścianie. Tak perfidnego darcia się nie słyszałem już dawno i nie spodziewałbym się, że usłyszę je w domu, który kojarzył mi się głównie ze spokojem i miłością. Ostatnim razem zdołałem uniknąć ''rozmowy'' rodziców, jednak tym razem wkroczyłem do domu chwilę przed rozpoczęciem, więc zdążyłem idealnie na tą najgorszą część.
- Zmęczony jestem. - mruknął chłopiec, który siedział mi na kolanach, opierając się o moją klatkę piersiową.
Shun przyszedł do mnie chwilę po tym, jak rodzice zaczęli się kłócić. Wydawało mi się, że wiedział już, co się święci. Biorąc jednak pod uwagę to, że takie sytuacje działy się najwyraźniej często, nie dziwiłem mu się. I rzecz jasna chętnie wziąłem go do siebie na czas tej awantury. Wraz z bratem usiadłem w kącie pokoju i w ten sposób, z nim na kolanach, odrabiałem lekcje. A raczej nadrabiałem je. Nie wiem czemu tak, chyba obaj mieliśmy wrażenie, że w tym chłodnym kącie niknie hałas i napięcie. Miał to być kąt wolny od zmartwień. Co prawda mi już obecnie zwisały i powiewały takie sytuacje, nawet jeśli wcześniej ich nie doświadczyłem to byłem zbyt stary i zbyt doświadczony przez życie aby wykrzesać z siebie choć odrobinę niepokoju. Dla takiego Shuna natomiast mógł to być mały koniec świata. Koniec za końcem, ilekroć tylko ojciec miał zły nastrój.
- Wiem, jest już dość późno. Nie martw się, za chwilę powinni przestać. - uspokoiłem go. - Przewrócisz mi stronę? Poproszę na sto jeden.
Malec posłusznie odszukał w podręczniku stronę setną z jedynką na końcu, przez chwilę skupiając na tym swoją uwagę. Być może przez to przewracanie stron jeszcze nie usnął i nie zwracał aż takie uwagi na to, co działo się wokół.
Ja też byłem zmęczony i zirytowany obecną sytuacją, jednak dzielnie się trzymałem, wiedząc, że nic nie mogę z tym zrobić. Dorośli ludzie często byli zbyt głupi, aby dojść do czegoś na spokojnie, do tego nie chciałem znów irytować ojca moją osobą. Co prawda nie zależało mi już tak bardzo na jego uznaniu, ponieważ czułem, że Ryuzaki w pewien sposób mnie uznał, jednak wolałem nie robić sobie w śledztwie wrogów. Nie wiedziałem, czy ojciec nie byłby zdolny do utrudniania mi pracy.
- Proszę. - mruknąłem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
Do pokoju weszła Sayu. Zrobiła to po cichu, chociaż podczas kłótni rodziców nawet normalnie nie byłoby tego słychać. Ona też wyglądała na zmęczoną. Co prawda była starsza, zaledwie kilka lat młodsza ode mnie, ale wciąż dziecinna. Dorastała i mimo, że przez to umiała znieść więcej, to i świadomość na pewne sprawy była większa. Dla niej kłótnie rodziców były czymś więcej niż dla Shuna. On widział to głównie jako hałas i napięcie, dla niej to jedynie wierzchołek góry lodowej, u której dołu pojawiały się trudne pytania. Pytania o rozwód, o powód możliwego rozwodu, o to kto zawinił i kiedy. Rzecz jasna w relacjach dorosłych winni są tylko dorośli, jednak czasem dzieci zbyt łatwo znajdują powody w sobie.
- Wszystko okej? - zapytałem, gdy ta bez słowa usiadła obok mnie, podciągając kolana pod brodę.
Objęła je rękami i policzek oparła o moje ramię, przylegając połową ciała do mojego boku. Zostałem osaczony, z jednej strony czułem chłodną ścianę, a z drugiej jej rozpalone od emocji, drżące lekko ciało. Bez większego namysłu odłożyłem książkę na bok i objąłem ją ramieniem, w jakiś głupi sposób czując się odpowiedzialny za tą dwójkę, która przyszła do mnie w poszukiwaniu ukojenia i potwierdzenia, że kiedyś jeszcze będzie dobrze. Wątpiłem, że będzie. Ale życie na szczęście nie sprowadza się tylko do tego, jakie mamy dzieciństwo. Gdyby to od niego zależało całe nasze późniejsze życie, tamtego pamiętnego dnia prawdopodobnie przeraziłbym się mocą notatnika i czym prędzej zwrócił go bogom. A jednak jestem tu, gdzie jestem i po raz drugi walczę o tą niezwykłą moc do decydowania, kto może żyć, a kto ma zginąć.
- Tak, wszystko dobrze. - odpowiedziała, wtulając się ufnie w mój bok.
Przez dłuższy czas siedzieliśmy tak we trójkę, wciśnięci w ten ciasny kąt, mając obecnie tylko siebie. Ponownie wydało mi się, że świat jest mały, bo niby są na nim miliardy ludzi, a jednak w takich sytuacjach można liczyć na jedną, góra dwie osoby.
- Piszesz do swojej dziewczyny? - zapytał chłopiec, gdy wyjąłem z kieszeni telefon i na szybko naskrobałem do Takady krótką wiadomość.
- Light nie ma dziewczyny, głupku. - fuknęła Sayu, co Shun skwitował pociągnięciem jej za włosy. Nastolatka nie pozostała dłużna i mimo, że starsza, chętnie wdała się w te przepychanki.
Musiałem się wziąć za rozdzielanie tej dwójki, w międzyczasie dostając od brunetki odpowiedź-szybko, jak na tak zapracowaną kobietę.
''Jeśli chodzi tylko o notatki, mogę ci je przesyłać''.
Jak zawsze krótko i na temat, z pewnym wrodzonym chłodem. Mimo to cieszyłem się jak nigdy, widząc, że ta zgodziła się na takie warunki. To już pretekst, aby zaczepić ją i zapytać o inne, ważniejsze dla mnie szczegóły. Poznać na tyle, aby potwierdzić lub zaprzeczyć podejrzeniom Ryuzakiego, co do których sam byłem ciekaw.
Krzyki moich rodziców gdzieś na parterze tymczasem cichły, zastąpione cichym, zrezygnowanym, kobiecym szlochem, który pojawił się po ciężkich krokach i trzaśnięciu drzwiami.
Witam moje jelonki! Wiecie, mówi się, że w życiu bardzo ważni są rodzice. I to oczywiście prawda, przynajmniej w bardzo wielu przypadkach. Ale według mnie równie ważne jest rodzeństwo. Jeśli ma się dobre relacje z rodzeństwem, to jedna z najpiękniejszych więzi jaka może być. Sama mam starszą siostrę, która była dla mnie jak Light dla Shuna. Była kimś kogo podziwiałam, dążyłam do bycia jak ona. Co prawda teraz już nie dążę. Obie poszłyśmy w inne zainteresowania, w inne szkoły, w innych znajomych. Ale dalej ją podziwiam i dalej jest dla mnie kimś, w kogo ramionach mogę się skryć. Być może dlatego tak wzruszają mnie sceny jak ta kończąca ten rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro