Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXI


Czas, jaki spędziłem wśród ludzi ze śledztwa, był zbawienny. Nareszcie czułem, że jestem na swoim miejscu, co po tylu miesiącach zwykłego życia i wylądowania w innej rzeczywistości bardzo mnie cieszyło. Kira jednak nie wiedział o tym i nie przystopował ani trochę, dalej szalał w Japonii i cierpiąc na pewien niedosyt, zaczął skupiać się także na innych krajach. Wnerwiało mnie to, ponieważ miałem wrażenie, że to kolejny chamski gest z jasnym przekazem: ''tak długo czekam, aż mnie złapiecie, że z tego nadmiaru czasu rozrastam się na inne kraje''. Część osób to cieszyło, chcieli zbawiciela także u siebie, a druga część drżała ze strachu, że ta ''zaraza'' doszła nawet do nich. W centrum dalej jednak była Japonia, dla której temat stał się wyjątkowo gorący. Nie dało się obejrzeć dziennika bez chociażby jednej wzmianki o Kirze, która najczęściej była liczbą jego ofiar danego dnia. Co prawda policja wystosowała apel, aby nie rozpowszechniać takich danych i tym samym nie siać paniki, jednak ludzie byli przekupni. Wydawać by się mogło, że przede wszystkim ludzie tacy jak prezenter Sakury są łasi na pieniądze, jednak przekupstwo odbywało się każdego dnia, na naszych oczach. Łapówki, przekręty... Wszystko miało swoją cenę, nawet jeśli wraz z nią kupowało się ludzki strach i niepokój.

A może tak naprawdę od zawsze chodziło tylko o to...?

- Przepraszam na chwilę... - powiedział Matsuda, kiedy zadzwonił jego telefon. Wyjął go z kieszeni i wstał, szykując się do wyjścia z pomieszczenia.

- Zostań. Nie ma sensu, żebyś kłopotał się z wychodzeniem. - mruknął Ryuzaki, nie odrywając wzroku od notatek, które nakierować go miały na kolejną myśl do omówienia. Rzecz jasna nie tą o Takadzie. Jeszcze nie.

Matsuda tymczasem posłuchał i ponownie usiadł, odbierając. Rozmowa była krótka i treściwa, wnioskując po przywitaniu, dzwonił jakiś kolega z policji. Z początku wydawało mi się, że z pozdrowieniami czy innym miłym gestem, jednak zwątpiłem w to, gdy Matsuda niepokojąco zbladł.

- Light, mógłbyś proszę włączyć telewizor na kanale Sakury? - zapytał, tak jak zazwyczaj zwracając się do mnie.

Od momentu mojego dołączenia do śledztwa byłem jego ulubionym kolegą z pracy. Nie dziwiłem się, jako jeden z niewielu traktowałem go w stu procentach poważnie. Nie, żeby nie irytował mnie jego brak profesjonalizmu, jednak wiedziałem, że Matsuda w gruncie rzeczy jak chce, to potrafi. Jakby nie patrzeć, w poprzednim życiu to on mnie zamordował. Dalej bardzo śmiesznie to brzmiało.

- Co tam się dzieje? - zapytałem, posłusznie włączając telewizor na odpowiedniej stacji.

- Kira nadał kolejny komunikat. - odrzekł ze ściśniętym gardłem, ówcześnie się rozłączając.

- Czy oni nie mieli najpierw przesyłać kaset nam...? - zaczął Mogi, co jednak zostało przez L'a uciszone gestem dłoni.

Detektyw wpatrywał się w ekran, na którym znów pojawiło się znajome, białe tło i czarne literki. Co prawda pierwsze dwa zdania nam umknęły, jednak zdążyliśmy w takim momencie, aby móc zrozumieć sens całego komunikatu.

- ... Jest jedynie przebierańcem. To ja jako jedyny mogę być waszym zbawicielem. Tylko ja mam misję. Nie wątpię w to, że i on ma moc... Nie, ma ją na pewno. Ale to ja jestem waszym Bogiem, którego kochacie. - mówił, i przez syntezator jak zawsze nie dało się odgadnąć, czy głos jest męski, czy damski. Starca, czy młodzieńca. Staruszki, czy nastolatki. Wydawało mi się jednak, że jest nieco mniej zduszony, niemęczony astmą lub zwykłymi problemami z oddechem. A może było to jedynie złudzenie, gdy zatopiłem się na dobre w brzmiących kanciasto i mechanicznie zdaniach. - Wybaczam mu jednak, że się pode mnie podszył. Nie uważam tego za słuszne, jednak nie żywię też urazy. Chcę go jednak przestrzec... Pamiętaj, że policja to wróg. Nie można im ufać, a tym bardziej prosić ich o sojusz. Są jak maszyny. Nie wiedzą, co to uczciwość czy rozejmy...

- Czy on naprawdę chce uczyć policję o tym, czym jest uczciwość...? - zaczął Aizawa, jednak karcący wzrok reszty grupy na dobre go uciszył.

- Mam nadzieję, że wystarczająco dobrze odwiodłem cię od układów z policją. Uwierz mi, w tym okrutnym, zepsutym świecie mamy tylko siebie nawzajem. To z tobą chcę się bratać... - miałem wrażenie, jakby w głosie pojawiła się pewna czułość, uwielbienie.

Czyli mieliśmy dwie Kiry, tego się obawiałem. Jeśli chciałbym zdobyć notesy i nie pokazać ich światu, muszę pojmać ich obu i obydwu zabić. Razem będą jednak silniejsi, mają dwa dzienniki i dwie głowy do rozwiązywania zagadek tej tajemnej broni. Co prawda taka Misy nie byłaby w tym aspekcie pomocna, jednak muszę brać pod uwagę to, że nie znam obecnych zbawicieli. Być może obaj są geniuszami, a może we dwójkę są umiarkowanie bystrzy i w duecie jakoś dają radę. Chociaż... Nie. Jeden na pewno musi być szalenie inteligentny, drugi co najwyżej może być średniakiem. Nawet dwie osoby o w miarę prostych umysłach nie dałyby rady poprowadzić tego aż tutaj. Szczególnie, że czysto teoretycznie jeszcze się nie znają. 

Pytanie tylko... Czy obaj mają oczy shinigami? Z obecnych informacji wynika, że oczy ma Kira numer dwa, czyli ten fałszywy. Tak, jak to było w ''oryginale''. Zastanawiało mnie, czy pierwszy chce bratać się z drugim Kirą właśnie dla oczu, czy może faktycznie docenia swojego naśladowcę i uważa, że razem byliby silniejsi.

- ...Jak dobrze wiesz, nie możemy wymienić się żadnymi danymi kontaktowymi w jakimkolwiek szyfrze. Policja siedzi nam na ogonie i czeka jedynie na takie dane. W związku z tym chciałbym się z tobą spotkać. Miejsca rzecz jasna także nie mogę podać. Dlatego będę na ciebie czekał na ulicy, gdzie spotykają się dwa słońca i dwa księżyce...

- Co on, u licha, gada? Niby o co chodzi ze słońcami i księżycami? - zbulwersował się Mogi i nikt tym razem go nie uciszał.

Raczej wszyscy mieliśmy wrażenie, że Kira sobie z nami pogrywa i taka ulica albo nie istnieje, albo jest jakimś slangiem, którego odkrycie zajmie nam zbyt dużo czasu. Zresztą sukcesem będzie odkrycie, kiedy oni się w ogóle spotykają. Na pewno w całej wypowiedzi jest data. No, chyba że znajdzie się ona w innych materiałach do Sakury.

- Będę czekał na ciebie z niecierpliwością. Wiesz dobrze, po czym się poznamy. - tymi słowami zakończono tę krótką transmisję.

Wszyscy siedzieliśmy w podłym nastroju, dalej wpatrzeni w ekran, który odzyskał już swoje normalne barwy. Wiedzieliśmy, że znaleźliśmy się na przepaści i lecimy nią coraz bardziej w dół. Z jednej strony dostaliśmy dodatkowe informacje, z drugiej, jeśli nie uda nam się odgadnąć szyfru do czasu ich spotkania, mocno stracimy. Ta dwójka się ze sobą zgada i gdy zaczną działać w synchronizacji... Oby tylko jeden z nich miał inteligencję równą tej Misy.

Kątem oka zerknąłem na Ryuzakiego, który wydawał się wiedzieć niewiele więcej niż my. Bujał się lekko i nerwowo, cały czas wpatrując w ekran. Widziałem po nim, że myślał gorączkowo, jednak po chwili iskierka blasku w jego oczach zgasła. Nawet on będzie musiał odsłuchać tego po raz drugi, a może i wiele razy, jeśli zechce wyciągnąć z tego coś więcej.

- Chyba przyszła pora na plan B. - powiedział niespodziewanie, podrywając się z kanapy.

- Czy mieliśmy jakikolwiek plan A? - odezwał się Matsuda.

- Czy mądrze jest przechodzić do planu B, jakikolwiek by nie był, skoro możemy mieć drugiego Kirę? - do dyskusji włączył się komendant policji.

- Skąd mamy pewność, że drugi Kira faktycznie jest drugim Kirą? - zapytałem, na razie mało zainteresowany tym, jaki jest ten plan B.

Chciałem poznać jego opinię na temat komunikatu, bo obecnie sam miałem mętlik w głowie i nie wiedziałem, czy wierzyć w drugiego Kirę, czy może to ten pierwszy tak z nami pogrywa. Jeśli faktycznie Ryuuk by mu pomagał, być może stworzył on postać drugiego Kiry, aby mnie zdezorientować.

Ryuzaki póki co pozostawił nas bez odpowiedzi. Uniósł dłoń ku górze i pokazał nam, że mamy się zamknąć. Rzecz jasna od razu w pomieszczeniu nastąpiła cisza, która nieprzyjemnie się przedłużała. Detektyw zabrał głos dopiero po dłuższej chwili.

- Było kilka planów A, w zależności od tego, co stwierdzi reszta grupy. Ale w świetle wydarzeń sprzed chwili na spokojnie mogę wdrożyć plan B. Kira, ten pierwszy czy tam drugi, nie zrobił niczego niespodziewanego. Oczekiwałem drugiego komunikatu, ponieważ pierwsza wiadomość wydawała mi się podejrzana, zupełnie nie w stylu naszego mordercy. Nie mogę bezpośrednio stwierdzić, czy faktycznie mamy obecnie dwóch ''zbawicieli'', jednak trzeba brać pod uwagę taką możliwość. Powiedziałbym nawet, że jest ona całkiem prawdopodobna. - ciągiem odpowiedział na wszystkie pytania, po czym ciągnął swoją wypowiedź, tym razem zdradzając nam plan B. - Skoro mamy już dwie Kiry... Dlaczego by nie powstała trzecia? Ani my, ani obywatele nie wiemy, czym dokładnie jest moc, jaką posiada, ani w jaki sposób ją zdobyć. Nikt, być może nawet sami mordercy, nie mogliby wykryć, który jest fałszywy.

- Czyli... Mamy stworzyć własnego Kirę? My też będziemy bawić się w komunikaty? Ale to nic nam nie da, Kira nie jest głupi. Nie zdobędziemy w ten sposób żadnych istotnych informacji. - powiedziałem, analizując w głowie jego pomysł. Wydawało mi się, jakby postradał zmysły, ale wiedziałem też, że mimo zachowywania się jak ktoś psychicznie poszkodowany, zazwyczaj myślał logicznie. Na pewno miał swój cel. Ale czy naprawdę dobrze go przemyślał? Dziwne dla mnie było, że brał to pod uwagę, zanim jeszcze wypłynął komunikat z ''drugim'' Kirą. Z jednej strony zapewne już przy pierwszym komunikacie, tak jak przy mojej pierwszej szansie, wywnioskował, że to fałszywka, jednak skąd mógł wiedzieć, że prawdziwy Kira zechce się odezwać? A może ten cały plan B to tylko blef?

- No cóż, może i nie będą to żadne poważne konkrety. I może nie naprowadzi nas to bezpośrednio na sprawcę. Ale... Mam swoje powody. W ten sposób możemy uzyskać trochę danych potrzebnych szczególnie teraz, gdy okazało się, że osób z mocą Kiry jest więcej.

- Ale czy to nie zaniepokoi obywateli? Sądzę, że już po drugim komunikacie są wystarczająco zmartwieni. Jeśli do tego dojdzie jeszcze trzeci Kira, mogą zacząć sądzić, że osób z takimi zdolnościami jest pełno i te żyją wśród nich. - zaczął niepewnie Matsuda. Tego mogłem się po nim spodziewać. Zawsze patrzył przez dobro ogółu. - Zacznie się podejrzliwość, brak zaufania, strach. Już teraz wszyscy się boją, czy naprawdę ma do tego dołączyć obawa o to, czy ich bliscy nie mają morderczych zdolności?

- A kto wie, czy tak nie jest, Matsuda? Kto wie, czy faktycznie nie mamy w społeczeństwie od groma takich osób, tyle, że te się ukrywają? Albo skąd mamy wiedzieć, czy we wszystkich nas nie drzemie taka moc i przez pewien nieznany czynnik zaczyna się uaktywniać? Być może zaraz będziemy mieć bardzo wiele zbawicieli. - przetarł twarz dłonią. Wydawał się zmęczony i poirytowany. Zauważyłem, że w obecnej rzeczywistości nieco łatwiej było go wyprowadzić z równowagi, co towarzyszyło mniej logicznym (przynajmniej z pozoru) decyzjom. Czasem brunet sprawiał wrażenie, jakby byle jaka głupota mogła go wykończyć, jednak przy tym nigdy nie pokazywał po sobie żadnego zmartwienia. Nie płakał, nie krzyczał, nie ruszał się bardziej nerwowo czy szybko. Sprawiał wrażenie, jakby jego ciało było ociężałą, tłumiącą w sobie emocje powłoką. - Nie mam pojęcia, jak jest i jak będzie. Nikt z nas tego nie wie.

- Czy nie uważasz, że jest to zbyt ryzykowne zagranie? Czy przemyślałeś to dobrze? Kiedy Kira, jeden i drugi, o ile faktycznie jest ich dwójka, wykryje podstęp, możliwe, że zakończą się komunikaty. Znów możemy utknąć w martwym punkcie. - Mogi wydawał się szczerze zaniepokojony.

On, tak jak i reszta grupy, wpatrywali się z uporem w Ryuzakiego. Byli niczym pionki, pionki na wezwanie. Złożyli w jego dłonie swoje życia... L miał tak dużo, a jednak szastał tym, jakby tak miało być już zawsze. Zdecydowanie nie był zachłanny. Ale w relacjach z ludźmi bywał nieostrożny, nie wykrywał tej cienkiej granicy między zaufaniem a pogardą. A może wiedział, że poradzi sobie sam. Od początku, nieważne czy w pojedynkę, czy w grupie, był samotną wyspą.

- To ryzykowne. I nie przemyślałem tego na tyle, aby znać wszystkie możliwe rezultaty. Ale doszliśmy do miejsca, w którym nie ma czasu na to, aby zastanawiać się nad kwestiami moralnymi czy tym, jak bardzo ryzykujemy. Zginął nasz towarzysz. I będą ginąć inni, nie tylko przestępcy. - ponownie usiadł, jednak wydawał się przy tym niespokojny. - Tu nie chodzi o nas, o strach, o sprawiedliwość, ani nawet o życie czy śmierć. Chodzi o pojmanie Kiry jak najszybciej. Jeśli nie przyjmujecie ryzyka, możemy się rozstać.

Rzekł, oczekując, aż ktoś w końcu pęknie i opuści śledztwo. To oznaczałoby powrót do normalnego życia. Nie trzeba by było żyć w strachu, na barkach nie ciążyłby los całego świata. A mimo to wszyscy zostali, zostali w tym cierpieniu i wątpliwym dalszym życiu. Nie mam pojęcia, z jakiego powodu, zapewne każdy był inny... Ale w jednym momencie poczułem, że są oni kimś więcej niż jedynie ludźmi do okrutnej i ryzykownej dyspozycji.

- Trzeba będzie sformułować dokładną treść komunikatu. Wiem mniej więcej, co mamy naszym Kirą przedstawić, należy to jedynie ubrać w słowa. Chętnie popracuję nad tym wraz z komendantem policji. - gdy nikt się nie wycofał, Ryuzaki wrócił do głównej myśli, jakby wcześniejsza rozmowa nie istniała. - Ty, Light, będziesz robił za Kirę.

- Czy mogę wiedzieć, skąd ten zaszczyt? - zapytałem, mimo wszystko zadowolony, że chociaż w tej szopce będę mógł znów poczuć się jak zbawiciel. Choć w żadnym stopniu mnie to nie satysfakcjonowało.

- Z niewiadomych powodów jak nikt inny pasujesz mi do tej roli.


Witam moje jelonki! Padam na twarz, sprawdzając ten rozdział, a przede mną przejrzenie jeszcze dwóch, napisanie kolejnego i nauka. Do tego czytanie, jeśli los będzie na tyle łaskawy, choć w to wątpię. Myślę, że nie tylko ja chcę robić dużo, aby żyć samej ze sobą jakoś godnie, więc chyba znacie ten ból ciągłego niewyspania. Szczerze mówiąc z jednej strony każdą zarwaną nocką skracam swoje życie, a z drugiej za każdym razem jestem pod wrażeniem, ile znieść może ludzki organizm w razie konieczności. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro