Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XL


Kira zamilkł. Wiedziałem, że nie na dobre, jednak po ostatnim komunikacie było to niepokojące. Co prawda zagadka była dobra, dawała szansę na jakiś rozwój w śledztwie, jednak potrzebowaliśmy tropów. Więcej tropów. Szczególnie tego mglistego poranka, kiedy to chwilę po śmierci szefa i dostaniu pozornie bezsensownej łamigłówki, do kwatery głównej wpadł Mogi.

- Ludzie dewastują komisariat policji. - wydyszał, opierając się o ścianę.

- Komendę główną? Przecież ktoś ich na pewno powstrzyma. - wyjąkał Matsuda.

- Policja się stara. Ale funkcjonariuszy jest mniej niż obywateli. Doszły mnie słuchy, że zdążyli już powybijać okna. Z tego, co zrozumiałem, część budynku płonie. - przetarł twarz dłonią, jednak nie wydawało mi się, żeby go to otrzeźwiło. - Ludzie są wściekli. Mają dość policyjnej bezradności.

Zaniepokojony spojrzałem na siedzącego obok L'a, który był słodko niewzruszony. Być może dzięki temu i ja zachowałem spokój ducha. Dewastowanie komendy policji nie było wstrząsające, lecz zwiastowało kolejne kłopoty. Co jeszcze mogło się stać, skoro ludzie zaszli tak daleko?

- Wiedziałem, że tak będzie. Ostrzegałem was, gdy jeszcze towarzyszył nam starszy Yagami. - powiedział w końcu, jakby wyczuwając, że atmosfera z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej nerwowa. Znów musiał wykazać się rolą lidera i ogarnąć sytuację. Teraz jednak ciężej było powiedzieć wprost, że wszystko będzie dobrze, bo wydawać by się mogło, że cała Japonia nienawidzi policji i śledczych. Dla przeciętnego człowieka jest to kolejny, czasem zbyt duży ciężar. - Wiem, że to trudne, ale postarajcie się zachować spokój. Wszystko jest pod kontrolą. No, może nie wszystko jest pod kontrolą, ale wasi koledzy sobie poradzą. Policja nie jest taka słaba. A ludzie to tylko ludzie, znudzą się i przestaną.

- Komenda policji płonie, Ryuzaki. Tu już nie chodzi ani o naszych kolegów, ani o budynek, ani o ludzi, którzy ''z czasem się znudzą. Chodzi o honor i przekroczenie pewnej granicy. Jeśli społeczeństwo, któremu policja ma pomóc, zwraca się przeciwko niej, to jaka nas czeka przyszłość? - Matsuda zacisnął dłonie w pięści i trzymał je tak przez dłuższą chwilę, po czym rozluźnił się, garbiąc. - Naprawdę mamy to zignorować?

- Od początku nie żartowałem, Matsuda. Nie możemy nic zrobić, szczególnie gdy ludzi jest tak dużo. Ponadto jesteśmy grupą, która w zamyśle działa w ukryciu. Wiem, że sercem dalej jesteście przy policji, ale nie jesteśmy już jej częścią. Działamy oddzielnie.

- Policja wiele ci pomogła, zanim w ogóle powstała grupa.

- Gówno prawda, osiągnęli cokolwiek pod moim przewodnictwem. A potem jeszcze wypięli się na mnie i całe śledztwo. - nie odrywał się od komputera. Uderzał jednak w klawisze bardziej nerwowo i chaotycznie, co chwilę kasując dopiero co napisany fragment. Dawno, a może nigdy, nie widziałem go zdenerwowanego. Przed moimi oczami jawiła się historyczna, ale nie wróżąca niczego dobrego chwila. - Jeśli chcecie, jedźcie tam. Walczcie z tym tłumem we trójkę, na pewno zdziałacie bardzo dużo.

Widziałem, że mężczyźni popadają w konsternację, są zrozpaczeni, wściekli i niezdecydowani jednocześnie. Znów wydawali się nienawidzić L'a z całego serca i jednocześnie polegać na nim niczym biedne, zbłądzone dzieci. Nie wiem, czy Ryuzaki zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił. Miał rację, nijak mogliśmy pomóc policji, jednak słowa, w jakich to ujął, totalnie zmiotły z powierzchni ziemi uczucia reszty. Dla nich policja była marzeniem, rodziną i powołaniem. Aby uczestniczyć w śledztwie, wyszli z niej, lecz tak jawne wypięcie się w jej stronę było jak cios. Tak, jakby żaden z nich nie był nigdy młody i nie zjawił się w niej pełen nadziei i pasji. Gdy płonęła komenda, płonęła ich młodość i przynależność. Policjant w sercu zawsze nim pozostanie. Przynajmniej tak mówił mi ojciec, gdy już znalazł chwilę na rozmowę. Choć było to rzadko. Nie lubiłem z nim rozmawiać, umiał mówić tylko o pracy.

- Wróćmy do śledztwa, dobrze? - posłałem w stronę reszty przepraszające spojrzenie.

Nie musiałem przepraszać za L'a, ale czułem, że moją powinnością jest ratowanie sytuacji i pomoc im w poczuciu się znów zwykłymi, szanowanymi ludźmi. Ryuzaki do niedawna dawał popalić jedynie Matsudzie, jednak teraz reszta grupy także wyraźnie odczuwała jego humory. Czy on, do cholery, nie wiedział, co robi swoim zachowaniem?

A może tak naprawdę od początku chciał pracować sam?

***

- Byłem niedaleko komendy policji, nie za wesoło. - zarechotał Ryuuk, kręcąc się przy mojej głowie niczym natrętna mucha.

- Spłonęła? - zagadnąłem, karcąc się za ciekawski, wręcz podekscytowany ton.

- Nie. Jeszcze stoi. Ale ludzie wrócą i kto wie, być może spłonie.

- Sądzisz, że przyjdą jeszcze raz?

- Prawda o ludziach, Light, jest taka, że oni zawsze przychodzą kolejny raz. Widziałem na własne oczy kawał historii i oni nigdy nie odpuszczają. Nie spoczną, dopóki nie zabiją i nie zniszczą wszystkiego, co im nie pasuje.

Wzdrygnąłem się lekko na jego słowa, wyobrażając sobie zgliszcza komendy. Kto wie, być może w ten krajobraz wpisałoby się kilku spalonych policjantów. Być może też ci zastrzeleni, ukamienowani, zdeptani przez motłoch lub pobici praktycznie do gołego mięsa. To też z pewnością Ryuuk widział. Okrucieństwo ludzkie nie znało granic zarówno kiedyś, jak i dziś. Zmieniły się jedynie czasy i sposób jego eksponowania.

- Nie mów takich rzeczy, proszę. Policja się pozbiera. Ludzie często bojkotowali jej działania, a jednak przetrwała. - powiedziałem, uspokajając dzięki temu samego siebie. Choć nie wiem, po co to zrobiłem, w moim nowym świecie policja i tak nie będzie miała prawa bytu.

- Być może pozbiera. Ale wtedy świat będzie inny. Ty będziesz inny. Kira będzie inny. Policja powstanie, ale kto wie w jakiej formie. - jak na mało inteligentne i proste stworzenie, zaimponował mi swoją wypowiedzią.

- Być może masz rację, Ryuuku. - westchnąłem, zmieniając przed lustrem koszulę.

Nim otuliłem ramiona miękkim materiałem i starannie zapiąłem guziki, w oczy rzuciło mi się kilka śladów, jakie nabyłem tamtego mglistego popołudnia. To dalej były blizny, jednak patrząc na nie, czułem ból towarzyszący postrzałowi. Zapewne wijąc się na wilgotnej posadzce, wyglądałem jak żałosny szczur, lecz mimo to myślałem tylko o tym rozdzierającym bólu. Po dziś dzień czasem o nim myślę.

- Mam. Znam historię. I znam ludzi, choć jako bóg śmierci, odbieram im jedynie życie. To całkiem śmieszne patrzeć, jak ci wykańczają się wzajemnie nawet bez naszej pomocy. - zachichotał niczym rozbawiona nastolatka i przyjrzał mi się w lustrze, tak, jak drapieżca przygląda się ofierze.

Pies krzątał mi się przy nogach i się o nie ocierał, zerkając na swojego pana z pewną tęsknotą. Tęsknił zapewne za domem, po którym mógł się swobodnie kręcić, gdzie zawsze udało mu się coś wszamać ze stołu czy kuchennego blatu. Ogródkiem, w którym mógł się wybiegać i łąką pełną kwiatów, która znajdowała się niedaleko. Nie było nam w kwaterze głównej źle, jednak skłamałbym, gdybym powiedział, że nie ubolewałem nad stratą rodzinnego domu, do którego prawdopodobnie nie wrócę. Choć i tak straciłem go wraz ze śmiercią ojca, która wyryła stały ślad w świadomości domowników. Matka wydawała się patrzeć na mnie z odrazą, tak jak do niedawna ojciec, który zaledwie kilka dni temu spoczął w wiecznej mogile.

- Nie podzielam twojego poczucia humoru. - odparłem po chwili, opuszczając łazienkę. Udałem się następnie do głównego pokoju, gdzie usiadłem na łóżku i aż westchnąłem, czując, jak lekko ugina się pode mną miękki materac. Doszedłem w życiu do momentu, w którym sen był nie tylko zbawieniem, ale i luksusem. - Dlaczego nie mogę wygrać, hm? Dlaczego wiem, jak Kira morduje, a mimo to nie umiem zgadnąć kto to? Czy jestem gorszy od Ryuzakiego? Przecież on od początku wiedział, że to ja jestem podejrzany.

- Życie to jeden wielki łut szczęścia. Udało mu się mieć go dużo. A, jak mówiłem, co się raz wydarzyło i zmieniło historię, musi się wydarzyć po raz drugi.

- Ale tym razem to nie ja jestem Kirą. A jednak Ryuzaki podejrzewa mnie. To nie ma sensu. Historia w ten sposób się zmieni. -zacząłem nerwowo skubać materiał koszuli. Była świeża, pachnąca proszkiem do prania i miękka, a jednak irytująca. Czułem, jak nieprzyjemnie przylega do mojego torsu. Czułem się, jakbym mógł zacząć się w niej dusić. - Wszystkie zasady logiki, nawet to, co mówisz, zaraz okazuje się kłamstwem. W tym świecie nie działają żadne zasady.

- Każdy świat ma jakieś zasady. Nawet świat shinigami jakieś posiada. - schylił się do psa, który przystanął, węsząc w powietrzu przed nim. - Nigdy cię nie okłamałem. Zrobisz z tym wszystkim, co chcesz, ale jedno jest pewne. Historia zawsze będzie inna, bo nie ma dwóch takich samych sekund, tak jak nie ma dwóch takich samych jabłek. Jednak wszystkie mają podobny kształt i tak jest z wydarzeniami. Wszystkie ważne punkty przebiegną po staremu, aby wszechświat mogło trwać.

- Jeśli to wszystko prawda... Kira będzie musiał na końcu zginąć. - oświeciło mnie. Aż szok, że dopiero teraz.

- Wydaje mi się, że tak. Wątpię, aby dotrwał spokojnej starości. Gdy ty przejmiesz jego pałeczkę, także umrzesz.

- Nie zginę. To moje drugie życie, wiem dużo. Wiem, jak to działa. Wiem o L'u i jego następcach, wiem jakie błędy popełniłem.

- Ludzie mają wiele cech. Zabijają się nawzajem, są okrutni i jednocześnie bardzo śmieszni. I nie uczą się na błędach. Do tego zawsze pojawiają się nowe.

- Jestem prawie jak Bóg. Jestem ponad nimi.

- Nie masz notatnika. Nie masz żadnych innych mocy. Nie wyróżniasz się obecnie niczym szczególnym nawet spomiędzy tłumu, który obecnie atakuje komendę policji.

- Ja wiem więcej, Ryuuk. Wiem! Ty razem będzie inaczej, bo żaden inny człowiek nie ma pojęcia o tym, czego doświadczyłem. Tym razem nie umrę, nawet jeśli wstąpię na miejsce Kiry! - zacisnąłem zęby, wściekły na to zuchwałe stworzenie. Wściekły, bo wiedziałem, że ma rację. Nie wystarczy wiedzieć o błędach, aby ich uniknąć. Może gdyby historia była taka sama... Ale tutaj wszystko jest inaczej. - ... Historia ma swoje zasady, co?

- Ma. - wydawało mi się, jakby się uśmiechnął, choć ciężko było to stwierdzić. Jego usta praktycznie zawsze wygięte były w podkówkę. - Nie denerwuj się tylko za bardzo. Jeśli przeżyjesz, będzie jeszcze śmieszniej. Ale jeśli nie... Dalej będziesz tak samo żałosny, jak w chwili śmierci. I, co najlepsze, sam sobie będziesz winny.

- Nie śpieszysz się przypadkiem do Kiry? Jest już wieczór, zaraz zrobi się ciemno. - upomniałem, mając już dość jego gadania, które w niczym mi nie pomagało.

- Nie śpieszę. Ale chyba już faktycznie pójdę. Z uciechą jeszcze raz obejrzę z bliska akcję pod komendą. - rozprostował skrzydła czarne i postrzępione niczym u przeklętego demona. - Pamiętaj, wygra ten lepszy.

Rzekł na koniec, po czym przeniknął przez drzwi. Instynktownie rzuciłem za nim jakąś pierdołą, w tym przypadku pilotem, który uderzył o drewno. Wypadło z niego kilka baterii.

- Cholera. - przekląłem i opadłem na łóżko, skrywając na chwilę twarz w dłoniach. Nie pomogło. Stale odbijały mi się w głowie słowa ''wygra ten lepszy'' i ''sam będziesz sobie winny''.

Cały czas goniłem za życiem i byciem Kirą, nie dopuszczając do siebie myśli, że mogło mi się nie udać. Biorąc pod uwagę to, że historia musi się powtarzać, to możliwe, że umrę mimo wygrania z Kirą. Być może tak od początku miało być? Może to życie to jedynie droga pełna męki i rozpaczy, ostatnia tułaczka, która ma być karą za grzechy? A może to w ten właśnie sposób wygląda wieczność ludzi, którzy skorzystali z notatnika?

- Czego ja właściwie szukam, co? - zagadnąłem psa, który ułożył się grzecznie obok. Objąłem tą włochatą kulkę i bardziej do siebie przysunąłem, opierając policzek o łeb zwierzaka. Był ciepły, dawno nie przytulałem niczego ciepłego. Ironia, że pierwszym takim stworzeniem od dawna jest akurat pies. Upadłem nisko. - Czego ja szukam, Grafit?

Nie całkiem świadomie nadałem mu imię. Było dość losowe, brzmiało jednak ładnie i łagodnie. Być może poczułem, że moje życie jest czymś tak kruchym i bezsensowym, że musiałem mieć jakiś stały element. Musiałem coś nazwać, uczynić swoim. W jednym momencie naszła mnie bolesna świadomość, że nie miałem praktycznie nic.


Witam moje jelonki! Piesek w końcu ma imię. Pierwsze z brzegu, ale brzmiące na tyle chwytliwie, że czemu by nie. Poza tym kojarzące mi się z mangą, przede wszystkim też serią ''Bakuman'', innym dziełem twórców ''Death Note''. No po prostu Graficik brzmi chwytliwie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro