Rozdział IV
''Najpierw znajdę zeszyt, a potem zdecyduję, co dalej z nim zrobię''.
Powtarzałem sobie tę frazę niczym mantrę, przeszukując nałogowo internet w pogoni za wszystkim, co mogło mi się przydać w moim jak na razie małym, osobistym śledztwie. Szczególnie bacznie doglądałem wszelakich doniesień o ''Kirze''. Doczekałem się czasu, w którym przestępcy zaczęli masowo ginąć, a ludzie zauważać to i snuć teorie. Wbrew pozorom nie różniliśmy się tak bardzo od naszych przodków, którzy w przypadku nieznanego przypisywali zjawisku różne niestworzone historie. W tym przypadku sprawcą mordów był Kira, nowy bóg, który sądził sprawiedliwie i bez litości.
- Jest nudno, Light. - usłyszałem po chwili gdzieś w głębi mojego pokoju.
Ryuuk błądził po pomieszczeniu, czasem zwalając z półek jakąś książkę, innym razem oglądając wnętrza szafek. Kto wie, być może szukał jabłek. Zapewne kupiłbym mu jakieś, gdyby nie fakt, że zawzięcie milczał. Tak po prostu wiedział coś, o co ja teraz uparcie walczyłem i nie chciał zdradzić mi tego sekretu. Przeklęty shinigami, który do tego teraz siedział mi na głowie dzień w dzień. Nie mam pojęcia czy tak się nudził, czy może chciał wrócić do starych czasów. Problem tkwił jednak w tym, że obecnie nie miałem przy sobie notesu, przez co pozostawała nam bolesna bezczynność. Czasem trzeba czekać na to, aż druga strona zrobi pierwszy krok.
- Przykro mi, obecnie nic na to nie poradzę. - mruknąłem, w zaskakująco szybkim tempie naciskając kolejne klawisze.
Kira to, Kira tamto... Cała moja wyszukiwarka była obecnie zawalona tym jednym słowem w najróżniejszych odmianach, z jeszcze bardziej osobliwymi hasłami. Miałem wrażenie, że jeszcze dzień czy dwa i te cztery literki odpadną z mojej klawiatury przez ich nadużycie. Mimo to znów coś pchało mnie w stronę rozpaczliwego poszukiwania, którego nie umiałem skończyć wczas. Co za tym idzie, dalej wyszukiwałem hasła, słuchając przy tym po części głosów z telewizora stojącego obok. Na wszelki wypadek był on praktycznie zawsze włączony, abym na bieżąco wiedział, co o wybawicielu mówi się w kablówce. Przyzwyczaiłem się już do tego, że zawsze w tle rozbrzmiewa znudzony głos prezenterów. Co za tym idzie, od razu zauważyłem, gdy ten zanikł, zastąpiony szmerem. Prędko skierowałem swój wzrok na ekran, który przez ułamek sekundy zaszedł czarno-białymi zakłócenia. Po chwili jednak obraz wyrównał się i ujrzeć można było mężczyznę o poważnym wyrazie twarzy i napiętej postawie. Napis na tabliczce przed nim dumnie głosił ''LIND.L TAILOR''. Czyżby nawet ta część przeszłości była powtarzalna?
- Nieźle. - skomentował shinigami, który stanął za moimi plecami, wpatrując się w widowisko dziejące na ekranie. A było co oglądać. Nawet jeśli to powtórzony spektakl.
- To miejsce, w którym wszystko się zaczęło. - szepnąłem cicho sam do siebie, czując, jak coś ściska mnie w sercu.
Dziś nie miałem przy sobie notesu. Moje ręce były czyste od krwi przestępców, moja dusza nie znała ciężaru morderstwa. Mimo to wiedziałem, że i tym razem wszystko zacznie się w miejscu, w którym L po raz pierwszy pokaże swoją obecność. Dziś nie jest już to dla mnie szok, czekałem na tego osobliwego detektywa równie mocno, co na Ryuuka, gdy przeżywałem tę opowieść po raz pierwszy.
- Powrót do pięknych czasów, co? - mruknęła istota chwilowo skupiająca się na czymś innym niż jabłka.
Nie dosłyszałem jednak jego pytania, a raczej stwierdzenia. Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w ekran, czekając na reakcję Kiry. Na razie postępuje tak, jak ja bym postąpił, ale obecna faza jest najważniejsza. Jeśli zabije, to faktycznie otworzy mi furtkę do działania. Tym razem już tak naprawdę.
Czekałem więc. I czekałem. Aż w końcu zobaczyłem tak upragniony obrazek, w którym mężczyzna na ekranie chwyta się za serce i krztusząc, upada na biurko w śmiertelnych spazmach. Prędko podbiegła do niego dwójka ludzi z zaplecza, obraz natomiast znów się zmienił. Po kolejnych kaskadach czarnych i białych kropek wyłoniła się czysta biel z jedną jedynie literką pośrodku. Czarne L zapisane w charakterystycznym stylu przyprawiło mnie o szybsze bicie serca, tak, jakbym zobaczył twarz mojego dawnego wroga.
- Kira... - głos przepuszczony przez syntezator rozszedł się po pokoju, wnikający w każdy kąt. Wbił mi się w umysł i odbijał w nim niczym słowa jakiejś chwytliwej piosenki.
Potem ten sam głos mówił o uknutym podstępie. O zdobytych informacjach. O dobrym strzale, który ułatwił im pracę, pokazując, gdzie znajduje się mniej więcej poszukiwany. Ciekaw byłem, czy obecny Kira wyklina tak, jak ja wyklinałem, kiedy doszło do mnie, w co dałem się złapać. Chciało mi się śmiać z mojej naiwności, jaką miał tamten siedemnastoletni chłopiec. Ale nie mogę siebie winić, nie byłem jeszcze wprawiony, do tego porwały mnie emocje. Najwyraźniej osoba, która obecnie posiada zeszyt, także jest impulsywna, albo po prostu niezbyt bystra. To może okazać się zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem, jeśli mam znaleźć zeszyt bez pokazywania go światu.
- Mamy to, Ryuuk. - powiedziałem, podrywając się z krzesła, gdy tylko komunikat zakończył się, a na ekranie znów zagościli znudzeni ludzie pochłonięci swoją pracą.
***
Pod wieczór krzątałem się po kuchni, robiąc sobie herbatę. Nie wiem, którą już dzisiaj. Był to bardziej sposób na zajęcie się czymś niż pragnienie. Trwała obecnie pora, w której reszta rodziny rozeszła się już do swoich pokoi, nieśpiesznie szykując do spania. Byłem tylko ja. I Soichiro Yagami, który po niedługiej chwili dołączył do mnie, wyciągając kubek na kawę. Którą już dzisiaj?
W ciszy krzątaliśmy się albo trwaliśmy obok, oparci wspólnie o kuchenny blat. Stukanie łyżek o kubki, otwieranie szafek, woda gotująca się w czajniku. Tylko to wypełniało pustkę między nami. Czułem ją już od dawna i nie potrafiłem w żaden sposób wytłumaczyć. Co prawda ojciec nie był w stosunku do mnie niegrzeczny, jednak czuć było chłód. Z początku sądziłem, że to przepracowanie, jednak z czasem doszło do mnie, że sprawa w tej niechęci leży głębiej. Przecież byłem jego dzieckiem sukcesu, być może przyszłym następcą w komendzie policji. Co prawda nigdy nie okazywał czułości, nie mam nawet pojęcia czy nie chciał, czy nie umiał. Ale zawsze czułem, że jest ze mnie dumny i wstawiłby się za mną w każdej sytuacji. Udowodnił mi to wiele razy, gdy to w moim poprzednim istnieniu rwał sobie włosy z głowy przez samo podejrzenie, że mógłbym być Kirą. Pamiętam tę ulgę w jego oczach, gdy umierał z przeświadczeniem, że jego pierworodny jest niewinny. Na wspomnienie tej chwili aż lekko się wzdrygnąłem. Z perspektywy czasu wydała mi się przerażająca. Moja bezwzględność wtedy była straszna, ale przynajmniej zapewniłem mu lekką śmierć. Umierał bez ciężaru niepewności w swoim sercu.
- Widziałeś dzisiejszą transmisję w telewizji, prawda? - zagaiłem, gdy cisza nieprzyjemnie się przedłużała.
Muszę jakoś się do niego zbliżyć, jeśli chcę uczestniczyć kiedyś w śledztwie. I zrozumieć skąd ta przemilczana uraza, której nie żywił za to ani do Sayu, ani do Shuna. Tak mi się przynajmniej wydawało, bo z ludzi jego pokroju ciężko było cokolwiek wywnioskować.
- Tak. Była... Interesująca. - mruknął krótko, nieskory do rozmowy.
Spochmurniałem, jednak po chwili znów uśmiechnąłem się w podekscytowany i pełen podziwu sposób. Mój wyraz twarzy przypominał uśmiech nieco dziecięcy, bezinteresowny i ufny.
- Niesamowity jest ten L. Musi być geniuszem, skoro w tak krótkim czasie zyskał tyle informacji na temat Kiry. Jestem pewien, że skoro ktoś ma pojmać tego mordercę, to będzie nim L. - woda się zagotowała, więc najpierw zalałem wrzątkiem moją herbatę, a potem kawę ojca. - Współpracujecie z nim, prawda?
- Wiesz, że nie mogę mówić ci nic na temat śledztwa. Jeśli kiedyś znajdziesz się w policji, od razu będziesz dostawać takie informacje. Póki co skup się na szkole, za niedługo masz egzaminy. - zgarnął kubek z ciemnym, aromatycznym naparem. - Odrobiłeś lekcje?
- Odrobiłem. - kiwnąłem lekko głową.
Nie otrzymałem w zamian niczego więcej niż odkiwnięcia. Jedyne co mi pozostało to patrzeć, jak ojciec wchodzi po schodach, a potem znika za ścianą w drodze do swojego gabinetu. Skrywał tam w komputerze sekrety, o których myślał, że nie wiem. Prawdopodobnie jeszcze przez dłuższy czas będę musiał pozyskiwać je sam. Wiem już jednak, że nasz Kira mieszka w tym samym rejonie, co ja. Co prawda w czasie transmisji mógł odwiedzać rodzinę, być u przyjaciela lub drugiej połówki, albo z innego powodu znaleźć się akurat w tej okolicy. Ale to akurat było mało prawdopodobne. Trzeba więc założyć, że szukam mojego sąsiada.
***
Było już późno. Pierwsza, a może i nawet druga w nocy. Mimo to niestrudzenie siedziałem przed monitorem, tym razem oszczędzając cztery literki układające się w słowo ''kira''. Teraz szukałem Misy. Dlaczego? Uznałem, że skoro mam od czegoś zacząć, to od analizy zmian. Kto wie, może i Misa także cofnęła się w czasie i tak jak ja pamięta, co się działo. Co prawda nie była zbyt inteligentna, ale świadomość, że nie jest się z czymś samemu, napawała otuchą. W tym przypadku razem bylibyśmy w tym dziwnym ciągu zdarzeń łączącym ze sobą dwie czasowe linie.
- Light. - usłyszałem po chwili swoje imię i ciche stukanie w drzwi.
Dziecięcy głosik od razu powiedział mi, że to Shun. Zresztą kto inny? Ryuuka już dawno nie było przy moim boku, chwilę przed zmrokiem ulotnił się tak, jak zwykle-po cichu i bez pożegnania.
- Proszę! - powiedziałem głosem podniesionym, ale na tyle cichym, aby nie obudzić reszty domowników.
Wtedy do mojego pokoju wemknął się mały chłopiec, który dzierżąc pod pachą misia, zamknął za sobą drzwi. Był ubrany w kolorową, dwuczęściową piżamę. Jego stopy były jednak bose, za co zapewne zostałby zbesztany przez matkę.
- O co chodzi? - zapytałem, odrywając się od monitora. Poczułem wtedy, jak bardzo szczypią mnie oczy. Jedyne co jednak zrobiłem, to przetarłem je, po tym znów patrząc na brata.
- Mogę spać z tobą? U siebie nie mogę. Jest ciemno.
W nocy ogólnie jest ciemno, pomyślałem. Serio był z niego dzieciak. Ale co się dziwić, ma w końcu siedem lat.
- Ja jeszcze przed dłuższy czas nie będę spał. - złożyłem do połowy ekran laptopa i skupiłem się na Shunie. Musiał serio mnie lubić, skoro poszedł do mnie, a nie do rodziców.
- A... To ja po prostu poleżę u ciebie. Mogę, prawda? Mogę? Nie będę przeszkadzał.
- Możesz. - westchnąłem zmęczony i odsunąłem mu kołdrę, pod którą ten chętnie wlazł.
Ułożył się wygodnie i przez chwilę mi się przyglądał, przez co poczułem się nieswojo. Całe szczęście po krótkim momencie skierował wzrok na coś innego, ale nie wiem, czy lepszego.
- To twoja dziewczyna? - zapytał, widząc zdjęcie blondynki na ekranie niedomkniętego laptopa.
Jedno z nielicznych, jakie udało mi się znaleźć. Nie uświadczyłem także żadnego numeru kontaktowego, jaki zazwyczaj modelki podawały w sieci. Kto wie, może Misa po prostu jeszcze się tak nie wybiła? Szukam jej wcześniej, niż wtedy, gdy ją naprawdę poznałem.
- To nie jest moja dziewczyna. Śpij. I naprawdę nie przeszkadzaj. - poleciłem, po okryciu go kołdrą znów przysuwając się do biurka.
Co prawda przez dłuższy czas jeszcze czułem na sobie jego wzrok, jednak malec w końcu usnął, wtulony w kołdrę. Zerkałem na niego od czasu do czasu i w przerwach między wpisywaniem kolejnych haseł słyszałem jego lekko świszczący, spokojny oddech. Niech śpi. Ja już raczej nie usnę tej nocy. Sądziłem z początku, że znalezienie informacji z uwagi na profesję Misy będzie łatwe. Jak bardzo się myliłem. Po długim przetrzepywaniu sieci jedyne co znalazłem, to nazwa jej uniwersytetu. Był on raczej podrzędny, jego strona w internecie była uboga i chyba nieaktualizowana od dłuższego czasu. Miałem nadzieję, że Misa dalej się tam uczy.
- Wykończę się. - mruknąłem cicho sam do siebie i wstałem, zgarniając z biurka kubek, który chciałem zanieść do kuchni.
Za oknem słońce rysowało na niebie jasne przebłyski, zaczynało świtać. Przez chwilę utkwiłem wzrok w tym obrazku rodzącego się na nowo dnia, jednak po chwili potrząsnąłem głową i spojrzałem na Shuna. Spał w najlepsze, najwyraźniej niewzruszony ani moim wcześniejszym waleniem w klawisze, ani blaskiem lampki z dość mocną żarówką. Musiał być naprawdę zmęczony albo tak mocno pragnął mojej obecności, że wytrzymał te drobne niedogodności. Dziwnie było być kimś ważnym w jego życiu. Czym sobie zasłużyłem?
Odstawiłem kubek na blat biurka i klęknąłem ostrożnie przy łóżku, przyglądając się jego twarzy równie spokojnej co oddech. Cholera... On naprawdę jest podobny do mnie.
Witam moje jelonki! L wchodzi do gry, a wraz z nim nieśpiesznie pojawiać się będą kolejni bohaterowie. Jako pierwszą chcę zaangażować Misę, którą osobiście lubię i nieco przerobię na użytek obecnej historii. Mimo to będę dążyć do jej oryginalnego charakteru, ponieważ bardzo mnie urzekł. Z jednej strony głupkowaty, z drugiej mający w sobie iskrę niemożliwą do osiągnięcia przez jednego z czołowych geniuszy. Dziewczyna ma swój urok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro