Rozdział III
Dzień mieszał się z nocą. Szkoła z domem. Dom był ucieleśnieniem moich rozterek, rozrzuconych na biurku kartek, łóżka zaścielonego niedbale. Może i nie byłem szalony, ale do szaleństwa doprowadzała mnie ta niepewność i niezwykłość. Moją amnezję zdecydowanie można było uznać za coś niezwykłego. Nie przemijała ona ani rano, ani wieczorem, ani wśród obcych, ani wśród bliskich, którzy powinni przywoływać określone wspomnienia. I faktycznie przywoływali, tyle, że te śnione na jawie.
- Dwanaście... Nie, trzynaście. - poprawiłem się prędko, w ćwiczeniach z matematyki wymazując błędny wynik.
Dalej musiałem się uczyć, miałem egzaminy. Jeszcze nie teraz, ale szybciej, niż mi się z perspektywy dnia dzisiejszego wydaje. To właśnie egzaminy głównie trzymały mnie w poczuciu, że świat dalej istnieje, a życie gna, nawet jeśli potrzebowałem obecnie przerwy. Miotałem się przez to niepotrzebnie i bardziej zatracałem aż do tego wieczora, który okazał się przełomem. Ponieważ tej nocy otulonej blaskiem pełni księżyca odwiedził mnie pewien gość. Nie zauważyłem, gdy wślizgnął się do pokoju przez otwarte, tarasowe drzwi. Wydawał się przemknąć w cieniu falującej na delikatnym wietrze zasłony i zakraść się za moje plecy, rozprostowując części skrzywionego, nienaturalnie długiego ciała.
- Znów się widzimy, Light. - wychrypiał, ni to z uciechą, ni z zawodem. A może i ekscytacją, znów miał dostać tak uwielbianą rozrywkę.
Te kilka krótkich słów poderwało mnie z krzesła, karząc odwrócić się w stronę tego nieprzyjemnego głosu. Widok, który ujrzałem, nie powinien mnie zaskoczyć. W końcu wyraźnie pamiętałem ramiona otulone piórami, czarnymi niczym pierze kruka. Ciężkie, metalowe talizmany, które brzęczały przy każdym ruchu. I te ślepia, które wpatrywały się we mnie, delikatnie lśniąc w blasku lampki stojącej na biurku. Oczy shinigami, jedyne takie na świecie. Jedyne, które dostrzegały śmierć.
- S... Shinigami. - szepnąłem, bardziej sam do siebie niż do tej dziwnej, powykręcanej istoty.
Nie speszyłem się zająknięciem, przez które w normalnych okolicznościach bym się zbeształ. Teraz miałem do niego prawo, bo wszystkie porządki wszechświata wywróciły się właśnie na drugą stronę. Myślałem, że zacznę tracić grunt pod nogami, jednak o dziwo stałem twardo. Jeszcze bardziej zdecydowanie niż kilka minut temu, nawet jeśli wszystko, co dotąd ustaliłem, szlag trafił.
Jak to było? ''Czekałem na ciebie''? Nie pamiętam już dobrze, ale wiem, że przybycie boga śmierci było moim błogosławieństwem.
- Shinigami. - zarechotał znów, robiąc minę istoty mało rozumnej. I poniekąd nią właśnie dla mnie był.
Nigdy nie dostrzegłem u niego bardziej złożonych myślowych procesów. Ani na niezbyt pięknej twarzy, ani w czynach. Ryuuk zdecydowanie był po prostu pasożytem, który żerował na ludzkim życiu. Żywił się pozostałym ludziom czasem i rozrywką, jaką ci mogli mu zapewnić. Doprawdy obrzydliwe stworzenie. Takie... Bezsensowne.
- Widzieliśmy się dość dawno. - powiedziałem, nie wiedząc, jak określić inaczej czas, w którym ten ostatni raz był przy mnie.
Cofnęliśmy się w tył, to było nagięcie pewnej reguły, na co jeszcze nie znalazłem dobrego słowa. W końcu odsuwałem to od siebie, wpajając sobie urojenia. Ale skoro on tu jest... Sprawa przybiera zupełnie inną postać rzeczy.
- A no trochę. - odrzekł, rozglądając się po moim pokoju, jakby był tutaj pierwszy raz. Skupiał się na tym chyba bardziej niż na mnie, co wydało mi się irytujące. Miałem tyle pytań!
Naburmuszony opadłem na krzesło, krzyżując ręce na piersi. Podczas gdy on badał pomieszczenie, ja znów od góry do dołu zmierzyłem go wzrokiem. Wbrew wysokiemu wzrostowi wydawał się dość kruchy i słaby. To zaskakujące, że tego typu istoty są fundamentami tego świata.
- Skoro tutaj jesteś... - zacząłem po chwili, składając ręce w piramidkę. To napawało mnie pewnością, podświadomie wpajałem sobie, że ja tu rządzę. - To znak, że jest tutaj także zeszyt, prawda? Ktoś ma Death Note.
- A no ma. - mruknął, w końcu siadając na łóżku, na którym wyglądał bardzo nienaturalnie.
Cholera, więc jednak. Ktoś ma zeszyt, i to nie jestem ja. Czy to możliwe, że notes spadł w innym miejscu? Jeśli to wszystko wtedy i teraz dzieje się naprawdę, to zaszły pewne anomalie, chociażby w kwestii mojego rodzeństwa. A to mógł być wierzchołek góry lodowej! Nie zdziwiłbym się, gdyby notes upadł w zupełnie innej części Tokio. Jeśli natomiast wylądował na terenie uczelni, to zapewne przede mną zgarnął go jakiś student. Co jednak zrobi z tak potężną mocą? Co ja bym zrobił, gdybym nie miał priorytetów, a dostał taki ogrom możliwości?
- Light... - usłyszałem gdzieś z mglistej oddali. Potrząsnąłem głową i dalej myślałem, stukając palcami o podłokietnik krzesła. Dźwięk mojego imienia jednak nie ustawał, jedynie przybierał na sile. - Light, Light...
- Co? - zapytałem, zirytowany na samą myśl o tym, ile będę miał roboty umysłowej w kolejnych dniach. I nie tylko umysłowej, jeśli mam dociec kto wziął zeszyt.
Od kiedy znalazł się tu Ryuuk, nie pomyślałem nawet o podważeniu tego, że moja wizja była realna. Nie widziałem sensu w poddawaniu tej kwestii wątpliwości, skoro i tak mam w związku z nią wiele spraw na głowie. Po prostu uznałem za swój nowy cel dociec wszystkiego, co wydarzyło się od mojego wybudzenia.
- Nie mam wiele czasu. - powiedział, patrząc gdzieś za okno.
Drzwi balkonowe wciąż były otwarte, firanka niezmiennie falowała na wietrze. Ten senny obrazek zapraszał do leniwego spaceru ulicami Tokio skąpanymi w światłach. Zapraszał do tańca w ich blasku, wykrzyczenia żali u szczytu jednego z drapaczy chmur, kupienia lizaka i spałaszowania go na schodku jednego z małych marketów. Tym żyły zazwyczaj osoby w moim wieku. To tak potwornie bezsensowne, kiedy można poświęcić czas na coś, co zmieni świat.
- Co to za pseudo pożegnalna fraza? - zapytałem, zakładając nogę na nogę. Teraz moja poza była jeszcze pewniejsza. Miałem wrażenie, że byłem panem sytuacji, nawet jeśli to ja żebrać będę zaraz o informacje.
- To pożegnanie. Ale nie na wieki. Na dobrą sprawę wyrwałem się tylko jeden raz w nocy, zazwyczaj w tych porach jestem przy właścicielu notesu.
Na jego słowa zmarszczyłem brwi. W nocy? Dlaczego w nocy? Może właściciel notesu dopiero wtedy ma czas? Jednak nikt nie wyrobiłby podczas życia w dzień i w nocy, szczególnie ktoś chodzący do szkoły. Więc może to jednak nie żaden licealista?
- Więc wiesz, kto ma zeszyt, prawda? - zapytałem ostrożnie. Nawet geniusz zadawać czasem musi głupie pytania.
- Wiem. - lekko kiwnął głową, nie mówiąc niczego więcej. Pozyskanie potrzebnych danych będzie chyba cięższe niż myślałem.
- I... Nie mógłbyś mi powiedzieć? Wiem, że nie stoisz po żadnej stronie, ale tylko pomyśl... Przecież tak dobrze się bawiliśmy! Pamiętasz? Dostarczałem ci tyle rozrywki, ile żaden inny śmiertelnik. Przecież to właśnie na rozrywce ci zależy, prawda? Mogę ci ją zapewnić. Znowu mogę być Kirą.
Przeraziło mnie, jak szybko zaoferowałem coś, nad czym ostatnio gorączkowo się zastanawiałem. Wiele razy mówiłem sobie, że nigdy nie popełniłbym tego błędu, co w moim ''śnie''. Miałem potencjał na bycie lekarzem, prawnikiem, naukowcem... Mogłem mieć życie jak w bajce, więc poświęcenie całej kariery morderstwom było mało atrakcyjne. Mimo to, gdy na horyzoncie pojawiła się możliwość bycia ponownie Kirą, poczułem na kręgosłupie dreszcz podekscytowania. Całym sobą czułem intrygi, potyczki z L'em i jego następcami. Wygraną, która byłaby najsłodsza na świecie. Tym razem doszedłbym do niej przez dopracowanym w stu procentach planem. To było silniejsze niż jakkolwiek wizja dobrego życia.
- Tak. Dalej jestem tu w poszukiwaniu rozrywki. - zarechotał, co w pewny momencie przypomniało dziwny chrzęst. - I jestem pewien, że będzie znacznie ciekawiej, jeśli sprawy zostaną tak, jak teraz. Och tak, to dopiero będzie widowisko.
Jego wzrok, który na mnie skierował, szczerze mnie przeraził. Nie tylko ze względu na to, że jego ślepia mieniły się czerwienią i żółcią. Przede wszystkim zobaczyłem w ich głębi dziwną pobłażliwość, jakbym w jego oczach był nieświadomym niczego dzieckiem, dla którego widowisko zwane życiem dopiero się rozpoczyna. Jest ekscytująco i wesoło, potem jednak zaczyna robić się nudno, szaro, smutno... A przecież do ''teatru'' weszło się z przeświadczeniem, że cały świat jest nasz.
- Przecież bawił cię Kira. Chciałeś zobaczyć, czy mi się uda. Co w tym zabawnego, jeśli ktoś przejmie zeszyt i będzie po prostu mordował, albo wyrzeknie się go po niedługim czasie? Ludzie są przecież tacy słabi...
- Zapewne nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale pewne rzeczy muszą trwać. I muszą się wydarzyć. Podczas podróży w czasie pewne drobne fragmenty potrafią ulec zmianie, jednak jeśli coś działo się na masową skalę, i tak się wydarzy. Skoro ginęły setki tysięcy przestępców, i tak zginą. Wszechświat nie usunie tego ze swojej historii.
- Czyli... - poczułem, że wszystko w głowie zaczyna mi się nieco rozjaśniać. Ale pierwszy raz od dawna niezbyt mnie to cieszyło. - Chcesz powiedzieć, że będzie inny Kira? Że ktoś przejmie moją rolę?
Zapytałem niedowierzająco. Byłem genialny. Niepowtarzalny. To ja wymyśliłem Nowego Boga, to ja wiedziałem, że świat cierpi i musi zostać w końcu uwolniony od tego zła. A mimo to los od tak oddał moją rolę komuś innemu.
- Nie wiem. Ale na razie bardzo dobrze mu idzie.
Mu. A więc to on. Jest jednak tyle mężczyzn na świecie, że płeć osoby, która znalazła notes, mało mi pomoże. Możliwe też, że Ryuuk mówi to dla zmyłki, nawet jeśli nie stoi po żadnej ze stron.
- Bardzo dobrze mu idzie... - powtórzyłem po shinigami i przetarłem twarz dłońmi, na chwilę ją w nich skrywając. Dzisiaj nie usiądę już do nauki, nie usiądę do niej co najmniej przez tydzień. Muszę pomyśleć, ale na niczym nie mogę się skupić! Czułem się oszukany, nawet jeśli nikt nie powiedział mi, że moja wizja była kłamstwem. Nikt też nie potwierdził, że była to prawda. A mimo to czułem dziwny żal, że przez niedoinformowanie nie mogłem zacząć działać wcześniej.
- Nie załamuj się, Light. - powiedział, obserwując mnie z góry. Nawet gdy obaj siedzieliśmy, był sporo wyższy. Wydawał się patrzeć na mnie jak pies na swojego właściciela. Czułem to, nawet jeśli nie mogłem dostrzec z uwagi na zakrywanie twarzy dłońmi. - Gwarantuję ci, że obaj nie będziemy się nudzić. Ta rozgrywka będzie ciekawsza niż poprzednia. Bo przecież dla nas obu ten świat jest po prostu nudny, prawda? Poszukujemy rozrywki.
Ach, Ryuuk. Może z początku tak... Chociaż nie, tu nigdy nie chodziło o rozgrywkę. Chodziło o władzę. Teraz chodzi o nią jeszcze bardziej niż wcześniej, bo straciłem zeszyt. To on jest przedmiotem, który stanie się moim celem.
Shinigami miał rację. Ta rudna jest zupełnie inna. Czeka mnie zamiana miejscami i tropienie właściciela zeszytu, aby samemu się nim stać. To dawało wiele nowych możliwości, ale nie czułem się póki co podekscytowany. Po ostatnim razie wiedziałem, że już teraz muszę zacząć planować, aby znów nie umrzeć. To takie dziwne, umrzeć. Czuć, jak wszystkie narządy powoli zaprzestają współpracy, serce bije ostatni raz, płuca łapią ostatni oddech. Przeżyłem śmierć i wiedziałem, że teraz nie ma na nią miejsca.
- Tak, Ryuuku. Chodzi o rozrywkę. Tylko o rozrywkę. - podniosłem się z miejsca, strzepując z kremowej marynarki niewidzialny kurz. - Zapewnię ci widowisko, którego nigdy nie zapomnisz. Zabawimy się. I pokonamy nudę.
Stanąłem przed nim i spojrzałem na jego twarz, która nie budziła już we mnie obrzydzenia czy lęku, a bardziej rozczulenie. Mam przy sobie znowu mojego zwierzaka, który może okazać się bardzo pomocny. Albo przynajmniej będzie dotrzymywał mi towarzystwa i upewniał w tym, że tam gdzieś jest zeszyt, który chcę posiąść. W szufladzie czyjegoś biurka, pod materacem łóżka, zakopany na terenie ogrodu... Gdzieś tam, w obcych rękach, jest sens mojego istnienia. I gdzieś tam jest L, który pomoże mi odnaleźć zgubę. Ojciec, Matsuda, Aizawa... Czekała na mnie historia, którą muszę poprowadzić.
- Jestem pewien, że tak, Light. - wykrzywił twarz w brzydkim jak noc, parszywym uśmiechu.
Czułem się, jakbym właśnie zawierał przymierze z diabłem. Być może nie było to tak dalekie od prawdy.
Witam moje jelonki! Ryuuk od zawsze wydawał mi się ciekawym bohaterem. Co prawda zazwyczaj po prostu obserwował i stał z boku, ale był taką miłą iskierką w całej tej mrocznej historii. Na pewno w tym fanfiction dostanie ode mnie trochę uwagi, nawet jeśli oczami Lighta nie umiem patrzeć na niego inaczej, niż jak na dość niespotykanego zwierzaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro