-]☆.22.☆[-
-Piqué-
Zostawiłem mu kartkę na biurku. Mam nadzieję, że ją zobaczył. Szykowałem wszystko na jego urodziny. Przygotowaliśmy tort, świeczki i zajebiste prezenty. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że nie ma go na śniadaniu, a każdy milczy. Wyszedłem tylko na chwilę, żeby upewnić się, że wszystko będzie idealnie.. uśmiech zszedł z mojej twarzy.
Zapukałem do drzwi jego pokoju. Cisza. Zrobiłem to raz, drugi, trzeci.. w końcu wziąłem kartkę i nią otworzyłem drzwi. Leżał w łóżku. Twarz miał bladą, były na niej ślady łez. Wziąłem go w ramiona. Spał. Biedny spał. Chyba powinienem mu powiedzieć o tym od razu. Spieprzyłem koncertowo. Pocałowałem go lekko w czoło. Zdjąłem mu słuchawki i odłożyłem jego telefon na szafkę. Siedział na moich kolanach. Zacisnął wokół mnie ręce. Była na nich zaschnięta krew.. oj kochanie..
- G-gerard? - wyszeptał cicho, gdy otworzył zmęczone ślepka.
- Hej kwiatuszku. Nie lubisz niespodzianek, co? - pociągnął nosem. Pocałowałem go w usta.
- Jakich niespodzianek? - przetarł oczy. Widziałem, że jest zły.
- Masz urodziny kochanie - jego źrenice się rozszerzyły. - Zawsze o tym zapominasz. Nie płacz proszę. Powinienem Ci powiedzieć, że to na 100% nie twoja wina, żebyś nie płakał - bardzo mocno mnie objął. - Jeśli usłyszę przepraszam nie dostaniesz niespodzianki - zamknął buźkę. - Grzeczny chłopiec, a teraz chodź. Połowa niespodzianki dalej nam się uda - pocałowałem jego skroń i poszliśmy do jadalni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro