-]☆.4.☆[-
-Piqué-
Przez chwilę myślałem, że patrzy się na mnie wzrokiem pełnym miłości. Jednak przypomniałem sobie, jak jeszcze dwa tygodnie temu chciał mnie udusić. Innym razem złamać mi kręgosłup. Odwróciłem obojętnie wzrok. Na prawdę go nie rozumiem.
- Pikuś gramy w Fife i przegrywam! Pomocy! - wziąłem pad od Xaviego i zacząłem grać. Nie pocieszało mnie to, że gram jakąś Legią, ale trudno. Zacząłem strzelać bramki, a mój Casillas tłumaczył, że jego pad jest jakiś do dupy. Zachciało mi się śmiać, ale z nim wygrałem.
- Dobra to była uczciwa walka.. o patrzcie Sergio zasnął - chciał mu przywalić w potylicę, ale mu w tym przeszkodziłem. Położyłem głowę Ramosa na swoje kolana. Otarł się o mnie głowa i zadowolony spał dalej. - Jeszcze rundka. Nie daj się prosić - wybraliśmy inne drużyny i zaczęliśmy mecz. Kurwa powiem, że ten jego nie nazwę tego nawet tym, czym pozornie jest, jest do dupy. I to jeszcze jak! Ledwo coś tu działa. Z dużymi trudnościami mecz skończył się remisem.
- Młody - dałem mu 2000 złoty do ręki, a on jakoś się ożywił. - Idź nam kup jakieś pady i pozwolimy Ci z nami grać - pokiwał głową i wyleciał z pomieszczenia.
- Fajny ten Pedri - Iniesta lekko się uśmiechnął. Xavi poklepał go po ramieniu.
- Starzejesz się kochany. To był Gavi - Hernández posłał mu buziaczka.
- Ja chociaż się nie pusz.. - musiałem to przerwać, bo oni to czasami psują atmosferę. Czasami to sytuacja bardzo, bardzo częsta.
- Kochani zamówmy pizze w tym czasie! Kto chce jaką!? - i zaczęła się dyskusja. Xavi zaczął udawać Ancelottiego i była świetna zabawa. Oczywiście poszło o pizze z ananasem. W końcu zamówiliśmy kilka, bo nie dało się zdecydować. Próbowałem pójść na kompromis, ale wyszła nam jedna hawajska, jedna wegetariańska i trzy pepperoni. Starczyło i dzieciaki też się najadły. Byłem z siebie dumny. No i nie było żadnej ostrej wymiany zdań, choć Xavi dostał w dupę od Iniesty, ale to normalne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro