1.4
– Jezebel Love! – dziewczynka ubrana od stóp do głów na różowo (nie licząc brokatowych dodatków), podeszła pewnym, nieco aroganckim krokiem i z gracją usiadła na taborecie, jakby być co najmniej ze złota. Tiara pogmerała coś pod... rondem?, dziewczynka się skrzywiła ale koniec końców zasiadła na samym szczycie stołu Lwów.
– Kto to jest? – zapytała ostro Dor i posłała nowej Gryfonce niepochlebne spojrzenie.
– Bo ja wiem? A z resztą, zaraz powinna być Lily – przypomniała szatynce i całą uwagę zwróciła na rudowłosą. W tym roku Gryfoni mieli wyjątkowo szczęście i do ich grona dołączyła ciemnoskóra Katlyn. Gruis i Meadowes nie zwróciły jednak na to uwagi, ponieważ Lily usiadła właśnie na krzesełku.
– Lily Evans... Wielki umysł oj wielki. Przyszłość bardzo niejasna... Krukoni czy Lwy? Krukoni czy...
– Lwy! – pisnęła Lily i z nadzieją popatrzyła na koleżanki trzymające mocno kciuki.
– Tak więc... GRYFFINDOR!
– Lily! – na szyi rudowłosej owinęły się dwie pary rąk.
– To cudownie, że będziemy razem!
– Tylko Ana...
– Będziemy się spotykały na przerwach!
– Nie mogę się doczekać lekcji latania...
– Latania! – Lily zachłysnęła się śliną – Ale ja się boję!
– Daj spokój! Będzie genialnie! – obiecała Alnair z blaskiem ekscytacji w oczach. W domu miała jedną miotłę, ale nigdy nie miała okazji latać nad jeziorem, czy w dolinie otoczonej takimi górami, jakie otoczony jest Hogwart. A może ujrzy coś niezwykłego między drzewami Zakazanego Lasu?
– Ali – zawołała ze śmiechem Dor i machnęła przed twarzą koleżanki – Odleciałaś nam.
– Och, naprawdę? – mruknęła nieprzytomnie i błędnym wzrokiem ogarnęła Salę. Ceremonia Przydziału się skończyła, dyrektor skończył swoją powitalną mowę a reszta uczniów pałaszowała już wyborne dania przygotowane przez domowe skrzaty. – Powinnam mniej bujać w obłokach...
– Kiedyś możesz przeoczyć jaką lekcję! – zauważyła zmartwiona Lily. Dor rzuciła jej niedowierzające spojrzenie i wepchnęła kolejną porcję kurczaka do ust.
– Ja chyba ograniczę się do ciasta... – szepnęła Alnair z uwielbieniem parząc na różnorakie cista.
– Bo gruba będziesz – usłyszała przestrogę i z okropnym grymasem spojrzała na Blacka, który nieszczęściem siedział naprzeciw niej.
– Acha – rzuciła sucho i uniosła kpiąco brwi – bo się tym przejmę! – w rzeczywistości Alnair była niesamowicie chuda, wręcz chorobliwie. Nigdy nie miała wielkiego apetytu i jadła jak wróbelek. Większość jej ubrań było szytych na miarę, bo ręce Gruis były nieproporcjonalnie długie.
– A powinnaś, urodą nie grzeszysz! – oczy Al zwęziły się. Słowa w żaden sposób jej nie ruszyły, ale nie pozwoli sobie tak ubliżać! Kopnęła więc go mściwie w piszczel aż zawył żałośnie.
– Ty powinieneś ćwiczyć uwagę, kiedyś możesz wpaść przez to do wody... oh. Za późno – zaśmiała się wspominając ociekającego wodą Blacka. Naraz zmarszczyła brwi i zamrugała intensywnie. – Black! Ty przypadkiem stołów nie pomyliłeś?
– To samo mógłbym powiedzieć o tobie – odparował lodowato i popatrzył z nienawiścią na stół Ślizgonów. Al wzruszyła ramionami i rzuciła winogronem w chłopaka. Mrok z jego twarzy odpłynął, gdy trafił ciastkiem we włosy dziewczyny. Jej oczy zwęziły się (to chyba będzie typowe przy konfrontacji z tym... czymś) i sięgnąwszy po ciasto z kremem, rozsmarowała je na policzku bruneta. Później nie sposób już rozpoznać, kto oddał pocisk, kto oberwał a kto uciekał. Wszystko zatrzymało się jednak, gdy przy stole pojawiła się niezwykle wściekła profesor McGonagall, niestety. James Potter oddał już ostatni strzał i babeczka z czekoladowym kremem spoczęła na czole belferki. To cud, że chłopak nie umarł od razu pod wpływem morderczego wzroku nauczycielki.
– TO JEST UCZTA POWITALNA A NIE CHLEW! JESTEM WASZĄ OPIEKUNKĄ DOMU I NIE POZWOLĘ WAM PRZYNOSIĆ GRYFFINDOROWI TAKIEGO WSTYDU! MARSZ DO ŁÓŻEK NICPONIE! – wrzaski jeszcze chwilę obijały się echem od kamiennych ścian zamku.
– Z wielką chęcią – zaczął umorusany od stup do głów Syriusz – ale nie wiemy gdzie one są.
– Pan Black jak mnie mam? – powiedziała z zaciśniętymi zębami. Gdy usłyszała, że syn sławnego w szkole Oriona, trafił do Gryffindoru... od razu przeczuwała problemy.
– Pani profesor – skinął głową i bezskutecznie próbował pozbyć się kawałków ciasta z czarnych włosów.
– Panie Kimmony – zwróciła się do przerażonego Gryfona pełniącego funkcję prefekta naczelnego – Chyba już pora na naszych pierwszaków. Zaprowadź ich i wyjaśnij wszystko.
Chłopak w pośpiechu połknął resztkę kolacji i machnięciem różdżki usunął skutki słodkiej batalii.
– Pierwszoroczni za mną! – krzyknął wysokim, piskliwym głosem.
– Mam tego dosyć, że wszyscy na nas wrzeszczą i każą łazić wte i wewte! – poskarżyła się Al ale z uznaniem obejrzała czystą szatę. Jaka ulga, że nie musiała leźć przez cały zamek cała w czekoladowym kremie!
– Nie marudź tak – odparła Lily, z zafascynowaniem oglądając każdy kąt zamku.
– Oczy mi się kleją! Nic nie widzę – jęknęła Dor.
– Marudy – skwitowała Evans i parsknęła na widok teatralnie omdlałych min koleżanek.
***
– NARESZCIE – westchnęła szczęśliwa Alnair, która szybko przeanalizowała rozkład pokoju i wybrała łóżko koło okna, najdalej od drzwi łazienki i z impetem rzuciła się na posłanie. Lily zajęła łóżko trochę bliżej łazienki, tuż obok Dorcas. Nagle do pokoju wparowała jeszcze jedna dziewczyna i trzaskając drzwiami obrzuciła koleżanki wyniosłym spojrzeniem.
– Chcę łóżko najbliżej łazienki, nie koło drzwi. Chcę się wysypiać – poinformowała je i skierowała się w kierunku Meadowes – No już! – warknęła.
– Ty chyba spadłaś z miotły – zaśmiała się brunetka i bardziej rozłożyła na posłaniu.
– Niby dlaczego? – zapytała zaszokowana odpowiedzią.
– Bo nie jesteśmy skrzatami? Albo bierzesz ostatnie, albo śpisz na korytarzu! – odparła znużona Gruis, świadoma, że nie ma szans, żeby dziewczyna znalazła sobie inny pokuj.
– Ale JA jestem Jezebel Love! – pisnęła i przybrała taką minę, jakby była co najmniej Merlinem albo Ministrem Magii.
– Naprawdę?! – sapnęła przerażona Al i zeskoczyła szybciutko z łóżka. Lily spojrzała na nią zdziwiona do granic możliwości. To po niej spodziewała się najbardziej wojowniczej postawy, a nie strachu pod wpływem tak kiczowatego nazwiska. „Love", to chyba jakaś kpina!
– Tak strasznie cię przepraszam – płaszczyła się dziewczyna i posłała Dorcas znaczące spojrzenie – nie miałam pojęcia kim jesteś! Już zaraz wszystko ci wynagrodzimy, dobrze? Po prostu jesteśmy zmęczone podróżą i nie poznałyśmy cię w pierwszej chwili! – paplała i uśmiechała się przymilnie do dziewczyny. Dorcas siedziała jak skamieniała, nie miała pojęcia co się dzieje! Ali chyba nie mówiła poważnie, prawda?
– No, powiedzmy, że ci wybaczę... – mruknęła Jez i skinęła łaskawie głową – ale te twoje koleżaneczki... Wytłumacz im wszystko – poleciła i pstryknęła palcami.
– Bo widzicie – zaczęła poważnie Al – nasza wspaniała koleżanka, jest po prostu chora, podczas rozwoju płodowego, zabrakło powietrza i w jej mózgu poczyniły się nieodwracalne szkody – mówiła to z tak szczerym smutkiem, jakby lada chwila miała zacząć szlochać – Od tamtej pory społeczność czarodziei stara się wynagrodzić jej, jej nędzny los. Nie można zapomnieć również o tym, że jest niezrównoważona emocjonalnie – tłumaczyła i poklepała zesztywniałą z szoku Love – Czasem w nocy, zdarzy jej się zmoczyć na wspomnienie swojej zniekształconej twarzy i potrzebuje znajdować się najbliżej łazienki. Musimy jej wybaczyć i starać zrozumieć jej ciężką sytuację, wszak nigdy nie będzie w stanie funkcjonować w pełni w społeczeństwie.
– Co – wydusiła osłupiała Jezebel i tupnęła nogą – to nie prawda! Ona kłamie! – jęknęła żałośnie a w jej oczach wezbrały wymuszone łzy.
– Widzicie? Do tego zaburzenia pamięci... wypieranie rzeczywistości to bardzo przykry widok – ciągnęła Alnair, ale całe przedstawienie zniszczyła Dor która aż wyła ze śmiechu i tarzała się po łóżku. Lily, choć lekko zdegustowana również zaczęła chichotać. – Wybór prosty księżniczko. Albo to łóżko, które zostało – warknęła lodowato, współczucie zniknęłó bezpowrotnie, jak mgła w obliczu słońca – albo naucz się robić prycze i won do Zakazanego Lasu – skończyła ostro i dumnie weszła do łazienki, trzaskając drzwiami.
– To będzie ciekawe siedem lat – rzuciła Dorcas z wilczym uśmiechem i posłała w stronę Lily poduszkę, ot tak dla zabawy. Ta jednak pisnęła zaskoczona i spadła z łóżka, co Meadowes skwitowała kolejnym wybuchem wesołości.
– Taak, jeśli tyle przeżyjemy – mruknęła ponuro rudowłosa gdzieś z mroku przestrzeni podłóżkowej. Tym razem z łazienki dobiegł ich rechot Grus. Love z przerażeniem siedziała na ostatnim posłaniu. To będą ciężkie lata.
***
– Dooor! – jęknęła zrozpaczona Lily – Zaraz się spóźnimy i nic nie zjemy!
– No już! Moment! – dziewczyny usłyszały niepokojący trzask i stłumione gderanie, ale szatynka nareszcie opuściła łazienkę.
– Ileż można! – zbulwersowała się Alnair, czekały na Dorcas blisko pół godziny!
– I tak byłam krótko – rzuciła Meadowes i założyła buty. Lily już trzymała otwarte drzwi i czekała aby tylko opuścić dormitorium. Szczęściem Love zrobiła to dużo wcześniej, może w obawie przed kolejną konfrontacją z Alnair?
– Chyba sobie żartujesz – sapnęła zaszokowana Grus i wytrzeszczyła oczy.
– Oczywiście, że nie!
– Merlinie miej nas w opiece!
– Księżniczki dopiero wstały? – usłyszały kpiący głos Blacka i śmiech Pottera.
– Przynajmniej nie straszymy szopą na głowie jak wy – odparowała Dor i wyszła jako pierwsza z Pokoju Wspólnego, który od pierwszych chwil oczarował wszystkich ciepłem i domową atmosferą.
– Co do Grus, mam pewne wątpliwości... – parsknął Syriusz i mrugnął do dziewczyny. Ta wbrew jego oczekiwaniom również się zaśmiała i przekornie zmieniła kolor włosów na najbardziej różowy, jaki potrafiła.
– Punkt dla ciebie, Black – usta zadrgały w powstrzymywanym uśmiechu i ruszyła za koleżanką – Lily! Chodźże! – krzyknęła jeszcze i rudowłosa czym prędzej dogoniła towarzyszki.
– Ali, czy ty używasz zaklęć? – zapytała szczerze zainteresowana i z fascynacją patrzyła jak włosy Grus wracają do bladofioletowego koloru.
– Do czego? – zdziwiła się dziewczyna.
– No do włosów!
– A! – załapała jedenastolatka i wyminęła grupkę rozpędzonych czwartoklasistów – Mam tak od urodzenia, jestem metamorfomagiem – wyjaśniła i raz jeszcze zmieniła kolor włosów na płomienny rudy identyczny z kolorem czupryny Evans.
– Łał – szepnęła Lily i zaśmiała się przytykając własne kosmyki do tych Alnair – To działa tylko na włosy? A kim właściwie jest metamorfomag?
– Działa na wszystko, ale włosy są najłatwiejsze. Poza tym, matka nie lubi jak zbytnio ingeruję w swój wygląd – wyjaśniła i westchnęła ciężko – Wiem tylko tyle, że jest to rzadki dar i mogę nauczyć się nad tym panować, silne emocje utrudniają mi to. – dodała i zeskoczyła z ostatnich schodków magicznych schodów, miałby niezły ubaw, gdy wczorajszego wieczoru schody nie chciały słuchać prefekta Gryffindoru. Chyba za piątym razem trafili na odpowiednie piętro!
– To niesamowite – westchnęła Dor, popierając zachwyt Evans.
– E tam, czasem to naprawdę uciążliwe – uśmiechnęła się Gruis.
– No wiesz! To świetne, że możesz samą wolą zmienić swój wygląd! – zaprotestowała Lily – Nie cierpię tych rudych kłaków! Mają kolor marchwi! – poskarżyła się.
– Nareszcie śniadanko! – rozmarzyła się Alnair wyczuwając aromat jedzenia i tym samym ucinając zachwyty jej umiejętnością.
– O tak, jedzenie jest genialne – potwierdziła Evans nakładając sobie cieplutkie rogaliki francuskie i dokładając powidła śliwkowe.
– Łeee – skrzywiła się Al – wybacz, ale nie cierpię przetworzonych śliwek.
– Kocham to... – mruknęła z rozkoszą zielonooka i zatopiła zęby w przysmaku.
– Dziewczęta, lekcje zaczynają się za dwadzieścia minut – poinformowała je profesor McGonagall, która nagle wyrosła nad nimi – Radzę się nie spóźnić! Pierwszą lekcję macie ze mną, a tutaj plan na cały tydzień. – Podała im kawałki pergaminów i życząc smacznego posiłku, opuściła Wielką Salę. Widocznie były ostatnimi pierwszoklasistkami.
– Ona uczy transmutacji, prawda? – mruknęła Dor z ustami pełnymi grzanką.
– Aha – przytaknęła Al i ubiegając pytanie Lily wyjaśniła – Będziemy uczyć się, jak zamieniać jeden przedmiot w drugi, na przykład świeczkę w kanarka.
– Naprawdę? – wytrzeszczyła oczy. Nie znała jeszcze granic magii... o ile jakiekolwiek istniały.
– Zapowiada się genialnie, prawda?
***
Tak genialnie wcale nie było. Nie czarowali, tylko całą lekcję słuchali, jak transmutacja jest trudna i że ten przedmiot jest najpiękniejszy. Czyli standardowe myślenie każdego, nawet mugolskiego, nauczyciela. Gdy zabrzmiał upragniony dźwięk dzwona ogłaszającego koniec męczarni, uczniowie wylali się falą na korytarz, byleby opuścić klasę i odetchnąć głębiej. Ranną, czwartkową transmutację mieli wyłącznie dla siebie, więc i wiele informacji zostało wplecionych w monolog wychowawczyni. Szczęściem nawet Minerwa nie mogła tak szybko ostudzić zapału młodych adeptów magii.
– Teraz... – zaczęła Dor wpatrując się w plan.
– Eliksiry – podpowiedziała Al, plan dokładnie przestudiowała na poprzedniej lekcji, gdy psorka ganiła Blacka i Pottera za wygłupy. Miała niesamowitego farta, że nie dostała kary za wczorajszą wojnę na jedzenie... nie była pewna, czy przeżyłaby karę od profesor McSztywnej, jak nazywali ją starsi uczniowie.
– Może tam wydarzy się coś ciekawego.
Wydarzyło się, i to co! Już samo położenie klasy wywoływało dreszczyk emocji. Sala nauczyciela eliksirów mieściła się bowiem w lochach, gdzie wilgoć ściekała po murach a mrok rozjaśniały magiczne pochodnie.
– Witajcie – przywitał ich głos profesora Horacego Slughorna. Niski mężczyzna układał delikatnie jakieś fioli i kiwnięciem głowy zaprosił uczniów do sali. Trójka koleżanek przezornie zajęła ławkę trzecią od końca, a drugą od przodu. To było najbezpieczniejsze miejsce, ani zbyt blisko, ale nadal można było skupić się na lekcji.
– Moi drodzy, dziś zaczniemy przygodę z wyjątkową dziedziną magii – znowu to samo – Eliksiry potrafią być równie często piękne jak i śmiercionośne. Jeden ruch za dużo albo gram składnika a możecie otrzymać paskudne obrażenia – ostrzegł uczniów. – Wiem, że niewielu z was osiągnie mistrzostwo w tej sztuce, ale postaram się, żeby lekcje te nie były tylko szansą do wysadzenia kociołka kolegi – spojrzał znacząco na chłopców siedzących na samym końcu klasie i już majstrujących przy paleniskach.
– Zaczniemy więc od podstaw alchemii...
***
Heeej moi drodzy!
Czuję się strasznie zdenerwowana tym rewriting'iem... Mam nadzieję, że się Wam podoba. Jeśli macie jakieś sugestie, uwagi to prooooszę! dawajcie znać w komentarzach. Jeśli każdy wystuka choć jedną radę to wszystkim Nam będzie lepiej ;)
Pozdrawiam cieplutko
Natalia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro