1.3
– Cześć! – zawołała Dor w odpowiedzi, na powitanie ze strony nieznajomych rówieśniczek.
– Czy mogłybyśmy się do was dosiąść? – zapytała Al, poprawiając niedbale włosy. Już dawno powinna je ściąć!
– Ano? – zapytała Dorcas zamyśloną koleżankę.
– Och! Jasne! Chodźcie! – powiedziała z zapałem i uśmiechnęła się.
– Dzięki! – sapnęła Alnair i wciągnęła cały dobytek, lokując go na półce, wyznała – Gdyby nie wy, ten pociąg nie dojechałby na miejsce!
– Kojarzycie rodzinę Black? – zapytała i ciężko usiadła obok Any, przodem do kierunku jazdy.
– No pewnie, że tak! – przytaknęła energicznie Meadowes.
– Cóż, kiedyś mieliśmy nieprzyjemność się poznać i tak jakby... po prostu wybuchł pożar i zrobiło się zamieszanie – zakończyła niezgrabnie i wzruszyła ramionami.
– Nie gadaj! To musiało być piekło! – panna Meadowes znała usposobienie rodzin takich jak ród Black, to nic przyjemnego.
– Och, zapomniałam! Jestem Alnair Gruis – przedstawiła się i uśmiechnęła.
– Dorcas Meadowes. Dla przyjaciół Dor.
– Ja jestem Lily Evans – przypomniała o sobie lekko zawstydzona Lil.
– Ana Ferras.
– Cudownie! – ucieszyła się Dor i zaklaskała w dłonie.
Okey?
Pomyślała Al zaskoczona pozytywną energią koleżanki.
– Wiecie już, gdzie chcecie trafić? – zapytała brązowowłosa Dor.
– Wolę nie zapeszać – przyznała Ana.
– Mi nie zależy na żadnym konkretnym – stwierdziła Maedowes – ważne, żebym trafiła na kogoś fajnego w dormitorium!
– Dormitorium? – zapytała cicho Lily i spojrzała pytająco na Alnair.
– To takie pokoje, w których będziemy mieszkać do końca szkoły.
– Jesteś mugolaczką?! – zapytała zaszokowana Dor.
– Tak – odparła dumnie Lil – Masz z tym problem? – dorzuciła zaczepnie.
– Gdzieżby tam! Zawsze chciałam mieć koleżankę mugolkę! Musisz mi wszystko opowiedzieć! – rozemocjonowała się.
– Czemu nie, ale wy najpierw opowiedzcie mi o tych domach – zażądała i rozsiadła się wygodniej.
– Zacznijmy od Gryffindoru – zaproponowała Al - Męstwo, odwaga, szczerość... - wyliczała.
– Szlachetność, prawość, sprawiedliwość – dorzuciła Dorcas.
– I lojalność – zakończyła Ana.
– Tylko skąd będą wiedzieli, że właśnie taka jestem? – zapytała Lily.
– W zamku jest bardzo stara tiara, zwana Tiarą przydziału – wytłumaczyła Ana – zakładają ci ją na głowę i ona przydziela cię do odpowiedniego domu.
– A jakie są pozostałe?
– Skoro był Gryffindor, to weźmy Slytherin – stwierdziła Alnair.
– Co to za dziwne nazwy? – zdumiała się rudowłosa.
– Od nazwisk założycieli szkoły – wyjaśniła Dor.
– Och, dużo tych informacji! – sapnęła i zaczęła żałować, że nie dowiedziała się czegoś więcej o tym świecie, w którym miała żyć.
– Wyrobisz się! – zapewniła ze śmiechem Dor – Slytherin jest dość... specyficzny i konserwatywny.
– Wybacz, ale nie masz szans się tam dostać – ostrzegła Ana.
– Dlaczego? – zmarszczyła brwi.
– Do Slytherinu trafiają tylko czystokrwiści – wyjaśniła uspakajająco – reszta domów nie zwraca na to uwagi, ale ślizgoni...
– Uczniowie tego domu?
– Właśnie. W każdym razie...
Rozmowy ciągnęły się i skupiały na tematach szkoły. Dziewczyny tłumaczyły wszystko Evansównie, a ta ze śmiechem komentowała niektóre aspekty. Spodziewała się, że trafi to Ravenclawu. Nie była odważna jak Gryfoni (tak podejrzewała), nie miała rodowodu do Slytherinu a Huffelpuff... Tam też mogła trafić.
Dor natomiast przekonana była, że chce trafić do Gryffindoru, Ana nie zdradziła niczego a Alnair z boleścią przyznała, że pewnie trafi do Slytherinu – na to liczyła jej rodzina. Byli podobno spokrewnieni z Malfoyami, kolejną starą magicznie rodziną.
– Matko... jestem niesamowicie zmęczona – jęknęła Dor i przeciągnęła się teatralnie, gdy podróż dobiegała już końca.
– Chyba już niedługo – westchnęła Ana i bezwiednie ziewnęła – przepraszam.
– Na Merlina, jak ja poszłabym spać! – poskarżyła się Alnair.
– Nawet mi nie mów... - dołożyła swoją niedolę Lily. – Mam nadzieję, że nie będziemy musiały targać tego wszystkiego do samego zamku! – zawołała z myślą o bagażach.
– Chyba nie... – sapnęła z niepokojem Ana.
***
– Pirszoroczni! – rozległo się wołanie po ciemnym, okrytym nocną mgłą peronie. Uczniowie wylewali się czarną rzeką z przedziałów, tylko krawaty starszych uczniów lśniły swymi barwami.
– Pirszoroczni do mnie! – zawołał męski głos a przerażone koty zbiły się w ciasną grupkę wokoło olbrzymiego, zarośniętego mężczyzny.
– Łoo matko... - parsknęła zaskoczona Lily i łapiąc Al za rękę, podeszła do mężczyzny.
– Merlinie... – przełknęła głośno ślinę Dor – Czy on... czy on jest nauczycielem? – zapytała niepewnie.
– Chyba nie... - mruknęła Ana i szarpnęła niedużą, skórzaną torbą, w której mieścił się jej cały dobytek.
– Przepraszam! – zawołała niespodziewanie Alnair a koleżanki aż się cofnęły, gdy olbrzym z rozmachem obrócił się w ich stronę?
– Co się cholibka dzieje? – zagrzmiał i schylił się lekko, aby nie przerazić zbyt nowych uczniów.
– Czy bagaże powinniśmy zabrać ze sobą? – zapytała. Uczniowie klas starszych zostawili wszelkie pakunki w wagonach, ale pierwszoroczni pilnowali swoich bardzo pieczołowicie.
– Cholibka, pewno, że nie! Zostawcie je tu, potem znajdziecie je w swoich dormitoriach – wyjaśnił i przeszedł na początek gromady, wykrzykując różne polecenia.
– No cóż, okey? – Dor niepewnie puściła rączkę kufra i uniosła zdziwiona brwi.
– Jestem tak zmęczona, że wszystko mi jedno. Mogą mnie posłać nawet do Zakazanego Lasu, byleby dali mi najpierw się wyspać – stwierdziła Al i przeciągnęła się. Jej twarz wykrzywił grymas na uczucie strzelających kości.
– Zakazany Las? – jęknęła Lily – zanim ja się wszystkiego nauczę, to będę już siwą babką – poskarżyła się i przetarła oczy.
– To taki wielki las gdzie pałętają się różne stworzenia. Potwornie niebezpieczny a my jako uczniowie nie mamy tam wstępu – mamrotała Alnair i powstrzymywała się od zaśnięcia na stojąco.
– Pirszoroczni! Za mną! – I wszyscy ruszyli masą. Jedni niesamowicie podekscytowani i pewni siebie, drudzy przerażeni i wystraszeni do granic możliwości. Inni jeszcze znużeni i opryskliwi przez późną porę. Słońce dawno zaszło, a niebo błyszczało milionem gwiazd. Księżyc w piątek miał osiągnąć pełnię, więc tarcza w środę była dosyć jasna i dawała bladą poświatę.
– I jak tam? – usłyszały rozbawiony głos Jamesa – Jakieś nie w sosie jesteście.
– A daj mi spokój – rzuciła Evansówna i zrobiła zbolałą minę – Ja chcę jeść! – poskarżyła się, łapiąc się za żołądek, który od jakiegoś czasu był pusty. Słodycze zniknęły wyjątkowo szybko, a energia wyparowała jeszcze prędzej.
– No wiesz! Zaraz najważniejszy moment naszej edukacji, a ty o kolacji! – obruszył się żartobliwie. Włosy nadal miał nieprawdopodobnie rozczochrane a prostokątne okulary w oprawkach lekko zsuwały się z nosa.
– Tak.
– A wasze śliczne koleżanki to kto? – zapytał Black i wyszczerzył się głupio. Dziewczęta tylko zerknęły po sobie i wybuchły niekontrolowanym chichotem. Alnair próbowała coś powiedzieć, ale przez śmiech nie mogła wydusić nawet słowa. Potrząsnęła tylko głową i parskając wesołością, zniknęła w tłumie wraz z koleżankami.
– No to było naprawdę... – zaczęła Dor, ale znowu zaczęła dusić się na wspomnienie Syriusza.
– Dzięki niemu, nie mam już ochoty spać! – zawołała rozradowana Lily i złapała An, która potknęła się o wystający korzeń.
– O matko! Dziękuję! – sapnęła szatynka i uśmiechnęła się z wdzięcznością do rudowłosej.
– Ciekawe, jak dostaniemy się do zamku!
– Pytałam o to rodziców, ale nie chcieli powiedzieć choć słowa – poskarżyła się Al i wzruszyła ramionami – Chyba zaraz się przekonamy. Patrzcie.
Ich oczom pojawiło się olbrzymie jezioro – w bezkresnej tafli czerni przeglądały się gwiazdy... jednak wszystko to blakło z ogromem piękna bryły zamku oświetlonego milionem świateł. Z każdego chyba możliwego okna wypływało kojące, ciepło świec.
– TO jest...
– Łał.
– Chcę tutaj zamieszkać...
Rozlegały się westchnięcia, zdarzyły się także prychnięcia pogardy uczniów, którzy chcieli zaszpanować swoją powściągliwością. Jednak każde serce drgało z ekscytacji i niepokoju. Za kilka chwil każdy z nich usiądzie na taborecie i pozwoli starej, zakurzonej tiarze określić swój uczniowski los. Jeśli ktoś twierdził, że przydział do domu nie był istotny, kłamał. Posiłki, lekcje, przyjaźnie... to wszystko jest ściśle związane z domem.
– Napatrzycie się jeszcze! – zagrzmiał olbrzym, wyrywając pierwszoroczniaków z ich myśli – wsiadajcie do łódek!
– Co.
– No chyba nie! – parsknęła Dor, popierając reakcję Al. Gondole kołysały się na brzegu i cokolwiek nie wyglądały bezpiecznie.
– Dobra! – stwierdziła Gruis i widząc, że nikt nie ma zamiaru wsiąść do łódki, usadowiła się w najbliższej i wyszczerzyła się do pozostałych – No? Strach was obleciał?
Jak na zawołanie wszyscy rzucili się, aby zamarkować swoje niezdecydowanie. Do Al dołączyła Evansówna. Dor i An zajęły inną łódź, ponieważ James i Syriusz ich podsiedli.
– Potter! Black! – warknęła Alnair i zmierzyła ich lodowatym wzrokiem. – Czym zasłużyłyśmy sobie na ten wątpliwy zaszczyt?
– Twoimi nienagannymi manierami! – zripostował Black. Oczy Alnair zwęziły się, ale nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się lodowato, co wywołało dreszcze u chłopaka.
– Taaak... – zaczął James, żeby przerwać ciszę. Łódki już pruły przez jezioro, aby w ciągu kilku chwil dotrzeć do rozległego zamku.
– Black, co ty na to, żeby zakopać nasz niewidzialny topór? – zaproponowała słodkim głosem Al. Lily poznawszy już troszeczkę koleżankę, przełknęła ślinę, siedziała jednak cicho. A nich Gruis robi, co chce!
– Jaki topór? – odparł chłopak i zainteresowany propozycją wyciągnął dłoń w geście pojednania.
Alnair uśmiechnęła się promienie i uścisnąwszy dłoń, szarpnęła nią mocno. Lily już od początku mocno trzymała się drewnianej ławeczki, na których mieli siedzieć, a James w ostatniej chwili złapał się swojej. Syriusz jednak niczego nie podejrzewał i gdy łódka zachwiała się, z pluskiem wpadł do wody. Dookoła rozległy się krzyki i paniczne nawoływania. Po chwili jednak chłopak wynurzył się z lodowatej wody górskiego jeziora.
– ALNAIR!
***
– Al, jesteś straszna! – zaśmiała się Dor i objęła koleżankę ramieniem.
– Uważam, że zachowałaś się całkowicie nieodpowiedzialnie! – zaprotestowała Lily, ale wspominając krzyki i groźby Blacka uśmiechnęła się lekko.
– Nie mogłam się powstrzymać, to było silniejsze ode mnie! – wyznała Gruis i poprawiła swoje fioletowe włosy.
– Chociaż już wiem, żeby cię nie denerwować! – zażartowała An – nie chcę skończyć jako pokarm dla rybek!
– Dla was moje kochane – zaczęła Al – znalazłabym ładniejszą sadzawkę!
– Cóż za akt łaski! – Dziewczęta roześmiały się i stanęły u szczytu schodów, gdzie czekała poważna kobieta, mogła mieć może z trzydzieści lat? Nie wiele więcej.
– CISZA – warknęła mocnym głosem, jej czarne włosy ujarzmione były w ciasnym koku – Nazywam się Minerwa McGonagall i będę waszą nauczycielką transmutacji. Za kilka chwil – zaczęła mówić uroczystym tonem – wkroczycie do Wielkiej Sali. Tam pójdziecie za mną i, gdy wyczytam wasze nazwisko, podejdziecie do mnie! Gdy Tiara Przydziału ogłosi swoją decyzję, udacie się do odpowiedniego stołu.
Nie słysząc żadnych pytań, sztywnym krokiem ruszyła do wysokich drzwi. Gdy drewniane wrota otworzyły się, gwar rozmów dotyczących wakacji i nowych pomysłów na rok szkolny, wypłynęły z ciepłej Sali.
– Dajemy – zadecydowała Dor i ruszyła, ciągnąc Al za rękę, ta złapała Lily, a Lily Anę, nie mogły pozwolić, aby mrowie uczniów je rozdzieliło!
– Matko jedyna – szepnęła całkiem blada An i wciągnęła głębiej powietrze.
– Będzie dobrze – pocieszyła koleżankę Al i uśmiechnęła się pokrzepiająco.
– Musi, prawda? – dorzuciła Dor i westchnęła zachwycona. W końcu znalazły się w Wielkiej Sali. Miliony świec unosiło się nad stołami, a sklepienie... czy ono było? Bowiem tam, gdzie powinien być sufit, rozciągało się przejrzyste niebo, tylko z rzadka leniwa puszysta chmurka przepłynęła nad głowami ucztującym.
– Przecież to jest...– No, bez dwóch zdań.
– Pierwszoroczni! – usłyszeli podniesiony głos i lekko przerażeni maszerowali między stołami to podwyższenia, gdzie stał stół nauczycieli. W rogu Sali tuż pod wielkimi tubami z kolorowymi kamieniami i godłami domów, stał chórek szkolny, skutecznie zagłuszony przez gwar rozmów.
– Jak zemdleję, to błagam, wyczyśćcie wszystkim pamięć! – szepnęła gorączkowo Dor, gdy stołek i mistyczna Tiara pojawiły się gotowe do przydziału. Stary kapelusz Wyśpiewał swoją piosenkę o domach i ich walorach, ale uczniowie tak podekscytowani Salą, nie zwrócili na nią większej uwagi. Gdy skończyła, chrypiąc paskudnie, zaczęła się Ceremonia Przydziału.
– Alnair Gruis! – Dziewczyna zbladła a jej włosy gwałtownie zmieniły kolor na szary, wprawiając wszystkich w osłupienie.
Al weszła po schodach i zaciskając pięści, usiadła na taborecie i przełknęła gulę stojącą z nerwów w przełyku. Gdy usłyszała szelest skórzanej Tiary, wszelkie inne dźwięki umilkły jak ucięte nożem.
– Co my tutaj mamy... – zaskrzeczał kapelusz, a po plecach Al przeszedł dreszcz – Kuzyneczka rodziny Malfoyów! No ładnie!
– Nie przypominaj mi nawet... – jęknęła bezwiednie dziewczyna i zakryła dłońmi usta. A jeśli Tiara się zemści? Może lubi Malfoyów?
– Slytherin jest jednoznaczny... Chyba że... – zamyśliła się Tiara i nabrała tchu w skórzane trzewia – GRYFFINDOR!
– CO?!
No teraz rodzice na milion procent mnie wydziedziczą!
Z trzęsącymi się kolanami wstała i oszołomiona z dudniącą krwią w uszach, skierowała się do stołu rozszalałych Gryfonów. Takie zmiany domów w znanych rodach czarodziejów zawsze dawały szansę do utarcia nosa wrogiemu domowi (nie oszukujmy się, chodzi i Ślizgonów i Gryfonów). Usiadła przy długim stole i dopiero wtedy odetchnęła głębiej. Skoro rodzice wyjechali, a ona miała nie wracać na święta, to najbliższa konfrontacja z nimi rysowała się na wakacje. Do tego czasu, powinni ochłonąć...
– Ana Ferras – Ana bladziutka i trzęsąca się podeszła do profesor McGonagall. Tiara Przydziału opadła jej na pół twarzy, ale nie minęła chwila, a usłyszeli werdykt:
– Huffelpuff! – a tak liczyła, że trafią do jednego domu!
– Dorcas Meadowes! – tutaj Tiarę podumała chwilę.
– Duża energia... i odwaga, ale i wielka chęć pomocy innym. Niech będzie GRYFFINDOR!
Dor z bananem na twarzy popędziła w stronę rozpromienionej Alnair.
– Ali! – pisnęła uradowana i z ulgą przytuliła koleżankę – twoje włosy!
– Co z nimi? – zapytała Gruis marszcząc brwi na okropny huk aplauzu, gdy jakiś uczeń trafił do Slytherinu, niejaki Fletcher McConnon.
– Są złoto-czerwone! – odpowiedziała zafascynowana Meadowes i patrzyła na włosy Al.
– Szkoda, że An nie jest w Gryffindorze... – mruknęła po chwili rozczarowana.
– Mam nadzieję, że Lil do nas dołączy... – westchnęła Al i skrzywiła się, gdy James Potter przysiadł się do nich w akompaniamencie radosnych oklasków.
***
Ponad 2tys. słow. Wolicie rozdziały krótkie czy długie? Piątki pasują Wam na dni publikacji? Czy rozdział się podoba? Zostaw gwiazdkę i komentarz! ♡
Natalia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro