Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- Mamo, sok! - zawołał Katsuki, podbiegając do kobiety. Jiseo podała mu mały kartonik, który chłopiec opróżnił kilkoma łykami.

- Wyrzuć od razu - powiedziała, a czarnowłosy pokiwał tylko głową, wrzucił kartonik do najbliższego śmietnika i udając samolot, podbiegł do czekającego przy huśtawkach ojca. Jiseo przeniosła wzrok na Takao, który uczył Kae dryblingu i mimo że dziewczynka ledwo trzymała w dłoniach ogromną pomarańczową piłkę, uśmiechała się delikatnie i z uwagą słuchała słów wujka.

Yun siedział razem z Makoto na karuzeli i rozmawiał z rudowłosą dziewczynką, trzymającą w dłoni pluszowego wieloryba. Najwyraźniej znaleźli wspólny język. Albo oni, albo ich wypchani przyjaciele.

Jiseo cieszyła się chwilą spokoju. Miała na oku najmłodszego syna, a reszta była pod pewną opieką dwójki koszykarzy. Popołudnie idealne.

- Czy możemy w końcu pójść na boisko? - idealną ciszę przerwała środkowa z rodzeństwa. Stojący za nią Takao, oparł piłkę o biodro i poprawił z uśmiechem czarne włosy.

- Muszę spadać, Ji-chan - powiedział. - Moja żona mnie zabije - zaśmiał się, oddając Kae piłkę. - Dokończymy trening innym razem, dobrze, królewno?

- Dobrze - przytaknęła cicho dziewczynka.

- Mamo, chcę do domu - mruknął Yun, przecierając oczy i ziewając cicho. Obejmował bobra jedną ręką, drugą zasłaniając usta. Jiseo wzięła chłopca na ręce, a ten wtulił się w jej ramię, dbając o to, by Makoto było wygodnie.

- Zaraz pójdziemy - obiecała. Takao pogłaskał dzieciaki po głowie i machając odszedł w stronę domu. Kae odmachała mu i przycisnęła piłkę do piersi.

- Shintarō! - zawołała Jiseo, a zielonowłosy przerzucił sobie przez ramię, śmiejącego się, najstarszego chłopca i podszedł do żony. Katsuki chichotał cicho, opierając głowę o ramię ojca.

- Idziemy? - zapytał cicho mężczyzna, mierzwiąc włosy córce.

- Ja i Yun na pewno - powiedziała, zerkając na śpiącego już chłopca. - Ale Kae chciała iść na boisko.

Dziewczynka pokiwała głową.

- Katsuki? - zapytał Midorima, a chłopiec jęknął cicho.

- Padam - powiedział, machając luźno puszczonymi rękami. - I nie chcę iść na boisko - prychnął. Kae przewróciła oczami.

- Złaź, chłopie - powiedział Shintarō, delikatnie dźgając chłopca w bok. Malec wybuchnął śmiechem i zsunął się z ramion ojca, miękko lądując na ziemi.

- To była najlepsza zabawa na świecie, tato! - powiedział, unosząc dłonie w geście zachwytu. - Jesteś super!

Koszykarz uśmiechnął się lekko i pogłaskał chłopca po głowie. Ten tylko zaśmiał się ponownie i złapał mamę za rękę, ciągnąc w stronę domu.

- Widzimy się potem - uśmiechnęła się Jiseo do męża i ruszyła z synami do mieszkania. Kae westchnęła cicho i skierowała się w stronę boiska do koszykówki.

- Dokąd to? - zapytał Shintarō, podchodząc do córki i łapiąc ją za rękę. Dziewczynka nie odpowiedziała. Mężczyzna pozwolił jej prowadzić, sprawdzając jak dobrze jego córka pamięta drogę. Tak jak się spodziewał, trafiła bez problemu.

***

- No rzucaj - powiedział ciepło, przytrzymując kolana córki. Dziewczynka siedziała na jego ramionach, próbując wycelować idealnie do kosza, a gdy jej się to udało, uśmiechnęła się lekko.

- Ładnie - pochwalił ją mężczyzna i ostrożnie schylił się po piłkę, uważając, żeby dziewczynka nie zsunęła się z jego pleców.

Shintarō usłyszał za sobą kozłowanie i zmarszczył brwi.

- Kopę lat, Midorima - usłyszał i parsknął cicho.

- Aomine - mężczyzna poprawił okulary i spojrzał na dawnego przyjaciela. Granatowowłosy uniósł lekko kącik ust, ciągle kozłując piłkę w lewej dłoni.

- Witaj, śliczna. Jak masz na imię? - spytał dziewczynki, podchodząc bliżej.

- Midorima Kae - odparła nieufnie, patrząc na mężczyznę spod przymrużonych powiek.

- Wdała się w ojca - uśmiechnął się. - Nie wiedziałem, że dorobiłeś się córki.

- I dwóch synów - odparł Midorima, podając Kae piłkę i stając przodem do kosza. Dziewczynka zerknęła podejrzliwie na Aomine i wycelowała.

- Już trójka? Jaka częstotliwość? Robisz jedno co dwa lata? - zaśmiał się, przerzucając piłkę do drugiej ręki.

- Trzy na raz - sprecyzował Midorima i poklepał córkę po kolanie, pocieszając po nieudanym strzale. Aomine parsknął śmiechem.

- Zawsze celowałeś w trójki, mam rację? - zaśmiał się, rzucając do kosza. Kae zrobiła naburmuszoną minę i założyła ramiona na piersi, widząc strzał granatowowłosego koszykarza. Shintarō przewrócił oczami.

- Jakoś tak wyszło - westchnął. - Zbieramy się? - zapytał córki, a gdy ta pokiwała głową, pomógł jej zejść i wziął ją na ręce. Dziewczynka wtuliła się w jego szyję, rzucając Aomine wściekłe spojrzenie.

- Ktoś tu za mną nie przepada - mężczyzna uniósł kącik ust, patrząc na brunetkę.

- Jaki ojciec taka córka - Midorima wzruszył ramionami i wyminął koszykarza. - Trzymaj się, Aomine.

- I nawzajem - odparł tamten. - Powodzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro