<5>
Midorima obudził się w środku nocy, czując niewyobrażalne pragnienie. Początkowo chciał zignorować suszę w gardle, jednak po kilku minutach zrezygnował z prób zaśnięcia i uznał, że jest to zwyczajnie niemożliwe. Niechętnie wstał z łóżka i ruszył do kuchni z zamiarem napicia się wody.
— Cholera — usłyszał i zerknął w stronę, z której dochodził głos. Brunetka stojąca w holu rozmasowywała obolałe ramię i patrzyła na niego ze zdziwieniem. — Nie śpisz — zauważyła, po czym ruszyła do swojego pokoju, zapominając o poprawieniu zrzuconych niedbale butów.
— Przestań się włóczyć po nocach, to irytujące — powiedział zielonowłosy. Dziewczyna zatrzymała się z ręką na klamce i prychnęła ostentacyjnie.
— Gdybym tylko mogła — mruknęła i weszła do sypialni. Midorima wyjął z szafki nad blatem kuchennym jedną szklankę i nalał w nią wody z kranu. Oparł się plecami o aneks i przystawił naczynie do ust. Usłyszał huk i głośne przekleństwo, dobiegające z pokoju dziewczyny. Przewrócił oczami i wrócił do siebie.
***
Midorima podrapał się w tył głowy i wszedł do kuchni. Makishima stała tyłem do niego. Była już ubrana w szkolny mundurek, miała związane w warkocza włosy i długie czarne zakolanówki.
— Herbaty? — zapytała, odwracając się do niego. Chłopak zmarszczył brwi, widząc cienie pod oczami dziewczyny. Brunetka wyjęła z szafki dwa kubki, nie czekając na jego odpowiedź.
— Wcześnie wstałaś — zauważył, wchodząc do łazienki.
— Jakoś tak wyszło — zawołała dziewczyna z kuchni, zalewając herbatę. Midorima sięgnął po szczoteczkę do zębów.
Kiedy skończył poranną toaletę, przebrał się w mundurek i dołączył do dziewczyny w kuchni. Siedziała przy stole, popijając herbatę i przeżuwając tosta. Chłopak sięgnął po jedną kromkę z talerza na środku blatu i wsadził między zęby.
— Powinieneś się ogolić — mruknęła, zerkając na niego znad kubka. Chłopak automatycznie przejechał dłonią po policzku i spojrzał na nią z irytacją.
— Powinnaś wracać wcześniej — odwarknął, ale wszedł do łazienki i z westchnieniem sięgnął po maszynkę.
— Nie wkurwiaj mnie — westchnęła i stanęła obok niego przed lustrem. Przyłożyła dwa palce do dolnej powieki i naciągnęła skórę, wyciągając język ma brodę. Chwyciła korektor z szafki i wypuściła ze światem powietrze, wpatrując się w swoje odbicie.
— Powinnam to zakryć? — zapytała, mając na myśli sine wręcz wory pod oczami. Midorima zerknął na nią kątem oka i wzruszył ramionami.
— Jak chcesz — mruknął. Dziewczyna wydała z siebie długi jęk i wycisnęła trochę korektora na palec. Wklepała kosmetyk pod oczami i utrwaliła pudrem. Następnie spojrzała na siebie krytycznie i wrzuciła kosmetyki do szuflady.
— Nic to nie dało — mruknęła i wyszła z łazienki. Chwyciła torbę, leżącą na kanapie i ruszyła do drzwi. Wsunęła stopy w stare adidasy i spojrzała wyczekująco na stojącego w salonie chłopaka. — Idziesz?
Midorima musiał, po prostu musiał umyć naczynia po ich małym śniadaniu, odstawić równo perfumy w łazience, pozamykać okna i poprawić leżący na stoliku kawowym magazyn z horoskopem. Następnie rozejrzał się po mieszkaniu i dopiero wtedy mógł z czystym sumieniem założyć buty i wyjść na klatkę schodową. Brunetka spojrzała na niego z westchnieniem. Zielonowłosy zignorował jej irytację i ruszył w stronę wyjścia z bloku.
— Ale z ciebie pedant — prychnęła.
— Perfekcjonista — poprawił ją chłopak. — Może się w końcu wytłumaczysz?
— He? — mruknęła dziewczyna, nie wiedząc o co chodzi.
— Co robisz po nocach? — zapytał. Zazwyczaj nie obchodziło go życie innych, jednak późne powroty jego współlokatorki były dość denerwujące. Brunetka wzruszyła ramionami.
— Pracuję — wyjaśniła obojętnie, poprawiając torbę na ramieniu.
— W środku nocy? — prychnął z powątpiewaniem.
— Tak — przyznała. — Masz z tym jakiś problem?
— Nie. Nie obchodzi mnie to — mruknął, przyspieszając kroku i zostawiając brunetkę w tyle. Dziewczyna westchnęła i podbiegła do niego.
— Pracy się nie wybiera — westchnęła, chcąc jakoś podtrzymać konwersację.
— To rodziny się nie wybiera, kretynko — mruknął.
— Jeden chuj — westchnęła.
— Możesz nie przeklinać? — syknął zirytowany.
— Jeny, dobra — mruknęła, zakładając ramiona na piersi. — Przestań być taki agresywny.
Midorima spojrzał wymownie w niebo. Jak ta dziewczyna go irytowała...
— Swoją drogą, o której dzisiaj wracasz? — zapytała.
— Późno. Mam trening — odparł. Dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń, nie zatrzymując się. Chłopak obrzucił jej rękę lekko zdziwionym spojrzeniem. — Czego ty chcesz?
— Klucz — powiedziała. — Daj mi klucz.
— A znasz takie słowa jak "proszę"?
— Zwrócę się tak do ciebie, jeśli kiedykolwiek ty użyjesz tego słowa wobec mnie — odparła stanowczo, marszcząc brwi. Chłopak przewrócił oczami i położył jej na dłoni pęk kluczy.
— Dziękuję — powiedziała przez lekko zaciśnięte zęby. Następnie odwróciła lekko głowę i nie odezwała się więcej ani słowem.
***
— To chyba dobrze, że jej nie ma, nie? — zapytał Takao, rzucając mu piłkę. — Ciągle narzekasz, że cię irytuje, a tak praktycznie się nie widujecie, mam rację?
Midorima westchnął. Nawet jeśli Takao ma rację i tak nigdy mu jej nie przyzna. Zielonowłosy rzucił piłkę z połowy boiska i odwrócił się do przyjaciela, nie sprawdzając celności rzutu.
— Ale ty jesteś idiotą — westchnął, gdy piłka z hukiem spadła na podłogę pod koszem. Takao rozłożył ręce.
— No ale o co ci chodzi?
— Jaki normalny siedemnastolatek pracuje o takiej godzinie? To podejrzane i nie ma szans, żebym uwierzył w te jej "pracę".
— Jeśli się o nią martwisz po prostu się przyznaj i zapytaj ją co i jak — Takao wzruszył ramionami. Midorima poprawił okulary i spojrzał na niego jak na skończonego debila.
— Czy ty wiesz, o czym ty do mnie mówisz? — zapytał. Takao westchnął.
— Dobra, nie było tematu — poddał się, załamując ręce nad oschłym sposobem bycia przyjaciela. — Czyli mogę ją podrywać, prawda? Skoro nie jesteś nią zainteresowany to...
— Nie jestem — przytaknął wściekle zielonowłosy.
— No okay, okay! — Takao uniósł ręce w obronnym geście. — To twoja współlokatorka, więc chciałem się upewnić, że nie masz nic przeciwko.
— Nie mam — mruknął, przymierzając się do kolejnego rzutu.
— Ale gdybyś wiesz... Nagle coś do niej poczuł...
— Wyklucz od razu taką ewentualność.
— To daj mi znać — kontynuował niezrażony brunet. — Dziewczyna nie może stanąć między nami, prawda Shin-chan?
Zielonowłosy spojrzał na przyjaciela. Takao drgnął kącik ust, gdy usłyszał, jak rzucona przed chwilą przez Midorimę piłka wpada do kosza.
— Nie stanie — mruknął wyższy chłopak i ruszył w stronę szatni. Takao westchnął cicho i pobiegł za przyjacielem, zbierając po drodze porozrzucane wszędzie piłki i podając je kolegom z drużyny.
R.I.P. moja wena...
Wolicie spokojne życie tych dwojga, czy jakieś dramy, bo nie umiem podejmować decyzji? :")
Wasza Cholernie Nieszczęśliwa i Niezdolna Do Dalszego Pisania
~Bethany [*]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro