<3>
— Miałam zamiar to posprzątać — powiedziała brunetka, omiatając wzrokiem czysty już dywan w salonie. Midorima siedzący na kanapie prychnął tylko w odpowiedzi i wrócił do czytania. Dziewczyna przeskoczyła przez oparcie kanapy, lądując tuż obok zielonowłosego. Chłopak spojrzał na nią z irytacją, ale nic nie powiedział, widząc jej przepraszający uśmiech.
— Nie było cię w szkole — mruknął. — Nie powinnaś opuszczać lekcji.
— Budzik mi nie zadzwonił — wzruszyła ramionami, zmieniając Beethovena na Oh Wonder. Midorima zerknął na odtwarzacz i zmarszczył brwi.
— Mówiłem, że...
— Posłuchaj tylko, na pewno ci się spodoba, a ja i tak zaraz sobie pójdę — westchnęła, krzyżują ręce na piersi i zapadają się głębiej w siedzenie.
— Tak jak już mówiłem — kontynuował, poprawiwszy okulary. — Nie możesz opuszczać zajęć.
— To tylko szkoła — wzruszyła ramionami, wpatrując się w czarny ekran telewizora. — Mogłeś mnie obudzić.
— Nie chciałem wchodzić bez pukania — odparł.
— Chciałeś zrobić mi na złość.
— Być może — mruknął, udając, że zagłębia się w lekturze. Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem i prychnęła.
— Mimo wszystko byłabym wdzięczna, gdybyś mnie szturchnął następnym razem — powiedziała. — Chociażby patykiem!
— Zapamiętam — mruknął. Brunetka przewróciła oczami.
— Wróciłeś dość późno — zauważyła. — Zajęcia dodatkowe? Nie sądzę, żebyś spotykał się z kumplami — uśmiechnęła się złośliwie. Midorima postanowił wykazać się intelektem i nie skomentować dziecinnego zachowania towarzyszki.
— Klub koszykówki — mruknął.
— No tak, jak się ma dwa metry wzrostu to co innego można robić — prychnęła.
— Metr dziewięćdziesiąt pięć — sprecyzował chłopak, nie podnosząc wzroku znad lektury. Dziewczyna przewróciła oczami.
— I te twoje bandaże to też przez koszykówkę? — zapytała, wskazując jego palce.
— To jest taśma — poprawił ją z irytacją. — Muszę dbać o dłonie, jeśli nadal chcę utrzymać swoje sto procent skuteczności — powiedział. Dziewczyna pokiwała głową.
— A już myślałam, że to ja mam dziwne nawyki — mruknęła z uśmiechem i wstała, przeciągając się. — Pozwolisz, że dzisiaj skorzystam z łazienki przed czasem? — zapytała. — Jestem zmęczona.
— Czym? — rzucił chłopak, coraz bardziej zirytowany.
— Byciem zajebistą — odparła bez wahania i ruszyła w stronę pomieszczenia. — Pożyczę sobie twój żel pod prysznic! — zawołała jeszcze i zniknęła za drzwiami.
— Ej! — zawołał chłopak, podbiegając do drzwi. Zastukał w nie z irytacją. — Jeśli tkniesz cokolwiek mojego, śpisz na klatce schodowej! — warknął przez drzwi.
— Zluzuj, panie Sztywny — zaśmiała się. — Tylko żartowałam. Jeny, masz fioła na punkcie prywatności.
Midorima poprawił okulary z westchnieniem. Nie mógł uwierzyć, że tak irytujące stworzenie zamieszkało pod jego dachem.
***
Dziewczyna wyłączyła budzik z głośnym westchnieniem i zwlekła się z łóżka. Przeciągnęła się jak kot, po czym wyszła z pokoju, kierując się w stronę łazienki. Kątem oka zobaczyła sylwetkę Midorimy i ruszyła biegiem. Zatrzasnęła za sobą drzwi i przekręciła zamek. Po chwili usłyszała natarczywe pukanie.
— Wpuść mnie — usłyszała stłumiony przez drewno głos.
— Kto pierwszy ten lepszy — uśmiechnęła się, odkręcając kran i myjąc dłonie po załatwionej potrzebie. Następnie ochlapała twarz wodą i sięgnęła po butelkę żelu.
— Nie bądź dziecinna — warknął chłopak, opierając się plecami o drzwi. Dziewczyna spłukała resztki piany i wytarła twarz ręcznikiem. Następnie uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i otworzyła drzwi. Chłopak zachwiał się, nie spodziewając się zagrania dziewczyny, po czym zmierzył ją wściekłym wzrokiem.
— No co — wzruszyła ramionami. — Doceń chociaż to, że cię wpuściłam. Mogłabym być suką i siedzieć tu nadal.
Midorima wzruszył ramionami i podszedł do umywalki. Zdjął okulary i przemył twarz bieżącą wodą, podczas gdy dziewczyna majstrowała przy głośniku. Po chwili w całym domu rozbrzmiały pierwsze dźwięki spokojnej, akustycznej piosenki. Brunetka uśmiechnęła się z zadowoleniem i wyciągnęła z szafki po zlewem szczotkę. Rozczesała swoje dwukolorowe, średniej długości, lekko falowane włosy i związała je niedbale w kucyka, wypuszczając na twarz dwa luźne kosmyki. Następnie pokryła twarz warstwą jasnego pudru i musnęła wargi bladoróżowym błyszczykiem. Chwyciła zalotkę do rzęs i zerknęła na chłopaka. Pół twarzy miał pokrytą pianką do golenia i ostrożnie sunął maszynką po skórze. Uśmiechnęła się. Wyglądał jak święty Mikołaj, którego widziała w swoich amerykańskich serialach.
— Wydłubiesz sobie oko — zawyrokował Midorima, gdy przyłożyła do twarzy zalotkę. Uśmiechnęła się lekko, oceniając stan podkręconych już rzęs i spojrzała na jego odbicie w dużym lustrze.
— Zatniesz się — odparła. Chłopak lekko przekręcił głowę, chcąc zgromić ją spojrzeniem, po czym warknął z irytacją, widząc powiększającą się kropkę czerwieni na linii szczęki.
— Mówiłam — uśmiechnęła się, mijając go i wychodząc z łazienki. Weszła do pokoju i przebrała się w marynarski mundurek. Przejrzała się w lustrze i skrzywiła nieznacznie. Ohyda.
— Wejdź! — krzyknęła, słysząc pukanie. Podeszła do komody i wzięła do ręki stojący na niej flakonik mocnych perfum. Skropiła delikatnie dekolt i spojrzała na chłopaka, stojącego w progi. — Potrzebujesz czegoś?
— Pomadki — powiedział pewnie. Dziewczyna popatrzyła na zielonowłosego pytającym wzrokiem.
— Co?
— Mogłabyś mi jedną pożyczyć? — zapytał z irytacją. Dziewczyna rozchyliła usta w zdumieniu i parsknęła śmiechem.
— Tak cię zainspirowałam przed tym lustrem w łazience? — prychnęła.
— Nie żartuj — warknął chłopak. — To mój szczęśliwy przedmiot na dzisiaj.
Brunetka wybuchnęła głośnym śmiechem.
— Że co?!
— Horoskop — powiedział powoli, jakby mówił do osoby nie w pełni sprawnej umysłowo. — Szminka jest szczęśliwym przedmiotem dla raków.
— Dobrze, że się przyznałeś do bycia rakiem — powiedziała, zakładając ramiona na piersi. Może i nie był to najlepszy żart, ale zawsze był. Midorima przewrócił oczami. — Masz — powiedziała, rzucając mu pierwszą lepszą pomadkę ochronną z komody. Chłopak złapał przedmiot jedną ręką i podziękował skinieniem głowy.
— Wodnik — powiedziała jeszcze dziewczyna i pomachała mu, dając wyraźny znak, że najwyższy czas opuścić jej pokój. Zielonowłosy zamknął drzwi i ruszył w stronę swojego pokoju z zamiarem zabrania torby. Co było o wodnikach w horoskopie? Chłopak zerknął na magazyn na stoliku pośrodku sypialni. "Trzymać się z daleka". No pięknie.
***
— Która to? — zapytał konspiracyjne Takao, opierając przedramię na ramieniu Midorimy, co wyglądało komicznie, gdyż niższy chłopak musiał do tego stanąć na palcach. Zielonowłosy przewrócił oczami i jeszcze raz rozejrzał się po sali 1-3.
— Ej, ty! — usłyszał dziewczęcy głos. Brunetka podeszła do nich szybkim krokiem, ostentacyjnie żując gumę. Mrugnęła do Takao i wsunęła dłonie w kieszenie. — Jak chcesz mój numer, wystarczy zapytać.
— O ta — mruknął Midorima z westchnieniem.
— Makishima Jiseo — przestawiła się, wyciągając dłoń w stronę Takao. Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko i podał jej rękę.
— Takao Kazunari — powiedział. — Jiseo?
— Jestem w połowie Koreanką — uśmiechnęła się. — Od strony mamy.
Midorima zdziwił się lekko, jednak nie dał tego po sobie poznać.
— Jak nowe mieszkanie? — zapytał Takao, dziewczyna wzruszyła ramionami.
— Całkiem nieźle. Tylko sąsiedzi jacyś tacy drętwi — powiedziała, zerkając wymownie na Midorimę. Takao zaśmiał się serdecznie. Zielonowłosy odwrócił się bez słowa i ruszył w stronę swojej sali. Rozgrywający westchnął cicho.
— To na razie, Makishima-kun — powiedział. — Miło było cię poznać!
— I wzajemnie — zaśmiała się. Chłopak ruszył za przyjacielem.
— Oj, Shin-chan! — zawołał, doganiając go. — Ona jest świetna — powiedział. — Otwarta i mega pozytywna.
— Za głośna i upierdliwa — poprawił go zielonowłosy. Takao przewrócił oczami.
— Oj już nie bądź taki! Na pewno się polubicie.
Midorima prychnął tylko i wsunął dłonie do kieszeni, natrafiając na balsam do ust.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro