Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

<3>

— Miałam zamiar to posprzątać — powiedziała brunetka, omiatając wzrokiem czysty już dywan w salonie. Midorima siedzący na kanapie prychnął tylko w odpowiedzi i wrócił do czytania. Dziewczyna przeskoczyła przez oparcie kanapy, lądując tuż obok zielonowłosego. Chłopak spojrzał na nią z irytacją, ale nic nie powiedział, widząc jej przepraszający uśmiech.

— Nie było cię w szkole — mruknął. — Nie powinnaś opuszczać lekcji.

— Budzik mi nie zadzwonił — wzruszyła ramionami, zmieniając Beethovena na Oh Wonder. Midorima zerknął na odtwarzacz i zmarszczył brwi.

— Mówiłem, że...

— Posłuchaj tylko, na pewno ci się spodoba, a ja i tak zaraz sobie pójdę — westchnęła, krzyżują ręce na piersi i zapadają się głębiej w siedzenie.

— Tak jak już mówiłem — kontynuował, poprawiwszy okulary. — Nie możesz opuszczać zajęć.

— To tylko szkoła — wzruszyła ramionami, wpatrując się w czarny ekran telewizora. — Mogłeś mnie obudzić.

— Nie chciałem wchodzić bez pukania — odparł.

— Chciałeś zrobić mi na złość.

— Być może — mruknął, udając, że zagłębia się w lekturze. Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem i prychnęła.

— Mimo wszystko byłabym wdzięczna, gdybyś mnie szturchnął następnym razem — powiedziała. — Chociażby patykiem!

— Zapamiętam — mruknął. Brunetka przewróciła oczami.

— Wróciłeś dość późno — zauważyła. — Zajęcia dodatkowe? Nie sądzę, żebyś spotykał się z kumplami — uśmiechnęła się złośliwie. Midorima postanowił wykazać się intelektem i nie skomentować dziecinnego zachowania towarzyszki.

— Klub koszykówki — mruknął.

— No tak, jak się ma dwa metry wzrostu to co innego można robić — prychnęła.

— Metr dziewięćdziesiąt pięć — sprecyzował chłopak, nie podnosząc wzroku znad lektury. Dziewczyna przewróciła oczami.

— I te twoje bandaże to też przez koszykówkę? — zapytała, wskazując jego palce.

— To jest taśma — poprawił ją z irytacją. — Muszę dbać o dłonie, jeśli nadal chcę utrzymać swoje sto procent skuteczności — powiedział. Dziewczyna pokiwała głową.

— A już myślałam, że to ja mam dziwne nawyki — mruknęła z uśmiechem i wstała, przeciągając się. — Pozwolisz, że dzisiaj skorzystam z łazienki przed czasem? — zapytała. — Jestem zmęczona.

— Czym? — rzucił chłopak, coraz bardziej zirytowany.

— Byciem zajebistą — odparła bez wahania i ruszyła w stronę pomieszczenia. — Pożyczę sobie twój żel pod prysznic! — zawołała jeszcze i zniknęła za drzwiami.

— Ej! — zawołał chłopak, podbiegając do drzwi. Zastukał w nie z irytacją. — Jeśli tkniesz cokolwiek mojego, śpisz na klatce schodowej! — warknął przez drzwi.

— Zluzuj, panie Sztywny — zaśmiała się. — Tylko żartowałam. Jeny, masz fioła na punkcie prywatności.

Midorima poprawił okulary z westchnieniem. Nie mógł uwierzyć, że tak irytujące stworzenie zamieszkało pod jego dachem.

***

Dziewczyna wyłączyła budzik z głośnym westchnieniem i zwlekła się z łóżka. Przeciągnęła się jak kot, po czym wyszła z pokoju, kierując się w stronę łazienki. Kątem oka zobaczyła sylwetkę Midorimy i ruszyła biegiem. Zatrzasnęła za sobą drzwi i przekręciła zamek. Po chwili usłyszała natarczywe pukanie.

— Wpuść mnie — usłyszała stłumiony przez drewno głos.

— Kto pierwszy ten lepszy — uśmiechnęła się, odkręcając kran i myjąc dłonie po załatwionej potrzebie. Następnie ochlapała twarz wodą i sięgnęła po butelkę żelu.

— Nie bądź dziecinna — warknął chłopak, opierając się plecami o drzwi. Dziewczyna spłukała resztki piany i wytarła twarz ręcznikiem. Następnie uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i otworzyła drzwi. Chłopak zachwiał się, nie spodziewając się zagrania dziewczyny, po czym zmierzył ją wściekłym wzrokiem.

— No co — wzruszyła ramionami. — Doceń chociaż to, że cię wpuściłam. Mogłabym być suką i siedzieć tu nadal.

Midorima wzruszył ramionami i podszedł do umywalki. Zdjął okulary i przemył twarz bieżącą wodą, podczas gdy dziewczyna majstrowała przy głośniku. Po chwili w całym domu rozbrzmiały pierwsze dźwięki spokojnej, akustycznej piosenki. Brunetka uśmiechnęła się z zadowoleniem i wyciągnęła z szafki po zlewem szczotkę. Rozczesała swoje dwukolorowe, średniej długości, lekko falowane włosy i związała je niedbale w kucyka, wypuszczając na twarz dwa luźne kosmyki. Następnie pokryła twarz warstwą jasnego pudru i musnęła wargi bladoróżowym błyszczykiem. Chwyciła zalotkę do rzęs i zerknęła na chłopaka. Pół twarzy miał pokrytą pianką do golenia i ostrożnie sunął maszynką po skórze. Uśmiechnęła się. Wyglądał jak święty Mikołaj, którego widziała w swoich amerykańskich serialach.

— Wydłubiesz sobie oko — zawyrokował Midorima, gdy przyłożyła do twarzy zalotkę. Uśmiechnęła się lekko, oceniając stan podkręconych już rzęs i spojrzała na jego odbicie w dużym lustrze.

— Zatniesz się — odparła. Chłopak lekko przekręcił głowę, chcąc zgromić ją spojrzeniem, po czym warknął z irytacją, widząc powiększającą się kropkę czerwieni na linii szczęki.

— Mówiłam — uśmiechnęła się, mijając go i wychodząc z łazienki. Weszła do pokoju i przebrała się w marynarski mundurek. Przejrzała się w lustrze i skrzywiła nieznacznie. Ohyda.

— Wejdź! — krzyknęła, słysząc pukanie. Podeszła do komody i wzięła do ręki stojący na niej flakonik mocnych perfum. Skropiła delikatnie dekolt i spojrzała na chłopaka, stojącego w progi. — Potrzebujesz czegoś?

— Pomadki — powiedział pewnie. Dziewczyna popatrzyła na zielonowłosego pytającym wzrokiem.

— Co?

— Mogłabyś mi jedną pożyczyć? — zapytał z irytacją. Dziewczyna rozchyliła usta w zdumieniu i parsknęła śmiechem.

— Tak cię zainspirowałam przed tym lustrem w łazience? — prychnęła.

— Nie żartuj — warknął chłopak. — To mój szczęśliwy przedmiot na dzisiaj.

Brunetka wybuchnęła głośnym śmiechem.

— Że co?!

— Horoskop — powiedział powoli, jakby mówił do osoby nie w pełni sprawnej umysłowo. — Szminka jest szczęśliwym przedmiotem dla raków.

— Dobrze, że się przyznałeś do bycia rakiem — powiedziała, zakładając ramiona na piersi. Może i nie był to najlepszy żart, ale zawsze był. Midorima przewrócił oczami. — Masz — powiedziała, rzucając mu pierwszą lepszą pomadkę ochronną z komody. Chłopak złapał przedmiot jedną ręką i podziękował skinieniem głowy.

— Wodnik — powiedziała jeszcze dziewczyna i pomachała mu, dając wyraźny znak, że najwyższy czas opuścić jej pokój. Zielonowłosy zamknął drzwi i ruszył w stronę swojego pokoju z zamiarem zabrania torby. Co było o wodnikach w horoskopie? Chłopak zerknął na magazyn na stoliku pośrodku sypialni. "Trzymać się z daleka". No pięknie.

***

— Która to? — zapytał konspiracyjne Takao, opierając przedramię na ramieniu Midorimy, co wyglądało komicznie, gdyż niższy chłopak musiał do tego stanąć na palcach. Zielonowłosy przewrócił oczami i jeszcze raz rozejrzał się po sali 1-3.

— Ej, ty! — usłyszał dziewczęcy głos. Brunetka podeszła do nich szybkim krokiem, ostentacyjnie żując gumę. Mrugnęła do Takao i wsunęła dłonie w kieszenie. — Jak chcesz mój numer, wystarczy zapytać.

— O ta — mruknął Midorima z westchnieniem.

— Makishima Jiseo — przestawiła się, wyciągając dłoń w stronę Takao. Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko i podał jej rękę.

— Takao Kazunari — powiedział. — Jiseo?

— Jestem w połowie Koreanką — uśmiechnęła się. — Od strony mamy.

Midorima zdziwił się lekko, jednak nie dał tego po sobie poznać.

— Jak nowe mieszkanie? — zapytał Takao, dziewczyna wzruszyła ramionami.

— Całkiem nieźle. Tylko sąsiedzi jacyś tacy drętwi — powiedziała, zerkając wymownie na Midorimę. Takao zaśmiał się serdecznie. Zielonowłosy odwrócił się bez słowa i ruszył w stronę swojej sali. Rozgrywający westchnął cicho.

— To na razie, Makishima-kun — powiedział. — Miło było cię poznać!

— I wzajemnie — zaśmiała się. Chłopak ruszył za przyjacielem.

— Oj, Shin-chan! — zawołał, doganiając go. — Ona jest świetna — powiedział. — Otwarta i mega pozytywna.

— Za głośna i upierdliwa — poprawił go zielonowłosy. Takao przewrócił oczami.

— Oj już nie bądź taki! Na pewno się polubicie.

Midorima prychnął tylko i wsunął dłonie do kieszeni, natrafiając na balsam do ust.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro