Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

<10>

Makishima ciągnęła współlokatora za rękę aż do wyjścia służbowego. Zamknęła za nimi drzwi i westchnęła, czując zimne wieczorne powietrze na odsłoniętych przedramionach.

— Co to kurwa było?! — warknął chłopak, przeczesując włosy palcami w geście frustracji.

— Mnie też bolało nazwanie cię skarbem — splunęła na ziemię i uśmiechnęła się. — Już mi lepiej.

— Nie o to mi chodzi, idiotko! — wrzasnął wściekle. — Wyjaśnij mi wszystko.

— Jezu, chłopie, spokojnie — odezwał się blondyn, stojący niedaleko. — Nie krzycz na nią. Zdradziłaś go czy jak? — zwrócił się do dziewczyny.

— Nawet nie jesteśmy parą — wzruszyła ramionami.

— No to co się pieklisz, stary, zejdź z niej — powiedział, podchodząc do nastolatków. Wyciągnął w stronę chłopaka paczkę papierosów. Midorima pokręcił głową ze wstrętem. Blondyn tylko wzruszył ramionami i zwrócił się w stronę dziewczyny.

— Jiseo? — zapytał. Brunetka wzruszyła ramionami i wyciągnęła jednego. Zapaliła go od zapalniczki mężczyzny i podziękowała skinieniem głowy. Blondyn zgasił swojego, po czym przeprosił i wszedł do środka. Gdy drzwi zamknęły się za nim, Midorima chwycił papierosa w dłoni dziewczyny i rzucił na ziemię, przydeptując butem.
Dziewczyna spojrzała na niego obojętnie.

— Zachowujesz się jak moja matka — oznajmiła.

— Możesz mi się w końcu wytłumaczyć, Makishima?! Kim do cholery był ten facet?!

— Aki, mój szef — powiedziała.

— Twój... Jezu — westchnął zielonowłosy, łapiąc się za głowę. — Nie o niego mi chodziło!

— Aaaa... Mówisz o Jasonie? To Amerykanin, gej, stały klient. Ma w zwyczaju do wszystkich mówić po imieniu. No wiesz... Ameryka — wzruszyła ramionami, siadając na schodku. Oparła przedramiona na kolanach. Midorima westchnął ciężko.

— Dlaczego tu pracujesz? I w ogóle jakim cudem? Przecież jesteś niepełnoletnia.

— Mój brat jest właścicielem. Aki. Ten blondyn — powiedziała beznamiętnie.

— Co? — zapytał tępo. Makishima przewróciła oczami.

— Mój brat, straszny dupek, ale płaci mi normalną pensję. Załatwił mi lewy dowodzik i robotę na czarno. No bo nikt zazwyczaj nie prosi barmana o dowód — wyjaśniła. Chłopak przyłożył dłoń do twarzy i jęknął głucho.

— Już wszytsko rozumiem — powiedział.

— Masz tę kosmetyczkę? — zapytała. Chłopak rzucił przedmiotem w dziewczynę. Brunetka westchnęła tylko.

— Dziękuję.

— Powiesz mi chociaż co tam jest? — warknął. — Twój lewy dowód?

Dziewczyna parsknęła.

— Podpaski — powiedziała. Midorima spłonął rumieńcem. Jak mógł...? Tak intymne, kobiece... Schował twarz w dłonie i jęknął głucho.

— Skończyły mi się, a muszę dzisiaj zostać do rana. Jedną pożyczyłam od znajomej tancerki, ale ile można żebrać — westchnęła.

— Boże...

— Przestań przeżywać — westchnęła i podniosła się. — Chodź. Skoczę do łazienki i zrobię ci drinka.

— Nie będę pić — warknął.

— Może być bezalkoholowy — dziewczyna wzruszyła ramionami. — Robię w tym już trochę czasu, możesz mi zaufać.

— Nie ma mowy, Makishima. Wracam do domu — warknął.

— Dobrze — wzruszyła ramionami. — Wrócę około piątej.

— A szkoła? — zapytał.

— Będę miała jakieś dwie godziny snu — westchnęła. — Muszą mi wystarczyć.

Midorima spojrzał na nią chłodno i ruszył w stronę ulicy.

— Shintarō!

Chłopak odwrócił się jeszcze i spojrzał na dziewczynę. Brunetka uniosła w górę kosmetyczkę.

— Dziękuję.

***

Chłopak długo nie mógł spać. Przewracał się z boku na bok. A gdy choć na chwilę udało mu się usnąć zaraz się budził i znowu leżał wpatrzony w sufit.

Około piątej usłyszał kroki w salonie i nie mogąc dłużej liczyć okien na budynku za oknem, wstał i wszedł do kuchni. Dziewczyna rzuciła torebkę na kanapę w salonie i spojrzała na niego ze zmęczeniem.

— Shintarō... — jęknęła.

— Jesteś pijana? — zapytał chłodno. Dziewczyna pokręciła głową i podeszła bliżej.

— Nie spałam od ponad dwudziestu godzin, jestem po prostu zmęczona — westchnęła i delikatnie się do niego przytuliła. Midorima spiął się automatycznie, patrząc z góry na dziewczynę.

— Makishima, co ty...

— Cii... Po prostu... Pozwól mi tak chwilę... — powiedziała, a głos załamał jej się przy ostatnim słowie. Dziewczyna pociągnęła nosem, mocniej zaciskając dłonie na koszulce Shintarō. Chłopak objął ją, niepewny co powinien zrobić. Kiedy on kiedykolwiek kogoś przytulał?

— Przepraszam — załkała cicho i odsunęła się od chłopaka. — Po prostu... Jest mi tak ciężko, a... Nie mam nikogo... Nie wyrabiam, Shintarō.

Chłopak z trudem zdobył się na to, by przyciągnąć ją ponownie do siebie. Czuł jak jej ciało drży. Czuł jak powoli opiera na nim cały jego ciężar i wkrótce osuwa się na ziemię. Midorima podniósł ją i zaniósł do pokoju. Nie mógł uwierzyć, że to robi. Nie mógł pojąć, jakim cudem się na to zdobył.

Położył ją na łóżku i okrył kocem. Już miał wstawać, kiedy poczuł dłoń brunetki zaciskającą się na jego nadgarstku.

— Dziękuję, Shintarō — uśmiechnęła się słabo. Midorima przełknął ślinę i wyszedł.

***

Nie chciał jej budzić. Zostawił tylko kilka naleśników ze śniadania z karteczką, żeby je sobie odgrzała. W dodatku posprzątał bałagan, który zostawiła w nocy, przez cały ten czas zastanawiając się, co go opętało.

Nawet w szkole nie potrafił przestać o niej myśleć. Dlaczego musi się tak przemęczać i jakim cudem ciągnie to tak długo? Dlaczego tak przy niej zmiękł? Chłopak aż upuścił ołówek, gdy uświadomił sobie, że przez to wszystko nie sprawdził dzisiejszego horoskopu.

Co się z nim dzieje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro