∆64∆
(Rozdział jest na piątek {29.05.2020r.})
//Mal//
Przed zemstą, którą zaplanowałam dla Bena wraz z Evie, Carlosem i Jay'em to muszę najpierw z nim porozmawiać i powiedziałam o tym Jay'owi, ponieważ jeszcze wczoraj wieczorem z nim rozmawiałam i powiedział, że pójdzie tam ze mną.
*Później*
Czekam właśnie przed drzwiami do pokoju Jay'a i Carlosa.
-Cześć Mal- powiedział Carlos, który otworzył drzwi i mnie przytulił na przywitanie.
-Hej. Idziesz na trening?- zapytałam przyjaciela.
-Tak. Pogadałabym dłużej, ale muszę lecieć, a Jay jest w środku. Pa Mal- powiedział syn Cruelli.
-Pa Carlos- rzekłam a biało włosy ruszył w swoim kierunku.
Po krótkiej rozmowie z Carlosem, weszłam do środka jego i Jay'a pokoju
Po wejściu do środka zobaczyłam Jay'a, który siedział na swoim łóżku i ubierał buty.
-Hej- powiedziałam do Jay'a i siadłam obok niego na jego łóżku.
-Cześć Mal- powiedział Jay i przytulił mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.
-Możemy już iść? Chcę mieć to jak najszybciej za sobą- rzekłam.
-Jasne, chodźmy- powiedział Jay, a następnie razem ruszyliśmy w stronę zamku.
*Po dotarciu do zamku*
Właśnie teraz, wraz z Jay'em dotarłam do zamku...... Wchodzimy.
-Boję się....- powiedziałam do Jay'a po zapukaniu do drzwi.
-Czyżby najpodlejsza dziewczyna na świecie, córka dwóch najgorszych łotrów, bała się zwykłej rozmowy?- zapytał Jay tym samym pocieszając mnie.
Jay mnie przytulił, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
-Dziękuję, że ze mną przyszłeś, i że mnie pocieszasz- powiedziałam do Jay'a.
-Nie ma sprawy. Jesteśmy rodziną- odparł mój przyjaciel i uśmiechnął się do mnie, a ja ten uśmiech odwzajemniłam.
Oderwałam się od Jay'a i czekałam z nim, aż ktoś te drzwi otworzy.
Czekałam z Jay'em chwilę, ale wciąż nikt nie otwierał drzwi, więc zapukałam ponownie.
-Jeśli ktoś zaraz tych drzwi nie otworzy to obiecuje, że wyrwę je z nawiasów- rzekłam zdenerwowana.
-Okej, okej, luz- powiedział Jay i pogłaskał mnie po plecach, abym się uspokoiła.
-Zapewne siedzi u Audrey i mówi jej jak to bardzo ją kocha i jaka to ja naiwna jestem- powiedziałam przewracając oczami i założyłam rękę na rękę.
-Ej, nie jesteś w cale naiwna.... Po prostu Ben to wielki idiota, że wybrał Audrey, a nie Ciebie- powiedział Jay, a ja się uśmiechnęłam do niego, a on zrobił to samo.
Po chwili zapukałam jeszcze raz i wtedy drzwi otworzył nam Ben.
-Mal.... Jay... Nie spodziewałem się was tutaj.... Wchodźcie- powiedział Ben i wpuścił mnie i mojego przyjaciela do środka zamku, a my tam weszliśmy.
Po wejściu do zamku, stanęłam obok Jay'a i popatrzyłam na Bena, który chciał mnie przytulić, ale ja go lekko odepchnełem od siebie.
-Co się dzieję Mal? Dlaczego nie mogę Cię przytulić?- zapytał Ben niw rozumiejąc mojego gestu.
-Powiedz mi.... Jak tam u Audrey?- zapytałam Bena, ignorując jego poprzednie pytanie.
-Nie wiem.... Dlaczego pytasz?- zapytał Ben zakładając rękę na rękę.
-Wiesz... Doszły mnie słuchy, że bardzo ją kochasz i chcesz odebrać mi dziecko.
-Skąd ty to wiesz?- zapytał surowo Ben.
-Mam swoje sposoby, ale to jest teraz nie ważne.... *podchodzi bliżej Bena* Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie okłamywałeś? Mogłeś od razu powiedzieć mi, że wolisz Audrey i z nią mieć dzieci.
-Gdyby Audrey zaszła w ciąże to po niej miałaby rozstępy, byłaby brzydsza, a moja księżniczka nie może taka być, no a Ciebie mi nie szkoda.
-Żartujesz sobie ze mnie? To jakiś żart?! Wiesz co? Jesteś bezczelnym chamem. Ty i Audrey jesteście siebie warci- powiedziałam, a następnie wzięłam Jay'a za ramie i lekko popchnełam go do przodu co dało mu znak, żebyśmy już poszli.
Gdy ja i Jay szliśmy w stronę wyjścia to Ben podszedł do nas, odwrócił mnie do siebie i przybił do ściany, a ja kompletnie nie mogłam się ruszyć, ale na całe szczęście, Jay oderwał ode mnie Bena i mnie przytulił, a ja nie mogłam już wytrzymać i wypuściłam ze swoich oczu łzy, które zaczęły mi spływać po moich policzkach w dół.
-To dziecko i tak Ci odbiorę! Nie zaslugujesz na nie! Żałuję, że kiedykolwiek byłem z kimś takim jak ty!- wykrzyknął Ben w moją stronę.
Odezwałam się od Jay'a, starłam łzy i podeszłam do Bena.
-Nie odbierzesz mi go!- wykrzyknełam w jego twarz.
-Tak? A to niby dlaczego?
-Dziecko będzie miało po mnie moce, a ani ty, ani Audrey nie będziecie w stanie nauczyć go jak z nich korzystać, i co wtedy zrobicie? Bo jakoś raczej wątpię, że je odbierzecie, ponieważ są tylko trzy osoby, które to potrafią i one napewno się nie zgodzą.
-Zgodzą się, bo im rozkaże, tak samo jak teraz Tobie rozkazuje, abyś powiedziała mi kto to jest.
-Nie masz prawa mi rozkazywać- rzekłam do Niego.
-Jestem królem.
-A ja wciąż jestem królową i nie mam obowiązku mówić Ci tego, a teraz żegnam- odwróciłam się do Bena i ruszyłam z Jay'em w stronę drzwi.
W ostatniej chwili, przed drzwiami, Ben odwrócił mnie w swoją stronę uderzył mnie pare razy w brzuch, a ja padłam na ziemię i ostatnie co widziałam to Jay'a, który wynosi mnie z zamku, ale dalej nic nie pamiętam... Dlaczego? Dlatego, że zemdlałam...
~~~~~~~~
Cześć wszystkim!
Przepraszam was, że tak długo nie było rozdziału, ale nie miałam weny do pisania dłuższych rozdziałów.
Podoba się rozdział?
Zostawcie swoją opinie w komentarzu! 💜💜💜💜💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro