Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.

Harley POV

Joker nie chciał mi powiedzieć, co się wczoraj wydarzyło. Mimo, że wolałabym wiedzieć, nie zadawałam mu więcej pytań.

- Harley, wybacz, że informuję Cię dopiero teraz, ale musimy na kilka dni wyjechać z miasta. - oznajmił mężczyzna, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Wyjechać?

- Dlaczego? - zapytałam mrużąc brwi.

- Chodzi o nieudane interesy. Chcę, żebyś pojechała ze mną. - wyjaśnił, a ja poprawiłam włosy. Czyżby to było związane z naszą rocznicą? Oby tak. W końcu jesteśmy ze sobą już dwadzieścia lat.

- Kiedy jedziemy? - spytałam spoglądając na jego posiniaczoną twarz.

- Dzisiaj wieczorem. - oznajmił, a ja kiwnęłam z zgodnie głową. Pora się spakować.

Zoe POV

Wczorajsza rozmowa z June, kosztowała mnie naprawdę wiele. Wahałam się przed tym, że powiem o słowo za dużo. Gdyby to zależało ode mnie, już teraz poznałaby całą historię, ale jest Joker. Zabronił o tym mówić.

Podczas śniadania co chwilę spoglądałam na dziewczynę. Wyglądała na zamyśloną, jakby analizowała odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Zastanawiałam się czy powinnam powiedzieć komuś o tym, że ona już wie o istnieniu June Moone. Postanowiłam dać jej trochę czasu i zachować to dla siebie. Gdyby zaczęła zadawać więcej pytań... zwrócę się po pomoc.

June POV

Od jakiegoś czasu siedziałam razem z Kalikst' em w moim pokoju. Rozmawialiśmy bez wyznaczonego celu. O niczym konkretnym. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Powiedziałam ciche, proszę, a wtedy do środka weszła Harley. Ubrana była w białe, obcisłe spodnie, czarną koszulkę i skórzaną kurtkę. Spojrzeliśmy na nią niepewnie.

- Dobrze, że jesteście tu razem. - oznajmiła i podeszła do łóżka. Usiadła obok nas. - Ja i Joker, musimy załatwić kilka spraw poza Gotham. Nie będzie nas przez kilka dni. - poinformowała, a ja nie zareagowałam na to jakoś szczególnie. Zdarzało się jej już wyjeżdżać. Jedynie informacja, że Joker miewa się dobrze, była... sama nie wiem. Dla mamy, była ona napewno pocieszająca.

- Uważaj na siebie. - mruknęłam przutualając się do jej sylwetki. Objęła mnie czule i pogłaskała po plecach. Po chwili przytuliła również Kalikst' a.

- Wiecie gdzie są pieniądze. Możecie dzwonić kiedykolwiek zechcecie. - powiedziała kobieta wymachując teatralnie palcem. Nie wyglądała na czterdziestodwuletnią kobietę. Ani nie zachowywała się tak. Na jej twarzy nie dało się zauważyć najmniejszej zmarszczki. Była piękna, troskliwa i kochana. - Kocham was bardzo. - dodała czule i wstała z łóżka. Skierowała się do wyjścia machając nam na odchodne. Przez kilkanaście następnych minut siedziałam razem z Kalikst' em.

Koło godziny dwudziestej zeszłam do garażu. Spojrzałam na swój samochód, rzadko kiedy go używałam. Nie miałam okazji, no a po coś go w końcu dostałam. Wsiadłam do środka i odpaliłam silnik. Wyjechałam z garażu po czym ruszyłam w stronę centrum. Po kilkunastu minutach drogi, wjechałam w jakąś uliczkę. Było tam zupełnie pusto, więc wyszłam na zewnątrz. Oparłam się o auto. Nie mam pojęcia jak długo tak stałam. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Sięgnęłam do kurtki po broń. Niespodziewanie zza ściany wyszedł Luke. Zatkało mnie nieco. Jak się tutaj znalazł? Widząc mężczyznę, schowałam pistolet. Mimo, że tego nie okazywałam widok jego twarzy sprawił, że poczułam radość i bezpieczeństwo.

- Zgubiłaś się? - spytał brunet podchodząc bliżej, jednak nadal stał jakiś metr ode mnie.

- Skąd ten pomysł? - prychnęłam odwracając głowę. Nie chciałam patrzeć mu w oczy. Czułam się z tym naprawdę dziwnie.

- Dwie ulice dalej znajduje się pewien budynek, zwany Arkham Asylum. - oznajmił mężczyzna, a ja przewróciłam oczami. Jeżeli to prawda, jestem idiotką. Wyszło na to, że specjalnie do niego przyjechałam, co absolutnie mijało się z prawdą. Nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć. - Skoro już tutaj trafiłaś, to porozmawiaj ze mną. - poprosił zbliżając się o kilka centymetrów. Ocknęłam się nagle.

- Nie mogę. Właśnie miałam wracać. - oznajmiłam i odwróciłam się szybko, żeby pociągnąć za klamkę. Zanim jednak to zrobiłam, jego dłoń przytymała drzwi. Spojrzałam na niego niepewnie. Tym razem twarz mężczyzny była bardzo blisko mojej. Czułam na twarzy jego miętowy oddech.
- Zależy mi na tobie, June. Nie uwolniłem cię dlatego, że bałem się o swoje życie. Zrobiłem to, bo gdy mnie pocałowałaś, już wiedziałem, że życie bez ciebie, nie będzie miało najmniejszego sensu. - oznajmił, podczas gdy moje serce biło jak oszalałe. Nie wiedziałam, czy miał jakieś powody aby kłamać.

- Przestań. - powiedziałam przewracając oczami. - To już nie ma żadnego znaczenia. - wydukała po chwili. Nie chciałam się jąkać, ale był zbyt blisko, żebym myślała racjonalnie. Miał w sobie coś niezwykłego.

- Mylisz się. Nie umiem żyć z dala od ciebie. Przyznaj, że tobie też jest ciężko. - wyznał, a ja uniosłam lekko głowę. Spojrzałam krótko, na jego usta.

- Nie ważne jak się z tym czuję. Chcę twojego dobra. - powiedziałam takim tonem, jakbym wypowiadała wyuczoną regułkę.

- Ty jesteś moim dobrem. Zrobię wszystko, żeby móc być blisko. - oznajmił z pewnością siebie.

- Jesteś optymistą, ale ja nie. Masz kochającą rodzinę, dobrą pracę, ładne mieszkanie i znajomych. Kontakt ze mną, w ułamku sekundy niszczy to wszystko. Nie jestem tego warta. - oznajmiłam utrzymując odległość. Mówił tak jakby mu naprawdę zależało.

- Nie zrezygnuje z ciebie, June. - wydukał chłopak, a ja westchnęłam lekko. Luke położył dłonie na moich policzkach, żeby już po chwili pocałować moje usta. Znowu czułam to uczucie warte więcej, niż bym tego chciała. Odwzajemniłam pocałunek. Po chwili się od siebie odsunęliśmy.

- Joker i Harley, wyjechali na kilka dni. Może pojedziemy do mnie. - wydukałam czując zimny powiew wiatru. Luke skrzywił nieco twarz w grymasie.

- Kurcze, nawet nie wiesz jakbym chciał, ale rodzice zaprosili mnie na kolacje. - odparł z małą niechęcią.

- W porządku. - stwierdziłam z nie smakiem.

- Słuchaj, a może pójdziesz ze mną? - spytał łapiąc mnie za ręce. Czując jakie są zimne, zaczął je powoli rozgrzewać.

- To zły pomysł, twoi rodzice nadal nie wiedzą, że byłam twoją pacjentką? - zdziwiłam się. To trochę dziwne.

- Wiedzą, ale gdy pokazałaś się w wiadomościach, jedyne co od nich usłyszałem, to to, że w dalszym ciągu jesteś ich ulubienicą. - oznajmił mężczyzna z małym uśmiechem. Nie byłam pewna co do tego pomysłu, ale w końcu się zgodziłam. Może faktycznie nie biorą mnie za skończoną wariatke. Ostatnim razem zachowywałam się w porządku, dlaczego więc mieliby mnie znienawidzić? Joker. Joker. Joker. Może dlatego?

- Spokojnie. - szepnął Luke, gdy staliśmy pod domem jego rodziców. Trzymałam w dłoni czekoladki. W końcu drzwi się otworzyły, a za nimi pojawiła się znana mi już kobieta. Przez chwilę popatrzyła na mnie, a później na Luke' a.

- Dobrze, że jesteście. Jedzenie zaraz wystygnie. - oznajmiła szybko i otworzyła szerzej drzwi. Weszliśmy do środka.

- Przyniosłam dla pani czekoladki. - powiedziałam niepewnie, a ona się uśmiechnęła.

- Dziękuję Ci bardzo, kochana. - odparła biorąc ode mnie pudełko. Po chwili usiedliśmy już przy stole w jadalni. Ojciec Luke' a również nie patrzył na mnie dziwnym spojrzeniem, którego powinnam się spodziewać.

- No więc, June... - zaczął pan Noel, o ile dobrze pamiętam. - Pewnie domyślasz się, że słyszeliśmy o tobie co nieco. - oznajmił mężczyzna, a ja poczułam jak robi mi się gorąco. Luke to wyczuł i pod stołem podał mi rękę. Ścisnęłam go mocno. - Powinnaś wiedzieć, że nie jesteśmy twoimi wrogami. Luke to nasz jedyny syn i chcemy, żeby był szczęśliwy. Jeżeli ma taki być dzięki tobie... Witaj w rodzinie. - powiedział mężczyzna, a mnie zamurowało. Witaj w rodzinie. Powiedział to. Naprawdę.

- Dziękuję. To bardzo miłe. - odparłam cicho, na co Luke przyciągnął mnie do siebie lekko i pocałował w głowę. Reszta wieczoru minęła w mniej oficjalnej atmosferze, jednakże całkowicie miłej.

Harley POV

Europa. Byłam tutaj już kilka razy, a jednak za każdym razem zachwycała mnie równie bardzo. Grecja. Nie mam pojęcia co nas tu przygnało, ale cieszyłam się, że mogę przez kilka dni pobyć sama z Puddin' em. I to w takim pięknym miejscu.

- Rozpakuj się. - oznajmił mężczyzna zmieniając garnitur.

- Dokąd idziesz? - spytałam zaciekawiona. - Już bardzo późno. - dodałam spoglądając na zegarek wiszący nad łóżkiem. Właściwie to było bardzo rano. 05:15.

- Wiem, kochanie. Niestety jestem zmuszony spotkać się z kilkoma osobami już teraz. - oznajmił zawiązując sznurówki. Gdy skończył wstał z łóżka.

- Szkoda. - mruknęłam niepocieszona, przy czym poprawiłam lekko wlosy.

- Wrócę koło dziewiątej. - oznajmił i podszedł do mnie. Pocałował krótko moje usta.

- Kocham cię. - powiedziałam zanim całkowicie wyszedł z domu. Mężczyzna nie zatrzymał się.

- Ja ciebie też. - odparł spoglądając na mnie przez ramię. Chwilę później drzwi się zamknęły zamaszyście. Gdy już rozpakowałam swoje wszystkie rzeczy, postanowiłam pozwiedzać nasz tymczasowy dom. Był piękny. Ogromny. Nowocześnie urządzony, z elementami kultury tego właśnie kraju. Przed wejściem stało kilku ochroniarzy. Nie znałam ich, ale nie przeszkadzali mi. Nagle poczułam zmęczenie. Nie poszłam tradycyjnie do sypialni, tylko na taras. Znajdowało się tam wielkie łoże wiszące w powietrzu. Biała pachnąca pościel i co najważniejsze niezapomniane widoki w zasięgu moich oczu.

PPPProsze bardzo next 💟💟 Komy mile widziane 😂😂😊 gwiazdki również 👌 ale wasza obecność przede wszystkim 💟💝💕💞💗💓💖 Do następnego 😉😄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro