01.
June POV
- Raz. Dwa. Trzy. - powiedział z całkowitym spokojem czarnoskóry mężczyzna, a wtedy poczułam cholernie nieprzyjemną serię ukłuć. Jedno za drugim.
- Kurwa. - szepnęłam ściskając mocno rękę mojej przyjaciółki.
- Przechodziłaś przez o wiele gorsze rzeczy, Quinn. - oznajmiła ze śmiechem ciemnowłosa kobieta, a ja tylko krzywo na nią spojrzałam. Może i gorsze, ale robiłam je w jakimś konkretnym celu... no dobra, cel to złe określenie. Właściwie to ja zawsze byłam tym celem i dlatego cierpiałam. No ale co z tym wszystkim miał wspólnego tatuaż, do cholery? Nie jest mi absolutnie do niczego potrzebny. Inne jednak zdanie mają moi rodzice. To taka nasza tradycja. Zastanawiam się jednak czy w każdej rodzinie są takie zwyczaje. Chyba coś mi się poprzestawiało. Oczywiście, że nie. Tylko w tutaj są takie zasady. U nas wszystko jest zupełnie na odwrót.
Po jakichś dwudziestu minutach cierpienia, mężczyzna oznajmił, że skończył. Wtedy ja odetchnęłam z ulgą i wstałam z krzesła. Stanęłam przed lustrem i odsłoniłam obojczyk, żeby w końcu ujrzeć ten słynny napis "SKWAD", który posiadał każdy w naszej rezydencji. To taki znak rozpoznawczy naszego Suicide Squad' u, tyle że trochę mniej oficjalny.
Jak go widzisz to znaczy, że czas spieprzać.
Wprost cudownie. Już po wszystkim. Teraz już oficjalnie jestem w to wciągnięta. Powinnam się cieszyć, czy raczej płakać?
Obok mnie stanęła Laura i również odsłoniła koszulkę. Miała identyczny, dokładnie w tym samym miejscu. Jedyna różnica polegała na tym, że ona robiła go kilka lat temu, gdy stała się pełnoletnia. Teraz przyszła moja kolej. Dzisiaj to ja kończę te cholerne osiemnaście lat.
- Chodźmy stąd. Już nie lubię swojego pokoju. - oznajmiłam lekko naburmuszona i złapałam przyjaciółkę za rękę. - Masz stąd zniknąć w ciągu pięciu minut, w innym wypadku zapewniam, że Ci nogi z dupy powyrywam. - zaznaczyłam na odchodne mężczyznie, który wyrządził mi przed chwilą ten jakże ,,słuszny" ból. Tak jak się spodziewałam za drzwiami czekała na mnie Harley. Natychmiast obejrzała mój tatuaż po czym przytuliła mnie mocniej niż bym tego chciała.
- Teraz już oficjalnie jesteś w Squad' e. Przysięgam... czekałam na tą chwilę od momentu kiedy się urodziłaś. - powiedziała z radością kobieta i pogłaskała mnie lekko po policzku. - Kocham cię, słoneczko. - dodała, a ja tylko się odrobinę uśmiechnęłam. Dobrze wiedziała, ile mnie kosztuje wypowiadanie tych słów. Za to ja doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo one ją uszczęśliwiają. Zawsze to robiłam. Starałam się sprawiać jej radość. W końcu tak robią dobre córki, tylko, że ja nie jestem dobrą córką. Nigdy nie będę. I zdaje sobie z tego sprawę.
- Ja ciebie też, mamo. - odparłam z minimalnym uśmiechem po czym minęłam ją i zeszłam schodami na dół. Tam czekał na mnie mój brat - Kali. Tak dokładniej to Kalikst, ale ja nazywałam go zdrobniale. On w porównaniu ze mną, kochał tatuaże i mimo, że był młodszy o rok, miał ich już kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt na każdej części ciała.
- Nareszcie jest moja cudowna siostrzyczka. - powiedział zadowolony i objął mnie w pasie po czym uniósł do góry. Obkręcił wokół własnej osi i z powrotem postawił na ziemię. Był umięśniony i naprawdę wysoki jak na swój wiek.
- Nie podniecaj się za bardzo. - mruknęłam złośliwie, a wtedy pojawił się obok mnie Kosma. Był tylko kilka miesięcy młodszy ode mnie. On również miał dzisiaj oficjalnie dołączyć do naszej drużyny. Jednak stety i niestety, kobiety mają pierwszeństwo.
- Jak było? - spytał z lekkim uśmiechem, a ja wzruszyłam ramionami. Co tu dużo gadać? Szczególnie, że Kosma tak samo jak mój brat kochał tatuaże. Dla nich to jest jak oddychanie. Dla mnie najgorsza tortura.
- Cholernie bolało. - odparłam przywracając oczami i skrzywiłam się lekko.
- Jak się odzywasz? - spytała z udawanym wyrzutem Pamela, która nie wiem kiedy podeszła i objęła mnie ramieniem.
- Przepraszam. - mruknąłem cicho, z udawaną skruchą. Wiedziałam, że i tak nie przeszkadza jej to, że klne.
- Mnie też cholernie bolało, nigdy więcej nie sprawię sobie tego cierpienia. - oznajmiła, na co się zaśmiałam. Była cudowna. - Tak w ogóle, to tatuś chciał się z tobą widzieć. - dodała, po czym stanęła tuż obok Laury i zaczęła z nią o czymś dyskutować. Ja natomiast powlokłam swój tyłek do gabinetu Joker' a. Jak to oni mówią? Do tatusia. Uhh.
- Chciałeś mnie wiedzieć? - spytałam wchodząc do pomieszczenia.
- Usiądź. - rozkazał wskazując ręką na kanapę naprzeciwko jego biurka. Bez sprzeciwów usiadłam na wyznaczonym miejscu. Nie zawsze był taki poważny. Musiał czegoś chcieć lub ewentualnie to ja zrobiłam coś nie tak. Jednak absolutnie nic sobie nie przypominam. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Chyba największy przypał miałam wtedy gdy uciekłam z domu jego fioletowym Lamborghini. Nawet nie wyjechałam z podwórka, a już rozbiłam się o drzewo. Samochód wybuchł a ja miałam połamane prawie wszystkie części ciała. Byłam wtedy przekonana, że w napadzie złości mnie zabije. Jednak udało mi się przetrwać, dzięki sztywnemu gipsowe, który osłaniał moje ciała. Wpływ na to miała też oczywiście Harley. Właściwie to największy wpływ.
Mój ojciec się nagle odezwał, wyrywając mnie z przemyśleń.
- Córka Batmana urządza niedługo imprezę w ich mieszkaniu w centrum Gotham. Chcę żebyś w jakiś sposób się tam dostała, zabiła ją i uciekła zanim ktokolwiek zorientuje się kim jesteś. Jeżeli się wydasz Batman zacznie cię szukać. - poinformował, na co tylko westchnęłam ciężko. Nie miałam nic przeciwko zabijeniu. Być może nawet lubiłam to robić. Jednak zabijanie, dlatego, że mój ojciec ma do kogoś problem? Tego nienawidziłam.
- Dlaczego miałabym ją zabić? Przecież nic mi nie zrobiła. - odparłam stanowczo, na co ten przymknął lekko oczy i poprawił swoje nienaturalnie zielone włosy.
- Batman wyrządził tej rodzinie zbyt wiele krzywd. Musi nam za to zapłacić, kochanie. - oznajmił mężczyzna ze słodyczą w głosie, która była tak cholernie sztuczna. Batman nie był dla mnie nowością. Słuchałam tych opowieści będąc małą dziewczynką. Opowiadali mi je na dobranoc, co raczej nie dawało mi spokojnie usnąć. Miałam przez nie koszmary.
- Ale to nie są moje sprawy. Nie mam z tym nic wspólnego. Ani ja, ani jego córka nie jesteśmy waszymi pionkami w grze. - wytłumaczyłam nie podnosząc głosu. Gdy ja pierwsza to robiłam, kończyło się interwencją Harley. Gdyby nie ona już dawno byśmy się pozabijali. I mówię to zupełnie poważnie.
- Dlaczego, nie chcesz po prostu zrobić tego co mówię? - spytał z lekkim wyrzutem. Nie lubił, gdy ktoś mu się sprzeciwiał. A właśnie ja, robiłam to najczęściej.
- Bo nie znoszę kiedy każesz mi zabijać ludzi, z którymi to ty masz problem. - zaczęłam z lekką irytacją. - Chciałbyś, żeby ktoś mnie zabił z powodu jakichś sprzeczek sprzed lat? - spytałam wzruszając ramionami. Wiedziałam, że to i tak nie zrobiłby mu różnicy, ale musiałam to powiedzieć, żeby dać mu jakiś pogląd na to, co każe mi zrobić.
- Jesteś inna niż ja i inna niż Harley. Przez te osiemnaście lat, nie nauczyłaś się od nas zupełnie niczego. Nie wiem po kim masz ten charakter. - powiedział wprost, co chyba miało mnie obrazić. Jednak nie wyszło. Nigdy mu nie wychodziło.
- Mogę już iść? - spytałam krótko, dając do zrozumienia, że nie zgadzam się na jego pomysł.
- Zaczekaj. - mruknął Joker wstając z krzesła. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. - powiedział mężczyzna, wyjmując z kieszeni jakieś kluczyki.
- Dzięki. - mruknęłam udając w ogóle nie zainteresowaną. Tak naprawdę, to zawsze chciałam dostać swój własny samochód. Mężczyzna rzucił mi klucze, które bez problemu złapałam. Miałam świetny refleks i to akurat zawdzięczałam tylko i wyłącznie mamie. Uczyła mnie tego od kiedy skończyłam niecałe pięć lat. - Pójdę się przejechać. - mruknęłam, unosząc do góry przedmiot. Pomachałam nim teatralnie.
- Nie zabij się. - powiedział Joker, tuż przed moim wyjściem z gabinetu.
- I tak byś za mną nie płakał. - odparłam natychmiast, zatrzymując się na moment.
- Słuszna uwaga. - wyznał i tylko wskazał na drzwi, żebym już wyszła. Bez zastanowienia opuściłam pomieszczenie i pobiegłam do salonu.
- Laura! - krzyknęłam rozglądając się za przyjaciółką. Stała na balkonie popijając jakiś trunek. Wskoczyłam na nią przez co cała zawartość kieliszka wylała się poza barierkę.
- Niedorozwój. - szepnęła cicho dziewczyna, zaraz po przeanalizowaniu mojego zachowania. Uśmiechnęłam się lekko.
- Idziemy się przejechać. - oznajmiłam stanowczo, na co ona tylko wyrwała mi kluczki i zaczęła biec do garażu. Natychmiast poszłam w jej ślady. Mimo różnicy wieku, dogadujemy się naprawdę świetnie. Jest dla mnie jak starsza siostra. I to taka przecudowna siostra, której mogę powiedzieć zupełnie o wszystkim.
Harley POV
Usiadłam wyszczerzona na kolanach Joker' a. Zarzuciłam ręce na jego szyję i pocałowałam namiętnie usta mężczyzny.
- Myślisz, że się jej spodoba? - spytał Puddin po oderwaniu od moich ust. Założyłam włosy na ucho i zabawnie poruszałam brwiami.
- Sprawdźmy. - oznajmiłam i włączyłam laptop, na którym mieliśmy podgląd z kamer zamontowanych w garażu. Znajdują się tam od chwili, gdy June postanowiła przejechać się samochodem Joker' a.
Na monitorze dostrzegłam June, Laure, a obok nich stał świeżo kupiony Lykan Hypersport. Był koloru białego, z podświetlanym na niebiesko spodem. Sama go wybrałam, mając nadzieję, że się jej spodoba.
I chyba się udało, bo June wyglądała na zadowoloną. Szczególnie, że gdy już zorientowała się, że to naprawdę jej samochód, zaczęła skakać z radości wokół auta.
- Jest cudowny! - krzyknęła brunetka poprawiając włosy.
- I powiesz o tym rodzicom? - spytała Laura z uśmiechem na twarzy, na co dziewczyna tylko spojrzała na nią jak na idiotke.
- Nigdy w życiu. - oznajmiła June i obeszła samochód wsiadając na miejscu kierowcy. Laura zasiadła na miejscu pasażera. Gdy już odpaliły samochód wyjechały z garażu z pieskiem opon.
- Jest bardzo podobna do ciebie. - powiedziałam po chwili wyłączając monitor. - Nie potrafi okazywać uczuć. - wytłumaczyłam głaskając lekko jego szyję. - Dobrze, że chociaż mamy te kamery. - mruknąłem ze smutkiem, a Joker tylko mnie objął ręką.
- Wiesz, że ona cię kocha. - powiedział mężczyzna pewnym siebie głosem, a ja westchnęłam. Wiedziałam, że mnie kocha. Wychowałam ją i traktowałam jak córkę. Jak mogłaby mnie nie pokochać? Tym bardziej, że ona nadal sądzi, że to właśnie ja jestem jej prawdziwą matką. Nie zna prawdy. Nigdy jej nie poznała, a Joker zakazał o tym mówić. Dlatego każdy kto z nami mieszkał i każdy kto znał całą prawdę, przyjął wersję, że to ja jestem jej rodzicielką. Jakbyśmy zapomnieli o June i o tym, jakie świństwo wyrządził jej kiedyś Joker. Jednak ja tak nie potrafiłam. Każdego dnia chciałam powiedzieć prawdę. Na początku była za mała, a teraz? Teraz po prostu nie potrafię tego zrobić. Znienawidziłaby mnie. A ja nie chce jej stracić. Nie zniosłabym tego.
Będąc dzieckiem, June nie miała podstaw do tego, żeby nabierać jakichkolwiek podejrzeń. Bo jakie dziecko, zastanawia się nad takimi rzeczami? Teraz jest trochę inaczej. Dziewczyna już dawno temu zauważyła pomiędzy nami te znaczące różnice. Nie chodzi tutaj tylko o wygląd. Bo pomijając fakt, że jest ode mnie wyższa, że jest brunetką, a nie blondynką, tak jak zapowiadało się na to w jej dzieciństwie ani, że nie jest do mnie w ogóle podobna. To główną różnicą jest nasz charakter i to jak obie patrzymy na świat. Ona jest dobra. Mimo, że twierdzi iż lubi zabijać i krzywdzić ludzi, to później ma ogromne wyrzuty sumienia, które stara się ukrywać przed światem. Jest uczciwa, uczynna i pomoca. Taka jak ja kiedyś. I taka jak June, była zawsze. Tego da się nie zauważyć.
Z twarzy przypomina bardziej Joker' a. Oczy i uśmiech. Rysy twarzy. Jednak cała reszta należy do jej rodzicielki. A ja nią nie jestem. I nigdy nie będę, chociaż bardzo bym tego chciała. Albo chociaż tego, żeby June znała prawdę i mimo wszytsko, potrafiła powiedzieć "Kocham cię, mamo." Jednak nawet teraz przychodzi jej to z trudem.
- Joker. - zwróciłam na siebie uwagę zielono włosego. - Zróbmy to w końcu. Chcę, żeby ona poznała prawdę. Nie możemy ukrywać tego w nieskończoność. - powiedziałam z żalem do mężczyzny. To właściwie jego wina. Gdyby nie on, June już dawno poznała by prawdę. I być może jej złość na nas już dawno by minęła.
- Możemy, Harley. I będziemy. Nie wracamy do przeszłości. June jest twoją córką i nie próbuj mieszać jej w głowie. Jeżeli to zrobisz stracimy ją. Jej zaufanie. - powiedział stanowczo mężczyzna, a ja opuściłam głowę i zeszłam z jego kolan. Każdego dnia poruszałam ten sam temat. Każdego dnia on zgaszał mój zapał. Zawsze miał przewagę.
- June, którą tak cholernie skrzywdziłeś, zasłużyła na to, żeby jej córka poznała prawdę. - oznajmiłam i skierowałam się do wyjścia. Czułam łzy napływające mi do oczu. Nie lubiłam poruszać tego tematu, ale musiałam to robić. Miałam nadzieję, że którymś razem przyzna mi rację.
- Harley. - mężczyzna zatrzymał mnie dosyć szorstkim tonem. - Nie wracaj więcej do tego tematu. - oznajmił Joker, a ja z lekką złością wyszłam z jego gabinetu. Zawsze to samo. Kłamstwa za kłamstwami.
Witajcie kochani 💝💝 Jest pierwszy rozdział nowego opowiadania, które nigdy nie miało powstać. O kurcze. Liczę też, że początek nie jest zbieżny z żadnymi innymi opowiadaniami, a nawet jeżeli to naprawdę zbieg okoliczności. Staram się pisać oryginalnie i mam nadzieję, że to widać. 😊😊 Przepraszam za błędy i za możliwe powtórzenia to już tak na zaś do końca tej książki.
Nie wiem ile będzie rozdziałów pewnie 40 może 50, a potem już naprawdę koniec 😂😂💝
Z niecierpliwością czekam na waszą opinie i pozdrawiam serdecznie 💓💋❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro