Uda nam sie?
Nasza czwórka rozdzieliła się. Każda z osób szukała wyjścia z pomieszczenia. W pokoju był wielki bajzel, więc zadanie było utrudnione. Po chwili zauwarzyłam małe drzwiczki. Nie potrzebowały klucza i z łatwością mogłam je otworzyć.
-Hej!
Krzyknełam do towarzyszy.
-Coś znalazłam!
Wszyscy szybko staneli obok mnie. Otworzyłam je i niestety, żeby przez nie przjść, trzeba było zacząć chodzić na czworaka.
-Panie porzodem.
Zaczął Jay. Wiedziałam co kombinuke. Nie dołam się tak łatwo.
-Nie. Ja zapraszam.
-Dobra jesteś!
Chłopcy weszli jako pierwsi. Gdy wszyscy byli po drugiej stronie, weszłam jako ostatnia. Jay pomógł mi wstać. To miejsce było bardzo dziwne.
Czułam się jak w drugim świecie Koralinu. Jej córka chodziła ze mną do gimbazy.
-Ja wiem gdzie jesteśmy i mi się to nie podoba. Nie chce spotkać drugiej matki.
-Trzęsidupa! Wyluzuj stary. To tylko jakaś scenografia do przedstawienia. Na 100%.
-Jay. Mylisz się i to bardzo.
Staneła przed nami druga matka.
-Witajcie dzieci moje drogie. Co was tu sprowadza?
-Nic takiego. Po prostu wypadł mi kkk..kolczyk.
Podniosłam z ziemi świecący kamyk dla nie poznaki.
-Znalazłam. Możemy już wracać. Miłego dnia!
Odwróciliśmy się w stronę drzwi.
-Poczekajcie chwilę. Może chcecie z nami zjeść kolacje?
-Nie dziękujemy. Tak na prawdę, to chcieliśmy się teraz położyć.
Pomógł mi Ben. Zaczeliśmy się trząść ze strachu.
-Mam wolne pokoiki. Możecie u nas przenocować.
-Nie chcemy robić kłopotów. Na serio!
Dodał Jay. Byliśmy bardziej przerażeni. Nie mieliśmy już wymówek.
-Nie robicie. Chodzcie do nas. Mamy coś słodkiego dla każdego. Zapraszam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro